środa, 9 sierpnia 2023

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

 







Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą kupioną za własne pieniądze płytę. W moim wypadku był to podwójny album koncertowy węgierskiego zespołu Omega pt.: „Élő Omega Live Kisstadion '79” wydany na Węgrzech przez wytwórnię Pepita pod koniec 1979 r. W Polsce album ten dostępny stał się dopiero w połowie 1980 r., kiedy to w ramach współpracy kulturalnej pomiędzy komunistyczną Polską a Węgrami pewną część jego nakładu sprowadzono do sprzedaży w Polsce. Ja kupiłem ten podwójny album Omegi na początku lipca 1980 r. w Żorach w księgarni sprzedającej także płyty gramofonowe. Głównym impulsem do jego nabycia był zakup przez mojego Ojca pod koniec czerwca 1980 r. na kiermaszu w Jastrzębiu-Zdroju wieży stereo „Kleopatra 2A” hi-fi złożonej ze wzmacniacza i tunera oraz gramofonu „Bernard G-603”.

W 1980 r. miałem 16 lat i byłem początkującym fanem muzyki. Do Żor chodziłem do szkoły zawodowej, której szczerze nie lubiłem. Zostałem wysłany do niej przez Rodziców, którzy uważali, że muszę mieć „fach w ręce”, a ja zamiast fachu chciałem się uczyć przedmiotów humanistycznych. Jedyną zaletą tej szkoły, z mojego punktu widzenia,  było to, że podczas praktycznej nauki zawodu zarabiałem też niewielkie własne pieniądze. Dzięki temu mogłem sobie kupować różne rzeczy, a jednym z takich przedmiotów były płyty winylowe, które zacząłem w pełni świadomie kolekcjonować. Pierwszą płytą jaką kupiłem za własne pieniądze był właśnie ten koncertowy album zespołu Omega. W innym moim blogu opisałem swoje przygody związane z zakupem albumu „Animals” zespołu Pink Floyd, ale to inna historia, bo była to moja pierwsza tzw. zachodnia płyta (faktycznie jugosłowiańska), ale kupiłem ją później, bo dopiero we wrześniu 1980 r.

W związku z tym, że do tego czasu nie interesowałem się muzyką, praktycznie nie znałem zespołu Omega ani też większości innych wykonawców muzyki rockowej. Nabycie tej płyty i słuchanie z niej muzyki było więc dla mnie wielkim wyzwaniem porównywalnym jedynie do jakiejś osoby, która obecnie nie znając kompletnie jakiejś muzyki, np. folkloru muzycznego Eskimosów i nagle zaczęła by go słuchać. A wtedy wszystko dla takiej osoby byłoby nowe, dziwne i fascynujące, ale i trudne w odbiorze. Taka też była wtedy dla mnie muzyka zespołu Omega z koncertów w 1979 r. Ktoś może zapytać: po co tak wiele piszę o osobistych przeżyciach związanych z tą sprawą? A ja mu na to odpowiem: to celowe, w sieci jest pełno fachowych blogów muzycznych opisujących często te same płyty co ja, więc nie ma sensu abym je powielał. Z resztą moim głównym celem na tym blogu jest nadanie każdemu opisowi płyty jaką kupiłem i posiadam osobistego i subiektywnego charakteru.

W chwili wydania tego albumu zespół Omega był już weteranem węgierskiej sceny rockowej, bo powstał w 1962 r. a swą pierwszą płytę długogrającą pt.: „Trombitás Frédi és a rettenetes emberek” wydał w 1968 r. Na początku swej kariery grupa miała wiele szczęścia, bo podczas wspólnych koncertów w Budapeszcie w 1968 r. z brytyjskimi zespołami: Spencer Davis Group i Traffic zwróciła na siebie uwagę Johna Martina, menadżera tego pierwszego, który zorganizował jej tournee koncertowe po Anglii, a także pomógł nagrać pierwszą płytę długogrającą na Zachodzie wydaną w 1968 r. przez wytwórnię Decca pt. „Form Hungary” przy czym nazwę zespołu zmieniono na jej potrzeby na Omega Red Star. W tym okresie grupa tworzyła muzykę w stylu beatowym i psychodelicznym z elementami wczesnego hard rocka. Międzynarodową sławę zyskała dzięki przebojowi „Gyöngyhajú Lány” znanemu w Polsce pt. „Dziewczyna o perłowych włosach” pochodzącemu z jej drugiego albumu „10000 Lépés” wydanemu przez węgierską wytwórnię Qualiton w 1969 r.

