niedziela, 9 sierpnia 2020

Michael Vinner’s Incredible Bongo Band – „Bongo Rock”, Mr. Bongo Recordings, 1973/2006, UK



 
 

Zespół Incredible Bongo Band zapisywany też jako Michael Vinner’s Incredible Bongo Band, to amerykańska efemeryczna grupa muzyczna istniejąca w latach 1972-1974. Powstała jako projekt studyjny mający na celu nagranie muzyki na potrzeby ścieżki dźwiękowej niskobudżetowej komedii sci-fi pt. „The Thing With Two Heads” z 1972 r. Zorganizował go zaledwie 28-letni Michael Vinner, w tym czasie dyrektor wykonawczy hollywoodzkiej wytwórni filmowej MGM (wcześniej był m.in. asystentem senatora Roberta Kennedy'ego).

Trzonem nowo formowanego zespołu Incredible Bongo Band było dwóch ludzi: Michael Vinner (kompozytor, producent i basista) oraz Perry „Bunny” Botkin Jr. (kompozytor, producent i aranżer). Obok nich grupę tę tworzyło wielu dobrych ale mało znanych wynajętych muzyków sesyjnych, stąd po latach nawet lider nie mógł sobie przypomnieć składów w jakich nagrano poszczególne utwory. W każdym razie był to może i nieznany, ale bardzo sprawny big band. Sam Vinner krytycznie ocenia swoje zdolności jako muzyka, i to na pewno jest fakt, ale też nie można mu odmówić wizjonerstwa i zorganizowania zespołu, który choć efemeryczny, zdołał stworzyć dzieło, muzyczne, które przetrwało próbę czasu.

W jego składzie było wówczas dwóch bardziej znanych muzyków: grający na perkusji Jim Gordon (ten sam który grał z Erickiem Claptonem, a w niedługo później zamordował swoją matkę na rozkaz głosów jakie słyszał w głowie) i King Errison na bongosach (przykład muzyka, który nie odniósł dużego sukcesu choć na niego na pewno zasługiwał). Wymieniam akurat tych dwóch, bo muzyka z tej płyty zdominowana jest przez rytmy perkusyjne i to one zdecydowały o jej oryginalności. Ale było też kilku innych perkusistów, kilku gitarzystów, saksofonista i pianista. Sekcja rogów została wynajęta i zaaranżowana przez Steve'a Dou, współpracownika Phila Spectora. Natomiast na klawiszach przypuszczalnie grał Michael Omartian, późniejszy lider zespołu Rhythm Heritage.

Dwa utwory ze ścieżki dźwiękowej do filmu „The Thing...” („Bongo Rock” i „Bongolia”) cieszyły się tak wielką popularnością, że tego samego roku zostały wydane też w formie 7" singla. Singiel ten niespodziewanie sprzedał się w ilości dwóch milionów egzemplarzy. Ten sukces skłonił szefów wytwórni MGM do zgody na nagranie przez tę na szybko skleconą grupę pełnej płyty długogrającej, którą nagrano w studio w Kanadzie. Producentami tego albumu byli: Michael Viner i Perry Botkin Jr. Ikoniczna już dzisiaj okładka w stalowym kolorze zawierała nazwę zespołu i dwie ręce grające na bongosach. Jej projektanta nie ustalono, ale przypuszczalnie był to grafik zatrudniony w wytworni MGM.

Do chwili obecnej płyta ta ukazała się w 41 wersjach: (32 wersjach winylowych, 2 wersjach w formie kaset 8-Trk, 2 wersjach w formie kasety magnetofonowej i 5 wersjach na płytach CD). Z tej liczby dwa wydania winylowe miały charakter promocyjny a dwa były nieoficjalne. To jedne z tych przypadków w historii fonografii, że znana płyta w epoce dominacji płyty kompaktowej miała wciąż miała znacznie więcej wydań winylowych niż kompaktowych. wynikało to oczywiście z charakteru zawartej na tej płycie muzyki i skłonności rożnych DJ-ów do jej przerabiania i miksowania.

Pierwotnie album ten na płycie winylowej wydała równocześnie w 1973 r. w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych wytwórnia Pride powiązana z MGM Records. Zainteresowanie tym albumem w epoce było tak duże, że tego samego roku wydano go także we Włoszech, Francji, Niemczech Zachodnich, Wielkiej Brytanii, Japonii, a nawet w Izraelu.

Niestety fascynacja tą grupą była równie gwałtowna, co krótka. Gdyż nie licząc brytyjskiego wydania z 1975 r. jej pierwszy album nie był potem wznawiany przez następne ćwierć wieku. Natomiast od lat 80. XX w. płyta ta zaczęła żyć drugim życiem w świecie DJ i samplingu, stąd nie dziwota, że większość jej wydań ma charakter winylowy.

