sobota, 21 września 2019

Leaf Hound – „Growers of Mushroom”, Repertoire, 1971/1994, Germany


 
 

Brytyjski zespół Leaf Hound (Psi liść) działał w altach 1970-1971, a następnie reaktywował się w 2004 r., a nawet nagrał i wydal nowy album studyjny w 2007 r. To przykład grupy, która miała pewien potencjał, którzy jednak został zmarnowany przez błędną politykę promocyjną wytworni płytowej. Grupa powstała w 1969 r. na bazie innego zapomnianego już obecnie zespołu znanego pod nazwą Black Cat Bones. Członkami jego wczesnego wcielenia byli m.in. dwaj członkowie grupy Free: gitarzysta Paul Kossoff i perkusista Simon Kirk.

Pozostali dwaj muzycy tego ostatniego zespołu, bracia Derek (gitara) i Stuart (gitara basowa) Brooksowie postanowili kontynuować dalszą działalność i szybko dokooptowali do podupadłego zespołu nowych muzyków. Tymi muzykami byli: wokalista Pete French, jego kuzyn, gitarzysta Mick Halls oraz perkusista Keith George Young. Na albumie słychać także organy i przypuszczalnie grał na nich któryś z muzyków zespołu lub muzyk studyjny pracujący dla studia nagraniowego.

Podobnie jak w wielu innych wypadkach to właśnie ci nowi muzycy, a zwłaszcza tandem French-Halls byli kompozytorami większości nowego repertuaru i wysunęli się w tej grupie na pozycję liderów. Po takim ustabilizowaniu składu w 1970 r. grupa zmieniła nazwę na Leaf Hound. Jej nazwa pochodziła od opowiadania „The Emissary” mówiącym o wskrzeszonym martwym psie wykopującym się z grobu i powracającym do pana. Jej nową nazwę zaproponował French.

Grupa tworzyła muzykę będącą wczesną wersją hard rocka mocno bazującą na bluesowym idiomie z elementami psychodelicznego rocka, którego jednak w jej muzyce nie było zbyt wiele. Na fali entuzjazmu do zapomnianych grup i płyt z epoki klasycznego rocka wielu fanatycznych fanów uważa, że był to zespół porównywalny z amerykańskimi (Grand Funk Roailroad, Blue Cherr), czy brytyjskimi (Cream, Free) prekursorami stylu hard rockowego bazującego na bluesie, ale moim zdaniem są to jednak porównania nieco przesadzone.

Był to dobry zespół i na pewno z pewnym potencjałem, ale nie była to grupa wybitna, a tym bardziej wytyczająca nowe trendy. W brzmieniu i dokonaniach zdecydowanie bliżej mu było do drugiej ligi ówczesnego hard rocka niż do jej największych megagwiazd. Jego w sumie dość toporne utwory są bliższe twórczości Humble Pie niż finezji Led Zeppelin, choć oczywiście w tekstach prezentował się lepiej od tej ostatniej grupy, bo bliższe mu były tematy podejmowane przez twórców bluesowych, w tym egzystencjalne.

W epoce grupa nagrała i wydała tylko jeden album, omawianą tutaj płytę „Growers of Mushroom”. Nagrano ją pod koniec 1970 r. w ciągu zaledwie kilkunastu godzin i ten pośpiech na pewno niezbyt korzystnie wpłynął na ogólne brzmienie albumu. Z tego powodu był on dość surowy i toporny, ale jednocześnie dobrze świadczył o umiejętnościach kompozytorskich i improwizacyjnych tworzących go muzyków.

Do chwili obecnej album ten ukazał się w 18 wersjach na różnych nośnikach. Pierwotnie na winylu wydała go w październiku 1971 r. Ukazał się on tylko w dwóch krajach: Niemczech Zachodnich (Telefunken) i Wielkiej Brytanii (Decca). Wydanie brytyjskie miało kolorową pseudopsychodeliczną okładkę i przygotowane zostało w nakładzie 500 egzemplarzy. Wcześniejsze wydanie niemieckie miało zmieniony tytuł na „Leaf Hound” i okładkę z głowami muzyków na czarnym tle, a także inny zestaw utworów.

