niedziela, 5 stycznia 2020

Mu – „The First Album”, Appaloosa, 1971/1993, Italy


 
 

Amerykański zespół MU na pewno należy do ciekawszych wykonawców muzyki rockowej z przełomu lat 60. i 70. XX w. Jest to też jedna z ważniejszych grup tzw. nieznanego, czy zapomnianego kanonu rocka. Niestety jego biogramu nie umieszczono w popularnej obecnie książce Raanana Chelleda pt. „W bocznej ulicy. Historia muzyki niegranej 1968-1976”, co tym bardziej potwierdza tezę o tym jak bardzo to obecnie zapomniany wykonawca. Próżno też szukać jego szerszych opisów w popularnych encyklopediach rocka, np. w dziełach W. Weissa, choć znalazło się dla niego dosłownie kilka zdań w encyklopedii rocka lat 70. wydawnictwa Guinness.

Grupa Mu istniała w latach 1969-1975. Powstała w Kalifornii na bazie dawnych członków grupy Merrell and The Exiles, której liderem był Merrell Fankhauser. Jej debiut przypadł na czasy przekształcania klasycznego psychodelicznego rocka w rock progresywny. Swoją dziwną i nietypową nazwę wzięła od zaginionego kontynentu Mu (taka amerykańska Atlantyda), którego pozostałością są Hawaje. Zorganizowało ją dwóch doświadczonych muzyków: Merrell Fankhauser (śpiew, gitara akustyczna i elektryczna, instrumenty perkusyjne) i Jeff Cotton, a właściwie Jeffrey Ralph Cotton (śpiew, gitara elektryczna, klarnet basowy i saksofon). Obaj muzycy jeszcze żyją, ale są już bardzo leciwi, bo mają obecnie po 70 i więcej lat.

Obaj z nich byli już wtedy znani, pierwszy z grupy Merrell and The Exiles (działającej w latach 1963-1967, w epoce wydał tylko kilka singli) uważanej za jednego z pierwszych przedstawicieli psychodelicznego rocka. A drugi z zespołu Captain Beefheart And His Magic Band z którym nagrał m.in. legendarny album „Trout Mask Replica” (1969). W okresie współpracy z Beefheartem, Cotton występował pod pseudonimem jako Antennae Jimmy Semens (na foto z epoki, to widoczny w zespole Kapitana, facet w sukience, w okularach i czapce bejsbolowej). Wcześniej, a dokładniej w latach 1963-1966 także występował przez pewien czas z zespołem Merrell and The Exiles.

Skład uzupełniło dwóch innych muzyków Merrell and The Exiles: Larry Willey (śpiew, gitara basowa i instrumenty perkusyjne) oraz Randy Wimer (śpiew, perkusja, bębny i instrumenty perkusyjne). W ostatnim okresie działalności grupy a więc w latach 1973-1975, na basie grał w niej Jeff Parker.

Jeff Cotton odszedł z zespołu Beefhearta w okresie jego największych sukcesów komercyjnych z powodu terroru psychologicznego jakiemu Don Van Vliet alias Captain poddawał członków własnej grupy. Polegało to m.in. na dręczeniu jej członków ograniczaniem snu i głodzeniem, w celu uzyskania lepszych efektów muzycznych. Jednak tym co ostatecznie przesądziło o jego odejściu od Kapitana, było połamaniu mu żeber przez perkusistę jego grupy, Johna Stephena Frencha, występującego w niej pod pseudonimem Drumbo.

Grupa Mu nagrała album pt. „Mu” pod koniec 1971 r. w Wally Heider Recording Studio w Los Angeles. Było to w tym czasie w renomowane studio nagraniowe, w którym swe płyty nagrywali znani wykonawcy, m.in. The Eric Bardon Band, Byrds, Earth Wind & Fire, T. Rex czy Tom Waits. Na albumie znalazło się w dziewięć utworów z których trzy skomponował Cotton, dwa Frankhauser, a cztery były autorstwa spółki Cotton/Frankhauser. Aranżacja i produkcja była dziełem całego zespołu, choć w wypadku produkcji decydujący głos miał Frankhauser. Ważną rolę w masteringu płyty odegrał też inżynier dźwięku John Golden.

