niedziela, 22 marca 2020

The Climax Blues Band – „Plays On”, Repertorie, 1969/1990, Germany


 
 
 
The Climax Blues Band to zespół brytyjski istniejący nieprzerwanie od 1967 r. do chwili obecnej przy czym w jego obecnym składzie nie ma już ani jednego pierwotnego członka. Zresztą trzech z nich już nie żyje, a pozostali jeszcze żyjący jego dawni muzycy już od dawna z nim nie występują.

Grupa powstała w 1967 r. w niewielkim mieście Stattford w hrabstwie Staffordshire w północno-wschodniej Anglii. Był to więc typowo peryferyjny zespół rockowy w skali brytyjskiej. Grupę założyli: wokalista i harmonijkarz Colin Cooper (1939–2008), gitarzysta i wokalista Pete Haycock (1951-2013), gitarzysta Derek Holt (ur. 1949), basista i klawiszowiec Richard Jones ( ur. 1949), perkusista George Newsome (ur. 1947) i klawiszowiec Arthur Wood (1929-2005). Niestety, podobnie do wielu innych grup rockowych tamtego okresu formację tę dotknęła plaga zmian personalnych, co miało negatywny wpływ na jej karierę i styl muzyczny. W klasycznym okresie trwającym do połowy lat 70. jedynymi niezmiennymi muzykami zespołu, byli: Colin Cooper, Pete Haycock i Derek Holt (ten ostatni zaczął grać na basie po opuszczeniu grupy przez Jonesa w 1969 r.).

Pierwotnie zespół ten występował pod nazwą Gospel Truth, potem The Climax Chicago Blues Band, którą później skrócił do The Climax Blues Band (w źródłach podają, że miało to miejsce w 1972 r., ale wydaje się to nieprawdopodobne, bo omawiany tutaj album miał na okładce oryginalnego wydania z 1969 r. już skróconą nazwę). W ciągu swej długiej kariery grupa wydała 17 albumów studyjnych z których najbardziej cenione są płyty wydane do połowy lat 70. XX w.

W pierwszych latach swej działalności grupa tworzyła muzykę w stylu blues rocka („The Climax Chicaco Blues Band” z 1969 r. i „Tightly Knit” z 1971 r.) i mieszkanki blues i jazz rocka („Plays On” z 1969 r.), blues rocka i hard rocka („A Lot Of The Bottle” z 1970 r.), a nawet progresywnego rocka („Rich Man” z 1972 r.). Potem zaczęła eksperymentować z łączeniem bluesa z funk rockiem („Sense Of Direction” z 1974 r. i „Stamp Album” z 1975 r.), a ż wreszcie zaczęła się zbliżać do pop rocka („Gold Plated” z 1976 r.). Ten ostatni album często uważany jest za jej ostatnią dobrą płytę.

Album „Plays On” jest drugą płytą studyjną w jego dyskografii. To nie tylko najlepsza płyta – moim zdaniem – w dyskografii tego zespołu, ale także jedna z najciekawszych w nurcie brytyjskiego blues i jazz rocka przełomu lat 60. i 70. XX w. Andrzej Dorobek, jeden z najbardziej wnikliwych, choć w dużym stopniu niedocenionych w masowej świadomości polskich dziennikarzy muzycznych, tak opisał ten album w swej książce „Rock. Problemy, sylwetki, konteksty” (szkice z estetyki i socjologii rocka)" wydanej w 2001 r. (s. 158):
„…już jednak na następnym, The Climax Chicago Blues Band Plays On (1969), [zespół ten] zaproponował szampańską mieszkankę ragtime’ów, kubańskich rytmów, melotronowych, „progresywnych” faktur, cytatów z Ryszarda Straussa, jazzującej improwizacji oraz klasycznego rhythm and bluesowego pulsu – tyleż eklektyczną, co pomysłową i świeżą…”.