Gdy wydano tę płytę, to zespół już nie istniał. Płyta ta w wersji brytyjskiej nie była następnie wznawiana przez następne 23 lata przez co szybko stała się „białym krukiem” poszukiwanym przez kolekcjonerów. Z powodu małego nakładu i braku wznowień album ten stał się jedną z płyt wielkich wytwórni osiągających najwyższe ceny na rynku wtórnym. Miesięcznik „Q” uznał ją za jedną z najbardziej pożądanych płyt przez kolekcjonerów, stąd nie dziwota, że jej cena na aukcjach sięgała nawet siedmiu tysięcy dolarów. W wersji niemieckiej album ten wznowiono jeszcze w Jugosławii (1973) a także w Stanach Zjednoczonych (1978).

Album ten w kolorowej brytyjskiej okładce wznowiono dopiero w połowie lat 90. na fali reedycji na płytach kompaktowych dawnych i zapomnianych wykonawców. Ukazały się wówczas dwa wydania tego albumu na CD, oba wydane w 1994 r.: niemieckie przygotowane przez Repertoire Records i angielskie przygotowane przez wytwórnię See For Miles. Do końca tej dekady album ten nie był już jednak wznawiany przez ponownie stał się dość trudno dostępny.

Bardziej dostępnym uczyniły go dopiero wznowienia dokonane w nowym stuleciu. Były to wydania kompaktowe (Repertuar, 2005, wydanie brytyjskie) i winylowe (Akarma, 2005, wydanie włoskie i Repertoire, 2015, wydanie brytyjskie). Ponadto ukazało się też pięć wydań nieoficjalnych tego albumu: trzy rosyjskie (Alkinous Ltd) z 2001 r., (Dogtoire) z 2010 r. i (ООО "Азия Рекордз") o nieokreślonej dacie, a także europejskie (Wallhalla) z 2003 r. i ukraińskie (Repertoire) z 2005 r. Ciekawostką jest oficjalne wydanie polskie na winylu przygotowane przez wytwórnię Recoil Records w 2018 r.

Oryginalny album „Growers of Mushroom” („Hodowcy grzybów”), chodzi oczywiście o halucynogeny) tworzyło dziewięć nagrań; cztery po stronie A i pięć po stronie B płyty winylowej.

Album otwiera ostra hard rockowa kompozycja „Freelance Fiend” oparta na wyrazistym gitarowym riffie i gardłowej manierze wokalnej Petera Frencha charakterystycznej dla tego stylu muzyki. Doskonale grająca sekcja rytmiczna tworzy konieczny podkład całości, a krótkie ale wirtuozowskie solówki Micka Hallsa niczym nie ustępują podobnym dziełom innych markowych gitarzystów z epoki. Utwór jest piękny w swej surowości.

Utwór „Sad Road To The Sea” ma bardziej stonowany charakter, ale także utrzymany jest w hard rockowym stylu. Więcej tutaj jednak blues rocka w stylu Cream i nieliniowej melodyki. W pewnych fragmentach utwór przypomina też elektryczno-akustyczne kompozycje Led Zeppelin z okresu drugiego albumu. Innymi słowy miejscami to taka ciężko zagrana piosenka z ciekawymi solówkami gitarowymi.

Nagranie „Drowned My Life In Fear” to jedyna na płycie kompozycja stworzona przez osobę spoza zespołu, a dokładnie przez brytyjskiego muzyka Pete’a Rosa. Utwór ma zapadająca w pamięć melodię, która w innym wypadku z pewnością stałaby się przebojem, jednak w wykonaniu hard rockowym ma mocno zadziorny charakter. W tym wypadku Frech śpiewa jak Rod Steward w okresie Jeff Beck Group. Nawet to nieco zagłuszone brzmienie tego utworu jest takie same ja na kanonicznym albumie tej grupy „Truth”. To jedna z bardziej udanych kompozycji na tym albumie o od razu wpadającej w ucho melodyce.

Pierwszą stronę płyty zamyka ponad ośmiominutowy utwór „Work My Body” w którego skomponowaniu, oprócz Frencha, znaczącą rolę odegrali bracia Brooks. To jednocześnie najdłuższe nagranie na tym albumie. Utwór ma bardziej narracyjny charakter i w brzmieniu więcej czerpie z rocka psychodelicznego, czy psychodelicznego bluesa. Partie instrumentów są bardziej rozbudowane, mniej gwałtowne, za to bardziej refleksyjne, choć oczywiście hard rockowy idiom także tutaj daje o sobie znać. W tym wypadku zadowoleni powinni być także miłośnicy progresywnego rocka, a zwłaszcza jego wczesnej heavy psychodelicznej wersji (piękna partia na organach).

