niedziela, 15 listopada 2020

The Seeds – „The Seeds”, Big Beat / GNP Crescendo, 1966/2012, EU




Amerykański zespół The Seeds (Nasiona) działał z przerwami w okresie od 1965 do 2009 r. przy czym klasyczny okres jego działalności to lata 1965-1969. W tym okresie nagrał i wydał cztery albumy studyjne i jeden koncertowy oraz szereg singli. Z płyt studyjnych jedni najbardziej cenią debiutancki protopunkowy i jednocześnie psychodeliczny album „The Seeds” (1966), a drudzy bardziej psychodeliczny album „Future” (1967).

W świecie zachodnim, a zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, to grupa kultowa, bardzo szanowana za wierność tradycji rockowych protoplastów z lat 50. ale też za twórcze rozwinięcie ich brzmienia. W Europie to zespół mniej znany i popularny, a w Polsce bardzo mało znany. Dowodem tego jest nie tylko brak wzmianki o nim w pierwszym wydaniu „Encyklopedii rocka” Wiesława Weissa, brak jego opisu w tłumaczonej na j. polski encyklopedii rocka Guinessa, a także brak polskiego hasła o tym zespole w Wikipedii.

A tymczasem debiutancki album The Seeds z 1966 r. pt. „The Seeds” należałoby umieścić w tej samej kategorii wielkich osiągnięć muzyki rockowej co opublikowane w tym samym roku płyty: „Pet Sounds” The Beach Boys, „Revolver” The Beatles, „Aftermatch” The Rolling Stones, „Blonde On Blonde” Boba Dylana, „Sonds Of Silence” Simona & Garfunkla, „Fift Dimension” The Byrds, „Face To Face” The Kinks, „The Psychodelic Sounds Of The 13th Floor Elevators” The 13th Floor Elevatoirs, czy „Feak Out!” The Mothers Of Invention.

Grupa The Seeds powstała na początku 1965 roku z inicjatywy wokalisty Sky Saxona i gitarzysty Jana Savage’a, którzy zamieścili ogłoszenie w prasie, że poszukują muzyków do współpracy. Na to ogłoszenie zgłosili się dwaj muzycy: klawiszowiec Daryl Hooper i perkusista Rick Andrige. Wszyscy członkowie zespołu pochodzili spoza Kalifornii a przenosząc się do Los Angeles pragnęli osiągnąć sukces artystyczny i komercyjny, który nie był możliwy w ich rodzinnych stronach. Jednak w drodze do tego celu nigdy nie zgodzili się na skomercjalizowanie swego surowego brzmienia i granie pod publiczkę, np. folk rocka czy białego Rhythm & Bluesa.

Specyficzne brzmienie grupy wynikało nie tylko z garażowego sposobu tworzenia piosenek ale i ze sposobu używania basu, czy raczej jego braku w klasycznej postaci. Klawiszowic grupy . Daryl Hooper podobnie jak później Ray Manzarek z The Doors był też jej basistą bo partie basowe grał nogami na tzw. pedale basowym przy klawiaturze. Tego rodzaju zabieg w połączeniu z surowym brzmieniem reszty instrumentów sprawiło, że muzyka grupy uzyskała specyficzne i trudne do podrobienia brzmienie. Oczywiście w sesjach nagraniowych i na koncertach korzystała z pomocy wynajętych basistów.

Nazwę grupy zaproponował Jan Savage, widząc że wszyscy jej członkowie nosili na sobie koszulki z kwiatami dlatego zaproponował nazwanie nowo zorganizowanego zespołu The Seeds („Nasiona”). Ale nie wszystkim pozostałym muzykom ta nazwa przypadła do gustu, ale pozostano przy niej, bo wcześniejsze nazwy grupy nie przyjęły się.

Głównym organizatorem zespołu był Richard Eleven Marsh (1937-2009), używający scenicznego pseudonimu Sky Saxon. On też był jego liderem, ale faktycznie wszyscy czterej muzycy mieli równy wkład w jego dzieło kompozytorskie (zwłaszcza aranżacyjne) i sceniczne. Jednak, jak to zwykle bywa, prasa i fani koncentrowali się zawsze na Sky Saxonie jako piszącym teksty piosenek i wiodącym wokaliście. Przyciągał on uwagę także swymi coraz większymi z biegiem czasu ekstrawagancjami. Z tego powodu prasa zaczęła postrzegać The Seeds jako grupę towarzyszącą Saxonowi, a była to oczywista nieprawda.

Richard Elevern Marsh pochodził z Slat Lake City w Utah, gdzie wychowywał się wraz z trójką swego rodzeństwa. W 1957 r. w wieku 20 lat opuścił dom rodzinny w poszukiwaniu szczęścia i lepszego życia wyruszył do Kalifornii, gdzie rzeczywistość zmusiła go do podjęcia się różnych dorywczych prac w celu utrzymania się. Po uzyskaniu pewnej stabilizacji udało mu się zrealizować swe marzenie o komponowaniu, nagrywaniu i wydawaniu płyt. W latach 1960-1964 przygotował sześć singli z własnymi w sumie dość błahymi piosenkami. Wydały je różne lokalne wytwórnie, ale dzięki temu zyskał pewne doświadczenia studyjne. Z kolei doświadczenia estradowe wykuwał podczas koncertów z zapomnianymi już obecnie grupami m.in. z Sky Saxon & The Vikings i Amoeba. Z tej ostatniej został zresztą wyrzucony, a poszukując muzyków do nowego własnego zespołu natknął się na Jana Savage’a.

Jan Savage (1943-2020) a właściwie Buck Jan Reeder urodził się w Ardmore w Oklahomie, ale młodość spędził w Albuquerque, w Nowym Meksyku. W młodości myślał że jest Indianinem z plemienia Cherokee, ale faktycznie jego ojciec pochodził z plemienia Tejas a matka była z plemienia Chickasaw. Po rozwodzie rodziców w wieku 14 lat Buck opuścił Nowy Meksyk przeprowadzając się do Fresno w Kalifornii, a następnie do San Jose. W tym czasie utrzymywał się z pracy na złomowisku samochodów. Po ukończeniu szkoły w 1961 r. przeniósł się do Los Angeles gdzie rozpoczął studia w LA City College licząc na dostanie pracy w policji. Jednocześnie grał na gitarze w amatorskiej grupie Highlighters, a następnie w Jack & The Rippers. Znudzony graniem w podrzędnych klubach wyruszył na poszukiwanie lepszych możliwości rozwoju muzycznego do Hollywood, gdzie spotkał Saxona.

