niedziela, 12 stycznia 2020

Geronimo Black – „Geronimo Black”, One Way Records/ MCA, 1972/1995, USA

 
 

Geronimo Black (Czarny Geronimo) to grupa amerykańska istniejąca w latach 1970-1972? Podobnie jak w wypadku innych na poły zapomnianych zespołów z przełomu lat 60. i 70. tak naprawdę pewnie nie wiadomo, kiedy powstała i kiedy się rozwiązała. Jako datę jej powstania najczęściej podaje się rok 1970, a więc datę odejścia jej założycieli z grupy Mothers Of Invention Franka Zappy. Natomiast za rok jej rozpadu przyjmuje się 1972 r., a więc datę wydania jej debiutanckiego albumu.

Pomimo wartości artystycznych został on całkowicie zignorowany przez rynek muzyczny przez co grupa straciła finansową rację bytu. Data rozwiązania zespołu nie jest jednak pewna, bo mogło to też być rok później. Grupa tworzyła muzykę w stylu big bandowego jazz rocka i blues rocka. W Internecie klasyfikuje się ją jako progresywno rockową, ale moim zdaniem to błąd. Cechą charakterystyczną brzmienia Geronimo Black jest bowiem większe niż zazwyczaj w grupach rockowych użycie instrumentów dętych i smyczkowych. Muzycy grają na nich jednak przeważnie raczej w stylu jazzowym niż klasycznym. Wyczuwalne w muzyce elementy zappowskie wynikają z faktu, że jej dwaj główni członkowie grali w oryginalnym składzie Mothers Of Invention i mieli pewien udział w wykształceniu brzmienia tej legendarnej grupy, co przeniknęło także do ich nowego zespołu.

Geronimo Black założyło dwóch doświadczonych muzyków: perkusista i wokalista Jimi Carl Black (1938-2008) oraz pianista, saksofonista, trębacz i flecista Bunk Garndner (ur. 1933 r.). Jak już wspomniałem obaj wcześniej grali w zespole Mohers of Invention Franka Zappy. Skład uzupełnili: Tom Leavey (gitara basowa, śpiew), wcześniej członek zespołu Love, Andy Cahan (perkusja, organy, fortepian, śpiew), Denny Walley (gitara, gitara akustyczna, organy, śpiew), Tjay Contrelli (saksofonista, wokalista i flecista). Trzej ostatni współpracowali później z grupami Franka Zappy i Captaina Beefhearta. W nagraniu debiutanckiego albumu wzięli też udział muzycy studyjni: Nat Gershman (wiolonczela), Phil Goldsberg (altówka), Arno Neufeld i Samule Cytron (skrzypce), Scott Page (obój).

Grupa przyjęła nawę Geronimo Black (Czarny Geronimo) na cześć Geronimo (Goyahkla, Goyathla – „Ten, który ziewa”) jednego z wodzów Indian Apaczów Chiricahua, a przy okazji na cześć najmłodszego syna Jimmi Carla Blacka – lidera zespołu. Faktycznie Jimi Carl Black nazywał się James Carl Inkanish, pochodził z El Paso w Teksasie i miał indiańskie pochodzenie a dokładnie z plemienia Czejenów. Od najmłodszych lat przyjaźnił się z Frankiem Zappą w którego zespole potem występował. Na wczesnych albumach i koncertach Mothers Of Invention jego znakiem rozpoznawczym było hasło: „Cześć chłopcy i dziewczęta, nazywam się Jimmy Carl Black i jestem Indianinem w tym zespole”. Takie zdanie można usłyszeć na albumie „We're Only in It for the Money” („Jesteśmy tu tylko dla pieniędzy”) np. w utworach „Are You Hung Up?” i „Concentration Moon”).

