sobota, 18 kwietnia 2020

Grobschnitt – „Grobschnitt”, UMG/Vertigo/Brain, 1972/2015, EU

 
 
 
Niemiecki, a ściśle rzecz biorąc zachodnioniemiecki zespół Grobschnitt istniał w latach 1970-1989. Po reaktywacji w 2006 r. w odnowionym składzie działa do chwili obecnej, ale lata swej świetności ma już na pewno za sobą. Wszystkie swe najlepsze, a zarazem klasyczne już dzisiaj albumy nagrał w latach 70. XX w. Tworzył muzykę w nurcie rocka progresywnego zwanego nieco pogardliwe przez dziennikarzy anglojęzycznych krautrockiem.

Grupa powstała w lutym 1970 r. w mieście Hagen w Nadrenii Północnej-Westfalii na południowo-zachodnim krańcu Zagłębia Ruhry (blisko granicy z Francją). Obecnie miasto to liczy ok. 188 tys. mieszkańców i jest największym ośrodkiem miejskim w Południowej Westfalii. Jednak geneza tego zespołu jest starsza i sięga 1966 r. i amatorskich grup w jakich grali przyszli muzycy tej formacji. W szczególności chodzi tutaj o zespoły Crew (1966-1969) i wyłoniony z niego Charing Cross (1970-1971) oraz Chris Brain Band. Ostateczny skład uformował się w ciągu 1971 r. (w okresie od wiosny do jesieni).

Nieco dziwna nazwa zespołu powstała z przypadku i zainspirowana została przez jego późniejszego wokalistę, a wówczas członka obsługi technicznej i oświetleniowca Toni „Moff” Moilo. W rodzinnym domu znalazł on starą fotografię z 1916 r. przedstawiającą zespół wojskowy Kapelle Grobschnitt. Przyszłym członkom zespołu tak się to spodobało, że przyjęli ją jako nazwę swej nowej grupy. Stąd przez całe lato 1971 r. intensywnie koncertowali w Hagen i okolicach pod nazwą Kapelle Elias Grobschnitt (Zespół Eliasa Grobschnitta). Później nazwę skrócili do samego Grobschnitt.

Album „Grobschnitt” wydany w kwietniu 1972 r. był jej debiutem płytowym. Jego nagranie było możliwe dzięki podpisaniu latem 1971 r. kontraktu z wytwórnią Metronome z Hamburga, która szukała nowych obiecujących wykonawców dla swej podwytwórni Brain. Nagrano go w słynnym studio Windrose-Dumont-Time w Hamburgu w grudniu 1971 r. Wszystkie kompozycje na tym albumie były autorstwa całego zespołu. Do realizacji nagrań grupa pozyskała cenionego już wówczas inżyniera dźwięku Conrada (Conny) Planka, a jego producentem był Frank Miller. Okładkę albumu zaprojektował Günter Blum m.in. autor koperty do drugiego, kosmicznego, albumu brytyjskiej grupy UFO.

Zespół Grobschnitt swój debiutancki album nagrał w składzie: Joachim „Eroc” Ehrig (perkusja, instrumenty perkusyjne i elektroniczne), Gerd-Otto „Lupo” Kühn (gitara prowadząca), Stefan  „Wild Boar” Danielak (śpiew, gitara rytmiczna), Bernhard „Bär” Uhlemann (gitara basowa, flet, instrumenty perkusyjne), Herrmann „Quecksilber” Quettling (organy, fortepian, spinet – rodzaj fortepianu, instrumenty perkusyjne), Axel „Flix” Harlos (perkusja, instrumenty perkusyjne). Jak widać, wszyscy muzycy obok nazwisk i imion używali dodatkowych pseudonimów scenicznych. Danielak i Ehring wywodzili się z Crew, Kühn, Uhlemann z Charing Cross, a Quettling z Chris Brain Band (dołączył do grupy jako ostatni).

Muzycy grupy, pomimo młodego wieku, dzięki licznym wcześniejszym występom byli już wówczas dobrze obeznani z estradą i czuli się na niej dobrze. W przyszłości znacząco też rozbudowali swoje występy sceniczne czyniąc z nich parateatralne przedstawienia. Ale w okresie debiutu ograniczali się nadal do gry świateł. Ponadto byli zdolnymi kompozytorami i sprawnymi instrumentalistami. Wszystko to razem pozwoliło im na stworzenie jednej z najlepszych płyt w dziejach niemieckiego rocka. I na pewno jednego z najciekawszych albumów w dziejach europejskiego progresywnego rocka lat 70.

