niedziela, 14 lutego 2021

Wishbone Ash – „No Smoke Without Fire”, Universal/MCA, 1978/1998, Europe



Brytyjski zespół Wisbone Ash powstał w 1969 r. i nieprzerwanie istnieje do chwili obecnej. Największe sukcesy odnosił w latach 70. przy czym wszystkie swe klasyczne albumy nagrał w pierwszej połowie tej dekady. Fani i krytycy najbardziej cenią jego pierwszych pięć albumów: „Wishbone Ash” (1970), „Pilgrimage” (1971), „Argus” (1972), „Wishbone Four” (1973) i „There's the Rub” (1974).

Na kolejnych trzech albumach, powstałych z myślą o rynku amerykańskim, grupa zatraciła swe oryginalne brzmienie. Powróciła do niego na dwóch albumach, w tym tutaj omawianym, nagranych pod koniec lat 70. Jednak, pomimo tego że nie były to złe płyty, to jednak ich czas przeminął stąd nie odniosły one spodziewanego sukcesu. Albumy nagrane przez zespół w latach 80. i 90. były coraz gorsze, ale grupa przetrwała, choć z licznymi zmianami personalnymi. Obecnie w jej składzie pozostał tylko jeden oryginalny członek – gitarzysta i wokalista Andy Powell.

Wishbone Ash tworzyło muzykę przynależną do szeroko pojmowanego głównego nurtu rocka. W zasadzie był to melodyjny hard rocka z elementami progresywnego rocka. Cechą charakterystyczną jego stylu było współbrzmienie dwóch gitar prowadzących. Melodie i riffy przez nie tworzone przenikały się wzajemnie lub uzupełniały, co w sumie tworzyło oryginalne brzmienie tego zespołu. Obok niego ważnym czynnikiem sukcesu tego zespołu były doskonałe kompozycje, czy to hard rockowe, czy to ballady – wszystkie jednakowo miały nienaganną konstrukcję i zapadały w pamięć.

Album „No Smoke Without Fire” („Nie ma dymu bez ognia”) z 1978 r. powstały po porzuceniu przez grupę myśli o karierze w USA był udanym powrotem do pierwotnego brzmienia tego zespołu. Była to jego dziewiąta płyta studyjna i większość fanów uważa ją za najbardziej udaną jego płytę wydaną w drugiej połowie lat 70. Tego entuzjazmu nie podzielają już jednak krytycy. Producentem tej płyty był Derek Lawrence, a więc ta sama osoba, która przygotowała trzy pierwsze albumy zespołu.

Do chwili obecnej album ten ukazał się w 32 różnych wersjach i należy do najczęściej wznawianych płyt z późniejszego okresu kariery tego zespołu. Oczywiście daleko mu do ogromnego sukcesu swego największego dzieła, albumu „Argus” wydanego aż w 124 wersjach. Płyta ta ukazała się po raz pierwszy na winylu w 1978 r. na wszystkich liczących się rynkach muzycznych, a więc w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Niemczech Zachodnich, Francji, Skandynawii, Holandii, Japonii, Hiszpanii, Portugalii, Włoszech, Grecji i Turcji.

Jak więc widać, w tam czasie grupa wciąż była gwiazdą rocka o światowym formacie przyciągającą uwagę fanów z wielu krajów. We wszystkich tych krajach wydał go koncern MCA, który wznawiał ją także później, choć niekiedy pod nazwą Universal. Jedynie rosyjskie pirackie wydania tego albumu na CD firmowane były przez inne wytwornie.

Niestety słaba sprzedaż tego albumu sprawiła, że grupa Wishbone Ash wypadła z pierwszej ligi czołowych wykonawców rockowych. W zasadzie trzeba by powiedzieć, że z drugiej ligi, bo pierwsza liga zarezerwowana była w tamtym czasie jedynie dla takich gigantów jak: Led Zeppelin, Black Sabbath i Deep Purple. Tak przynajmniej w owych czasach klasyfikowano te zespoły. Z tego powodu, nie licząc wydania z 1980 r., przez długie lata album ten nie był wznawiany ani na winylu ani na płycie kompaktowej, a przez to stał się dość trudno dostępny.

