niedziela, 5 kwietnia 2020

Kevin Ayers And The Whole World – „Shooting At The Moon”, Harvest/EMI, 1970/2003, EU

 
 
 
Kevin Cawley Ayers (1944-2013), był brytyjskim wokalistą, gitarzystą, autorem tekstów, kompozytorem i producentem nagrań. Ale przede wszystkim artystycznym wizjonerem wykraczającym daleko poza percepcję nawet innych wybitnych muzyków swojego pokolenia. I choć był człowiekiem wybitnie zdolnym to jednak był też trochę dziwakiem i odludkiem przedkładającym w miarę dostatnią egzystencję w spokoju z dala od głównego nurtu w ciepłym klimacie nad trudy życia scenicznego. Dlatego większość dorosłego życia spędził z dala o wielkich centrów na południu Francji, głównie w Montolieu w regionie Oksytania, w departamencie Aude (blisko granicy z Hiszpanią i Tuluzy). W wyjątkowych zdolnościach i ekscentryczności przypominał więc Syda Barretta z Pink Floyd, ale w przeciwieństwie do niego nigdy nie popadł w otępienie i nie skończył jako pacjent zakładu psychiatrycznego.

Ayers urodził się w nadmorskim miasteczku Herne Bay leżącym na południe od ujścia Tamizy w hrabstwie Kent w południowo-wschodniej Anglii. Miasteczko to, słynące z pierwszej wolno stojącej wieży zegarowej, a niegdyś (do 1978 r.) z drugiego co do wielkości mola w Wielkiej Brytanii leży około 10 km na północ od Canterbury, z którym to miastem Ayers związany był artystycznie przez najlepsze lata swego życia.

W dzieciństwie przeżył rozwód rodziców i wraz z matką i jej nowym partnerem przeniósł się na Malaje gdzie spędził większość dzieciństwa. Tamtejszy tropikalny klimat i leniwy tryb życia wywarły na niego ogromny wpływ stąd odtąd zawsze poszukiwał podobnych miejsc jako okazy spokoju przez trudami życia scenicznego. Do Wielkiej Brytanii wrócił w wieku 12 lat i zamieszkał w Londynie. Szybko jednak musiał opuścić to miasto z powodu przyłapania go przez policję z narkotykami. Osiadł wówczas przymusowo w Canterbury, gdzie poznał innych podobnych do siebie ekscentrycznych młodych ludzi zafascynowanych nową psychodeliczną muzyką – jednym z nich był Robert Wyatt.

Wraz z nimi założył legendarną obecnie grupę The Wild Flowers działającą w latach 1964-1967. I choć w epoce zespół ten nie wydał ani jednej płyty długogrającej (dopiero po latach ukazały się składanki zbierającej jej dorobek), to jednak powszechnie uważa się ją za wylęgarnię brytyjskiej sceny Canterbury. A to dlatego, że jej członkowie założyli później szereg wpływowych zespołów takich jak: Soft Machine, Caravan i Camel, które rozwinęły pomysły muzyczne The Wild Flowers.

Ten ostatni rozpadł się ostatecznie gdy grający na basie i gitarze oraz śpiewający barytonem Kevin Ayers wraz z perkusistą i wokalistą Robertem Wyattem dołączyli do klawiszowca Mike'a Ratledge'a i gitarzysty Daevida Allena (ex Gong) tworząc nową formację – The Soft Machine. Jednak już po nagraniu jednego albumu „The Soft Machine” (1968) Ayers odszedł z grupy zniechęcony trudami trasy koncertowej po Stanach u boku The Jimi Hendrix Experience. Osiadł wówczas na hiszpańskiej Ibizie, gdzie m.in. przy pomocy Davida Allena przygotował swój pierwszy album solowy „Joy of a Toy” (1969). Płyta ta powszechnie uważana jest za jedno z wyjątkowych dokonań w muzyce rockowej a zarazem za najlepszą w jego solowej karierze.