Album „Plays On” grupa nagrała w składzie: Colin Cooper (śpiew, saksofony, harmonijka ustna, gitara), Pete Haycock (gitara, śpiew, gitara basowa), Derek Holt (gitara basowa, gitara, instrumenty klawiszowe), George Newsome (perkusja), Arthur Wood (instrumenty klawiszowe), Anton Farmer (instrumenty klawiszowe). Album, ten nagrano w studiach EMI (St. Johns Wood) w Londynie w czerwcu 1969 r. Jego producentem był Chris Thomas współpracujący już z grupą przy jej debiucie, ale przede wszystkim znany także ze współpracy z największymi gwiazdami brytyjskiej sceny muzycznej m.in. z The Beatles, Bryanem Ferrym, Eltonem Johnem i wielu innymi.

Album „Plays On” ukazał się jak dotąd w około 26. wydaniach na różnych nośnikach, z tego 14 na płytach winylowych i 12 na płytach kompaktowych. Pierwotnie na winylu album ten wydała w 1969 r. Wielkiej Brytanii wytwórnia Parlophone (oddział koncernu EMI). Z kolei w Stanach Zjednoczonych płytę tę wydała wytwórnia Sire powiązana z koncernem Warner Bros. Tego samego roku album ten wydano także w Australii, (Parlophone) i Japonii (Odeon, LDN). Jednak mniejsza niż oczekiwano sprzedaż tego albumu sprawiła, że wytwórnia Parlophone zerwała  kontrakt płytowy z grupą. Jej muzycy zostali w ten sposób zmuszeni do podpisania nowego kontraktu z wytwórnią Harvest – także powiązaną z koncernem EMI. Dowodem pewnej popularności tego albumu w następnej dekadzie są jego wznowienia w Wielkiej Brytanii (1976) i Stanach Zjednoczonych (1970, 1978) oraz pierwsze wydanie kanadyjskie z 1971 r. (Sire). W latach 80. album ten nie został ani razu wznowiony i trudno się temu dziwić skoro ówczesną muzykę popularną zdominowały plastikowe produkty dla masowego odbiorcy.

Po raz pierwszy na płytach kompaktowych wznowienia tego albumu przygotowano jednocześnie w 1990 r. w Niemczech (Repertoire Records; później ukazało się też pirackie wydanie tego albumu oparte na tej edycji) i w USA (C5 Records – oddział See For Miles Records). To ostatnie wydanie wydano później także na rynku europejskim na licencji Chrysalis Records (faktycznie wydanie brytyjskie). Album ten wznawiano na CD także w późniejszych latach: wydanie amerykańskie z 1998 r. (Plum), japońskie z 2006 r. (Air Mail Archive), brytyjskie z 2007 r. (FUEL) i w 2013 r. (Esoteric Recordings), a także wydanie włoskie (Akarma) i francuskie (C5 Records) bez daty wznowienia. Wytwórnia Repertoire wznowiła tę płytę jeszcze dwukrotnie w 2006 r., ale niestety już nie w tej jakości dźwięku co jej własny pierwotny oryginał i to dodatkowo w obu wypadkach jako tzw. cardboard sleeve.

Oryginalny album „Plays On” składa się z dziewięciu utworów i liczy niecałe 44 minuty muzyki. Większość wydań kompaktowych jedynie powiela jego pierwotną zawartość i nie zawiera dodatkowych nagrań (jedynie w wydaniu japońskim i Esoteric z 2013 r. dodano do niego dodatkowe utwory).

Album otwiera utwór „Flight”. To kompozycja zespołowa całej grupy, najdłuższa na płycie, bo ponad siedmioninutowa, a zarazem najlepsza. Moim zdaniem to także jeden z najbardziej porywających utworów brytyjskich przełomu lat 60. i 70. Nagranie zaczyna się od gitarowo-organowego riffu na tle wyjątkowo płynnie grającej sekcji rytmicznej. Oczywiście ta sekcja bazuje na kanonach wypracowanych przez muzyków jazzowych i blues rockowych. Utwór ma ładną i łatwo wpadającą w ucho melodię na bazie której pojawiają się wzajemnie przenikające się solówki: saksofonu i gitary. Całość brzmi jak grupa Colosseum na sterydach. Muzyka płynie tutaj naturalnie i jest pełna naturalnej energii, świeżości i radości ze wspólnego grania. Tego „lotu”, jak się go już raz usłyszy, to nie sposób zapomnieć, chyba że się jest człowiekiem o całkowicie drewnianych uszach.