Album „Mu” ukazał się jak dotąd w siedemnastu wersjach na różnych nośnikach, przy czym aż osiem z nich ukazało się pod zmienionymi tytułami (o czym szerzej dalej). Pierwotnie na płycie winylowej wydała go w Stanach Zjednoczonych niewielka wytwórnia RTV Records w 1971 r. Podobno ta wersja tej płyty została wytoczona jedynie w nakładzie 300 egzemplarzy, z czego 200 egzemplarzy było przeznaczone do sprzedaży (żółty label) a 100 było egzemplarzami bezpłatnymi przeznaczonymi do promocji (biały label). To bardzo prawdopodobne, biorąc pod uwagę fakt, że grupa była nieznana, a muzycy nie mieli środków na większe inwestycje. To by też tłumaczyło dość brzydką burą okładkę tego albumu przedstawiającą portrety czterech muzyków w ujęciu do pasa.

Pierwsze szerzej dostępne wydanie tego albumu, ale w zmienione okładce autorstwa Catherine Andrews i ze zmienionym tytułem wydał 28 X 1974 r. brytyjski oddział wytwórni United Artists (płytę tłoczyła fabryka EMI). Przedstawiała ona stylizowany kolorowy obraz z postacią starożytnego Indianina i dawnym miastem typowym dla cywilizacji prekolumbijskich. Jednak w tym wydaniu album ten wydano pod zmienionym tytułem „Lemurian Music”. Jednak wznowienie amerykańskie tego albumu z 1974 r. przygotowane przez niewielką wytwórnię należącą do muzyków CAS Records ponownie ukazało się w okładce z portretami muzyków. W 1975 r. koncern Unitetd Artists album ten wydał także w Grecji i Brazylii.

Na kolejne wznowienie tego albumu na winylu trzeba było czekać aż do 1988 r., kiedy to wydano go w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii (Reckless Records). Po raz pierwszy i jedyny na płycie kompaktowej wydala go niewielka włoska wytwórnia Appaloosa w 1993 r. W tym wydaniu zastosowano okładkę z wydania UA ale zmieniono tytuł na „The First Album”. Ponadto do oryginalnego repertuaru płyty dodano jedno nagranie dodatkowe.

Niestety, nigdy nie ukazało się żadne inne wznowienie tej płyty w oryginalnej formie na CD przez co jest ona bardzo trudno dostępna. Pewną alternatywą może być podwójny album składankowy MU wydany na kompakcie przez Sundanzed Music w 1997 r. Obejmował on wszystkie utwory z oryginalnej płyty uzupełnione o wszystkie inne znane nagrania tego zespołu. Problem w tym, że jest on jeszcze trudniej dostępny niż opisywane tutaj wydanie Appaloosa. W ostatnich kilkunastu latach pierwotny debiutancki album Mu kilkakrotnie wznawiano na płytach winylowych (2002, 2006, 2018). Najciekawszymi spośród nich są wydanie włoskie z 2002 r. (Akarma) i nieokreślone wydanie (The Grail Records Production) z 2018 r.

Jaką muzykę gra grupa MU? Najprościej mówiąc to unikalna mieszanka psychodelicznego rocka, popu, bluesa, folku, jazzu i muzyki etnicznej. Dzięki popowej wrażliwości Franhausena poszczególne piosenki są dość zwiewne i melodyjne, ale nie banalne. Natomiast Cotton wniósł w nie pierwotnego ducha wiejskiego bluesa, co uwypuklił grą na gitarze techniką ślizgową, ale też niecodziennymi rozwiązaniami rytmicznymi i brzmieniowymi. Z kolei jego styl gry na klarnecie basowym ma genezę jazzową i eksperymentalną. W opisanym połączeniu powstało bardzo oryginalne eklektyczne brzmienie całości płyty.

Wiele ze znajdujących się tutaj utworów kojarzy się z taką bardziej łagodną i przystępną wersją muzycznego stylu wypracowanego przez grupę Magic Band Captaine’a Beefhe’arta. Ale trudno się temu dziwić, skoro ważną rolę w procesie powstania tego albumu miał James Cotton będący członkiem jego zespołu. Wyczarowany dzięki talentom członków grupy Mu psychodeliczny rock jest wyjątkowo oryginalny dzięki przyjęciu formy sennego kosmicznego bluesa uzupełnionej o nutę szaleństwa i chaosu charakterystycznego dla Kapitana. W tym wypadku to jednak bardzo umiarkowany chaos, któremu ton nadają liderzy i precyzyjnie grająca sekcja rytmiczna. Niestety, podobnie do wielu innych wykonawców, który wydali wspaniałe oryginalne płyty, ich muzyka nie została doceniona prze masową publiczność.

