niedziela, 27 września 2020

Spring – „Spring” × 2, Esoteric Recordings, 1971/2015, EU





 Brytyjski zespół Spring (Wiosna) działał w latach 1969-1972. W epoce wydał tylko jeden album, zupełnie niedoceniony w swoich czasach, a obecnie uważany za jedno z zaginionych arcydzieł rocka początku lat 70. Grupa ta tworzyła muzykę w stylu progresywnego rocka, a jej brzmienie zdominowane było przez instrumenty klawiszowe, a zwłaszcza mellotron, co nie powinno dziwić skoro aż trzech na pięciu członków tego zespołu grało na tym właśnie instrumencie.

 Początki tego zespołu są jednak znacznie starsze, bo sięgają wiosny 1965 r., kiedy to w Leicester w Północnej Anglii powstał zespół Sleepy John's Opus tworzony przez Pata Morana (perkusja), Denisa Nolana (gitara), Adriana "Bone" Moloney’a (bas) i Leona Oliviera (śpiew). Nawiasem mówiąc miasto Leicester nad rzeką Soar znajdujące się w regionie East Midlands i liczące obecnie ponad 348 tys. mieszkańców jest jednym z najstarszych w Wielkiej Brytanii, a jego nazwa pochodzi od obozu rzymskiego.

 Na początku istnienia skład tego zespołu nie był stały, podobnie jak jego nazwa i przyporządkowanie muzyków do instrumentów. W każdym razie od czerwca 1969 r. występował już pod nazwą Spring. W tym czasie tworzyli go: Pat Moran (śpiew), Adrian ("Bone") Moloney (gitara), Tony Shipman (gitara), Graham Bevin (klawisze) i Terry Abbs (perkusja).

Podobnie do wielu innych młodych zespołów tamtych czasów, aby się mieć z czego utrzymać grupa wiele koncertowała podróżując w rożne rejonu kraju starą furgonetką. Gdy 11 VII 1969 r. wracała z odwołanego koncertu w Cardiff w ich samochodzie zabrakło paliwa. Miało to miejsce w rejonie Monmouth (wal. Trefynwy) w południowo-wschodniej Walii. Muzycy wyruszyli wówczas na poszukiwanie stacji benzynowej. W takich niecodziennych okolicznościach spotkali Kingsley’a Warda, właściciela lokalnego studia nagraniowego i poszukiwacza talentów muzycznych. Jego studio nagraniowe mieściło się w Rockfield w przebudowanej stodole.

Ward dał paliwo potrzebne muzykom do powrotu do domu, ale też namówił ich do zarejestrowania kilku nagrań próbnych w swoim studio w Rockfield, co niebawem nastąpiło. Zachwycony utworami grupy Ward, który wcześniej bezskutecznie poszukiwał nowych talentów muzycznych po całym kraju, postanowił wypromować grupę na poziomie krajowym. A że dobrze dogadywał się z muzykami został ich menadżerem.

 Niesiona tym pozytywnym trendem grupa intensywnie koncertowała szlifując swoje rzemiosło muzyczne, ale i pisała nowy materiał o bardziej progresywnym charakterze, co nie w pełni odpowiadało niektórym dotychczasowym jej członkom. Ostatecznie doprowadziło to do kolejnych zmian personalnych w jej składzie. Z kolei Kingsleyowi Wardowi udało się przekonać znanego już wówczas producenta Gusa Dudgeona do pracy przy debiutanckim albumie grupy planowanym do nagrania w studiu Rockfield. Ostatecznie choć album ten zaczęto je nagrywać w tymże studio w 1970 r., to sesje zakończono na początku 1971 r. w Trident Studios w Soho w Londynie. Jak wspominają muzycy album ten nagrano w studiu, ale tak jakby był to koncert na żywo.

 Debiutancki album grupy został zarejestrowany w następującym składzie: Pat Moran (śpiew, mellotron), Ray Martinez (gitara prowadząca, mellotron, gitara 12 strunowa), Adrian „Bone” Maloney (gitara basowa), Pick Withers (perkusja, glockenspiel), Kips Brown (fortepian, organy, mellotron).

 Już w okresie nagrywania albumu, a więc w marcu 1971 r., grupa podpisała kontrakt z nowo powstałą wytwórnią Neon Records, należącą do koncernu RCA Records, przeznaczoną do wydawania muzyki progresywnej (na wzór Vertigo). To dzięki temu kontraktowi stworzenie okładki albumu zlecono Keithowi MacMillanowi, znanemu już wówczas projektantowi okładek płyt, m.in. twórcy opakowań do albumów „Valentyne Suite” grupy Colosseum, „Paranoid” zespołu Black Sabbath czy „Gassoline Alley” Roda Stewarta. Jednak zaproponowana przez niego okładka jest równie efektowna (potrójnie rozkładana), co szokująca i nie całkiem jasna ideowo, choć nawiązuje do jednego z utworów. Przedstawia bowiem zwłoki zabitego żołnierza w mundurze z epoki wiktoriańskiej leżącego w sielankowej scenerii nadrzecznej zieleni, co nie w pełni koresponduje z całością prezentowanej na albumie muzyki.