Album „Shooting at the Moon” (1970) był jego drugą płytą solową, choć w zasadzie była to płyta firmowana nie tyle przez samego Ayersa, a przez jego nowy zespół pod nazwą Kevin Ayers And The Whole World. Ta efemeryczna i doraźnie utworzona grupa działała w latach 1970-1971 (ale w 1972 r. zeszła się na potrzeby nagrań dla Radia BBC) a w jej skład obok grającego na gitarze i basie oraz śpiewającego Ayersa wchodzili mało znani wówczas muzycy: David Bedford, awangardowy kompozytor grający też na instrumentach klawiszowych (fortepian, organy) i innych (akordeon, marimba), starszy od pozostałych muzyków improwizujący saksofonista Lol Coxhill oraz młody wokalista, gitarzysta i basista Mike Oldfield. Skład uzupełniał perkusista Mick Fincher nie będący jednak formalnie członkiem zespołu, a jedynie muzykiem sesyjnym. W sesji udział wzięli także dwaj inni muzycy jako wokaliści: Robert Wyatt i Bridget St. John (pieśniarz ludowy). Zaprezentowany na tej płycie przez Ayersa repertuar to genialne połączenie beztroskich ballad nasyconych aurą psychodelicznego rocka, elementów progresywnego rocka, pop rocka, jazzu i muzyki awangardowej.

Grupa The Whole World rozpoczęła swoją karierę od serii koncertów w Wielkiej Brytanii przy czym na perkusji grał podczas nich Mick Fincher jedynie sporadycznie zastępowany przez Roberta Wyatta. Po takiej zaprawie grupa w okresie od kwietnia do września 1970 r. przygotowała w studiach EMI w Londynie materiał na swój debiutanci album. Na rynku brytyjskim album ten ukazał się w październiku 1970 r. Autorem jego całego repertuaru był Kevin Ayers, podobnie jak jej producentem. W tym ostatnim zajęciu wspomagał go Peter Jenner. Natomiast inżynierem dźwięku przy sesji tego albumu był Peter Mew stale współpracujący ze studiem EMI przy Abbey Road.

Album „Shooting At The Moon” ukazał się jak dotąd w około 22 wersjach na różnych nośnikach”: 7 wersjach winylowych i 15 kompaktowych, w tym jednej na CDr (rosyjski pirat). Pierwotnie na płycie winylowej wydała go w 1970 r. wytwórnia Harvest powołana przez koncern EMI do wydawania muzyki spoza głównego nurtu. W epoce album ten ukazał się jedynie w Wielkiej Brytanii, Francji i Japonii. Świadczy to o tym, że od początku album płytę tę uważano za zbyt trudną w odbiorze dla masowego odbiorcy i ograniczano jej dystrybucję w obawie przed stratami finansowymi. Z tego powodu w latach 70. płytę tę wznowiono w Wielkiej Brytanii tylko raz (w 1972), po czym na długie lata została ona zapomniana. Po raz pierwszy po latach wznowiła ją na winylu niszowa brytyjska wytwórnia BGO w 1989 r.

Tego samego 1989 r. ta sama wytwórnia BGO przygotowała także jego wersję kompaktową, później wznowioną w 1997 r. W epoce było to dość trudno dostępne wydanie i raczej dość drogie. Album ten stał się bardziej dostępny dopiero dzięki remasterowanemu wydaniu Harvest z 2003 r. (także brytyjskiemu, później wznowionemu, ale be daty reedycji). Po raz pierwszy i jak dotąd jedyny w Stanach Zjednoczonych i to od razu na płycie CD album ten ukazał się dopiero w 2006 r. (przygotowała go niszowa wytwórnia Water). W ciągu ostatnich kilkunastu lat jej wznowieniami zajmują się głównie wytwórnie japońskie: (wydania Harvest i Parlophone w z 2013 r. i Parlophone z 2014 r. i 2016 r.). Ostatnie jak dotąd europejskie wydanie tej płyty, na winylu, ukazało się w 2015 r. (Music On Vinyl, Parlophone).

Oryginalnie album obejmował jedynie cztery utwory, po dwa po każdej stronie płyty winylowej: trzy dłuższe i jeden krótszy. Zamieszczone tutaj nagrania były jednak w dużej mierze bardziej kolażami dźwiękowymi niż tradycyjnymi suitami progresywno rockowymi z tak lubianymi przez fanów gatunki zmianami rytmu i licznymi solówkami. To najpewniej z tego powodu płyta ta nie cieszyła się aż takim wzięciem nawet wśród wyrobionej rockowej publiczności, bo nawet dla niej była zbyt nowatorska. Zresztą wbrew pozorom tzw. typowa rockowa publiczność jest konserwatywna i przeważnie dość ograniczona na muzyczne nowości.