Sky Saxon i Jan Savage planowali nazwać swą nową grupę Saxon and the Savages, wyznaczyli swą siedzibę w jednym z barów gdzie właściciel zaoferował im darmowe piwo za umilanie gościom czasu grą podczas posiłków. Dlatego usilnie poszukiwali oni kompanów do grania. W tym celu dali ogłoszenie do gazety. Wspomniany bar znajdował się wschodniej stronie Hollywood przy 6426 Sunset Boulevard. Po pewnym czasie zgłosili się do nich dwa pozostali oryginalni członkowie The Seeds: Rick Andridge i Daryl Hooper.

Daryl i Rick dorastali w Farmington na północnym przedmieściu Detroit w stanie Michigan. Obecnie Detroit to zrujnowane miasto, ale wówczas był to bogaty i dobrze prosperujący ośrodek dzięki przemysłowi motoryzacyjnemu. Daryl był jedynakiem, a Rick miał rodzeństwo w tym siostrę. Obydwaj od najmłodszych lat interesowali się muzyką i pobierali lekcje gry na instrumentach. Rick uczył się grać na perkusji, a Daryl najpierw uczył się gry na gitarze ale ostatecznie skupił się na nauce gry na klawiszach. Wkrótce później wraz z kilkoma szkolnymi kolegami rozpoczęli też wspólne muzykowanie. Z biegiem czasu ich zespół przekształcił się w półprofesjonalną grupę Four Sharps. W jej repertuarze były standardy rock and rollowe, ale także muzyka swingowa lat 40. Już wówczas ich brzmienie wyróżniało się spośród innych podobnych zespołów dzięki posiadanemu przez Daryla przenośnemu fortepianowi elektrycznemu Wurlitzera.

W październiku 1964 r. po ukończeniu szkoły średniej Daryl i Rick wyruszyli do Kalifornii kupionym za zaoszczędzone wcześniej pieniądze kilkuletnim samochodem. Tym samym zniweczyli plany rodziców co do swej przyszłości. Daryl miał iść do szkoły strojenia pianin, a Rick miał uczyć się na programistę komputerowego. W Kalifornii osiedli na kilka lat w wynajętym mieszkaniu przy 4100 Arch Drive w Północnym Hollywood. Aby się utrzymać dorabiali jako magazynierzy w jednym z domów towarowych. 

Wszyscy przyszli czterej muzycy The Seeds od początku przypadli sobie do gustu i wzajemnie się uzupełniali. Zadziałało też coś co nazywa się wewnętrzną chemią zespołu dzięki czemu muzycy szybko nie tylko zgrali się ze sobą ale i przystąpili do pracy na wspólnym repertuarem. Większość kompozycji na debiutancki album grupy została napisana przez Sky Saxona, Jedynie w dwóch nagraniach (na 12) znaczniejszy wkład kompozytorski mieli Savage i Hooper, ale aranżacja wszystkich nagrań była już wspólna. Ponadto w trzech nagraniach współtwórcami nagrań byli inni kompozytorzy. 

Ich pierwszy potencjalny producent chciał im obciąć włosy, przebrać w garnitury i przerobić w amerykańską wersję The Dave Clark Five, ale na szczęście muzycy pozostali wierni swoim ideałom. Ich pierwszy formalny menadżer Jimmie Maddin także nie był zbyt odpowiedni do prowadzenia The Seeds, ale przynajmniej skierował muzyków do Gene’a Normana w celu nagrania profesjonalnego demo. W takich okolicznościach w kwietniu 1965 r. zarejestrowano w Western Recorders w Los Angeles utwór „Can't Seem To Make You Mine”/ Daisy Me” wydany przez niego na singlu w czerwcu 1965 r. w jego wytwórni GNP Crescendo. Norman był szanowanym biznesmenem w świecie muzycznym Los Angeles, m.in. promotorem koncertów i impresariem nocnych klubów oraz cenionym prezenterem płytowym i osobowością telewizyjną.

Dzięki Normanowi kariera The Seeds nabrała przyspieszenia, a grupa zaczęła intensywnie koncertować w najlepszych klubach Los Angeles i jego sąsiedztwie m.in. w Hollywood Bowl, a także występowała w lokalnej telewizji, np. w KBLA w Burbank. Wtedy też ostatecznie ukształtował się też wizerunek sceniczny zespołu, w którym muzycy prezentowali się z długimi włosami, w obcisłych spodniach, wysokich butach i kamizelkach, ale z pewnymi rozróżniającymi szczegółami: Saxon ubierał się w kamizelkę bez rękawów i nosił małe ciemne okulary co podkreślało jego rolkę jako frontmana, Aldrige występował w kowbojskim kapeluszu, Savage w indiańskiej opasce na czole, a Hopper z bokobrodami i w czerwonej kamizelce w mozartowskim stylu. 

Niesiona falą sukcesu grupa wydała w listopadzie 1965 r. kolejnego singla pt. „Pushing Too Hard”, który szybko stał się jej hymnem. W takich okolicznościach powstawały też kolejne utwory zespołu ćwiczone na licznych klubowych koncertach. Z biegiem czasu powstało ich tyle, że wraz z nowo skomponowanymi nagraniami mogła powstać z nich płyta długogrająca. Przygotowano ją wiosną 1966 r. podczas sesji w Western Recorders na Sunset Boulevard w Hollywod, a wydano ją w czerwcu 1966 r. pt. „The Seeds” w barwach wytworni GNP Crescendo. Jej producentami byli: Marcus Tybalt i Jimmie Maddin. Oryginalny winylowy album został nagrany i wydany w systemie mono i obejmował 12 nagrań, po sześć z każdej strony płyty analogowej. 