Układ utworów na winylowej i kompaktowej wersji albumu jest różny. Ja poniżej opisałem tę płytę w układzie z kompaktowej formy tego albumu wydanej w 1993 r. To płyta o przeciętnej długości, o utworach zamkniętych przeważnie w czasie około czterominutowej piosenki.

Album otwiera utwór „Ain't No Blues” („To nie jest blues”) autorstwa Cottona zbudowany na bazie bluesa, ale strukturalnie będący bardzo dziwnym i eksperymentalnym utworem rockowym. Jego niecodzienna rytmika i brzmienie od razu przywodzą na myśl podobne udziwnione wokalnie i instrumentalnie kompozycje z albumu „Trout Mask Replica” Kapitana. Podobnie do nich utwór może sprawiać wrażenie chaosu zwłaszcza przez sposób tworzenie linii rytmicznych i melodycznych przypominających grę pijanego zespołu, gdy faktycznie wszystko zostało precyzyjnie zaaranżowane. Solówki gitarowe są lekko przytłumione, ale na pewno nie są schematyczne. Sekcja rytmiczna w każdym takcie przypomina o bluesowych korzeniach tego nagrania.

„Blue Form” to bardzo udany utwór rockowy w o charakterze balladowym autorstwa spółki Cotton/Frankhauser utrzymany w kosmiczno-sennym nastroju. Ogólnie nagranie to przypomina w formie twórczość amerykańskich grup w rodzaju Buffalo Springfield. Z kolei partie klarnetu i saksofonu przywodzą na myśl brzmienie brytyjskich grup progresywnego rocka z kręgu Canterburry. To w sumie dość dziwna kompozycja, tradycyjna, ale jednocześnie z powodu nieliniowego charakteru melodii i rytmu, daleka od schematów contry rocka czy typowego psychodelicznego rocka. W sumie można by powiedzieć, że to taka bardzo udana krzyżówka psychodelicznego i progresywnego rocka.

Kompozycja „To Naked For Demetrius” autorstwa Cottona to utwór całkowicie instrumentalny, niezbyt długi i moim zdaniem trochę niedopracowany, ale pomimo tego dość ciekawy. Oparto go na kolejnym łamańcu rytmicznym w stylu Kapitana ciągnącym się niespiesznie z główną partią solową graną na klarnecie basowym.

Następująca po nim kompozycja „Interlude” (także autorstwa Cottona) to najkrótszy utwór znajdujący się niegdyś oryginalnej płycie winylowej, bo liczący zaledwie niecałe dwie minuty. I zgodnie z tytułem ma formę wprowadzenia do jakiejś większej kompozycji – tyle że ta nigdy nie następuje. Z tego powodu po jego wysłuchaniu ma się wrażenie pewnego niedosytu, którego nie są w stanie wypełnić nawet kolejne łamańce rytmiczne zastosowane w tym utworze.

Nagranie „Mumbella Baye Tu La” to kolejna udana kompozycja na tym albumie powstała we współpracy Cottona i Frankhausera. Przypomina w formie transkrypcje bliżej nieokreślonej muzyki etnicznej. W nastroju blisko mu do muzyki wschodniej, ale przetworzonej rockowo. Cechą charakterystyczną tego nagrania jest bardziej wyeksponowana partia wokalna wyrastająca z doświadczeń psychodelicznego rocka.

„Eternal Thirst” (autorstwa spółki Cotton/Frnahauser) to najdłuższa, bo ponad dziewięciominutowa kompozycja na tym albumie, a zarazem najbardziej dopracowane nagranie na tej płycie. To taka psychodeliczno-progresywna suita z licznymi zmianami rytmu, nastroju, modulowanym głosem i ciekawą improwizacją. W pierwszej części wyróżniają się partie Cottona na gitarze, w tym grane techniką ślizgową. Natomiast w drugiej jego części uwagę zwraca rozbudowana improwizacja bazująca na instrumentach perkusyjnych. Z biegiem czasu rytm nabiera w niej mantrycznego charakteru podkreślonego dodatkowo przez wielogłosową partię wokalną przywodzącą na myśl zaśpiewy mnich tybetańskich. Tę ciekawą kompozycję kończy niezbyt długa ale wyjątkowo oryginalna solówka na klarnecie basowym.