W remasterowanych wydaniach kompaktowych tego albumu został on inaczej zindeksowany przez co liczba utworów uległa zwiększeniu, a ich czas skróceniu, a ponadto dodano do niego nagrania dodatkowe. Charakterystyczną okładkę albumu przedstawiająca łucznika strzelającego do tytułowego Księżyca zaprojektował Tomas Lipps występujący pod pseudonimem Tom Fu (był on też autorem okładek do klasycznych płyt zespołu Gong). Była ona monochromatyczna i nwiązywała ona do wzorów sztuki greckiej czy rzymskiej znanych z antycznych waz.

Album otwiera pona czterominutowa piosenka „May I?” utrzymana w stylu popowych psychodelicznych ballad Ayersa o zabarwieniu jazzowym o genezie kontynentalnej i formie znanej już z pierwszej płyty. Wokal lidera jest tutaj bardzo stonowany, bardzo angielski i wysublimowany, podobnie jak sama muzyka, ale na pewno jest też ona bardzo daleka od banałów znanych z pop rocka. Tekst piosenki jest bardzo prosty ale i nieco surrealistyczny, bo opowiada o tym jak ktoś szuka kawiarni, a gdy ją znajduje przysiada się do nieznanej dziewczyny i prosi ją o to, aby móc się w nią wpatrywać.

Bardziej rockowy charakter ma dwuczęściowy utwór „Rheinhardt & Geraldine / Colores Para Delores” liczący ponad pięć minut będący rozwinięciem poprzedniej kompozycji i pierwotnie wraz z nią tworzący jedną całość. Obok rytmów typowo rockowych i balladowych w połowie zawiera ona także mocno improwizowaną partię na wszystkich instrumentach po części przypominającą najbardziej awangardowe poszukiwania Soft Machine co uwypukla także sposób gry na klawiszach Bedforda i saksofonie Coxhilla. Jako wokalista gościnnie wystąpił tutaj Robert Wyatt, co jeszcze bardziej uwypukliło związki tego utworu z dawnymi kolegami z Soft Machine.

Trwający niecałe pięć minut utwór „Lunatics Lament” to typowe nagranie rockowe o w miarę prostej budowie i z jasnym przesłaniem rytmicznym. Jego najważniejszą częścią jest opisowa partia na gitarze stworzona przez Oldfielda pokazująca tego artystę z zupełnie innej strony – niż potem znana – jako muzyka zdolnego tworzyć także bardziej rockowe i agresywne treści, ale jednocześnie dalekie od o prymitywizmu punk rocka. Szaleńczy wokali Ayersa na koniec tego utworu przypomina, że mamy do czynienia z twórcą nieokiełznanym i pełnym wewnętrznej pasji.

Z kolei ponad ośmiominutowa kompozycja „Pisser Dans Un Violon” wbrew tytułowi nie zawiera żadnej partii instrumentalnej na skrzypcach, za to jest pozbawioną wszelkich hamulców improwizacją stworzoną głównie przez Bedforda. To utwór w pełni awangardowy będący bardzo wciągającym słuchacza kolażem dźwiękowym bez wiodącej melodii, stworzonym na bazie różnych niekonwencjonalnych odgłosów uzyskanych z dostępnych tradycyjnych instrumentów. W swej luźnej formie i podejściu do materii muzycznej przypomina poszukiwania dźwiękowe niemieckiego zespołu Faust. Te niepokojące odgłosy i atonalna melodyka nawiązują też bezpośrednio do współczesnej awangardowej muzyki klasycznej niż do typowych rozwiązań rockowych. Całość jest wręcz wymarzoną ścieżką dźwiękową do jakiegoś ponurego filmu lub horroru.

Pierwotnie utwory „Lunatics Lament” i „Pisser Dans Un Violon” stanowiły jedną całość liczącą prawie trzynaście minut a zarazem zamykającą pierwszą stronę oryginalnej płyty winylowej.