Album ten nagrano w składzie: Sky Saxon (główny wokalista, harmonijka ustna, perkusja), Daryl Hooper (fortepian, organy, bas klawiszowy, śpiew wspomagający), Jan Savage (gitara, śpiew wspierający) Rick Andridge (perkusja, instrumenty perkusyjne). 

Grupa The Seedes uważana jest za zespół protopunkowy i każde jej nagranie z tego albumu o tym świadczy. Nagrania są krótkie i dość hałaśliwe, ale nie pozbawione dość dużej finezyjności i melodyjności. W niektórych w większym stopniu ujawnia się styl psychodelicznego rocka, ale nawet w tym wypadku ich brzmienie jest surowe, czy wręcz garażowe. Uważne ucho wyłapie też w muzyce grupy dalekie echa R&B. W sumie ich styl opiera się na bardziej dosadnym przekazie dawnych klasyków rocka w rodzaju Elvisa czy Lewisa, ale w ich wykonaniu to już nie jest udawanie bycia rockmanem, a w pełni dojrzały twardy rockowy styl. The Seeds na pewno byli jednymi z jego pionierów. Przez to wszystko jako całość ich muzyka wydaje się bardziej agresywna, ale dzięki temu jest też bardzo oryginalna. Nie ma w niej zbędnych ozdobników, ale wykonanie wskazuje, że muzycy całkiem dobrze opanowali swe instrumenty i umieją z nich wydobyć potrzebne dźwięki. Słuchając tych nagrań można odnieść wrażenie że słucha się zaginionych wczesnych utworów The Ramones czy Sex Pistols. W poszczególnych utworach słychać też echa twórczości The Rolling Stones, Them czy innych wczesnych klasyków rocka. Ogólnie brzmienie ich nagrań jest bardzo twórcze, stąd różni znani muzycy z wielkim uznaniem wypowiadali się zawsze o twórczości tej grupy. Maniera wokalna Sky Saxona wzorowana jest na klasykach rock and rolla np. Eddie Cochranie, ale też na stylu Micka Jaggera.

W sposobie śpiewu i ogólnym brzmieniu otwierającego album wielkiego przeboju zespołu „Can't Seem To Make You Mine” słychać pewną dozę szaleństwa interpretacyjnego charakterystycznego dla późniejszych dzieł Captain Beefheart i jego zespołu. „No Escape” to motoryczny kawałek rockowy upiększony drobnymi wstawkami na klawiszach, „Lose Your Mind” przypomina nagrania Bo Diddleya i wyrasta z tradycji bluesowej co dodatkowo podkreśla solówka na harmonijce ustnej, pięciominutowy „Evil Hoodoo” to swego rodzaju rockowa minisuita jakie w późniejszym okresie tworzył np. zespół The Doors czy Iron Butterfly, tyle że bardziej mroczna co podkreśla szorstki wokal Saxona, przy „Girl I Want You” można odnieść wrażenie, że The Doors zainspirował się tym nagraniem przy jednej ze swych kompozycji (bardzo podobny motyw melodyczno-rytmiczny), melodyjny „Pushin' Too Hard” to hymn The Seeds ale też jedno z najlepszych nagrań lat 60., to jakby wczesna wersja bardziej popowego stylu The Stranglers pomieszana z country, porywający i melodyjny.

Otwierający drugą stronę albumu Try To Understand” to kolejny wielki przebój grupy wydany na singlu słusznie doceniony przez krytyków i słuchaczy, brzmienie „Nobody Spoil My Fun” jest powrotem do bardziej szorstkiego rocka bliższego garażowemu obliczu grupy, co nie przeszkodziło w użyciu w nim gitary w technice slide, „It's A Hard Life” to prosta rockowa piosenka w stylu Stonsów, z kolei „You Can't Be Trusted” wyraźnie słychać skrzypce i echa super przeboju „Gloria” zespołu Them, w „Excuse, Excuse” to kolejny twardy rockowy numer bez zbędnych upiększeń w proto punkowym, kończący oryginalny album „Fallin' In Love” ze swym swingującym rytmem nawiązuje do tradycji amerykańskiego jazzu i bluesa.

Na uwagę zasługuje też wiele za zamieszczonych na albumie w omawianej tutaj wersji nagrań dodatkowych. Przekonuje już otwierający ten zestaw „She's Wrong” z rock and rollową partią fortepianu, ładna rockowa piosenka „Dreaming Of Your Love”, także utrzymany w stylu Them „Out Of The Question (Version 1 Take 1)”, alternatywne wersje utworów znanych z oryginalnego albumu np. „Pushin' Too Hard (Take 1)”, ale największe wrażenie robi monumentalna piętnastominutowa wersja „Evil Hoodoo (Unedited Take And Intercut Section)” udowadniająca, że muzycy The Seeds perfekcyjnie opanowali technikę improwizacji,

Tekst „Pushin' Too Hard” opowiadał o kłopotach Saxona z jego ówczesną dziewczyną Mary Anne, ale wielu widziało w nim także bardziej uniwersalne przesłanie - walkę jednostki o wolność w starciu z władzą. 

Jak dotąd album ten ukazał się w ponad 70 wersjach a więc nie jest płytą rzadko wznawianą czy trudno dostępną, ale na pewno jest w pewnych krajach i kręgach płytą mało znaną. Większość jego wydań pochodzi z jego wielokrotnych wznowień z 1966 r. w Stanach Zjednoczonych. W tymże roku płytę te wydano także w Kandzie i Wenezueli. Jedyne europejskie wydanie tej płyty z epoki pochodzi z Włoch gdzie ukazała się w 1967 r. w zmienionej okładce i pod zmienionym tytułem - Il „New Sound". Brak wydań tego albumu w epoce na czołowych rynkach europejskich (Wielka Brytania, Niemcy Zachodnie, Francja) a także w Japonii znacząco wpłynął na małą popularność The Seeds we wspomnianych krajach. Późniejsze wznowienia tego albumu w latach 70. i 80 jedynie częściowo zniwelowały tę pierwotną stratę. 