Utwór „Ballad Of Brother Lew” (Frankhausera) to zgodnie z tytułem ballada, ale oczywiście nie tak całkiem typowa w formie. Oparto ją bowiem na bluesowym podkładzie rytmicznym, ale z wokalistą śpiewającym w nowofalowym stylu, choć do wynalezienia nowej fali trzeba było jeszcze poczekać około 10 lat. Jak w innych nagraniach z tego albumu wyróżniają się partie gitary grane przez Cottona techniką ślizgową. Wokal miejscami przypomina późnego na grania The Doors, czy głosy zmęczonych życiem śpiewaków bluesowych.

Nagranie „Nobody Wants To Shine” spółki Cotton/Frankhauser to jedna z bardziej przystępnych i melodyjnych kompozycji na tej płycie. Wokalnie przypomina utwory klasyków amerykańskiego country rocka, ale już partie klarnetu basowego po części atonalne wskazują, że grupa nie była jednak typowym wykonawcą tego stylu muzyki. W tej udanej kompozycji czuje się, że mamy do czynienia z muzykami o dużej wyobraźni muzycznej i bardzo sprawnych technicznie, a jednocześnie nie ulegających komercji.

Nagranie „The Clouds Went That Way” to ładna piosenka psychodeliczna autorstwa Frankhausera z naciskiem na harmonijne partie śpiewane w stylu psychodelicznego rocka połowy lat 60. głównie na podkładzie gitarowym, w części akustycznym. Utwór rozwija się leniwie niosąc ukojenie dla uszu, ale nawet w nim znalazło się miejsce na niewielką część improwizowaną na klarnecie basowym o bardziej eksperymentalnym charakterze.

Album w tej wersji kończy zaledwie jednominutowa piosenka „Children Of The Rainbow” autorstwa Frankhausera dołożona na wydaniach kompaktowych i nie występująca na oryginalnej wersji winylowej. Utwór jest ciekawie się zaczyna jak typowa ballada rockowa z gitarą akustyczną a następnie partią na gitarze graną techniką ślizgową, ale też bardzo szybko się kończy sprawiając wrażenie szkicu do nigdy nie dokończonego dłuższego nagrania.

Wkrótce po wydaniu tego albumu członkowie grupy Mu wyjechali na Hawaje osiadając na stale na Maui, jednej z dziewiczych wysp tego archipelagu. Założyli tam komunę hipisowską, a w wolnym czasie studiowali historię Zaginionego Kontynentu Mu, którego częścią były kiedyś Hawaje, badali UFO, a także nadal komponowali. W oparciu o dochody z należącej do nich plantacji bananów i papai założyli własną wytwórnię płyt Mu Records, w której wydali kilka singli. Jednak nagrana przez grupę na Maui w 1974 r. druga płyta pt. „The Last Album” ukazała się dopiero w 1982 r., podobnie jak koncert a nagrany w 1974 r. częściowo koncertowy album „Children Of The Rainbow” ukazał się jeszcze później, bo w 1985 r. Na obu były jeszcze nieliczne nagrania Cottona. Niestety muzyka z tych albumów mnie miała już magii z okresu debiutu. Jeff Cotton wycofał się z branży muzycznej, zaczął studiować mistykę chrześcijańską po czym ślad po nim zaginął.

Na opisywaną tutaj debiutancką płytę Mu natrafiłem przypadkowo w małym antykwariacie muzycznym w Gliwicach w 2013 r. Oczywiście natychmiast ją kupiłem. Nigdy wcześniej nie słyszałem o tym zespole, ani też nie słyszałem jego muzyki. Pamiętam, że w chwili zakupu nawet w Internecie nie było o tym zespole prawie żadnych informacji – teraz jest już nieco lepiej, ale nadal na zbyt wiele nie można liczyć. To bardzo rzadka i dość drogą płyta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...