 Debiutancki album grupy pod tytułem „Spring” ukazał się w połowie 1971 r. przy czym pierwotne wydanie obejmowało jedynie dwa tysiące kopii. Podanie bardziej dokładnej daty wydania tej płyty przez mnie nie jest możliwe z powodu braku źródeł. Album ten obejmował oryginalnie osiem utworów, po cztery po każdej stronie płyty winylowej, w sumie nieco ponad 39 minut muzyki. Wszystkie utwory wybrane do nagrania na tym albumie były autorstwa członków zespołu, przy czym materiał obejmował zarówno starsze piosenki z czasów przed rekrutacją Martineza i Withersa oraz nowsze kompozycje już z nowym składem.

 Do chwili obecnej album wydano w 28 wersjach na różnych nośnikach, w tym 10 wersjach na płytach winylowych (w tym aż 4 nieoficjalnych), 18 wersjach na płytach kompaktowych (w tym 6 nieoficjalnych). W epoce, czyli w 1971 r. album ten wydano jedynie w Wielkiej Brytanii, Niemczech Zachodnich i Nowej Zelandii. Jak więc widać płyty tej nie wydano w USA i na kilku innych liczących się rynkach muzycznych, w tym japońskim. Jego słaba sprzedaż sprawiła, że w latach 70. i 80 nie wznowiono go już ani razu, przez co został praktycznie zapomniany.

 Popularność tej płycie przywróciły dopiero jej kompaktowe reedycje z przełomu lat 80. i 90. XX w. Po raz pierwszy na płycie CD wydała go niemiecka wytwórnia SPM Records w 1989 r. Jednak znaczenie bardziej dostępny na tym nośniku stał się on dopiero za sprawą wydania Repertoire Records z 1994 r. Pomimo tego i innych edycji kompaktowych była to jednak wciąż rzadka i poszukiwana płyta, stąd tak wiele jej edycji pirackich, zarówno na płytach kompaktowych jak i winylowych. Do wyjątkowo udanych należą jej wznowienia japońskie, a zwłaszcza wydanie Belle Antique z 2013 r. zrealizowane w technice SHM oraz dwupłytowe wydanie wytworni Marquee z 2015 r. To ostatnie jest powieleniem dwupłytowego wydania europejskiego przygotowanego przez Esoteric Recordings w 2015 r. (tego tutaj omawianego).

Album otwiera ponad pięcioipółminutowa kompozycja „The Prisoner (Eight By Ten)” [„Więzień (Osiem na dziesięć)”]. To utwór utrzymany spokojnej tonacji i piosenkowej formie, ale też o nieco onirycznej i mocno abstrakcyjnej atmosferze. Ton nadają mu melodyjne partie grane na instrumentach klawiszowych częściowo w wysokim rejestrze, a zwłaszcza brzmienie mellotronu i fletu. Sekcja rytmiczna jest za nimi schowana i pełni drugoplanową rolę, ale jest precyzyjna. Gra mellotronu bardzo przypomina brzmienie uzyskane niegdyś przez Moody Blues. Tekst utworu to dosłownie strumień świadomości w którym mówi się o cieknących kranach i denerwującym spojrzeniu, zwęglonych czajnikach, rozmyślaniach, powrocie i końcu żywota. 

 Podobny charakter ma ponad sześcioipółminutowe nagranie „Grail” („Graal”) w którym mellotronowe pasaże przeplatają się z melodyjnymi i cudownie leniwymi partiami wokalnymi. Jego środkowej partii umieszczono coś w rodzaju instrumentalnej kulminacji z krótkimi solówkami instrumentalnymi, w tym gitary i mellotronu. W sposobie śpiewu i ogólnej atmosferze utwór ten przypomina oniryczne nagrania Kevina Ayersa, Caravan i innych „nawiedzonych” twórców brytyjskiego psychodelicznego rocka. W tekście Podmiot Liryczny mówi o dotykaniu legendarnego miecza Graala, świecie rządzonym przez Ciemność i głupców, wreszcie o konfrontacji z Prawdą.