Jedynie pięć wydań tego albumu przygotowano na płytach kompaktowych. Większość z nich ukazała się w Japonii. Pierwsze wydanie tej płyty na CD wydano w 2002 r. z inicjatywy koncernu Toshiba. Kolejne japońskie wydania kmpaktowe przygotowały wytwórnie: Octave Lab (2017 i w 2019) i Universal Music (2018). Pierwsze a zarazem jedyne europejskie wydanie tej płyty na kompakcie wydała w 2006 r. wytwórnia Mr Bongo Records. W Stanach Zjednoczonych album ten nigdy nie ukazał się na CD (chyba, że o czymś nie wiem).

Oryginalny repertuar tego albumu wydany przez wytwórnię Pride w 1973 r. obejmował osiem utworów, po cztery każdej stronie płyty winylowej. Na stronie A były to następujące nagrania: „Let There Be Drums”, „Apache”, „Bongolia”, „Last Bongo In Belgium> Na stronie B były to: „Dueling Bongos”, „In-A-Gadda-Da-Vida”, „Raunchy '73”, „Bongo Rock '73”. Przytoczyłem pełny program tej płyty, gdyż w niektórych wznowieniach zmieniono kolejność ułożenia tych utworów na albumie. Posiadana przez mnie kompaktowa wersja tego albumu obejmuje aż dziewiętnaście utworów, gdyż do oryginalnego repertuaru dodano aż jedenaście nagrań dodatkowych.

Album otwiera przeróbka „Apache”, klasycznej kompozycji z repertuaru The Shadows. Nagranie zaczyna się jakby samo było samplingiem, a to za sprawą grających jak w zapętleniu partii instrumentów perkusyjnych. Dopiero spod tego ich dominującego brzmienia wyłania się znana wszystkim melodia. Jak wspomina Vinners nagranie to zawsze mu się podobało, ale jego pragnieniem było uczynienie go trochę bardziej rytmicznym za sprawą szerszego użycia perkusji, co też zaproponował w tej wersji.

„Let There Be Drums” to przeróbka utworu instrumentalnego z 1961 r. autorstwa amerykańskiego perkusisty Sandy Nelsona i producenta Richarda Podolara. Utwór ten był na tyle dobry by w epoce dojść do pozycji 7 na liście „Billboard Hot 100” w Stanach Zjednoczonych. Wersja Vinnera jest mniej jazzowa i bardziej uproszczona, ale za to dopracowana i porywająca wręcz plemiennym rytmem.

Z kolei „Bongolia” to własna kompozycja Perry Botkina Junuiora. Zgodnie z tytułem utwór ten zdominowały rytmy bongosów i innych instrumentów perkusyjnych, a także riffowe partie na instrumentach dętych.

Prawie siedmiominutowy „Last Bongo In Belgium” to kompozycja spółki autorskiej Viner i Botkin, a zarazem najdłuższe nagranie na pierwszej stronie oryginalnego albumu. Utwór jest bardziej skomplikowany formalnie, zaczyna się balladowo, ale potem szybko przechodzi do brzmienia zdominowanego przez instrumenty perkusyjne wzbogaconego melodiami granymi na instrumentach dętych. W przeciwieństwie do poprzednich nagrań w utworze tym znalazła się też prawie hard rockowo partia gitary.

„Duelling Bongos” to także kompozycja spółki autorskiej Viner i Botkin. Jej maksymalnie uproszczony i pozbawiony wszelkich ozdobników hipnotyczny rytm przywodzi na myśl obrzędy plemienne w Afryce czy Ameryce Południowej.

Utwór ten płynnie przechodzi do rewelacyjnej przeróbki utworu „In-A-Gadda-Da-Vida” z repertuaru grupy Iron Butterfly (a konkretnie Douge’a Ingle’a). To jedno z dwóch najlepszych, po „Apache”, nagrań na tym albumie. To także najdłuższe nagranie z tej płyty, bo ponad siedmio minutowe. Jego brzmienie napędzają ofensywnie grające instrumenty perkusyjne i dęte, ale nie zabrakło też porywających solówek na saksofonie, perkusji i gitarze. To swego rodzaju bongosowa suita pokazująca, że dobra przeróbka nie musi jedynie naśladować oryginału.

Kolejny utwór „Raunchy 73” to przeróbka utworu spółki kompozytorskiej Bill Justis - Sid Manker. I choć tak jak poprzednie nagrania oparta jest na dominującym brzmieniu instrumentów perkusyjnych, to jednak jako całość jest znacznie bardziej wyluzowana, melodyjna i taneczna.

Jeszcze bardziej przebojowa jest zamykająca oryginalny album kompozycja tytułowa, czyli „Bongo Rock’73” oparta na zmuszającym wręcz do tańca partiach melodycznych instrumentów dętych i towarzyszącym mu rytmie instrumentów perkusyjnych. Podobnie jak powyżej to także przeróbka nagrania cudzego utworu, tym razem spółki kompozytorskiej tworzonej przez Athura Egnoiana i Prestona Eppsa.