Po tej dawce awangardy następny utwór „The Oyster And The Flying Fish” otwierający pierwotnie drugą stronę płyty. To powrót do bardzo tradycyjnego brzmienia folk rockowego z partią wokalną w wykonaniu Bridget St. Johna. To utwór bardzo przyjemny dla ucha z wręcz klasyczną partią melodyczną na gitarze akustycznej ale nie pozbawiony pewnego „szaleństwa” w ogólnym wydźwięku. Abstrakcyjny tekst utworu rozpisany na głosy opowiada historię człowieka siedzącego nad morzem i jedzącego ostrygę. W pewnym momencie widzi on latającą rybę i nagle zapragnął on by tak jak ona być wolnym i latać. Utwór ten został napisany w 1966 r. przez Ayers'a na plaży, gdzie odpoczywał razem z Daevidem Allenem.

Po tej chwili wytchnienia następna kompozycja „Underwater” (prawie czterominutowy) stanowi powrót do zdecydowanie bardziej awangardowej formy. Utwór nie ma typowej melodyki i struktury i rozwija się powoli a uzyskane odgłosy z różnych nietypowo wykorzystanych instrumentów tworzą jego niepokojącą i tajemniczą aurę wciągającą słuchacza w swą otchłań. To jakby ilustracja szaleństwa wdzierającego się do naszego umysłu.

Ponad dwuminutowy „Clarence In Wonderland” to znowu raczej dość przyjemny w odbiorze spokojny rockowy utwór, ale daleki od przewidywalnej melodyki i rytmiki. Utwór zaczyna się i kończy od symulowanych na instrumentach odgłosów ptaków w lesie (cudownej krainie szczęśliwości na łonie natury).

Następujące po nim nagranie „Red Green And You Blue” jakby rozwija niektóre wcześniejsze wątki melodyczne. Ton mu nadaje bardzo wyważony ale pewny wokal Kevina Ayersa i partia na saksofonie sopranowym Coxhilla, bardzo typowa dla brytyjskiego jazz rocka przełomu lat 60. i 70. – efektowna i romantyczna ale nie efekciarska.

Pierwotnie utwory „The Oyster And The Flying Fish” / „Underwater” / „Clarence In Wonderland” / „Red Green And You Blue” stanowiły jedną całość licząca ponad 12 minut.

Oryginalną płytę winylową zamykał utwór „Shooting At The Moon” liczący ponad pięć minut i będący swoistym opus magnum tego albumu z równym wkładem instrumentalnym wszystkich tworzących go muzyków. To jakby próba połączenia wcześniejszych wątków balladowych i popowych z jazzowymi i awangardowymi w jednej kompozycji. Stąd obok fragmentów melodyjnych znajdują się atonalne, a obok zaaranżowanych - improwizowane. Wszystkie wątki muzyczne w tym nagraniu stanowią jednak przemyślaną i spójną całość. Z drugiej strony fragmenty atonalne i dość skomplikowana rytmika są dość dalekie od tradycyjnych rozwiązań rockowych, a przez to są mało przystępne dla nieprzygotowanego słuchacza.

Uważam, że to najlepsza płyta w dorobku Kevina Ayersa choć wiem, że wielu innych nie uważa tego za pewnik. Ale ja nie piszę na zamówienie, nie muszę się przejmować tym co wypada lub nie, stąd mogę mieć własne zdanie w tej kwestii. O ono jest właśnie takie. Przede wszystkim uważam tak, gdyż Ayersowi udało się stworzyć na tym albumie bardzo alternatywę dla istniejących wówczas stylów muzycznych dzięki wyjątkowo udanemu połączeniu psychodelicznego rocka, pop rocka jazzu i muzyki awangardowej. A tego wszystkiego udało mu się dokonać bez burzenia dotychczasowych struktur muzycznych, a jedynie przez dokonanie syntezy ich wybranych elementów. W sumie powstał album wyjątkowo oryginalny co nie jest łatwe do osiągnięcia nawet przez największych artystów.