W tym czasie grupę Omega tworzyli: László Benkő (instrumenty klawiszowe, flet, trąbka, śpiew), János Kóbor (śpiew), Tamás Mihály (gitara basowa, wiolonczela, śpiew) i György Molnár (gitara), József Laux (perkusja, instrumenty perkusyjne) i Gábor Presser (instrumenty klawiszowe, śpiew wspierający). Gdy w 1971 r. dwaj ostatni wraz z dotychczasową autorką tekstów zespołu Anna Adamis odeszli z grupy wydawało się że ulegnie ona rozwiązaniu, bo Presser uważany był często za jej lidera. Presser z Luxem założyli nowy zespół pod nazwą Locomitiv GT, który był wychwalany przez krytyków muzycznych i zaczęli tworzyć muzykę w stylu jazz-rockowym. Ale pozostali dawni członkowie zespołu Omega pod wodzą László Benkő i György Molnára dokooptowali do swego składu nowego perkusistę Ferenca Debreczeni i przystąpili do tworzenia nowego repertuaru, najpierw hard rockowego (1971-1975), a potem progresywno-rockowego (1976-1979). Dzięki temu i zdolnościom kompozytorskim oraz instrumentalnym zespół w latach 70. XX w. stał się nie tylko najlepszą grupą rockową na Węgrzech, ale także najlepszą w Bloku Wschodnim i jedną z lepszych na świecie. Powstały wówczas skład zespołu przetrwał w niezmienionym kształcie do jego rozwiązania w 1987 r. Także po reaktywacji w 1994 r. grupa występowała w tym samym składzie aż do swego ostatecznego rozwiązania w 2021 r. Ważnymi, a często pomijanymi współpracownikami zespołu byli też: Péter Sülyi, dawny kolega Molnára, który pisał dla grupy teksty piosenek, podobnie jak Várszegi Gábor m.in. autor tekstu piosenki „Lena”. Przy okazji tych zmian wprowadzono jeszcze jedną zmianę, a mianowicie taką, że odtąd wszystkie utwory były syngowane jako skomponowane przez cały zespół, aby zachować równy podział tantiem za ich przygotowanie.

W stylu hard rockowym utrzymane były jej albumy: „Élő Omega” (1972), „Omega 5” (1973) i „Omega 6: Nem tudom a neved” (1975). Ponadto w 1972 r. grupa nagrała też album „200 évvel az utolsó háború után” wydany w 1974 r. w wersji anglojęzycznej jako „200 Years After Thes Last War” („200 lat od ostatniej wojny”). Jego węgierskojęzycznej wersji nie dopuściła do sprzedaży w ojczyźnie muzyków cenzura uważająca, że wizja post apokaliptycznej przyszłości nie odpowiada ideologicznie świetlanej przyszłości państwa socjalistycznego. Stąd zamiast niego wydano na Węgrzech w efektownej metalowej kopercie album „Élő Omega” rzekomo koncertowy, a faktycznie zrealizowany w studio z dogranymi krzykami publiczności. Tytuł tego albumu „Omega żyje” był ironiczną uwagą pod adresem sceptyków uważających, że nie ma on przyszłości po odejściu Pressera i Lauxa. Natomiast fakt, że wydano go w metalowej kopercie wynikał nie z fantazji zespołu, a z braku kartonu wydawcy płyty.