Album „Geronimo Black” miał jak dotąd jedynie jedenaście wydań, z tego osiem na płytach winylowych i trzy na płytach kompaktowych. Nagrano go w studiach Sound City Sudios w Los Angeles, a jego masteringu dokonano w Crystal Studio w Hollywood. Jego producentem był zespół Geronimo Black wspomagany przez znanego producenta Keitha Olsena. Pierwotnie na płycie winylowej wydała go w 1972 r. wytwórnia UNI Records będąca oddziałem koncernu MCA (oddział ten został zlikwidowany w 1973 r.). W chwili opublikowania album ten musiał cieszyć się pewnym powodzeniem skoro zdecydowano się go także wydać w Hiszpanii, Australii, Wielkiej Brytanii, Republice Południowej Afryki i kontynentalnej Europie. Rok później wznowiono go w Wenezueli. Ale na tym zakończyła się jego kariera i przez wiele następnych lat płyty tej nie wznawiano.

Kolejne wydanie tego albumu ukazało się dopiero 22 lata później i od razu było to wydanie kompaktowe – jedno z trzech istniejących. Dokonała tego w 1995 r. amerykańska wytwórnia One Way Records specjalizująca się w reedycjach rzadkich płyt. Na kolejne wydanie kompaktowe trzeba było poczekać aż do 2006 r. r., kiedy to ukazała się reedycja tego albumu przygotowana przez brytyjską wytwórnię Acadia. W ostatnich latach ukazało się też wydanie tego albumu w postaci CDr w kuriozalnie zmienionej okładce. Jedyne nowe wydanie tej płyty na winylu przygotowała francuska wytwórnia Klimt Records w 2013 r. Album ten nigdy nie został wydany w Japonii, czy Korei Południowej. Jest to więc raczej dość rzadka płyta.

Oryginalny album zawierał dziewięć nagrań, pięć po stronie pierwszej i cztery po stronie drugiej. W wydaniach kompaktowych dodano jedno nagranie bonusowe. Poszczególne nagrania skomponowali muzycy tworzący grupę przez co są one miejscami nieco niespójne stylistycznie.

Album otwiera utwór „Low Ridin' Man” autorstwa spółki Black-Contrelli. To rasowy utwór rockowy z mocno zaznaczonym rytmem, wyrazistym śpiewem i wpadającą w ucho melodią. W brzmieniu przypomina utwory Mothers Of Invention, co kojarzy się zwłaszcza przez manierę wokalną Carla Blacka, ale dano tutaj większe pole do popisu instrumentom dętym. To jeden z najlepszych utworów na tym albumie – a może nawet najlepszy.

„Siesta” to kompozycja spółki Cahan-Contrelli-Gardner. Utwór jest całkowicie instrumentalny i utrzymany w bardzo spokojnym tonie jak na tytułową siestę przystało. Ton nadają mu subtelne brzmienie instrumentów dętych i smyczkowych bliskie francuskiej kameralistyce okresu impresjonizmu. W tym wypadku faktycznie możemy więc mówić o brzmieniu progresywnym.

Następny utwór „Other Man” to dzieło spółki Leavey-Walley. To zdecydowanie rockowy utwór, bazujący na klasycznych rytmach wywodzących się z tego stylu muzyki z wyeksponowaną gitarą, fortepianem i typowo rokowym zadziornym śpiewem.

Nagranie „L.A. County Jail '59 C/S” to kompozycja Contrelliego bezpośrednio nawiązujące do więziennego rock and rolla Elivsa Presleya z 1959 r. Mocno wyeksponowano w nim brzmieniem instrumentów dętych w stylistyce zbliżonej do nagrań Blood Sweat and Tears.

Pierwszą stronę oryginalnego albumu kończyło nagranie „Let Us Live” autorstwa Cahana. W tym wypadku większą rolę odgrywają instrumenty klawiszowe, ale nie brakuje też brzmień dęciaków podobnych w brzmieniu do klasyków murzyńskiej muzyki funk. Misterna aranżacja i solówki na poszczególnych instrumentach, a zwłaszcza saksofonach są oryginalne i dobrze świadczą o wyobraźni i zdolnościach muzycznych całego zespołu.