 Nagranie „Boats” („Łodzie”) bardzo krótka, bo niespełna dwuminutowa ballada oparta o brzmienie gitar, w formie bliska muzyce folkowej. Tekst utworu przestrzega przed składaniem obietnic których nie będzie można dotrzymać.

 Zamykające pierwszą stronę oryginalnego albumu ponad pięciominutowe nagranie „Shipwrecked Soldier” („Zabity żołnierz”) to rasowy utwór rockowy, choć oczywiście trochę nietypowy, bo z ograniczonym udziałem gitary. Jego motoryczny rytm z wiodącą rolą perkusji imituje wojskowe marsze, a jego muzyczne i słowne przesłanie bezpośrednio nawiązuje do okładki albumu. W tym wypadku obok instrumentów klawiszowych pojawia się także fragmenty orkiestrowe nadające mu majestatu, choć nie są one zbyt duże i dominujące. W brzmieniu utwór ten nieco przypomina wczesne nagrania Genesis czy King Crimson. Jego tekst mówi o kłamliwych politykach, którzy uważają siebie za drogowskazy, a faktycznie na ich rozkaz armie grabią i kradną cudze ziemie, a ceną za to płacą żołnierze, którzy giną za nie swoje wartości.

 Drugą stronę oryginalnego albumu otwierała siedmiominutowa kompozycja „Golden Fleece” („Złote runo”) – najdłuższa na albumie. Za sprawą wyrazistej linii melodycznej, bardziej rozbudowanych partii instrumentalnych o większym stopniu improwizacji oraz zaakcentowanej linii wokalnej utwór ten wyróżnia się spośród innych na płycie. W ogólnym charakterze przypomina nagrania Genesis i sposób śpiewu Petera Gabriela, a w sposobie gry na mellotronie Moody Blues. Podniosłego charakteru nadają mu zwłaszcza klawiszowe fanfary pojawiające się w tym nagraniu kilkakrotnie. Tekst utworu mówi o poszukiwaniu prawdy o świecie i życiu i konieczności skierowania wzorku na tytułowe „złote runo”, które uwalnia z rozczarowujących nas umysłów i łańcuchów jakimi jesteśmy otoczeni.

 „Inside Out” („Nie ma wątpliwości”) to nagranie niespełna pięciominutowe, o bardziej tradycyjnej surowej rockowej formie, ale z użyciem melodycznych instrumentów perkusyjnych, a dokładniej rzecz biorąc glockenspiela (chordofon, cymbały). Przez wykorzystanie tego instrumentu utwór ten nieco przypomina późniejsze kompozycje Jethro Tull z okresu jego zielonej folkowej trylogii z końca lat 70. Nawet gitara sprawia tutaj wrażenie jakby grał na niej Martin Barre. Tekst mówi o fałszywym wrażeniu jacy stwarzają niektórzy ludzie, o tym, że udają przyjaciół, ale – jak zauważa Podmiot liryczny- na to dają się nabrać tylko głupcy. Sugeruje więc takiemu osobnikowi, aby się zmienił, bo inaczej wszyscy się od niego odwrócą.

 „Song To Absent Friends (The Island)” to niespełna trzyminutowa akustyczna ballada wykorzystująca do budowy tkanki muzycznej fortepian i głos wokalisty. W tekście Podmiot liryczny porównuje się do samotnej wyspy pozbawionej przez życie marzeń.

Album zamyka prawie sześciominutowy utwór „Gazing”. Rozpoczyna się od majestatycznego wstępu instrumentów klawiszowych o pięknej melodii, który niespodziewanie przerwany zostaje przez partię wokalną. Po niej naprzemiennie występują partie instrumentalne oparte na współbrzmieniu klawiszy i gitary oraz śpiewu wokalisty. Niejednoznaczny tekst opowiada o ścieżkach jakie należy obrać w życiu, by obudzić się z głębokiego letargu w jakim się znajdujemy.

Pomimo tego, że była to dość udana płyta nie odbiegająca specjalnie średniej ówczesnego brytyjskiego progresywnego rocka, to jednak sprzedawała się dość słabo. I to pomimo promocji albumu przez grupę na koncertach m.in. w klubie The Marquee w Londynie. Podcza występów tych grano cały repertuar albumu poza dwoma utworami: „Boats” i „Song To Absent Friends (The Island)”.