W połowie lat 70. Omega zaczęła tworzyć utwory w stylu progresywnego rocka i space rocka, co trwało do końca tej dekady. Wtedy też ze swą muzyką dotarła do znacznie szerszego grona odbiorców niż dotąd, bo stała się znana nie tylko w Europie, ale i na świecie. Stało się to możliwe dzięki jej zachodnioeuropejskiemu menadżerowi a zarazem producentowi płyt i właścicielowi wytworni płytowej Peterowi Hauke. W 1973 r. w imieniu zespołu wynegocjował on umowę z niezależną niemiecką wytwórnią Bellaphon Records z siedzibą w Frankfurcie nad Manem w Hesji. Powstała ona w 1961 r. z inicjatywy Branislava "Branco" Zivanovicia (zm. 1993). Płyty grupy Omega miały być jednak wydawane przez wytwornię Bacillus Records założoną w 1971 r. w tym samym mieście przez wspomnianego Petera Hauke. W 1972 r. wytwórnia ta została przejęta przez Bellaphon Records, stąd na etykietach płyt Omegi stosowano podwójne nazwy wydawcy płyt. Wytwórnia Bascillus Records specjalizowała się w wydawaniu niszowych wykonawców rocka progresywnego w tym m.in. grup Nekatr, Kathago i właśnie Omegi. Zgodnie z zawartą umową grupa Omega zobowiązana była do nagrania dla niej w ciągu trzech lat trzech anglojęzycznych albumów. W takich okolicznościach nagrano i wydano następujące płyty: „Omega” (1973), „200 Years After The Last War” (1974) i „Omega III” (1974). Płyty te na tyle dobrze się sprzedawały, że wytwórnia dodatkowo wydała jeszcze jedną pt.: „The Hall Of Floaters In The Sky” (1975). Pod względem muzycznym były to w większości anglojęzyczne wersje ich wcześniejszych utworów z wokalami w j. węgierskim, ale nagrano je w nieco innych aranżacjach i przy częściowo zmienionym i rozbudowanym instrumentarium.

Po przedłużeniu kontraktu z wytwornią Bascillus w 1976 r. grupa nagrała dla niej kolejne trzy anglojęzyczne albumy: „Time Robber” (1976), „Skyrover” (1978) i „Gammapolis” (1978). Zgodnie z umową albumy w tej wersji wydano tylko na Zachodzie, a na rynku węgierskim ukazywały się one później sygnowane przez wytwornię Pepita ale pod węgierskimi tytułami, przy czym zawierały nieco inne aranżacje i teksty. Po kolei ukazały się one pod następującymi nazwami: „Omega 7: Időrabló” (1977), „Omega 8: Csillagok Útján” (1978) i „Gammapolis” (1979). Niezależnie od wersji językowej albumy te prezentowały styl prog rockowy i space rockowy na najwyższym poziomie, stąd bardzo dobrze się sprzedawały. Dużą rolę w ich promocji odgrywały także okładki, których twórcami byli uzdolnieni graficy: w wersji angielskiej (Walter Seyffer, Jürgen Grossardt, István Nyári) a w wersji węgierskiej (Péter Nagy, a także István Nyári). Dzięki światowej dystrybucji wytwórni Bacillus (Bellaphon) zespół stał się znany i popularny na całym świecie, w tym także w tak egzotycznych krajach jak Brazylia, Australia i Nowa Zelandia, Korea Południowa i Japonia. Oczywiście głównymi odbiorcami jego płyt były kraje Europy Zachodniej: Niemcy, Francja, Hiszpania, Włochy, Grecja, Portugalia, Turcja a nawet ksenofobicznie reagująca na konkurencję rockową spoza wysp - Wielka Brytania. Oczywiście jej albumy z tego okresu dystrybuowano też w krajach socjalistycznych, w tym w Polsce. Ja także mogłem niektórych z nich posłuchać (Időrabló i Csillagok Útján) dzięki temu, ze Ojciec pożyczył je w 1981 r. od pewnego znajomego.
Album „Time Robber” stał się z biegiem czasu najlepiej sprzedającą się płytą w dziejach węgierskiej fonografii i do chwili obecnej sprzedał się w prawie 2 mln egzemplarzy. Natomiast album „Gammapolis” stał się najlepiej sprzedającą się płytą na Węgrzech, bo rozszedł się tam w nakładzie przekraczającym 750 tys. egzemplarzy. Wszystkie albumy grupy rozeszły się na świecie w nakładzie przekraczającym 50 mln egzemplarzy, co jest wynikiem godnym pozazdroszczenia nawet dla nie jednego markowego zachodniego wykonawcy rockowego i popowego. 