Jak dotąd ukazało się jedynie osiem wydań tego albumu na płytach kompaktowych. Pierwsze z nich przygotowała niemiecka wytwórnia Impact w 1988 r. Był to oddział równie zapomnianej wytwórni Line, swego czasu bardzo szanowanej i przygotowującej reedycje dawnych klasyków rocka. Jednak płyta ta ukazała się w niej pod zmienionym tytułem: „First Album/Pushin’ Too Hard”. W związku z tym, że cały nakład Impact szybko się sprzedał szybko przygotowano jej reedycję.

Dopiero w 2001 r. nakładem GNP Crescendo ukazało się japońskie wydanie CD tego albumu pod tytułem „The Seeds+8” (potem spiracone przez Rosjan), obejmujące repertuar oryginalnego winyla a także osiem nagrań dodatkowych. Kolejna edycja japońska tej płyty z 2010 r. przygotowana przez wytwórnie: Birdsong, Hayabusa Landings we współpracy z GNP Crescendo obok oryginalnych dwunastu utworów zawierała także ponad dziewięciominutowe nagranie „900Million People Daily (All Making Love) (Full Length Version)”.

W 2012 r. wytwórnia Big Beat Records wydała równocześnie ten album w wersji kompaktowej w USA i Europie. W tej wersji album ten (ten tutaj omawiany) zawiera pełny repertuar oryginalnego winyla plus 10 nagrań dodatkowych. Jak dotąd ostatnim legalnym kompaktowym wydanie tego albumu jest najnowsza edycja japońska z 2018 r. sygnowana przez wytwórnię Oldays Records. W tej edycji zmianie uległ repertuar nagrań dodatkowych.

Po raz pierwszy przeczytałem wzmiankę o zespole The Seeds na początku lat 80. przy okazji artykułu w magazynie „Razem” o klasykach amerykańskiego rocka lat 60. Już wtedy chciałem posłuchać jego nagrań, ale w tamtym czasie nie było to możliwe, bo nikt z mojego otoczenia nie miał jego płyt. Oczywiście nie prezentowano jej też w Polskim Radio, a jak już, to ja o tym nie wiem. 

Potem czytałem kolejne wzmianki o tym zespole i jego debiutanckiej płycie przy okazji różnych zestawień najlepszych płyt lat 60. publikowanych w polskiej prasie muzycznej w latach 90, np. w magazynie „Tylko Rock”, a wraz z nastaniem Internetu na różnych polskich i zagranicznych forach, gdzie album ten zawsze był wymieniany wśród najlepszych płyt dekady lat 60. Ale nadal nie mogłem w całości posłuchać muzyki tego zespołu. Dopiero stosunkowo niedawno kupiłem omawianą tutaj płytę w sklepie wysyłkowym, w Niemczech.

niedziela, 8 listopada 2020

William Basinski – „Melancholia”, 2062 [Records], 2003/2013, USA




William Basinski (ur. 1958 r.) to amerykański kompozytor, producent i muzyk tworzący eksperymentalną muzykę elektroniczną w stylu ambient. Urodził się w Huston w Teksasie i wychowywał w katolickiej rodzinie, co na pewno nie ułatwiało mu życia jako gejowi. Jego ojciec pracował dla agencji NASA dlatego rodzina często się przeprowadzała. Od dzieciństwa uczył się grać na instrumentach, a zwłaszcza na klarnecie i poznawał dokonania muzyki klasycznej. Pod koniec lat 70. XX w. podczas studiów North Texas State University pod wpływem Braiana Eno i Steve’a Reicha zainteresował się minimalizmem muzycznym.

Już w końcu lat 70. stworzył pierwsze kompozycje w stylu minimalistycznym. To właśnie wówczas powstał jego charakterystyczny styl łączący eksperymenty dźwiękowe z krótkimi zapętlonymi melodiami o medytacyjnym i melancholijnym charakterze. Jednak w świecie skomercjalizowanej muzyki początku lat 80. nie było zrozumienia i miejsca dla takiej twórczości. Z tego powodu jego debiutancki album „Shortwavemusic” choć nagrany w 1983 r. na wydanie musiał czekać aż do 1998 r. A i wówczas wydała go jedynie w niewielkim nakładzie mała niemiecka niezależna wytwórnia Rastermusic założona przez twórców producentów muzyki eksperymentalnej: Olafa Bendera i Franka Bretschneidera. Za ich przykładem także Wiliam Basiński wraz z Jamesem Elaine założyli w Nowym Jorku własną wytwórnię płytową pod nazwą „2062” w celu publikowania tworzonej przez siebie muzyki. Jedynie sporadycznie wydaje płyty w innych podobnych niszowych wytwórniach.

Na tle innych przedstawicieli minimalizmu większość jego kompozycji powstała dzięki technice loopu, a więc działaniom polegającym na tworzeniu dźwięków przez wielokrotnie zapętlone taśmy. Oczywiście wykorzystuje także typowe instrumenty elektroniczne współczesnej doby, w tym komputery, ale to właśnie dzięki technice zapętlonego taśmy stworzył swój własny rozpoznawalny styl. Wykorzystując dawne nagrania ze swej taśmoteki z konieczności zachował też trzaski powstałe w wyniku uszkodzeń taśmy a zarejestrowane podczas ich cyfrowego kopiowania.

Pierwszą płytą wydaną w jego wytwórni 2062 był album „Watermusic” wydany w formacie CDr w 2001 r. Dopiero późniejsze o cztery lata wydanie tej płyty ukazało się w formie klasycznej tłoczonej płyty kompaktowej. Do chwili obecnej Basinski nagrał i wydał jeszcze ponad dwadzieścia innych albumów (niektóre we współpracy z innymi muzykami) z których najwyżej ceniona jest czteropłytowa seria: „The Disintegration Loops” („Rozpadające się pętle”) z lat 2002-2003, a także omawiany tutaj album „Melancholia” z 2003 r.

Album „Melancholia” miał jak dotąd jedynie sześć wydań. Pierwotnie album ten ukazał się w 2003 r. wyłącznie na numerowanej płycie CDr nakładem jego wytwórni 2062. Tego rodzaju wydanie świadczyło o próbie minimalizacji kosztów dla jego pięknej, choć mało przebojowej i komercyjnej muzyki. Pierwsze tłoczone wydanie tego albumu na CD ukazało się dopiero w 2005 r., także zresztą firmowane przez wytwórnię 2062. Wznowiono je na CD w 2013 r. i to właśnie wydanie udało mi się kiedyś kupić w Niemczech. Ponadto album ten w 2014 r. wydano w USA także w formie plików i płyty winylowej. Oba te wydania firmowane były przez równie niszową co sam twórca wytwórnię Temporary Residence Limited.

