sobota, 25 stycznia 2020

Cosmos Factory – „Cosmos Factory / An Old Castle Of Transylvania”, Columbia, 1973/1998, Japan

 
 
 
Układ nagrań na płycie kompaktowej:
1. Soundtrack 1984 (3:20)
2. Maybe (5:54)
3. Soft Focus ( 3:39)
4. Fantastic Mirror (4:27)
5. Poltergeist (  4:26)
    An Old Castle Of Transylvania (18:40)
6. Forest Of The Death (6:18)
7. The Cursed (4:42)
8. Darkness Of The World (2:54)
9. An Old Castle Of Transylvania (4:47)

Skład zespołu:
Tsutomu Izumi (mellotron, syntezator Mogga, śpiew), Hisashi Mizutani (gitara prowadząca, śpiew), Toshikzu Taki (gitara basowa), Kazuo Okamoto (perkusja, instr. perkusyjne).
Produkcja: Naoki Tachikawa, Takao Honma

Tym razem przedstawienie wybranej przez mnie do opisu płyty zacząłem od podania podstawowych danych na jej temat. Z reguły te dane są na okładkach płyt, które reprodukuję więc nie ma sensu ich powielać, ale tym razem jest inaczej. Zewnętrzna okładka płyty ma wyłącznie napisy po japońsku i jedynie nazwa zespołu jest podana w j. angielskim. Odczytanie tych danych byłoby niemożliwe przez większość ewentualnych Czytelników, dlatego podałem je już na początku w wersji angielskiej. To dziwna sytuacja, bo z przeważnie tamtejsze wydania płyt mają wszystkie tytuły podane po w dwóch wersjach językowych: po japońsku i angielsku, ale w tym wypadku tak nie jest i wydawca przygotował opisy wyłącznie w ojczystym języku muzyków. Tak jakby z góry zakładał, że te płyta skierowana będzie wyłącznie na rynek japoński. W środku rozkładówki umieszczonej w płycie są zresztą te tytuły po angielsku, ale trzeba wszystko rozłożyć, by dotrzeć do niewielkiego pola, gdzie bardzo małymi literami podano tytuły piosenek także po angielsku.

Grupa Cosmos Factory (pol. Kosmiczna Fabryka, jap. コスモス・ファクトリ), to zespół japoński istniejący w latach 1970-1977. Jego nazwa wzięła się z błędnego odczytania przez muzyków tytułu klasycznego albumu „Cosmo's Factory” zespołu Creedence Clearwater Revival. Grupa ta wyłoniła się z wcześniej istniejącego amatorskiego zespołu GS The Silcencer działającego od 1968 r. Powstała w przemysłowym mieście Nagoya (pol. Nagoja) w prefekturze Aichi znajdującej się w południowej części wyspy Honsiu – największej a zarazem najważniejszej wyspy Japonii.

Podczas II wojny światowej Nagoja uległo prawie całkowitemu zniszczeniu, ale szybko zostało odbudowane stając się jednym z najnowocześniejszych miast w kraju. Ale było to też miasto silnie uprzemysłowione z typowym dla tego rodzaju ośrodków nieco przygnębiającym przemysłowym krajobrazem. W tym kontekście lepiej można chyba zrozumieć obrazek zamieszczony na okładce płyty przedstawiający zniszczony pojazd w jakimś bunkrze czy hali fabrycznej., co generalnie nie ma zbyt wiele wspólnego z jej muzyczną zawartością ani tematyką głównego nagrania.

Założycielem zespołu Cosmos Factory i jego liderem był wokalista i klawiszowiec Tsutomu Izumi. On też był autorem większości repertuaru zespołu, ale komponowali też jego pozostali członkowie. W latach 70. grupa nagrała i wydała cztery płyty studyjne z których najwyżej cenione są dwie z niuch: jej debiut „Cosmos Factory” (1973) i drugi album pt. „A Journey With The Cosmos Factory” (1975). Przygotowano je z myślą o lokalnym rynku japońskim, stąd nie są one praktycznie znane poza tym krajem.

Ta zainspirowana wykonawcami amerykańskimi i europejskimi grupa tworzyła muzykę w stylu psychodelicznego i progresywnego rocka, ale silnie przyprawioną elementami tradycyjnej muzyki japońskiej, co szczególnie uwydatniało się w sposobie śpiewu wokalistów (po japońsku). Wbrew nazwie zespołu nie miała ona jednak nic wspólnego z kosmicznym rockiem (space rockiem spod znaku Hawkwind). W jego muzyce za to słychać było echa twórczości Vanilla Fudge, Iron Butterfly, The Nice, Arzchael, Uriah Heep, wczesnego Deep Purple, Pink Floyd i King Crimson, a także inspiracje niemieckimi i włoskimi grupami progresywnymi, m.in. Jane, Eloy i Premiata Forneria Marconi. W ogólnym odbiorze muzyka Cosmos Factory jest mocno patetyczna i zdominowana przez brzmienie instrumentów klawiszowych, a zwłaszcza mellotronu i syntezatora. Wraz ze wspomnianym patetycznym śpiewem powstała jednak nowa dość ciekawa jakość, wyśmiewana w epoce za pompatyczność, a zrehabilitowana przez fanów - obecnie.