Tym sukcesom wydawniczym i finansowym grupy towarzyszyły równie udane i dochodowe trasy koncertowe Omegi po całej Europie, m.in. po Wielkiej Brytanii, Szwecji, Holandii, Niemczech Zachodnich i Wschodnich, a także w Polsce, gdzie grupa była m.in. w 1974 i 1978 r. Jednak wspólne udane koncerty w RFN zespołu z niemiecką grupą Scorpions zaniepokoiły komusze władze w NRD, które wymogły na rządzie węgierskim publiczny zakaz informowania o „zachodnich” sukcesach grupy Omega. W każdym razie w okresie trasy koncertowej po wydaniu albumu „Gammapolis” zespół był nie tylko u szczytu popularności, ale także sił twórczych i żywotnych, co przenosiło się także na jej perfekcyjnie przygotowane koncerty. Wykorzystywano na nich nowoczesne techniki nagłośnieniowe, oświetleniowe, a także technikę laserową i aparaturę do zadymiania sceny. Dzięki temu wszystkiemu i przemyślanym akcjom marketingowym np. specjalnie uszyte stroje, zdjęcia reklamowe i plakaty grupa należała do przodujących w tworzeniu scenicznych show na najwyższym poziomie. W zależności od kraju grupa śpiewała swe teksty po angielsku, węgiersku lub niemiecku. Ukoronowaniem wszystkich tych tras koncertowych były przeważnie występy zespołu w rodzinnym kraju na otwartym w 1961 niezadaszonym stadionie sportowym o nazwie Kisstadion (czyli dosłownie „Małym Stadionie”). Stadion ten znajdował się w stolicy kraju Budapeszcie i mógł pomieścić ok. 18 tys. widzów na koncertach i ok. 14 tys. na imprezach sportowych. W późniejszych latach na stadionie tym zorganizowano koncerty innych gwiazd rocka m.in. zespołów Deep Purple, Kiss, czy Iron Maiden.

Album „Élő Omega Kisstadion '79” („Omega na żywo Mały Stadion ‘79”) został nagrany jako podsumowanie letniego koncertowego tournée zespołu po wydaniu płyty „Gammapolis”. Nagrano go w dniach 8-9 IX 1979 r. na Małym Stadionie („Kisstadion”) w Budapeszcie przeznaczonym głównie do rozgrywek hokejowych. Program tego albumu składa się głównie z utworów zamieszczonych na trzech płytach długogrających: „Időrabló” (utwory: Időrabló / Time Robber, Éjféli Koncert / Late Night Show), „Csillagok Útján” (utwory: Léna / Russian Winter, Metamorfózis I / Metamorphosis I, Metamorfózis II / Metamorphosis II, Finálé / Final) i „Gammapolis” (utwory: Start / Start, Gammapolis 1 / Gammapolis 1, Őrültek Órája / Rush Hour, Ezüst Eső / Silver Rain), a także tytułowego nagrania z albumu „Nem tudom a neved” (1975) oraz jednego nagrania dodatkowego wcześniej nie publikowanego pt.: Sze-Vosztok. W sumie na dwóch płytach zarejestrowano ponad 74 minut muzyki, co w tamtych czasach było standardową długością jak na takie podwójne wydawnictwo.

Pierwszą płytę otwiera ponad sześciominutowa kompozycja Sze-Vosztok zaczynająca się od świstu syntezatora i efektownego odliczania w języku rosyjskim do startu rakiety, po czym słyszymy warkot, krzyk publiczności i instrumentalne wejście grupy. Nagranie powoli się rozpędza dźwiękami basu i perkusji i stopniowo przechodzi w połowie w piękną improwizację gitarową György Molnára, która trwa już do jego końca. 

Utwór „Gammapolis I” liczy ponad pięć minut i utrzymany jest w wolnym tempie. Początkowo oparty jest na pięknych frazach syntezatora László Benkő i współgrającymi z nimi wokalizami Kobora i publiczności a następnie przechodzi w partię bardziej instrumentalną w której nawzajem przeplatają się solówki syntezatora i gitary Molnára. Koniec utworu ma taki sam charakter jak początek, a więc wokalna solisty przeplata się ze śpiewem publiczności. Nostalgiczny tekst opowiada o pożegnaniu podmiotu lirycznego z ukochaną i przyjaciółmi na Ziemi i planowanej podróży mającej trwać 23 lata do mistycznej planety czy kosmicznego miasta Gammapolis.