Album „Melancholia” składa się z 14 nagrań instrumentalnych, bez tytułów, ale ponumerowanych cyframi rzymskimi. Jedne z nich są dłuższe, inne krótsze, ale wszystkie zachowują wspólne cechy stylistyczne. Każde z nich bazuje na brzmieniu przetworzonego i zapętlonego fortepianu grającego niekończącą się linię jednostajnej dość cichej i monotonnej melodii. Nie ma tutaj skocznych rockowych refrenów, zwrotek, czy przyciągającego słuchacza elektronicznego sekwencyjnego rytmu, a za to jest tylko dość smutna i nieco depresyjna melodia – stąd tytuł albumu. Miejscami słychać też te legendarne trzeszczenia taśmy o których piszą wszyscy autorzy zajmujący się analizą jego twórczości. Świadczy to o tym, że przynajmniej częściowo w nagraniach tych użyto melodii stworzonych i nagranych przez niego wiele lat wcześniej.

Dzięki muzyce Basinskiego możemy też ponownie odkryć ciszę jako muzykę, dlatego powinniśmy na jego kompozycje spojrzeć tak jak naukowcy spoglądają na życie w niewielkiej kropelce badanej pod mikroskopem. Patrząc gołym okiem nic tam nie widzimy, jednak przy bliższym spojrzeniu przez szkło powiększające będziemy mogli tam dostrzec cały nieznany nam dotąd świat. Podobnie jest także w wypadku omawianej tutaj muzyki. Pozornie to tylko jednostajne i monotonne dźwięki, ale gdy się w nie bliżej słuchać, to możemy gdzieś tam głęboko usłyszeć całą gamę i bogactwo mikromuzyki skorelowanej z rytmem naszego ciała. Dosłownie możemy się więc cieszyć każdym jej oddechem.

Nawiasem mówiąc słowo „melancholia” pochodzi z j. greckiego i oznacza lekkie zasmucenie. Termin ten używany był powszechnie w języku medycznym już od starożytności i oznaczał depresję. Zbliżonym do niego w znaczeniu był termin „nostalgia”, który pewien lekarz z XVII w. opisał jako tęsknotę za ojczystymi stronami, czyli w sumie także jako depresję, czy pewien jej objaw. Nie oznacza to jednak że tej muzyki mają prawo słuchać tylko ludzie stojący nad krawędzią, a wręcz odwrotnie. Trzeba mieć w sobie wiele sił witalnych, aby cieszyć się tą w sumie dość smutną i refleksyjną muzyką. Stworzony przez Basinskiego na tym albumie mikrokosmos dźwiękowy sprzyja refleksji, ale też wydobywa ze słuchacza ukryte emocje oraz napełnia go nadzieją będącą oknem do bardziej optymistycznego patrzeniu na świat.

Muzykę na tym albumie można więc określić jako ambient i minimalizm, a także nowoczesny klasycyzm (modern classical). I faktycznie tak jest. Dźwięki wykreowane przez Basinskiego są twórczym rozwinięciem poszukiwań zapoczątkowanych przez Briana Eno jeszcze w połowie lat 70. XX w. Niby nic wielkiego, jednak cała trudność polega na tym, aby na ograniczonym formalnie polu muzyki ambient stworzyć coś, co będzie choć trochę inne niż dzieła powstałe wcześniej, a także przyciągające uwagę słuchacza. Moim zdaniem to się bardzo dobrze udało Basinskiemu. Brzmienie jakie udało mu się osiągnąć na tej płycie jest jeszcze bardziej stonowane i melancholijne a więc ambientowe, niż to co oferowali dotąd inni twórcy tego gatunku. 

niedziela, 1 listopada 2020

Oregon – „Out Of The Woods” (1978) / „Roots in The Sky” (1979) × 2, BGO 2017, UK






Amerykański zespół Oregon powstał w 1970 i z niewielką przerwą w latach 80. istnieje do chwili obecnej, przy czym z jego pierwotnego składu pozostało w nim już tylko dwóch muzyków: Ralph Towner i Paul McCandless.

Geneza tej jazzowej grupy sięga początku lat 60. kiedy to dwaj studenci uniwersytetu w Oregonie: Glen Moore i Ralph Towner postanowili założyć niewielki zespół jazzowy. Nawiasem mówiąc Moore studiował historię i literaturę, bo jak sam powiedział wykładający te przedmioty profesorowie mieli coś ciekawego do powiedzenia. W tym czasie obaj fascynowali się grą na fortepianie Billa Evansa (wystąpił m.in. na albumie „Kind Of Blue” Milesa Davisa) a także basistów: Scotta Le Faro i Gary Peacocka. Aby ulepszyć swą grę na gitarze klasycznej Ralph Towner udał się do Wiednia gdzie uczył się gry na tym instrumencie u Karla Scheidta. Z kolei Glen Moore wyjechał na studia do Kopehnhagi, gdzie uczył się gry na basie pod okiem Nielsa-Henninga Oersteda Pedersona. 

W 1969 obaj muzycy wrócili do kraju i osiedli w Nowym Jorku, ale każdy osobno. Z braku innych możliwości podjęli współpracę w folkowym piosenkarzem Timem Hardinem. To właśnie w jego zespole Moore i Towner spotkali się ponownie. Przy okazji koncertów zetknęli się też z grupą The Winter Consort w skład której wchodzili: perkusista Collin Walcott i saksofonista i oboista Paul McCandless. Wszyscy czterej wspomniani muzycy przypadli sobie do gustu i postanowili w 1970 r. założyć zespół jazzowy, który nazwali Oregon (to oczywiste nawiązanie do nazwy stanu i uczelni w jakiej kiedyś studiowali obaj liderzy zespołu). Szybko przystąpili do nagrywania debiutanckiej płyty i rozpoczęli poszukiwanie jej wydawcy. Należy tutaj podkreślić, że zespół saksofonisty Paula Wintera The Winter Consort (pierwszą płytę wydał w 1968 r.) grający jazz z elementami muzyki ludowej, klasycznej i etnicznej był wzorem wczesnego brzmienia muzyki grupy Oregon. 