Nowo dodane utwory nawiązują charakterem do oryginalnego albumu, ale jednak też znacząco się różnią. Nawiązują, bo są oparte tak jak oryginały na brzmieniu instrumentów perkusyjnych. Natomiast ich główna różnica w stosunku do nagrań z oryginalnej części albumu polega na większym stopniu wyrafinowania przy obróbce studyjnej. Przez to stały się one bardziej wygładzone, melodyjne, nowocześniejsze w odbiorze, ale też nieco mniej spontaniczne. Zwłaszcza, że w każdym z nich w większym stopniu dodano więcej instrumentarium poza perkusyjnego, w tym w jednym wypadku żarliwą partię wokalną, przez co stały się one bliższe tradycyjnej muzyce soulowej i funkowej. Taki charakter mają utwory „Kiburi (Part 1)”, czy „Pipeline”.

Umieszczono tutaj równie kolejne przeróbki cudzych utworów, np. „Sing Sing Sing” z repertuaru Benny Goodamna, czy rockowego hymnu „(I Can't Get No) Satisfaction” zespołu The Rolling Stones. Obie z nich są ciekawe, ale na pewno nie są porywające, tak jak niegdyś interpretacja „In-A-Gadda-Da-Vida”.

Natomiast zdominowane przez instrumenty perkusyjne, a zwłaszcza bongosy, utwory „Wipeout” i „When The Bed Breaks Down, I'll Meet You In The Spring” i „Hang Down Your head, Tom Dooley Your Tie's Caught In Your Zipper” zaczynają być nużące z powodu powielania tych samych schematów brzmieniowych znanych już z repertuaru grupy. Bardziej wyrazisty charakter mają nagrania: „Okey Dokey” i „Sharp Nine”, ale za to są niebezpiecznie bliskie soulowo-funkowej instrumentalnej średniej.

Na końcu płyty umieszczono dwa nowe miksy dwóch utworów znanych z oryginalnej płyty: „Apache (Grand Master Flash Remix)” i „Last Bongo In Belgium (Breakers Mix)”. Oba są może i ciekawe, ale też nazbyt elektroniczne, a przez to irytujące.

Pod względem muzycznym oryginalny album „Bongo Rock” zawierał więc głównie przeróbki cudzych kompozycji w różnych stylach. Wszystkie je poddano wzmocnieniu rytmicznemu przez mocno rozbudowaną sekcję rytmiczną tworzoną przez perkusję i zestaw instrumentów perkusyjnych przez co uległy one ujednoliceniu stylistycznemu, a przy okazji nabrały nowego bardziej tanecznego charakteru. I taki też był cel tego zabiegu, stworzenie alternatywy dla muzyki tanecznej pierwszej połowy lat 70., gdzie dominowała muzyka funkowa, z której niebawem wyrosło disco. Jak się okazało rytmiczne eksperymenty Vinera stały się w przyszłości prawdziwą kopalnią wszelkiego rodzaju samplingu dla DJ-ów i twórców rapowych poszukujących odpowiedniego podkładu rytmicznego w celu urozmaicenia występów czy przy tworzeniu własnej muzyki.

W każdym razie w wyniku zastosowanego instrumentarium i niczym nieskrępowanego podejścia do materii muzycznej powstała oryginalna funkowo-rockowo-soulowa mieszkanka muzyczna przyprawiona odrobiną jazzu i afrobeatu. Muzyka z tego albumu Incredible Bongo Band stała się inspiracją dla niezliczonej rzeszy DJ-ów i twórców hi-hopowych. A wszystko to za sprawą niczym nie skrępowanego przerabiania i wykorzystywania fragmentów utworów znajdujących się na tej płycie na potrzeby innych utworów. Z tego powodu niektóre z nich uważa się za najczęściej samplowane nagrania w historii fonografii.

W epoce ten instrumentalny album sprzedawał się nieźle, choć nie rewelacyjnie, ale na tyle dobrze, że następnego roku zespół mógł wydać swoją kolejną płytę. Ukazała się ona pod tytułem "The Return Of The Incredible Bongo Band”. Przeważnie uważa się ją za gorszy wariant debiutu, ale są też tacy, którzy uznają ją za album lepszy. W jej nagraniu wziął udział ex-Beatles - Ringo Star.

W młodości nigdy nie słyszałem o tym zespole i o tej płycie. Po raz pierwszy przeczytałem o niej w książce „1001 albumów muzycznych. Historia muzyki rozrywkowej” z 2005 r. Z tego powodu album ten kupiłem dopiero stosunkowo niedawno w Niemczech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...