Ponad ośmiominutowy utwór „Nem tudom a neved” („Nie znam twego imienia”) przypomina o wcześniejszym hard rockowym wcieleniu grupy. Utwór ten ma charakterystyczny rockowy feeling napędzany perkusyjno-syntezatorowo-gitarową kaskadą instrumentalną. W związku z w większym wyeksponowaniem niż w wersji pierwotnej syntezatorowego sola, utwór ten wpisuje się doskonale do kosmicznej estetyki w jakiej powstała większość nagrań z ostatnich trzech płyt grupy, a tym samym i tego albumu. W tekście utworu bohater skarży się, że nie zna imienia (dosłownie nazwiska) poznanej dziewczyny w której się zakochał stąd chodzi jak we mgle i stara się do niej dotrzeć. Także tutaj publiczność żywo reaguje na poszczególne fragmenty nagrania, a miejscami mocno krzyczy, co jednak nie przeszkadza to w odbiorze tego utworu a jedynie dodaje mu smaku. 

Drugą stronę pierwszej płyty otwiera utwór „Léna” w angielskiej wersji językowej dość niefortunnie przetłumaczony jako „Rosyjska zima”, choć właściwie opowiada o pięknej rosyjskiej dziewczynie o imieniu Lena. Jak relacjonuje tekst była ona czyjąś kochanką, a potem zniknęła bez śladu, choć „trójka” z rana na nią czekała. Ten piękny utwór utrzymany w formie dźwiękowej relacji z przejażdżki rosyjską „trójką” czyli saniami ciągnionymi przez trzy konie ma w oryginale melodię na bałałajce nawiązującą do folkloru rosyjskiego. W zamieszczonej tutaj wersji koncertowej ma szybsze tempo, a bałałajkę zastąpiono gitarą, ale nie odebrało to temu utworowi jego ponętnego muzycznego powabu. Tym razem publiczność nie tylko śpiewała ale i klaskała w takt muzyki. 

Dwuminutowy grany na syntezatorze instrumentalny utwór „Start” jest jakby muzyczną relacją z przygotowań do wyruszenia w drogę do wspomnianej mistycznej planety Gammapolis, gdzie bohater ma nadzieję znaleźć spokój i szczęście. 

Poprzedni utwór płynnie przechodzi w czterominutową rockową balladę „Időrabló” („Złodziej czasu”) opartą głównie na partii wokalnej Kobora przeplatanej perkusyjnym beatem i solówkami na syntezatorze. Jej tekst jest ostrzeżeniem przed marnowaniem czasu, bo jak ostrzega tekst czas biegnie nieustannie czyniąc nas starszymi z każdym rokiem. W sumie upływ czasu jest chyba jedyną sprawiedliwością na tym świecie, tak samo dotykającą bogatych i biednych, głupich i mądrych, wysportowanych i mało sprawnych fizycznie, wierzących i niewierzących itp. A na końcu tej drogi na każdego czeka zawsze śmierć i żadne zasługi przed nią nie uchronią. 

Kończący drugą stronę pierwszej płyty ponad sześciominutowy „Éjféli Koncert” („Nocny koncert”) jest jedną z najpiękniejszych kompozycji zespołu z progresywnego okresu. Utwór rozpoczyna się mocnym wejściem instrumentalnym z towarzyszącą mu czysto rockową partią wokalną Kobora. W dalszej partii utwór przyjmuje bardziej patetyczny ton do czego przyczyniają się partie syntezatorowo-organowe László Benkő zakłócane nieco przez krzyki publiczności a następnie rozwijane także przez pozostałe instrumenty, a zwłaszcza gitarę Molnára. Instrumentaliści dosłownie malują nam swą grą obraz nocnego koncertu zespołu rockowego, co wzmacniane jest jeszcze przez partię syntezatora imitującą grupową partię chóralną. Wszystko to nawiązuje do tekstu utworu. A ten mówi o zachodzie słońca nad doliną i tysiącach ludzi czekających na nocny koncert zespołu rockowego, ale też o zmęczeniu jego członków po jego zakończeniu. Pierwotnie utwór ten niemiał węgierskiej wersji językowej, a węgierski tekst napisano do niego dopiero po wersji angielskiej. 