Przełom lat 60. i 70. był w muzyce jazzowej okresem wielkich zmian, dawne style jazzowe traciły na popularności na rzecz stylu fusion, a więc jazzu połączonego z rockiem, czy innymi gatunkami muzyki np. funkiem. Na przekór panującym tendencjom muzycy Oregon postanowili jednak tworzyć muzykę w niemodnym wówczas stylu akustycznego jazzu i to jeszcze w wersji którą obecnie byśmy nazwali folk jazzem. Dodatkowo połączyli go z elementami klasycznej kameralistyki, muzyki świata i wolnej improwizacji. Stworzony przez nich styl krytycy nazywali jazzem progresywnym, ale tak faktycznie ich akustyczne subtelne brzmienie wymykało się wszelkim próbom jednoznacznej klasyfikacji. Oznaczało to już na wstępie, że muzyka zespołu Oregon będzie na wysokim poziomie artystycznym i wykonawczym, ale też będzie znacznie mniej przebojowa, popularna i dochodowa.

Niestety wytwórnia do jakiej Oregon nagrywał swą debiutancką płytę zbankrutowała, stąd ich pierwsze nagrania zostały wydane dopiero po latach na albumie „Our First Record” w 1980 r. Ich pierwszy oficjalny album „Music Of Another Present Era” ukazał się dopiero w 1972 r. i został wydany przez wytwórnię Vanguard publikującą m.in. płyty Joan Baez i Country Joe & The Fish. Dla tej wytwórni grupa nagrała jeszcze kilka kolejnych albumów, po czym w 1978 r. przeszła do wytwórni Elektra dla której nagrała m.in. omawiane tutaj dwie płyty. W latach 1983-1987 jej albumy wydawała niemiecka ECM, a jej późniejszy dorobek firmowały różne małe niezależne wytwórnie. Nawiasem mówiąc dla tej ostatniej wytwórni grupa nagrała swój najczęściej wznawiany album czyli „Oregon” z 1983 r.

W sumie do chwili obecnej zespół ten wydał prawie 30 płyt studyjnych i koncertowych. Jednak nie wszystkie wczesne płyty grupy zostały nagrane w kwartecie, bo „Together” (1976) był zapisem sesji z perkusistą Elvinem Jonsem (ex członkiem kwartetu Johna Coltrane’a), na „Friends” (1977) skład w poszczególnych nagraniach wspomogli znani muzycy jazzowi tacy jak Bill Evans, czy John Abercrombie, a „Violin” (1978) powstał przy udziale genialnego polskiego skrzypka Zbigniewa Seiferta.

W klasycznym okresie, a więc w latach 70. i pierwszej połowie lat 80. prawie każdy jej album był wysoko oceniany przez krytyków i koneserów muzyki. Dowodem tego były wysokie miejsca jej albumów na listach sprzedaży płyt jazzowych w USA. Ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że nigdy nie była to grupa mająca masową popularność, a już na pewno nie jest znana przeciętnemu odbiorcy w Polsce. Z tego powodu jej albumy nie miały też nigdy jakichś zawrotnych nakładów, a wznowienia jej klasycznych albumów na płytach kompaktowych też są raczej rzadkie.

Głównym powodem przejścia Oregon z Vanguard do Elektry podległej koncernowi Warner Bros była niedostateczna promocja płyt grupy ze strony wytworni Vanguard, a także złe warunki współpracy z nią, bo muzycy musieli nagrywać swe płyty w nocy, bo jedynie wtedy jej studia były wolne. Osobną kwestią było to, że grupa praktycznie wychodziła na tej współpracy bez zysków, bo niemiała ona rozbudowanej dystrybucji. Podpisując kontrakt z nową wytwórnią muzycy liczyli też na lepsze zyski.

Prezentowany tutaj podwójny kompakt brytyjskiej wytworni BGO przypomina dwa pierwsze albumy nagrane przez zespół Oregon dla wytwórni Elektra: „Out Of The Woods” (1978) i „Roots In The Sky” (1979) wydane łącznie w postaci podwójnego albumu CD. To zarazem jedne z kilku najlepszych płyt tego zespołu, czy może nawet najlepsze. 

Album „Out Of The Woods” został nagrany w Studio Long View Farms w mieście North Brookfield w stanie Massachusetts w kwietniu 1978 r. Studio to znajdowało się na terenie Uniwersytetu Clarka (Clark University) a założyl je w 1974 r. Scott Markle - jeden z jego profesorów. Płyty nagrywało w nim wielu wykonawców, a w 1981 r. do prób wykorzystał go nawet zespół The Rolling Stones. 

Album ten nagrano w następującym składzie: Glen Moore (bas), Paul McCandless (obój, rożek angielski i klarnet basowy), Ralph Towner (gitara klasyczna, gitara dwunastostrunowa, pianino, flugelhorn - skrzydłówka – rodzaj instrumentu dętego zbliżonego do trąbki), perkusja, Collin Walcott (perkusja, sitar, tabla, gitara). Producentami albumu byli członkowie zespołu Oregon, ale w procesie nagrywania wspomagał ich David Green uważany za eksperta od nagrań terenowych muzyki folk. Wspomagali go dwaj dodatkowi inżynierowie dźwięku: Jesse Henderson i Matt Murray. 

We wspomnieniach Glen Moore zwrócił uwagę na to, że po doświadczeniach w nagrywaniu płyt w Nowym Jorku studio w Long View Farms było nie tylko studiem na światowym poziomie, ale i miejscem inspirującym i relaksującym. Muzycy zamieszkali bowiem w znajdującym się przy nim pokojach gościnnych, gdzie istniały wyjątkowo dobre warunki do odpoczynku co sprzyjało kreatywności. Album ten powstał więc w łagodnym i cichym miejscu, co przełożyło się na repertuar i pastoralny nastrój tego albumu. Muzycy zresztą przez pewien czas poszukiwali właściwego brzmienia muzyki z tego albumu. W sumie na albumie znalazło się dziewięć utworów, z których cztery skomponował Ralph Towner, dwa Collin Walcott, i po jednym: Glen Moore, Paul McCandless oraz Glen Moore. Ponadto na albumie znalazło się jedno nagranie saksofonisty Jima Peppera.