Po raz pierwszy na płycie CD wznowił go oficjalnie koncern Universal (w jego skład weszło MCA) w 1998 r. Jest to jedno z pięciu oficjalnych wydań kompaktowych tej płyty przy czym aż dwa z nich ukazały się w Japonii (2001, 2010). W wydaniu Universalu z 1998 r. do oryginalnego repertuaru albumu dodano aż pięć nagrań dodatkowych, w tym trzy koncertowe, jeden remix i jedno nagranie wcześniej nie wydane (szerzej o tym na końcu).

Oryginalny album tworzyło osiem nagrań. Aż pięć z nich skomponował gitarzysta Laurie Wishfield (przy szóstym był współkompozytorem), którzy doszedł do grupy po odejściu z grupy w 1973 r. jej pierwotnego gitarzysty Teda Turnera. Jak już wcześniej wspomniałem muzyka z tego albumu jest powrotem do pierwotnego stylu zespołu tworzonego przez połączenie utworów balladowych, z melodyjnym hard rockiem z elementami brzmień progresywnych. Wszystkie nagrania są wyraziste i pełne energii, a ich celem nie jest już przypodobanie się za wszelką cenę didżejom stacji radiowych.

Na otwarcie zaserwowano utwór „You See Red”. To niezła hard rockowa kompozycja z prostym przejrzystym rytmem, niezłymi solami gitarowymi i harmoniami wokalnymi przywołującymi pierwsze płyty grupy i tekstem mówiącym o smutku po rozstaniu z ukochaną. To utwór autobiograficzny i dotyczy amerykańskiej dziewczyny Laurie Wisefielda, która nie mogła odnaleźć się w Wielkiej Brytanii. Utwór może się spodobać już po pierwszym przesłuchaniu dzięki ładnej linii melodycznej.

W podobnym hard rockowym nastroju utrzymany jest następny na płycie utwór „Baby The Angels Are Here”. W większym stopniu wyeksponowano w nim solową partię wokalną z tytułowym tekstem mówiącym o tym, że nie ma dymu bez ognia. Faktycznie tekst dotyczy także spraw miłosnych i dotyczy tęsknoty za ukochaną.

„Ships In The Sky” („Statki na niebie”) to najkrótszy utwór na płycie, a zarazem typowa dla grupy ballada rozpisana na trzy głosy z grającą w tle delikatną gitarą. W tekście mamy kolejny temat miłosny, tym razem jednak sugerujący, aby po rozstaniu nie patrzeć za siebie.

Z kolei utwór „Stand And Deliver”, drugi pod względem długości na albumie, jest próbą nawiązania do epickich kompozycji grupy ze złotego okresu. Mamy tutaj doskonale prowadzoną sekcję rytmiczną tworzącą podkład dla harmonii wokalnych i solówek gitarowych. Utwór uatrakcyjniono zmianami rytmu i tempa. W pewnych partiach brzmienie gitary przypomina przewodni riff użyty później przez Dire Straits w utworze „Money for Nothing”. W tekście podmiot liryczny ostrzega ukochaną, że zabierze swoją miłość i zniknie bez śladu.

W tekście „Anger In Harmony” („Gniew w harmonii”) po raz kolejny powraca motyw z tytułu albumu, czyli, że nie ma dymu bez ognia.. Jednak kluczowym elementem tekstu tej piosenki jest stwierdzenie, że bohaterowie nie są kochankami a jedynie dobrymi przyjaciółmi. Pod względem muzycznym to typowy dla tego albumu przyjemny dla ucha hard rock utrzymany raczej w wolnym tempie. Posiada ona wszystkie cechy stylu grupy, ale też jest trochę bezbarwna. Uważam, że to jedna z mniej udanych kompozycji na tej płycie, zbytnio przypominająca nagrania z kilku poprzednich zamerykanizowanych płyt.

Utwór „Like A Child” utrzymany jest w formie podobnej do poprzedniej kompozycji, przy czym jego niektóre partie nawiązują do linii melodycznej tanga, co może być trochę szokujące. Tekst wskazuje, że kochankowie mogą zachować swoją niewinność jak dzieci, ale oczywiście nie jest to łatwe. Uwagę zwraca piękne solo gitarowe w końcowej partii tego utworu.