Dzięki wsparciu The Moody Blues grupa Cosmons Factory podpisała kontrakt z lokalnym oddziałem koncernu Columbia, który wydał jej debiutancki album w 1973 r. Płytę tę nagrano w Columbia Studio w Tokio w czerwcu-lipcu 1973 r. Album ten jak dotąd ma dziewięć wydań na różnych nośnikach: 2 winylowe i 7 kompaktowych, z czego dwa wydania (jedno winylowe i jedno kompaktowe mają charakter nieoficjalny). Jak już z tego widać jest to płyta raczej trudno dostępna, zwłaszcza w wersji winylowej. Bezpośrednio po wydaniu tego albumu grupa przeniosła się do innego wydawcy, którym został koncern Toshiba Express.

Pierwotne wydanie winylowe nosiło angielski tytuł „Cosmos Factory”, miało rozkładaną okładkę i czerwony label. Ale wiadomo też o kopiach z nie rozkładaną okładką i niebieską etykietą Columbii pod zmienionym tytułem „An Old Castle In Transylvania”. Płyta ta ukazała się wyłącznie w Japonii stąd nie była szerzej znana poza tym krajem, zwłaszcza że przez całe lata 70. i 80 nie była wznawiana. Po raz pierwszy na płycie kompaktowej, a także po raz pierwszy od 1973 r. album ten wznowił pod oryginalnym tytułem japoński oddział Columbii w 1991 r. w ramach serii „Japan Rock”. Jak łatwo się domyślić, także to wydanie było bardzo trudno dostępne i pozostało mało znane.

Trzecie wydanie tego albumu, a drugie na płycie kompaktowej ukazało się w 1998 r. Jego wydawcą także był japoński oddział wytwórni Columbia. Tym razem zmieniono tytuł tego albumu z „Cosmos Factory” na „An Old Castle of Transylvania”. Tytuł ten w języku japońskim (トランシルヴァニアの古城) podano jednak nie bezpośrednio na okładce płyty a na tzw. obi doczepionym do plastikowego pudełka z płytą. W kolejnej reedycji kompaktowej z 2009, także japońskiej (Super Fuji Disc), podano już na obi obie wersje tytułu: angielską i japońską. W tej wersji album ten wydano w Japonii także na płycie CDr. Najnowsze kompaktowe wydanie tej płyty (także z dwujęzycznym tytułem) wydane przez Columbia pochodzi z 2019 r. Poza Japonią album ten wydano tylko dwukrotnie: w 2017 r. w Niemczech ukazała się jego nieoficjalna winylowa wersja, a w tym samym mniej więcej czasie w Wielkiej Brytanii wydano jego piracką wersję kompaktową.

Pierwotna winylowa wersja albumu obejmowała sześć utworów: pięć po stronie pierwszej i jeden dłuższy po stronie drugiej. W wersjach kompaktowych nie dodano nowych nagrań, ale ponumerowano poszczególne części suity z drugiej strony jako osobne utwory, dzięki czemu nagle ich liczba wzrosła do dziewięciu. Tak jest też w wypadku mojego wydania tej płyty.

Album otwiera instrumentalny utwór „Soundtrack 1984” autorstwa Tsutomu Izumi. Zgodnie z tytułem ma on charakter wyimaginowanej ścieżki dźwiękowej do znanej powieści George’a Orwella „Rok 1984”. Rozpoczyna się on od miarowego pochodu sekcji rytmicznej: basu i perkusji na tle którego gitara i klawisze wygrywają swoje melodie. Nagranie ma zdecydowanie proto heavy metalowe korzenie, w stylu amerykańskich grup psychodelicznych np. Iron Butterfly. Wyróżnia się ciekawa solówka gitarowa Hisashi Mizutaniego i partie na syntezatorze lidera.

„Maybe” to kompozycja Keizo Kawaguchi, a więc osoby spoza zespołu. Od taktów to inna kompozycja, zdominowana przez brzmienia organowo-gitarowe w stylu The Nice. Wielogłosowe partie wokalne i bardzo chwytliwa linia melodyczna przyciągają uwagę słuchacza od pierwszych chwil. Śpiew wokalisty może być dla niektórych zbytnio przesłodzony, a jego cechą charakterystyczną jest to, że wyrasta bezpośrednio do klasycznej piosenki japońskiej. Instrumenty klawiszowe grają w stylu The Moody Blues. To najdłuższe nagranie po tej stronie albumu.