Niestety – stworzona przez Ayersa na tym albumie muzyka, choć była wyrafinowana i subtelna, to jednak okazała się też zbyt trudna w odbiorze dla typowych rockowych uszu. Z kolei dla części krytyków była zbyt chaotyczna i niespójna stylistycznie dlatego spotkała się z ich niepochlebnymi recenzjami. Te opinie były oczywistym absurdem, bo taki był cel artystyczny muzyki z tego albumu – połączenie brzmień popowych i awangardowych. Z powodu tego niezrozumienia intencji Ayersa wydawcy, krytycy i publiczność zaczęli z pewną rezerwą podchodzić do jego następnych albumów. I choć w ciągu lat 70 nagrał on kilka bardzo udanych płyt, to jednak jego osoba nie stała się idolem masowej wyobraźni z jej uproszoną wizją sztuki i muzyki. Niestety ten niepochlebny pogląd o tym albumie utrzymuje się wśród anglosaskich krytyków muzycznych do chwili obecnej czego dowodem jest jego niska ocena na portalu AllMusic.

W wersji kompaktowej jaką tutaj opisuję do oryginalnego repertuaru albumu dodano pięć krótkich utworów: „Gemini Child”, „Puis Je?”, „Butterfly Dance”, „Jolie Madame” i „Hat” utrzymanych w stylistyce albumu. Jeden z nich, Puis Je?” to francuskojęzyczna wersja utworu „May I?”, z kolei ostatni z nich, „Hat”, to nagranie nigdy wcześniej nie publikowane. Wszystkie z nich prezentują dobry poziom, ale w porównaniu z zasadniczą częścią oryginalnego albumu, są tylko ciekawostką i pewną muzyczną naroślą zakłócającą odbiór całości.

Z tego co pamiętam żadna płyta Kevina Ayersa nie została nigdy nadana w całości w audycjach muzycznych Polskiego Radia w latach 80. XX w., a więc w czasach mojej młodości. Po raz pierwszy zetknąłem się pośrednio z jego osobą przy okazji opisu zespołu Soft Machine zamieszczonego w książce Joachima Ernsta Berendta „Od raga do rocka…” z 1979 r. (nabyłem ją dopiero pod koniec lat 80.). Była tam wzmianka, że „…utwory takie jak „Hop for Happines” czy „Joy of a Toy”, nawet swoimi tytułami sugerują, że powstały we względnie zdrowym świecie”. I choć nazwisko Ayersa nie było tam ani razu wymienione, to jednak zacząłem odtąd poszukiwać informacji o tych nagraniach a także o zespole Soft Machine. W ten sposób dotarłem do tego, że Kevin Ayers był jednym z dwóch pierwotnych głównych założycieli tej grupy. Oczywiście jeszcze przez następnych kilka lat nie mogłem kupić upragnionych przez mnie płyt tego artysty, bo nie było ich w sprzedaży w Polsce a jak już gdzieś były to za kosmiczne pieniądze.

Album Kevina Ayersa „Shooting At The Moon” w wydaniu wytwórni BGO po raz pierwszy kupiłem w sklepie muzycznym „Elvis” w Gliwicach w 1996 r. Była to płyta oryginalna, dobrze nagrana i byłem z niej bardzo zadowolony, ale kilka lat później uległem modzie na wydania remasterowane i wydanie to sprzedałem. Oczywiście wcześniej, bo w 2003 r. kupiłem ponownie tę płytę w wersji Harvest/EMI a więc tutaj prezentowanej. I choć także to wydanie jest w miarę dobrze nagrane, to jednak bardzo żałuję tego, że sprzedałem to stare wydanie. Przy okazji informuję, że tego wydania BGO z 1989 r. nie ma w spisie zamieszczonym na serwisie discogs, a takie było na pewno, bo przecież kupiłem je rok wcześniej, a poza tym wymienia go też katalog płyt CD na 1994/1995 r. jaki mam w swych zbiorach.

1 komentarz:

  1. Właśnie od wczoraj jestem posiadaczem jego pierwszej i czwartej płyty. Ja uwielbiam jego muzykę :) Opis muzyka i jego drugiej płyty uważam za majstersztyk :)!!!
    Brawo .

    OdpowiedzUsuń

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...