Dwuczęściowa, a zarazem najdłuższa na płycie kompozycja „The Way Of The World” jest najważniejszym utworem tego albumu i najbardziej przypomina utwory ze złotego okresu grupy na początku lat 70. Utwór ten ma wszystko za co publiczność tak kochała Wishbone Ash: precyzyjną kompozycję, piękne harmonie wokalne, doskonałe dialogi gitar, zmiany rytmu i nastroju oraz porywające melodie. Trudno się więc dziwić, że ten najbardziej progresywny na płycie utwór od razu wszedł do kanonu repertuaru koncertowego grupy tamtego okresu. Tekst jest jakby spojrzeniem z pewnej perspektywy na życie podmiotu lirycznego i tego co zostało z jego pragnień i marzeń. Mówi także o konieczności dalszego podążania drogą jaką wyznaczają nam kolejne etapy życia na świecie (tytułowa droga świata). To zarazem najbardziej autobiograficzny tekst na tej płycie.

Jak więc widać, płyta ma bardzo spójny charakter i wyrównany poziom, stąd dość trudno jest ją opisać czy wskazać na wyróżniające się utwory. Takimi na pewno jednak są nagrania: „You See Red”, „Ships In The Sky” a zwłaszcza dwuczęściowy „The Way Of The World”.

Do pierwotnego winylowego tłoczenia albumu dodawano bezpłatnie siedmiocalowego singla z koncertowymi wersjami utworów: „Come In From The Rain” (nagrany w 1978 r.) i „Lorelei” (nagrany w 1977 r.). Oba te nagrania dołożono do edycji kompaktowej albumu z 1998 r., a ponadto także trzy inne nagrania: „Firesign” (wcześniej niepublikowane) i „Time And Space (Remix)” (alternatywna wersja tej kompozycji zamieszczonej pierwotnie w czteropłytowym boxie „Distillation” wydanym w 1997 r. przez wytwórnię Repertoire Records oraz utwór „Bad Weather Blues” z drugiej strony z singla „You See Red” promującego album „Smoke Without Fire”. Utwór ten, to jedyne nagranie z kompaktowego wydania tego albumu mające związek z blues rockiem, a zarazem wskazujące z jakich korzeni wyrosła muzyka zespołu Wisbbone Ash, zanim przekształciła się w jego autonomiczny styl.

Czemu jednak, choć była to udana płyta, tonie odniosła sukcesu artystycznego i komercyjnego? Głównym powodem tego stanu wydaje się fakt, że zmieniły się czasy, a zarazem publiczność rockowa. Zespół nie został może wyklęty, jak YES, czy EL&P za herezję symfonicznego rocka, ale nowa punkowa (czy post punkowa) publiczność nie kupowała jego płyt, bo słuchała już innej muzyki. Z kolei nowa muzyka hard rockowa dopiero czekała na swoje odrodzenie w postaci NWOBH. Myśląc o wkładzie Wishbone Ash do rozwoju muzyki popularnej zawsze trzeba pamiętać o tym, że patent Iron Maiden (i innych podobnych grup) na melodyjne granie na dwóch gitarach miał swoją genezę w twórczości właśnie tego zapomnianego już dzisiaj zespołu.

Po raz pierwszy usłyszałem nagrania z tej płyty w dwóch audycjach radiowych z cyklu „Katalog Nagrań” nadanych 24 II i 3 III 1986 r. w Programie Trzecim Polskiego Radia. Następnie przez wiele lat nie mogłem posłuchać tej płyty, bo nie wznawiano jej na kompakcie, a jak już to nastąpiło, to w znanych mi sklepach płytowych w Polsce nie był on dostępny. Album ten kupiłem dopiero stosunkowo niedawno w Niemczech w powyżej opisanej wersji. Czemu nie wcześniej? Bo zawsze było coś innego ważnego kupienia lub nie miałem pieniędzy:)