Brak perspektyw skłonił Adriana „Bone’a” Moloney’a do odejścia z zespołu we wrześniu 1971 r. Jego miejsce zajął amerykański basista Pete Decinidis. Niestety gdy wkrótce potem odszedł Ray Martinez dni zespołu były już policzone. Zwłaszcza, że muzycy mieli odmienne wizje swego dalszego rozwoju: część chciała (Martinez) dalej rozwijać estetykę progresywnego rocka, a część (pozostali muzycy) chcieli grać jazz rocka. Jednak gwoździem do trumny dla zespołu było zerwanie kontraktu z nim przez wytwórnię RCA. Pomimo tych trudności zdołała ona jednak przygotować materiał na swą drugą płytę, która jednak w epoce nigdy nie została dokończona i wydana. Były to zarówno w pełni gotowe utwory jak i nagrania demo, które dopiero trzeba było dalej dopracować.

Nagrania z sesji z 1971 r. na drugi nigdy nie wydany w epoce album Spring zebrano na drugiej płycie omawianego tutaj wydawnictwa. Obejmuje ono w sumie dwanaście utworów, w tym kilka tych samych w różnych wersjach. Przeważnie to nagrania bardziej rockowe czy wręcz hard rockowe lub jazz rockowe z wykorzystaniem instrumentów dętych. Przeważnie nie mają już tej eterycznej magii z okresu debiutu, choćby z powodu rezygnacji z użycia mellotrony i innej technice śpiewu. W wielu wypadkach bardziej przypominają one modne wówczas zespoły jazz rockowe np. Blood Sweet And Tears lub grupy hard rockowe np. Uriah Heep. Niektóre z tych nagrań ciążą w kierunku stylistyki Emerson Lake And Palmer lub Caravan. Pomimo tego wciąż w niektórych z tych nagrań można dostrzec pewien potencjał artystyczny i jakby alternatywną wersję muzyki grupy Camel.

Po ostatecznym rozpadzie zespołu losy jego członków potoczyły się różnie. Pat Moran (zm. 2011 r.) został inżynierem w studiu Rockfield, gdzie pracował nad takimi klasykami jak „A Night at the Opera” Queen czy „A Farewell to Kings” zespołu Rush. Z biegiem czasu stał się także cenionym producentem, m.in. takich albumów jak „Soldier” Iggy'ego Pop'a, czy „The Principle of Moments” Roberta Plant'a.

Ray Martinez najpierw występował z grupą Showaddywaddy,  by z biegiem czasu stać się zawodowym gitarzystą sesyjnym i koncertowym występujących u boku Tima Rose'a, Michaela Chapmana, Roberta Plant'a i wielu innych. Z kolei Pick Withers najpierw występował wraz z zespołem Dave'a Edmunda i Johna Dummera, by ostatecznie zyskać sławę jako perkusista zespołu Dire Straits, z którym nagrał jego cztery pierwsze klasyczne albumy.

Z perspektywy czasu można powiedzieć, że muzyka z debiutanckiego albumu grupy była dość oryginalna, choćby z powodu zdominowania jej brzmienia przez mellotron. Utwory mają klasyczną budowę i są pozbawione elementów awangardowych czy dysonansowych, za to obficie czerpią a klasycznej europejskiej harmoniki i melodyki. Na pochwalę zasługuje też fakt, że nagrania grupy stanowiły próbę stworzenia własnego języka dźwiękowego na bazie osiągnięć wczesnego Moody Blues, Genesis i King Crimson. Na szczęście grupie udało się całkowicie odciąć od tych prostego powielania tych znanych wzorców i stworzyć coś nowego. Z tego powodu zrezygnowała ona z długich solówek na klawiszach na rzecz bardziej zwartych kompozycji bez zbędnego efekciarstwa. Z kolei jej oniryczne brzmienie wyrastało bezpośrednio z dokonań psychodelicznego rocka i było jego naturalnym rozwinięciem. Tak wypracowane nowy styl uzupełniła elementami folkowymi, które w bardziej rozwiniętej formie rozpropagował potem zespół Jethro Tull. Niestety jej kompozycje nie były na tyle porywające, by przekonać do siebie kapryśną publiczność rockową. Brakowało jej też przeboju, dlatego nie odniosła sukcesu finansowego, utraciła kontrakt nagraniowy i na długie lata przepadła w czeluściach niepamięci.

W młodości w latach 80. nigdy nie słyszałem o tym zespole ani o omawianym tutaj albumie. Przeczytałem o nim dopiero w jednym z katalogów Repertoire Records pod koniec lat 90. ale nie miałem możliwości kupienia czy posłuchania tej płyty. Nabyłem ją dopiero stosunkowo niedawno w sklepie „Megadisc” w Warszawie. Niestety sprzedawca zapakował ją niedbale przez co przyszła ona do mnie w pękniętym pudełku. Gdy z trudem doprosiłem się u niego o nowe opakowanie, to dostałem jeszcze bardziej połamane pudełko niż to które już miałem- stąd ta widoczna rysa w tylnej części pudelka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...