Drugą stronę pierwotnej płyty winylowej otwierało nagranie „Stray”. To typowy hard rock oparty na nośnym riffie w zeppelinowskim stylu i to dosłownie, bo miejscami brzmi jak nagrania tego kwartetu. To samo rozłożenie akcentów basu, perkusji i gitary. Także sposób śpiewu Frencha przypomina manierę wokalną Roberta Planta. W sumie dobre hard rockowe nagranie.

„With A Minute To Go” to nagranie bardziej stonowane w wyrazie a zarazem bardziej nastrojowe. Oczywiście to nie żadna tandetna pościelówa, tylko hard rockowa ballada, której brzmienie wyznacza delikatniej niż zwykle grająca gitara, choć i tutaj nie zabrakło bardziej ostrego gitarowego sola w końcówce utworu. W brzmieniu i manierze wokalnej mamy tutaj znowu do czynienia z kalką Led Zeppelin.

Tytułowy „Growers Of Mushroom” jest najkrótszym utworem na płycie zbliżonym w brzmieniu do nagrań brytyjskiego mainstreamu drugiej połowy lat 60. Więcej w nim jasnej melodii i prostego bardziej przebojowego rytmu, choć także oczywiście podanego w hard rockowej filtracji. Podobnie do jednego z poprzednich utworów, także tutaj słyszymy organy przez co utwór ten kojarzy się miejscami z brzmieniem wczesnego Deep Purple.

„Stagnant Pool” to powrót do korzennego hard rocka opartego na znakomitym riffie w stylu sabbatowskim. Utwór dosłownie samoistnie pędzi do przodu napędzany akordami gitary, a sekcja rytmiczna nie stroni od dość wyszukanych form rytmicznych. Całości dopełnia wspaniała solówka gitarowa Halla i głos Frencha, tym razem bardziej przypominający Paula Kossofa z Free czy wczesnego Ozzy Osbourne’a. To zdecydowanie jedno z najlepszych nagrań na tym albumie o hard rockowej stylistyce.

Pierwotnie płytę zamykało nagranie „Sawdust Caesar” sprawiające pod względem ogólnego brzmienia wrażenie jakby hard rockowej wersji Colosseum. Więcej tutaj bluesa i swego rodzaju jazzowego improwizacyjnego feelingu przetworzonego przez hard rockową sekcję rytmiczną. Motoryczny rytm sprawia że utwór może się podobać, podobnie jak jego partie gitarowe. Jedynie brak saksofonu w składzie przypomina nam że to jednak nie Colosseum, a korzenny twardy hard rock o nieco funkowym charakterze.

W późniejszych wersjach kompaktowych dodano kilka nowych nagrań. W wersji płyty jaką nabyłem były to dwa utwory. Pierwszym z nich był „It's Going To Get Better” pochodzący z drugiej strony singla wydanego w 1971 r. Drugim jest niepublikowane wcześniej nagranie „Hip Shaker” – pochodzące z okresu debiutu. Pierwsze z nich ma bardziej przebojowy i łagodny charakter o czym świadczy fortepian i piosenkowy styl śpiewu Frencha. To nie był przypadek, bo wybrano go na singiel przewidziany do promocji omawianego albumu. Drugie nagranie jest bardziej hard rockowe, ale też nieco wtórne, bo opiera się na rock and rollowych kliszach znanych także z twórczości innych artystów (utwór przypomina późniejsze  nagrania Thin Lizzy). W wydaniu Repertoire Records z 2005 r. dodano do tego jeszcze jedno nagranie, utwór „Too Many Rock 'n Roll Times” pochodzący z 2007 r.

To dobra płyta hard rockowa utrzymana na równym poziomie ale też nie mająca wybijających się utworów, a dodatkowo nieco wtórna (te naleciałości Led Zeppelin, Free i innych). Może gdyby wytwórnia dała jej szansę, to grupa stworzyłaby w pełni oryginalny własny styl, ale tak się nie stało. Szkoda.

Po raz pierwszy zobaczyłem omawianą tutaj płytę w sklepie „Elvis” w Gliwicach w połowie lat 90. Niestety nie znalem tego zespołu i nie chciałem jej w „ciemno” kupić, bo miałem wiele innych braków w swych dyskografiach do uzupełnienia.

Płytę tę kupiłem dopiero w 2017 w sklepie internetowym w Niemczech w wersji wytwórni Repertoire z 2005 r. wydanej w formie digipacka. Dopiero w mijającym tygodniu odkupiłem od jednego z kolekcjonerów pierwsze wydanie tej płyty przygotowane przez Repertoire w 1994 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...