Podobny charakter ma następne nagranie „Hey Baby, Everything's Gonna Be Alright, Yeh Yeh Yeh”, także autorstwa całego zespołu. Utwór także napędza melodia o jazzowym rodowodzie, ale silnych korzeniach bluesowych przy czym w tym wypadku większą rolę przyznano w instrumentarium partiom fortepianu. Uwagę zwracają świetnie wpasowane w całość solówki na harmonijce ustnej (sposób gry na tym instrumencie jest typowy dla białych mistrzów tego instrumentu, w tym naszego Ryszarda „Skiby” Skibińskiego z Kasy Chorych).

Instrumentalny utwór „Cubano Chant” autorstwa amerykańskiego pianisty jazzowego Raphaela Homera Bryanta (1931-2011), to jak już sama nazwa wskazuje nagranie inspirowane brzmieniami karaibskimi. Utwór rozpoczyna się od akordów na gitarze akustycznej ale szybko przechodzi do charakterystycznego kołyszącego rytmu charakterystycznego dla muzyki karaibskiej: inspirowanego letnim słońcem, beztroską i zabawą. Głównym instrumentem solowym jest tutaj ponownie fortepian grający na tle jazzującej sekcji rytmicznej z pięknie swingującym tzw. tin whistle, czyli niewielkim prostym fletem (flecik polski, flażolet) na którym grał Cooper. Z powodu użycia tego fletu utwór ten może się momentami kojarzyć z późniejszymi dokonaniami Patricka Moraza. Nawiasem mówiąc użyty w nagraniu flet był popularnym instrumentem wśród ówczesnych brytyjskich zespołów folkowych.

„Little Girl” to udana interpretacja znanego standardu blues-rockowego Gahama Bonda (1937-1974). To prosty utwór bazujący na klasycznym brzmieniu sekcji rytmicznej w tym stylu z wyeksponowanym brzmieniem organów i saksofonu, co nie dziwi w kontekście instrumentarium obsługiwanego przez jego twórcę. To także najkrótsze nagranie na tym albumie.

Utwór „Mum's The Word” autorstwa całego zespołu otwierał pierwotnie drugą stronę płyty winylowej. Nagranie zaczyna się od przeróbki powszechnie znanego fragmentu „Also sprach Zarathustra” (”Tako rzecze Zaratustra”) Richarda Straussa z monumentalnym brzmieniem organów. Następnie utwór przechodzi do bardziej eksperymentalnej części stworzonej na bazie melotronu i dziwnych odgłosów charakterystycznych do eksperymentów dźwiękowych Pink Floych z końca lat 60.

Połączone utwory „Twenty Past Two” i „Temptation Rag” to dokonana przez grupę udana adaptacja ragtime’u na nowe elektryczne instrumentarium, w połowie autorstwa Henry’ego Lodge’a (1884-1933), a w połowie będąca wynikiem własnej inwencji członków zespołu. Oczywiście czołową rolę w jego środkowej części odgrywa solo na fortepianie. Słuchając tego fragmentu można się poczuć jak gość knajpy w Nowym Orleanie sączący wino w jednym z lokali tego miasta na przełomie XIX i XX w. Z kolei solówki gitarowe w stylu slide oraz partie na saksofonie przypominają, że mamy jednak do czynienia z rasowym zespołem blues-rockowym

Następujący po nim utwór „So Many Roads, So Many Trains” autorstwa Marschalla Chessa (tego od wytwórni Chess Records) jest drugim co do długości nagraniem na tej płycie. Biorąc pod uwagę autorstwo tego utworu trudno się dziwić, że to bardzo tradycyjny chicagowski blues opierający się na klasycznym dla gatunku tekście o dylemacie człowieka na rozdrożu i bazujący na powolnym rytmie z wyeksponowanymi solówkami gitarowymi. Są one bardzo podobne do tego jak grali czarni mistrzowie tego gatunki muzyki i tego instrumentu, np. Muddy Waters. Całość jest dobra, ale nieco schematyczna i widać, że grupa jest już znudzona czystą bluesową formułą swej muzyki.