Ówczesny skład zespołu był sekstetem i podobnie jak Allman Brothers obejmował dwóch perkusistów i dwóch gitarzystów, co miało duży wpływ na jego brzmienie. Wyróżniało  się ono na tle innych podobnych zespołów większą gęstością faktury muzycznej, a zwłaszcza jego sekcji rytmicznej i melodycznej. Jednak zespół ten nie grał blues rocka, a swoją odmianę progresywnego rocka, biegłą technicznie, ale też fantazyjną dzięki niczym niezmąconym improwizacjom, a przez to wciągającą słuchacza w wykreowane przez członków grupy muzyczne pejzaże.

Pod względem stylistycznym jej pierwszy album był progresywnym rockiem silnie inspirowanym psychodelią (stąd skojarzenia z wczesnym Pink Floyd), ale bardziej uporządkowanym formalnie oraz z elementami humorystycznymi (inspiracje Frankiem Zappą). W jego muzyce da się też wychwycić echa twórczości innych wybitnych przedstawicielami brytyjskiego klasycznego rocka, np. Hawkwind, Yes, wczesnego Jethro Tull, The Nice, Gong, ale też szkoły Canterbury. Ale to nie proste zapożyczenia, a co najwyżej subtelne inspiracje. Gdzieś tam głęboko w tle słychać też motywy zaczerpnięte z dorobku wielkich dawnych europejskich mistrzów muzyki symfonicznej. Objawiają się one m.in. w rozbudowanej formie utworów, ale przy bardzo naturalnym i lekkim podejściu do ich melodyki oraz przy zachowaniu kanonów ich klasycznej budowy. Grupa nigdy nie przestała być jednak świadomym swoich celów zespołem rockowym i nigdy nie popadła w tanie naśladownictwo muzyki klasycznej.

Niestety dość chłodne recenzje prasy niemieckiej np. w „Musik Express”, gdzie album ten chwalono za ciekawe rozwinięcie klasycznego rocka, ale jednocześnie lekko krytykowano zawarte na nim rozbudowane formy utworów, a także problemy personalne doprowadziły ostatecznie do rozpadu tego składu grupy.

Album „Grobschnitt” ukazał się jak dotąd w 24 wersjach na różnych nośnikach: 16 wersjach na płytach winylowych, 2 wersjach na kasetach magnetofonowych i 6 wersjach na płytach kompaktowych (z tego dwóch nieoficjalnych). Pierwotnie na płycie winylowej album ten został wydany ma początku 1972 r. w Niemczech przez wytwórnie: Brain i Metronome. Tego samego roku ukazało się też jego kanadyjskie wydanie dodatkowo firmowane przez wytwórnię Krautrock. W latach 70. album ten musiał cieszyć się dużym uznaniem fanów progresywnego rocka, stąd ukazało się wówczas aż siedem jego wznowień: trzy japońskie (1973, 1977) i cztery niemieckie (1975, 1977, 1978). Pięciokrotnie wznowiono go także w latach 80. Jednak nigdy nie wydano go w tamtym czasie na dwóch kluczowych rynkach: brytyjskim i amerykańskim, ani też w wielu innych ważnych dla fonografii krajach europejskich np. we Francji czy Holandii. Z tego powodu album ten nigdy nie odniósł tak wielkiego sukcesu komercyjnego na jaki liczyła grupa i jej menadżerowie.

Po raz pierwszy na płycie CD wydała go nieoficjalnie w 1996 r. czesko-luksemburska wytwórnia Germanofon specjalizująca się w kompaktowych reedycjach krautrocka. Pierwsze oficjalne wydanie tego albumu ukazało się dopiero w 1998 i przygotowane zostało przez niemiecki Repertoire. Było to zarazem pierwsze wydanie tej płyty na którym zamieszczono dodatkowe utwory. Znacznie bardziej dostępne było dopiero kolejne edycje tej płyty na CD przygotowane przez koncern Universal w 2015 r., ale firmowane także przez Brain i Vertigo.

W oryginalnej wersji album obejmował jedynie cztery utwory: dwa po stronie pierwszej (liczący ponad 13 minut „Symphony” i sześcio i półminutowy „Travelling”) i dwa po stronie drugiej (ponad trzyminutowy „Wonderful Music” i ponad siedemnastominutowa suita „Sun Trip”). W wydaniach kompaktowych to ostatnie nagranie podzielono na mniejsze części przy zachowaniu jej integralności, a do repertuaru albumu dodano nowe utwory z epoki. W omawianym wydaniu dołożono dwa nagrania w wersjach koncertowych: jedenastominutowe „About My Town” oraz dwudziesto sześciominutowe nagranie „Another Symphony”. Pierwsze z nich pochodzi z koncertu w THG Aula w Hagen z lipca 1971 r., a drugie z koncertu w Städt. Gymnasium w Gütersloh z 25 II 1977 r.