Pierwszą stronę drugiej płyty otwiera prawie pięciominutowa kompozycja „Ezüst Eső” („Srebrny deszcz”). To kolejna piękna rockowa ballada zespołu z fortepianowym wstępem w bethovenowskim stylu z przekonywującym wokalem Kobora. Główna melodia utworu grana na syntezatorze przez László Benkő ma nostalgiczny charakter, co podkreślą jeszcze wplecione w nią krótkie ale melodyjne solówki gitarowe. W studyjnej wersji utwór ten pozbawiony był tych partii gitary przez co zabierało mu wiele uroku. Publiczność doceniła tę zmianę i zachowywała się w miarę cicho jedynie przyklaskując do rytmu piosenki. W tekście jest mowa o ciemnym niebie i smutnej krainie, którą musiał opuścić główny bohater, a teraz czeka w smutku i żalu aż spadnie na nią oczyszczający srebrny deszcz.

Nagranie „Csillagok Útján” („Nas drodze gwiazd”) to najdłuższa kompozycja na tym albumie, bo licząca ponad 12 minut. Utwór utrzymany jest w hard rockowej konwencji, bo ton nadają mu ostro grające gitary i ekspresyjny śpiew głównego wokalisty. Oparto go na efektowym riffie gitarowym i sprawienie poprowadzono przez sekcję rytmiczną wspomaganą w tle instrumentami klawiszowymi, które pełnią w nim mniejszą rolę. Publiczność reaguje na niego żywo, bo i utwór ma w sobie wiele energii, co udziela się zgromadzonym na koncercie. W tym nagraniu Molnár pokazuje że jest ponadprzeciętnie zdolnym gitarzystą umiejącym doskonale wykorzystać peadał wah i nawiązać kontakt z publicznością i prowadzić ją przez meandry tej kompozycji. Ale też miał on tutaj znakomite uzupełnienie w postaci dwóch dodatkowych gitarzystów: Jánosa Szénicha i Józsefa Kőrösa oraz basisty Egona Póka z wspomagającej Omegę na koncertach grupy Hobo Blues Band. Muzycy i publiczność w tym utworze mają doskonały kontakt ze sobą i wzajemnie się inspirują, a powstałej w wyniku tego atmosfery i wspaniałej zabawy mogą grupie pozazdrościć największe gwiazdy zachodniego rocka. Dzięki temu utwór ten w wersji koncertowej zyskał o wiele więcej przestrzeni muzycznej niż miał jej w wersji studyjnej, a sola Molnára uzyskały wręcz mistyczny charakter. Tekst utworu opowiada o kimś, kto jest przegrany i musi szukać nowej drogi życia dla siebie, zwłaszcza, że nie miał nic do stracenia. Ten ktoś widzi daleko gwiazdy (nowy cel w życiu) i wie że trudno do nich dotrzeć, a jednak decyduje się na wyruszenie w podróż, bo wie że ten umiera, kto boi się iść dalej. Faktycznie, tą kompozycją Omega zbliżyła się do najodleglejszych gwiazd. 

Drugą stronę drugiej płyty otwiera ponad sześciominutowy utwór „Őrültek Órája” („Godzina szczytu”) opowiadający w tekście o szaleństwie jakie panuje w wielkim mieście w godzinach szczytu komunikacyjnego. Autor ostrzega o śmierci czyhającej za rogiem co i tak nie przeszkadza wszystkim w dalszej bezmyślnej pogoni w bliżej nieokreślonym celu. Utwór rozpoczyna się od syntezatorowego riffu naśladującego świst powietrza podczas jazdy lub pogoni, który nadaje ton całości. Partia wokalna Kobora jest tym razem dość twarda i typowo rockowa, a solówki Molnára są tym razem bardziej proste i hard rockowe. Utworowi nie brakuje też jednak chwil wytchnienia podczas których brzmienie utworu uzyskuje bardziej spokojny i subtelny ton. 

Ostatnie trzy utwory: „Metamorfózis I”, „Metamorfózis II” i „Finale” są powiązane ze sobą muzycznie i tematycznie i pochodzą z albumu „Csillagok Útján”, ale zmieniono ich kolejność niż ta w jakiej się na nim znajdowały. 

Trzyminutowy utwór „Metamorfózis II” jest niemal wierną kopią wersji znanej z płyty studyjnej. Nagranie rozpoczyna się od zapowiedzi Kobora i jego partii wokalnej co w połączeniu z dość patetyczną muzyką całej grupy nadaje mu charakter hymnu rockowego. Gdzieś w połowie utworu nagranie ulega wyciszeniu i prym w nim przejmuje László Benkő, który wyczarowuje na swym syntezatorze jedną z najpiękniejszych partii klawiszowych w swej twórczości.