Znacznie lepszy i bardziej naturalny jest blues rockowy styl grupy w następnym nagraniu „City Ways” autorstwa całego zespołu. W przeciwieństwie do poprzednika ma on więcej elementów jazzowych i zawiera stylową improwizację organową w klimacie nagrań Johna Mayalla z lat 60. Muzyka płynie w nim naturalnie i ma fajny kołyszący rytm wręcz zmuszający do ruszenia na parkiet.

Album kończy dość rozbudowany utwór „Crazy 'Bout My Baby” autorstwa całego zespołu, także utrzymany w stylistyce blues-rocka. Także to nagranie kojarzy się ze stylistyką zespołów Johna Mayalla z powodu sposobu śpiewu głównego wokalisty, ale też z powodu całości brzmienia tego utworu zdominowanego przez fortepian. Oczywiście są tutaj też solówki gitarowe, ale to właśnie fortepian i słyszalne w tle organy wspomagające sekcję rytmiczną tworzą jego główny nastrój. Różnica polega na tym, że w przeciwieństwie do dwóch poprzednich utworów jest to znacznie bardziej naturalne, żywiołowe i przekonujące nagranie.

Jak więc widać z powyższego opisu album „Plays On” to płyta ze wszech miar eklektyczna, łącząca w sobie estetykę wielu stylów, w tym głównie jazz rocka i blues rocka. Dzięki inwencji muzyków zostały one umiejętnie przetworzone dzięki czemu powstała w miarę jednolita całość. Nie jest to może płyta przełomowa, ale ze wszech miar zasługująca na uwagę, bo pozwalająca cieszyć się smaczkami gatunkowymi brytyjskiej muzyki okresu przełomu i kształtowania się w niej nowych form stylistycznych, np. progresywnego rocka i hard rocka. Przy tej okazji można też docenić starania muzyków tej grupy poszukujących na różnych polach stylistycznych możliwości uwolnienia się z syndromu coraz bardziej niemodnej muzyki blues rockowej i pól ewentualnego rozwoju swej dalszej twórczości.

W młodości nigdy nie słyszałem o tym zespole, a tym bardziej jego płyt. A nawet jak w Polskim Radio przez przypadek słyszałem jego nagrania, to i tak nie wiedziałem co to za wykonawca. Zresztą z tego co wiem, jego klasyczne albumy nie były nigdy zaprezentowane w popularnych audycjach radiowych jakich słuchałem w latach 80.

Po raz pierwszy z nazwą tego zespołu i płytą „Plays On” zetknąłem się przypadkowo w jakimś materiale prasowym z przełomu lat 80. i 90. – przypuszczalnie był to tekst wspomnianego tutaj Andrzeja Dorobka. Potem opisywano ją też w magazynie „Tylko Rock” co na pewno znacznie poszerzyło wiedzę o tym zespole w masowej świadomości. Te artykuły zainspirowały mnie do poszukiwania nagrań tej grupy, ale nie za wszelką cenę – wtedy byłem raczej skłonny jedynie do jej nagrania na taśmie. Potem widziałem płyty tego zespołu w katalogach niemieckiej wytwórni Repertoire Records. Jednak wówczas nie mogłem kupić żadnej z nich, bo nie miałem tyle pieniędzy, czy raczej nie miałam na wszystko pieniędzy, bo przecież musiałem w pierwszej kolejności kupować wielkich klasyków rocka na czele z tymi wszystkimi Pink Floyd itp. Opisywany tutaj album nabyłem dopiero w 1994 r. w sklepie płytowym „Elvis” w Gliwicach. Wtedy była to dość droga płyta, zwłaszcza jak na ówczesne zarobki przeciętnego człowieka w naszym rajskim kraju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...