Do nagrania otwierającej album suity „Symphony” („Symfonia”) zatrudniono kwartet smyczkowy Opery Miejskiej z Hamburga, co miało nadać tej kompozycji prawdziwie klasycystyczny charakter. Utwór rozpoczyna się od nieco humorystycznego chóralnego śpiewu, ale szybko przechodzi do typowego progresywnego gitarowo-organowego riffu napędzającego całą tę kompozycję. Uzupełnia go bardzo wyważona partia wokalna w języku angielskim w wykonaniu Danielaka. Sekcja rytmiczna gra pewnie i precyzyjnie ale nie narzuca się swoją obecnością. Duże wrażenie robi podniosła partia organowa około szóstej minuty imitująca brzmienie orkiestry symfonicznej. Po niej następuje wyciszenie i fragment balladowy z na czele z fortepianem. Końcówkę utworu zdominowało brzmienie gitary tworzącej melancholijną ale i bardzo melodyjną solówkę. W sumie utwór ten ma charakter podobny do bardziej wyciszonych nagrań The Nice czy Procol Harum, a zwłaszcza Pink Floyd z okresu „Atom Heart Mother”. Tekst utworu mówi o tęsknocie podmiotu lirycznego za ukochaną i chęcią bycia razem („Próbuję cię zobaczyć, spróbować złapać cię moimi oczami”, „Próbuję poczuć cię blisko mnie”).

Kompozycja „Travelling” („Podróżując”) zaczyna się od perkusyjnego wstępu wygrywającego marszową ale przyjemną dla ucha melodię, po czym przechodzi do pełnej pasji części improwizowanej napędzanej – jak poprzednio – przez gitarę i instrumenty klawiszowe. Uzupełnia to pełna pasji, ale także bardzo melodyjna partia wokalna w języku angielskim. Czuć, że muzycy zadbali o wyszukaną aranżację, bo wszystko jest wręcz perfekcyjnie dopracowane. Tekst utworu opowiada o chęci o zrealizowaniu swej wolności przez podmiot liryczny przez podróże („Pójdę odwiedzić odległe miejsca”) będące jej egzemplifikacją, bo tylko wtedy będzie on „wolny” choć i „niespokojny”.

Otwierający drugą stronę utwór „Wonderful Music” („Cudowna muzyka”) to wręcz podręcznikowy przykład zastosowania kanonów muzyki klasycznej do opracowania współczesnego utworu rockowego. Otwiera go partia fletu jakby żywcem wyjęta z jakiegoś utworu muzyki symfonicznej z przeszłości, a wrażenie obcowania z dawnymi mistrzami potęgują także inne elementy: jego klasyczna struktura i dbałość o rozwój linii melodycznych. W sumie mniej tutaj rocka a więcej muzyki klasycznej z jej subtelnością. Tekst utworu jest pokłonem podmiotu lirycznego dla piękna muzyki klasycznej, bo daje mu ona „poczucie pokoju i wolności” na końcu ze smutkiem ale i nadzieją konstatuje on jednak, że ludzie zamiast walczyć między sobą „powinni słuchać” muzyki.

Głównym nagraniem na albumie była rozbudowana suita „Sun Trip” („Słoneczny odlot”). W wydaniu kompaktowym podzielono ją na cztery części. Ten „słoneczny odlot” rozpoczyna się od dość głośnego i nieco chaotycznego wejścia przesterowanych instrumentów i melodeklamacji w języku niemieckim. Dopiero około czwartej minuty (część druga) wchodzi charakterystyczne dla zespołu gitarowo-organowe brzmienie, a także wokaliza w języku angielskim. Utwór odtąd płynie według wcześniejszych klasycznych schematów, a więc jest formalnie uporządkowany a przy tym dość łagodny i melodyjny. Około szóstej minuty (cześć trzecia) robi się bardziej melancholijny i wyciszony z ledwo słyszalną partią wokalną i nieliniowym przebiegiem melodycznym spotęgowanym bardzo delikatną grą instrumentów perkusyjnych. To jakby szczytowy a zarazem najbardziej dramatyczny moment tego „odlotu”, kiedy człowiek jest na granicy światów, stąd narastające uczucie zagrożenia i przełomu uzyskane przez nagłe głośne i dość kakofoniczne wejście instrumentów. Tę część kończy pięknie się rozwijająca solówka gitarowa z mocno rozbudowaną w tle partią perkusyjną. Ostatnia (czwarta) część tej suity zaczyna się od prawie hard rockowego wejścia gitarowo-organowo-perkusyjnego, ale szybko następuje jej wyciszenie i formalne uporządkowanie, z którego wyłania się znana już z jej początku melodia oraz podsumowująca całość partia wokalna w języku angielskim.