Podniosła w nastroju instrumentalna kompozycja „Finale” mająca prawie pięć minut płynnie wyłania się z poprzedniego utworu, a zbudowano ją na subtelnej melodii granej przez instrumenty klawiszowe z kolejnymi melodyjnymi solówkami Molnára  na gitarze w takt precyzyjnie grającej sekcji rytmicznej. Publiczność euforycznie reaguje na ten utwór, co w pełni słychać w jego końcowej części w postaci niekontrolowanych krzyków, a sam utwór kończy się puszczonym z magnetofonu fragmentem V Symfonii Beethovena. To naprawdę godne podsumowanie tego koncertu.

Kończący album pięciominutowy utwór „Metamorfózis I” został nagrany już po zakończeniu koncertu na bis na życzenie spragnionej dalszych muzycznych wrażeń publiczności. Nagranie rozpoczyna się od ostrego wejścia całego zespołu grającego pewnie i zmierzającego do ostatecznego finału. Partia wokalna Kobora reprezentuje typowo rockową wrażliwość, czemu towarzyszą kolejne udane popisy instrumentalne László Benkő na syntezatorach i György Molnára na gitarze. Ostatnią minutę tego utworu tworzy już nie tyle muzyka, co pożegnanie członków zespołu z rozentuzjazmowaną publicznością. Wieloznaczny tekst tego utworu nawiązywał do trudnych początków grupy po odejściu Pressera, kiedy musiała się ona zmierzyć z szyderczymi uśmiechami ludzi, którzy w nią nie wierzyli. Opowiada też o bogactwie świata Zachodu, zastawionych towarem witrynach sklepowych, gdy sami muzycy grupy nie mogli wielu z tych towarów kupić, ale się nie załamali i nie tylko przetrwali ten trudny czas ale i w przenośni roztrzaskali ten podany im kielich goryczy. 

Kontrakt z wytwornią Bellaphon/Bascillus przewidywał także nagranie przez grupę Omega albumu koncertowego po trzech płytach studyjnych. Z tego powodu musiano też przygotować anglojęzyczną wersję tego podwójnego albumu koncertowego. W związku z tym, że węgierscy fani żywo reagowali na utwory grupy i często śpiewali razem z nią wykonywane przez nią piosenki, nie było możliwości prostego zastąpienia węgierskich partii wokalnych przez ich angielskie odpowiedniki. Na szczęście nagrań na Kisstadion dokonano w ten sposób, że partie wokalne Jánosa Kóbora nagrano oddzielnie od głosów publiczności, a nie zmiksowano je razem jak się często robi, dzięki czemu ich późniejsza podmiana w studio stała się stosunkowo łatwa. W tym miejscu trzeba zwrócić uwagę na to, że hałas publiczności na anglojęzycznej wersji albumu nie pochodził z koncertów w Budapeszcie, a z koncertów w Peczu. Uczyniono tak dlatego gdyż w Budapeszcie publiczność głośno śpiewała po węgiersku każdą z piosenek grupy, co po podmianie tekstu na angielski nie współgrałoby z akompaniamentem publiczności, a w efekcie brzmiało by nienaturalnie. Dlatego użyto odgłosów publiczności z Peczu, bo tam zachowywała się ona znacznie ciszej. 

W takich okolicznościach pięć utworów z tego albumu otrzymało anglojęzyczne nakładki sprawiające wrażenie, że były one w tej formie wykonywane na żywo podczas koncertów w Budapeszcie. Właściwie można je odróżnić od pozostałych nagrań na żywo tylko dzięki wyraźniejszemu brzmieniu wokalu Kobora. Były to następujące nagrania: „Help to Find Me” („Nem tudom a neved)”, „Russian Winter” („Lena)”, „Late Night Show” („Ejfeli koncert)", „High on the Starway” („Csillagok utjan)" i „Metamorphosis I” („Metamorfozis I”). W takich okolicznościach powstała anglojęzyczna wersja tego dwupłytowego albumu pt. „Live At The Kisstadion” powielająca jego repertuar w tym języku, ale mająca nieco inne brzmienie i długości poszczególnych utworów. Tym nie mniej także na niej w pewnych momentach słychać partie wokalne Kobora po węgiersku a zwłaszcza entuzjastyczne reakcje węgierskiej publiczności. 