Kolejne na płycie nagranie to „Soft Focus” autorstwa spółki kompozytorskiej: Naoki Takichawa i Tsutomi Izumi. To piękna i spokojna ballada stworzona na bazie akompaniamentu fortepianu, harfy i wyjątkowo delikatnego śpiewu. Utwór jest mocno patetyczny ale piękny. Dobrze świadczy o wrażliwości muzyków tego zespołu. Fragmentami przypomina nieco utwór „Lucky Man” zespołu Emerson Lake And Palmer.

Z kolei „Fantastic Mirror” autorstwa Tsutomu Izumi zaczyna się jak zdecydowanie rockowa kompozycja, ale szybko przechodzi do formy typowo symfoniczno rockowej piosenki z dużą ilością klawiszy. Utwór jest ciekawy i melodyjny, a jego główną wadą jest początkowy fragment ze zbyt przesłodzoną partią wokalną, a także końcowe banalne „la la” w refrenie. Niektóre jego fragmenty przypominają styl zespołu Uriah Heep.

Utwór „Poltergeist” autorstwa Tsutomu Izumi pierwotnie zamykał pierwszą stronę płyty winylowej. To dość porywające od pierwszych chwil nagranie rockowe z wyczuwalną inspiracją w twórczości Iron Butterfly (solówka gitarowa). Jego charakterystycznym wyróżnikiem są partie na skrzypcach grane przez zaproszonego na sesję muzyka studyjnego występującego pod nazwą Misao (gra w stylu Jean Luc-Ponty’ego). Bardzo udane są też partie improwizowane grane przez lidera na instrumentach klawiszowych. W charakterze zbliżona jest brzmieniem do The Nice i brytyjskich grup blues rockowych typu Savoy Brown w okresie kiedy zbliżyły się stylistycznie do progresywnego rocka.

Całą drugą stronę pierwotnego albumu winylowego zajmowała ponad osiemnastominutowa suita „An Old Castle Of Transylvania” („Stary zamek w Transylwani”) autorstwa Tsutomu Izumi. To najlepszy a zarazem najważniejszy utwór w całej karierze zespołu Cosmos Factory. To suita, i zgodnie z taką formą jej poszczególne fragmenty mają różny nastrój i charakter, ale tworzą jednolitą ci przemyślaną całość. Zaczyna się ona od dość ponurej melodii granej przez instrumenty klawiszowe w otwierającej ją całkowicie instrumentalnej części pt. „Forest Of The Death”. To zresztą jej najdłuższy fragment.
Część druga „The Cursed” także zdominowana jest przez klawisze, ale tym razem uzupełnione o partię wokalną. Nagranie rozwija się niespiesznie wciągając słuchacza swym lekko posępnym nastrojem. Wyróżnia się melodyjną partią gitary.
Część trzecia pt. „Darkness Of The World” także ma wokalno-instrumentalny charakter i jakby wypływa z poprzedniej części. Partia wokalna ma wiele patosu, a jej żarliwość jest typowa dla grup grających w tamtym czasie na Zachodzie symfonicznego rocka. To najkrótszy fragment tej rozbudowanej kompozycji.
Nagranie to płynnie przechodzi następnie do następnej części pt. „An Old Castle Of Transylvania”. Utwór ma także wokalno-instrumentalny charakter, ale jego główną częścią są improwizacje na instrumentach klawiszowych i gitarze. Nagranie kończy się instrumentalną kakofonią imitująca burzę, której odgłosy też zresztą słychać.

Całość tej suity jest bardzo klimatyczna i po części ma charakter ilustracyjny. Pewne fragmenty tego utworu zbliżają się do ówczesnej awangardy rockowej, ale nie przekraczają wyznaczonej przez nią linii stylistycznej, np. w zakresie bardziej swobodnej imporiwzacji. Widać, że muzycy musieli mocno być zafascynowani historią Europy i jej legendami, w tym wypadku legendą o hrabiu Drakuli i jego zamku w Transylwanii. Mroczne dzieje tego władcy są pożywką dla legend i tematem wielu płyt rockowych. Jednak dla Japończyków było to szczególne wyzwanie, bo w tamtejszej kulturze choć powszechnie wierzy się w duchy, to nie wierzy się w wampiry.

Uważam, że to bardzo dobra płyta, niedoceniana w epoce a potem niesłusznie zapomniana. Oczywiście różni obecni „znawcy” na pewno od dawna wiedzą o jej istnieniu, czyli odkąd podłączyli się do Internetu. Ale szczerze wątpię, by ten zespół był im znany przed tymi czasami. Ja zbieram płyty od 40 lat, a po raz pierwszy usłyszałem o tej grupie w chwili, gdy znajomy antykwariusz zaproponował mi odkupienie tej płyty. A zrobił to, bo nikt inny nie chciał jej wcześniej kupić. Miało to miejsce w 2012 roku, a więc stosunkowo niedawno temu. Trzeba jednak przyznać, że ten Ktoś, kto tę płytę przyniósł do tego sklepu wiedział o niej i miał ją przede mną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...