Wprowadzenie w języku niemieckim mówi o objawieniu Anioła Pańskiego Mojżeszowi w dniu 26, miesiąca siódmego. Nakazuje on mu, aby za trzy dni zebrał swój lud na Górze Oliwnej, bo objawi się mu Bóg. Ale pomimo dopełnienia tych warunków Bóg im się wówczas nie objawił, ani za trzy dni, ani do chwili obecnej. Z kolei część angielska tego tekstu jest jakby hipisowską halucynacją dotyczącą wszystkiego co było ważne dla tego nurtu. Są tu wzmianki o błękicie nieba, zielonej trawie i kwiatach, czystym powietrzu, słońcu, wolności umysłu, ale też o bracie (w tym kontekście raczej o innym człowieku), który zginął w Wietnamie, widoku jego ciepłej czerwonej krwi i bombowcach. Dlatego podmiot liryczny wzywa do walki przeciwko wojnie i nienawiści oraz złu tego świata uosabianemu m.in. w bezosobowym bezmyślnym tłumie.

Oba dodatkowe nagrania („About My Town” i „Another Symphony”) pochodzące z koncertów liczą łącznie ponad trzydzieści minut i są świadectwem wyjątkowych zdolności muzycznych i improwizatorskich dwóch różnych wcieleń tego zespołu, bo przecież pochodzą z różnych lat. W wersjach koncertowych uwypuklono rockową naturę tych kompozycji, a wiec są bardziej żwawe i wyraziste. W zasadzie przypominają niekończące się improwizacje najlepszych brytyjskich czy amerykańskich grup blues rockowych, tyle że Grobschnitt nie gra blues rocka a progresywny rock. W wykonaniu na żywo kompozycje grupy i ich wykonanie zyskują jeszcze na wartości przez ten naturalny improwizowany feeling tak lubiany przez wszystkich miłośników klasycznego rocka bliskiego fuzji rocka bluesa i jazzu (np. w wydaniu podobnym do interpretacji Colosseum). W ten sposób uzyskano brzmienie, w którym prowadząca melodia rozwija się naturalnie w niekończące się wariacje, a wszyscy instrumentaliści dosłownie dają z siebie wszystko, aby każda część utworu miała swoje wewnętrzne życie i była jak najlepsza. W tym drugim nagraniu, a zwłaszcza w jego skrajnych fragmentach, w pełni ujawnił się też muzyczny humor członków zespołu w zappowskim stylu. Z kolei pod względem ekspresji wokalnej utwory te wiele zawdzięczały manierze wokalnej Artura Browna.

Jak już wspomniano, po nagraniu tego albumu grupa się rozpadła, ale szybko się reaktywowała w składzie z nowym klawiszowcem. Ta i następne zmiany osobowe stały się jej przekleństwem, podobnie jak wielu innych zespołów tego okresu. Ale nawet pomimo tego, w latach 70. nagrała ona jeszcze kilka bardzo udanych płyt, a zwłaszcza podwójne albumy: „Ballermann” (1974) na którym znalazła się słynna dwuczęściowa suita solarna („Solar Music Part 1-2”), a także koncertowy „Solar Music – Live” (1978). Drugi z tych albumów fani uważają – i moim zdaniem bardzo słusznie - za jedną z najlepszych płyt koncertowych w dziejach rocka. W krajach anglojęzycznych wielkim uznaniem cieszył się też album „Rockpommel's Land” z 1976 r.

W młodości w latach 80. nigdy nie słyszałem o tym zespole, bo nie pisała o nim polska prasa muzyczna, a tym bardziej nie znałem jego muzyki, bo nigdy nie zaprezentowano jej w Polskim Radiu. O grupie tej dowiedziałem się dopiero pod koniec lat 90. z katalogów wytwórni Repertoire. Publikowano w nich spisy wydawanych przez nią płyt, wśród nich były także albumy Grobschnitt. Jednak w tamtym czasie niemiałem możliwości sprowadzenia żadnego z nich do Polski, ani też pieniędzy na jego zakup. Album ten kupiłem dopiero stosunkowo niedawno w sklepie internetowym w Niemczech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...