Zgodnie z przyjętym przez zespół stylem pracy na sesji przedstawiono wszystkie utwory, a następnie je rozbudowywano o nowe instrumenty i ulepszano. Przygotowane w ten sposób nagrania przewieziono do Peekskill w stanie Nowy Jork, gdzie zostały poddane masteringowi przez Roberta Ludwiga w firmie Masterdisk (należącej do Mercury Records). Zawartość albumu dobrze oddawała „leśna” okładka przedstawiająca instrumenty muzyków wkomponowane w panoramę lasu a zaprojektowana przez Davida Wilcoxa. To jedna z bardziej charakterystycznych okładek w historii jazzowej fonografii, a zarazem jedna z najlepszych.  

Album „Out Of The Woods” ma jak dotąd 21 wydań na różnych nośnikach: 14 na płytach winylowych, jedno na kasecie magnetofonowej i 6 na płytach kompaktowych, przy czym dwa wydania na kompaktach są nieoficjalne, a dwa na winylach – promocyjne. Aż 13 z tych wydań (w tym to na kasecie) ukazało się w 1978 r. a więc w chwili pierwotnego wydania tego albumu. Ukazał się on wówczas jedynie w trzech krajach: Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Niemczech Zachodnich. W latach 80, nie został ani razu wznowiony. Jego pierwsze od lat wznowienie i to od razu na płycie kompaktowej ukazało się dopiero w 1992 r. i zostało wydane w USA i Niemczech. Rok później ukazało się japońskie wydanie tego albumu na CD (Discovery Records). I w zasadzie, nie licząc dwóch rosyjskich pirackich wydań z końca lat 90. album ten nie został już wznowiony oficjalnie na CD. Jest to więc raczej dość trudno dostępna płyta. Tym większa chwała dla wytwórni BGO za jego kompaktową tutaj omawianą reedycję. 

Album obejmuje dziewięć utworów o różnej długości: z których pięć oryginalnie znajdowało się na stronie A pierwotnego winyla, a cztery na jego stronie B. Tytuł płyty i okładka tego albumu są pokrewne „leśnej muzyce” wydanej rok wcześniej płycie zespołu Jethro Tull – „Songs From The Wood”. Jednak w przeciwieństwie do tego ostatniego grupa Oregon nie grała tutaj folk rocka, a folk jazz.

Album otwiera ponad siedmiominutowe nagranie „Yellow Bell” autorstwa Ralpha Townera. Utwór ma powolną i medytacyjną narrację opartą na majestatycznych akordach fortepianowych Townera uzupełnianych przez linie basu Moore’a, co jest solidnym podkładem rytmicznym wraz z subtelną gry perkusisty dla melodii granych na oboju przez McCandless'a. W sumie powstał utwór o misternej konstrukcji ale przesycony lekkim patosem.

„Fall 77” to kompozycja Morre’a w nastroju zblizona do wczesnego Weather Report. Rozpoczyna się od perkusyjno-basowego intro inspirowanego muzyką indyjską, a następnie przechodzi w nagranie przesycone prostym ale wciągającym motywem melodycznym McCandlessa na oboju, któremu wtóruje Towner na skrzydłówce. Jak zauważył Moore: „Utwór jest nerwowy i scherzowy…”, a inspiracją do jego napisania były koncerty grupy w Niemczech jesienią 1977 r. Wykorzystano w nim z inspirowane Eberhardem Weberem strojenie basu z wysokim C.

„Reprise” (Townera) to krótka, bo zaledwie jednominutowa miniaturka na fortepianie w klasycznej konwencji. Utwór ten płynnie przechodzi w następne nagranie „Cane Fields” (McCandlessa). To popis możliwości improwizacyjnych McCandlessa na oboju na bazie podkładu rytmicznego Walcotta na tabli, choć oczywiście nie zabrakło tutaj też brzmienia basu i gitary.

Pierwszą stronę oryginalnego albumu winylowego kończyło nagranie „Dance To The Morning Star” rozpoczynające się od brzmienia instrumentów perkusyjnych w stylu znanym z „Larks Tonques In Aspis” zespołu King Crimson, ale to oczywiście tylko powierzchowne porównanie. To niecodzienne brzmienie zostało uzyskane przez Walcotta na instrumencie zwanym kalimba, czyli afrykańskim fortepianie kciukowym. Utwór ten szybko przechodzi w typowy dla grupy jazz z wiodącą rolą solówek na dwunastostrunowej gitarze i oboju. Stylistycznie jest połączeniem afrykańskich brzmień rytmicznych z hiszpańską muzyką gitarową. 

Drugą stronę pierwotnego winyla otwierała nagranie „Vision Of A Dancer” autorstwa Townera. Nagranie to powstało już w końcu lat 60. a więc jeszcze przez formalnym założeniem zespołu, ale w ostatecznej formie pojawiło się dopiero na tym albumie. To typowe nagranie jazzowe utrzymane w powolnym tempie z popisami instrumentalnymi wszystkich muzyków. O jego ogólnym charakterze decydują w równym stopniu proste linie melodyczne oboju, kaskadowe linie fortepianu i doskonałe pasaże basowe na tle perfekcyjnej sekcji perkusyjnej.

„Story Telling” to kolejna jednominutowa miniaturka muzyczna, tyle, ze tym razem skomponowana przez Walcotta, stąd nie dziwota, ze utwór jest w całości perkusyjny i jest kolejnym zastrzykiem indyjskich rytmów na tabli na tym albumie.

„Waterwheel” to kompozycja Townera ćwiczona przez kilka lat przez grupę zanim została dopracowana na tym albumie. Utwór charakteryzuje się nawarstwiającymi się brzmieniami rytmicznymi na bazie których obój prowadzi swe rozległe improwizacje. Jako całość muzyka tego nagrania nieustannie prze do przodu przez co jako całość sprawia ono nieco nerwowy charakter. 