niedziela, 7 lutego 2021

The Kinks – „One For The Road”, Konk/Universal, 1980/2010, EU



Brytyjski zespół The Kinks jest jedną z ikon muzyki rockowej. Grupa powstała w 1964 r. i nieprzerwanie działała do 1996 r. Od tamtego czasu praktycznie zawiesiła działalność, ale nie została formalnie rozwiązana. Liderem zespołu i twórcą większości jego repertuaru był Ray Davis [właściwie Raymond Davis] grający też na gitarze i śpiewający. Na brzmienie grupy duży wpływ miał także jego brat Dave Davis (gitara prowadząca, śpiew). I choć był to zespół brytyjski, to po początkowych sukcesach w rodzinnym kraju skierował swoją uwagę na rynek amerykański, gdzie z biegiem czasu stał się bardziej popularny niż na wyspach.

W Polsce okresu PRL była to może i grupa znana, ale nie była zbyt popularna. Właściwie nie przypominam sobie, by w czasach mojej młodości jakoś systematycznie prezentowano ją w Polskim Radio. Z powodu tego, że państwowe radio nie popularyzowało jej muzyki, dlatego jej nagrania (poza wielkimi przebojami z początku działalności) nie były u nas znane. Jej płyt oczywiście nie można było kupić w państwowych sklepach, a jak już były, to na bazarach za równowartość miesięcznej pensji i mało kto mógł je kupić.

O zespole The Kinks czytałem już artykuły od początku lat 80., ale po raz pierwszy opisywany tutaj album mogłem przesłuchać dopiero w kwietniu 1993 r. Pisałem wtedy recenzje muzyczne do lokalnej gazety (obecnie od dawna nie istniejącej), a jeden z gliwickich sklepów muzycznych z jakim współpracowałem (też już nie istniejący), udostępnił mi tę płytę do recenzji. Oczywiście przy tej okazji przegrałem ją sobie na kasetę i mogłem potem w spokoju do woli słuchać. To była wówczas wielka atrakcja, aby móc sobie przegrać „za darmo” nowo wydaną płytę na kasetę magnetofonową.

Album ten, był drugim, po „Live at Kelvin Hall” z 1968 r., wydawnictwem koncertowym zespołu The Kinks. Innymi słowy grupa raczej nie rozpieszczała fanów swoimi płytami z nagraniami na żywo, choć jej koncerty zawsze cieszyły się dużym wzięciem wśród publiczności. Podwójny w wersji winylowej album „One For The Road” ukazał się pierwotnie w 1980 r. i został wydany przez wytwórnię Arista. Do chwili obecnej ukazało się 77 wersji tego albumu na różnych nośnikach, co stawia go w gronie najczęściej wznawianych płyt zespołu The Kinks, a już na pewno wśród albumów koncertowych.

W chwili ukazania się album ten wydano w niezliczonej ilości krajów, oprócz Wielkiej Brytanii i USA, także w Niemczech, Francji, Austrii, Holandii, Szwecji, Hiszpanii, Portugalii, Włoszech, Grecji, Kanadzie, Meksyku, Japonii, Nowej Zelandii, Australii, Republice Południowej Afryki, Brazylii. Następnego roku wydano go także w komunistycznej Jugosławii. Niestety w Polsce 1980 r. zapisał się głównie jako rok wielkich strajków w wyniku których narodził się ruch „Solidarność” i nikt w naszym kraju nawet nie myślał o wydawaniu takiej płyty, a ni też o jej promowaniu w radiu.

Pierwsze wydanie tego albumu na płycie kompaktowej zostało przygotowane przez amerykański oddział wytwórni Arista w 1989 r. W 1992 r. ukazało się jej japońskie wydanie. Europejskie wydanie tej płyty ukazało się dopiero w 1993 r. i przygotowane zostało przez niemiecki oddział tego koncernu. I to właśnie wydanie otrzymałem wówczas do recenzji. Później przez lata nie miałem tej płyty, choć zakupiłem większość wczesnych płyt The Kinks, bo jakoś nie miałem okazji jej kupić. Dopiero ostatnio nadarzyła się taka okazja w jednym ze sklepów sieci EMPiK. To remasterowane wydanie europejskie z 2010 r. firmowane przez wytwórnie: Universal i Konk.