Do chwili obecnej album „Élő Omega Live Kisstadion '79” zespołu Omega w wersji węgierskojęzycznej ukazał się jedynie w trzech wersjach: 2 winylowych wydanych przez wytwórnię Pepita w 1979 r. (jedną wyłącznie z tytułami po węgiersku i drugą z tytułami po węgiersku i angielsku – tą ją kupiłem w 1980 r) oraz jedną wersję kompaktową wydaną przez wytwornię Grund Records w 2022 r. Tę ostatnią wersję na CD kupiłem dopiero wiosną 2023 r. i była to jedna z najdłużej wyczekiwanych przez mnie płyt do zakupu na tym nośniku, bo czekałem na to dokładnie 43 lata. 

W wersji anglojęzycznej jako „Live At The Kisstadion” album ten ukazał się w ośmiu wersjach: w czterech wersjach na winylu, z których dwie wydała niemiecka wytwórnia Bascillus w 1979 r. i 1991 r., a dwie japońska wytwórnia Seven Seas Records w 1979 r.; ponadto raz album ten wydano na kasecie magnetofonowej (Bascillus 1979), a dwa razy na płytach kompaktowych (oba wydania Bascillus 1995).

Jak z tego wynika na płytach kompaktowych album ten został wydany tylko trzy razy: w 1995 r. i 2022 r., co automatycznie czyni go płytą rzadką. Albumu tego nigdy nie wydano w żadnej formie w Stanach Zjednoczonych, a na CD w Wielkiej Brytanii czy w Japonii. Nie oznacza to jednak że grupa Omega nie miała tam fanów. Przykładowo na jednym z zagranicznych portali jeden ze starszych fanów z USA bardzo chwalił ten koncert, ale też skarżył się, że skomercjalizowany przemysł muzyczny w jego kraju nie sprowadzał w epoce płyt tego zespołu, przez był on tam nieznany. Płyty grupy Omega można było sprowadzić do USA tylko drogą prywatnego importu, a to było trudne i drogie. Z kolei inny fan, tym razem z Brazylii powiedział, że tylko dlatego mógł zapoznać się z muzyką zespołu Omega, że były one wydawane w jego ojczyźnie, a te które nie były, jak ten koncert, były sprowadzane do niego przez działające tam niemieckie firmy. Jak podkreślił, dla ludzi, którzy nie chcieli słuchać tylko anglosaskiego rocka, węgierska grupa Omega była objawieniem, bo grała równie dobrze jak hołubieni przez koncerny wykonawcy anglosascy, a nie pochodziła z USA czy Zachodu Europy. 

W sumie w obu wersjach album „Élő Omega Kisstadion '79” i „Live At The Kisstadion” jest wydawnictwem zasługującym na najwyższe oceny i uznanie, i to nawet pomimo tego, że niektórzy malkontenci wskazują na wpływy w jego zawartości muzyki grupy Pink Flod np. w sposobie gry na gitarze György Molnára, czy zespołu Genesis w przypadku gry na klawiszach László Benkő a także podobieństw stylistycznych niektórych utworów. Faktycznie takie wpływy da się zaobserwować, ale są one ledwo zauważalne i bardzo subtelne i w niczym nie umniejszają ogromnej oryginalności i wyrazistości muzyki grupy Omega. Uważam, podobnie jak wielu innych fanów grupy, że Omega była nie tylko najlepszym zespołem rockowym jaki istniał w krajach dawnego Bloku Wschodniego, ale jednym z lepszych w historii muzyki rockowej. Jestem też w pełni przekonany co do tego, że opisywany tutaj przez mnie powyżej album „Élő Omega Kisstadion '79” był jedną z najlepszych płyt koncertowych lat 70., którą można postawić jako równorzędną koncertowym albumom stworzonym w tej dekadzie przez zespoły Deep Purple, Queen, Yes, Genesis, Jethro Tull i wielu innych.

1 komentarz:

  1. Skarbnica wiedzy! Ten artykuł to mój przewodnik po historii tego zespołu

    OdpowiedzUsuń

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...