Album kończy nagranie „Witchi-Tai-To” skomponowane przez pochodzącego z Oregony saksofonistę i kompozytora Jima Peppera (1941-1992). Pierwotnie utwór ten ukazał się na jego albumie „Witchitai-To” na jego albumie „Pepper's Pow Wow” z 1971 r. Muzycy Oregon podziwiali to nagranie za kunszt, ale bali się zaproponować jej własną wersję. Ostatecznie uczynili to na omawianym tutaj albumie. Tak przerobili to nagranie, że w zasadzie praktycznie nie słychać, że skomponował je ktoś inny. Wszystko w nim brzmi tak jakby to była kompozycja Oregon. W ich ostatecznym wydaniu to elegancki ośmiominutowy poemat dźwiękowy z różnym udziałem i wkładem wszystkich muzyków. 

Drugi z zamieszonych tutaj albumów: „Roots In The Sky” (1979) jak dotąd wydany został w 13 wersjach na różnych nośnikach: 8 wersjach na płytach winylowych, jednej wersji w postaci kasety 8-Trk oraz w 4 wersjach na płytach kompaktowych przy czym dwie z tych ostatnich były nieoficjalne, a jedno wydanie winylowe miało charakter promocyjny. Większość tych wersji, bo aż osiem ukazało się w epoce, czyli w 1979 r., kiedy to album ten ukazał się w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Francji, Niemczech Zachodnich i Austrii. Po raz pierwszy na płycie kompaktowej wydano go równocześnie w Europie i USA w 1992 r. I to są jedyne dwa oficjalne wydania tego albumu na tym nośniku. 

Grupa Oregon nagrała ten album w następującym składzie: Glen Moore (bas), Paul McCandless (obój, rożek angielski i klarnet basowy, Ralph Towner (gitara klasyczna, gitara dwunastostrunowa, pianino, skrzydłówka, perkusja), Collin Walcott (perkusja, sitar, tabla, gitara). Podobnie do poprzedniej płyty album ten nagrano w studio Long View Farms w North Brookfield w Massachusetts, tyle, że w grudniu 1978 r. ale też w studiu Columbia Records w Nowym Jorku w kwietniu 1979 r. Jego masteringu dokonał Bob Ludwig w nowojorskim studio Masterdisc. Producentami albumu, jak poprzednio był zespół Oregon wspomagany przez Davida Greena i Jesse Hendersona. Tajemnicze tytułowe korzenie w chmurach z okładki to tytuł obrazu przyjaciółki jednego z członków zespołu i malarki Hanny Kay. Zainspirowani nim członkowie grupy postanowili nie tylko umieścić go na okładce, ale także od jego tytułu nazwać swą nową płytę. 

Muzycznie album kontynuował stylistykę poprzedniego albumu i ją twórczo rozwijał, w wiec był połączeniem folku, jazzu (zwłaszcza awangardowego ale i post bopu), muzyki świata, wolnej improwizacji, a nawet zawierał elementy fusion i prog rocka. Podobnie jak poprzedni album także zawierał dziewięć utworów, tyle że tym razem cztery były na stronie A ,a pięć umieszczono na stronie B oryginalnej winylowej płyty. Autorem czterech kompozycji czyli prawie połowy repertuaru płyty był Ralph Towner, Collin Walcott skomponował trzy utwory, a Paul McCandless i Glen Moore po jednym. Podobnie jak na poprzedniej płycie na jej repertuar złożyły się utwory o różnej długości w tym jedna miniaturka nie przekraczająca minuty. Nie będę bardziej szczegółowo opisywał tego albumu, bo i tak ten tekst nadmiernie się rozrósł w stosunku do planu, a ja poświęciłem na jego napisanie sporo czasu nie wiedząc, czy ktoś to będzie w ogóle czytał. 

Ostatnią płytą nagraną przez Oregon dla wytwórni Elektra był podwójny album koncertowy „In Performance” wydany w 1980 r. To dobry materiał, choć niektórzy bardziej cenią wcześniejszy album koncertowy grupy „Oregon in Concert” z 1976 r.

Dopiero w 1983 r. muzycy podpisali nowy kontrakt płytowy z monachijską wytwórnią ECM dla której mieli nagrać trzy kolejne albumy. Niestety po nagraniu płyty „Oregon” (1983) w tragicznym wypadku samochodowym w Magdeburgu w dniu 8 XI 1984 r. zginął perkusista i gitarzysta Collin Walcott. Planowane wydanie nagranej już płyty „Crossing” przesunięto na 1985 r., a przyszłość zespołu stanęła pod znakiem zapytania. Ostatecznie w 1986 r. godnym następcą zmarłego muzyka okazał się indyjski perkusista i tablista Trilok Gurtu. Na przełomie lat 80. i 90. grupa Oregon nagrała z nim trzy albumy: „Ecotopia” (1987), „45th Parallel” (1989) oraz „Always, Never and Forever” (1991) z których najwyżej ceniony jest ten ostatni.

Glen Moore odszedł z zespołu w 2015 r. po czterdziestu pięciu latach współpracy. W Oregon zastąpił go basista Paolino Dalla Porta. Pozostali dwaj czynni muzycy tego długowiecznego zespołu to oczywiście: Ralph Towner i Paul McCandless.

Po raz pierwszy przeczytałem o zespole Oregon około 1980 r. przy okazji recenzji jego najnowszej wówczas płyty „Out Of The Woods” w magazynie „Razem z 1978 r. Gazetę tę czytałem wówczas jedynie dzięki uprzejmości Kolegi i dopiero po latach kupiłem jej egzemplarz z recenzją tej płyty. Od razu zainteresowała mnie intrygująca „leśna” okładka tego albumu. Ale oczywiście mogłem się jedynie obejść smakiem, bo nikt mi znany nie miał tej płyty, a w Polskim Radio też jej nigdy nie prezentowało lub ja o tym nie wiedziałem. 

Aby jej posłuchać musiałem czekać zaledwie 40 lat, bo kupiłem ją w Niemczech dopiero ostatnio w tym podwójnym wydaniu wytwórni BGO. To spełnienie jednego z moich fonograficznych marzeń. No ale obecnie dzięki Internetowi nie ma rzeczy niemożliwych.

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...