Jak już wspomniano, pierwotny album składał się dwóch płyt winylowych, stąd zawierał aż 21 nagrań. Wszystkie z nich zmieściły się na wydanej później pojedynczej płycie kompaktowej. Album zawierał zestaw wybranych nagrań grupy z lat 70. uzupełniony wielkimi jej przebojami z lat 60. i kilkoma nowymi utworami. Generalnie nie różniły się one od wersji studyjnych, ale za to były bardziej żywiołowe.

Na albumie znalazło się aż pięć nagrań z albumu „Low Budget” wydanym w 1979 r. w USA (lipiec) i Wielkiej Brytanii (wrzesień): „Attitude”, „Catch Me Now I'm Falling”, „Pressure”, „National Health” i „Low Budget”. Nie było to przypadkowe i wynikało z tego że zarejestrowano je podczas trasy koncertowej promującej tę płytę (jedną z bardziej udanych w latach 70.). 

Utwory „Stop Your Sobbing” i „You Really Got Me” pochodziły z albumu „You Really Got Me” z 1964 r. W pozostałych wypadkach na albumie umieszczono jedynie po jednym nagraniu z wybranych płyt. Umieszczony na końcu albumu utwór „David Watts” opublikowano po raz pierwszy na albumie „Something Else By The Kinks” (1967). Umieszczony tutaj w singlowej wersji wielki przebój grupy „Victoria” pochodził z albumu „Arthur or the Decline and Fall of the British Empire” (1969). Podobnie było z umieszczoną tutaj wersją nagrania „Lola” pochodzącą z albumu „Lola Versus Powerman And The Moneygoround, Part One” (1970), ale w wersji singlowej.

Utwór „20th Century Man” pochodził z albumu „Muswell Hillbillies” (1971), nagranie „Celluloid Heroes” pochodziło z albumu „Everybody's In Showbiz” (1972) a utwór „Misfits” z albumu „Misfits” (1978). 

Ważnym elementem zamieszczonego tutaj zestawu nagrąn były wielkie przeboje grupy wydane na singlach: „All Day And All Of The Night” z 1964 r., „Till The End Of The Day” oraz „Where Have All The Good Times Gone” (oba z singla z 1965 r.), „Prince Of The Punks” znajdującego się na drugiej stronie singla „Father Christmas” z 1977 r. i najnowszy wówczas przebój grupy „Superman”, a właściwie „(Wish I Could Fly Like) Superman” znajdujący się na drugiej stronie singla „Low Budget” z 1979 r. promującego album pod tym samym tytułem.

Album „One For The Road” dopełniono nowymi nagraniami specjalnie przygotowanymi z myślą o nim: „Opening”, „Hardway” i „Intro: Lola”. Dopełniały one setlistę koncertową na albumie i były łącznikami pomiędzy jego niektórymi utworami.

I choć na albumie nagrania hard rockowe przemieszane zostały z utworami bardziej popowymi, czy wręcz wodewilowymi, to całość sprawia spójne wrażenie. Dzieje się tak nawet pomimo tego, że nagrania pochodzą z różnych miejsc. Zarejestrowano je podczas koncertów grupy w Stanach Zjednoczonych (New Brunswick, Providence, Lowell) i w Szwajcarii (Zurych) w marcu, wrześniu i listopadzie 1979 r.

Słuchając kultowych gitarowych riffów z riffów np. w „You Really Got Me” zawsze musimy pamiętać o tym, że bez nich nie byłoby hard rocka jaki znamy, a bez piosenek w rodzaju „Vitoria” nie byłoby brit popu. Słyszalne w wielu miejscach tego koncertu przestery gitarowe braci Davis robią wrażenie nawet dzisiaj, a przecież po drodze powstało wiele gatunków muzycznych które je eksponowały, na czele z całym zastępem zespołów gunge'owych.

Nie jest to może najlepsza płyta w dziejach The Kinkks, ale na tyle dobra, aby zaliczać się do zestawienia kilkudziesięciu najlepszych płyt koncertowych w historii rocka. To jest także jedna z moich ulubionych albumów z muzyką rockową na żywo. 

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...