Otwierający drugą stronę płyty utwór „Bullwhip” autorstwa Contrelliego to kolejne wyraziste nagranie rockowe na tym albumie. Wyróżnia się ono swoistym dialogiem pomiędzy głównym wokalistą a instrumentami dętymi. Miejscami brzmienie wokalisty przypomina eksperymenty brzmieniowe Captaina Beefhearta.

W całkowicie instrumentalnym utworze „Quaker's Earthquake” autorstwa Cahana większą rolę odgrywają partie instrumentów klawiszowych (klawesynu), smyczków i oboju. To zarazem najkrótszy utwór na oryginalnej płycie. Wyraźnie słychać w nim echa muzyki Mothers Of Invention.

Gone” to kompozycja spółki Walley-Leavey z główną partią wokalną w wykonaniu tego ostatniego. To dość tradycyjny i spokojny utwór rockowy z ciekawą partią instrumentalną na klawiszach.

Pierwotną płytę zamykało nagranie „An American National Anthem” autorstwa spółki Moreno-Black. To na pewno jedna z najciekawszych kompozycji na tym albumie, a zarazem najdłuższa, bo prawie siedmiominutowa. Podobnie jak w innych utworach tej płyty dominuje tu brzmienie instrumentów dętych, a w partiach śpiewanych głównego wokalistę wsparł Keith Olsen. Uwagę zwraca nieco tajemniczy i podniosły nastrój tego nagrania miejscami zbliżony do twórczości typowych zespołów progresywnych.

W wydaniach kompaktowych dodano nagranie „'59 Chevy” utrzymane w stylistyce całej płyty, a jednocześnie będące kolejnym udanym pastiszem rock and rollowym. To utwór z drugiej strony singla „Let Us Live” wydanego w 1972 r. i promującego album.

Pomimo pewnych wad co do spójności jest to ogólnie zaskakująco dobry album o zróżnicowanym i czasami eksperymentalnym brzmieniu i perfekcyjnym wykonaniu. Niestety – jak już wspomniano - płyta nie zwróciła na siebie uwagi masowej publiczności, nie rokowała zysków dla wytworni i zespołu a przez to na cale dziesięciolecia popadła w zapomnienie.

Grupa Geronimo Black po rozpadzie odnowiła jeszcze potem w innym składzie na potrzeby nagrania płyty „Welcome Back Geronimo Black” wydanej w 1980 r. Jednak podobnie jak jej poprzedniczka album ten przepadł na rynku muzycznym, a grupa została ostatecznie rozwiązana. Jej biogramu nie znajdziemy w popularnych encyklopediach rockowych, a nawet w elitarnej monografii Ra’Anan Chelled „W bocznej ulicy…” poświęconej opisowi wartościowych zapomnianych zespołów.

Faktycznie Geronimo Black nie tak całkiem zniknęło z kart historii muzyki, bo w latach 80. XX w. przekształciło się w kontrowersyjny zespół The Grandmothers grupujący dawnych członków różnych grup Zappy i specjalizujący się w odtwarzaniu na żywo dawnych utworów Mothetrs of Invention, a także nagrywający nowe utwory studyjne w podobnym stylu. Oczywiście spotkało się to z dezaprobatą Franka Zappy, ale nie przerwało jej istnienia. Grupa ta istnieje do chwili obecnej, koncertuje i nadal, choć dość rzadko, wydaje płyty.

W młodości czytałem wzmianki o Geronimo Black przy okazji opisu dorobku Franka Zappy, ale nigdy nie wiedziałem o nim nic więcej poza tym, że taka grupa istniała, a tym bardziej nie słyszałem jej nagrań. Prezentowany tutaj album kupiłem jako używany (ale oczywiście w stanie idealnym) dopiero na początku 2002 r. w małym sklepie muzycznym w Gliwicach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...