sobota, 20 lipca 2019

Buffalo – „Dead Forever”, Aztec Music, 1972/2006, Australia

 
 
 
Grupa Buffalo to zespół z Australii działający w latach 1971-1977 i grający hard rocka z wpływami bluesowymi czy heavy progresywnymi. W epoce jego muzykę reklamowano, czy raczej opisywano jako ciężki rock przesiąknięty okultystycznymi riffami – w sumie dokładnie takimi samymi jakie stosował także zespół Black Sabbath.

Grupa powstała na bazie blues-rockowego zespołu Head działającego w okresie 1968-1971. Głównym organizatorem obu tych zespołów był wokalista Dave Tice. Resztę składu na pierwszym albumie po reorganizacji dopełniali: Peter Wells (gitara basowa), John Baxter (gitara basowa), Paul Balbi (perkusja) i Alan Milano (drugi wokalista).

W okresie swego istnienia zespół nagrał i wydał pięć albumów studyjnych. Wielu krytyków i fanów uważa za najlepszy w jej dorobku drugi z albumów „Volcanic Rock” (1973). Część fanów uważa jednak że równie dobry, jeżeli nie lepszy jest jej debiutancki album „Dead Forever” (1972). Obu wspomnianym niczym nie ustępuje także trzecia z kolei płyta tej grupy „Only Want You for Your Body” (1974). Pozostałe dwa albumy studyjne nie są już tak interesujące.

Niestabilność składu i brak promocji w australijskim radiu na pewno nie pomagały grupie w komercyjnym sukcesie, a w końcu także okładkowy skandal (o czym dalej). Tym nie mniej zespół dorobił się statusu jednego z prekursorów australijskiego hard rocka, a obecnie uważa się go za jednego z prekursorów hard rocka w ogóle.

Album „Dead Forever” do chwili obecnej ukazał się w osiemnastu wersjach na różnych nośnikach. Po raz pierwszy na winylu wydała go – podobnie jak wszystkiego inne jego albumy – wytwórnia Vertigo, a dokładniej jej australijski oddział. Tego samego roku płytę tę wydano także w Niemczech. Pomimo braku promocji album sprzedał się w 25 tys. egzemplarzy co umożliwiło grupie dalszą działalność. Przez kolejne kilkanaście lat płyta ta nie była wznawia, przez co stała się trudno osiągalna – zwłaszcza w USA i Japonii, gdzie nigdy nie została wydana. Tym co się rzuca najbardziej w oczy już po pierwszym przesłuchaniu tej płyty, to fakt, że unosi się nad nią duch brzmienia Black Sabbath.

Po raz pierwszy na płycie kompaktowej wznowiły go wytwórnie niemieckie: SPM Records w 1988 r. oraz Repertoire Records w 1991 r. Także oba te wydania były trudno osiągalne, bo niskonakładowe. Bardziej dostępna dla masowego słuchacza album ten stał się dzięki wznowieniem dokonanym w pierwszej i drugiej dekadzie XXI w.: włoskim (Akarma), niemieckim (Repertoire) i australijskim (Aztec Music, Vertigo). Ciekawostką jest wydanie tej płyty w formie digipacka przez maleńki Lichtenstein w 2003 r.

Oryginalne wydanie tego albumu zawierało osiem nagrań w większości skomponowanych przez duet: D. Tice i J. Baxter. Ale znalazł się tutaj także przeróbki utworów innych autorów: Blues Image (Pay My Dues) i grupy Free (I’m A Mover).

Album rozpoczyna sześciominutowa kompozycja „Leader”. Jej początek utrzymany jest w stylu heavy psychodelicznego rocka (chórki i ciężkawa gitara), ale szybko przechodzi do typowego hard rocka opartego na wyraźnym gitarowym riffie. W brzmieniu przypomina jeszcze nieco surowe nagrania Black Sabbath z okresu jego debiutu. Stąd słychać tutaj wiele ciężkiego blues rocka, ale też nagranie to nie jest już bluesem.

Najkrótszy na pierwotnej płycie utwór „Suzie Sunshine” to dość przebojowa piosenka oparta na melodyjnym, choć dość surowym riffie podobna w ogólnym brzmieniu do nagrań Cream czy Jimi Hendrix Experience. Jej gitarowy początek wręcz żywcem przypomina wczesne nagrania Pink Floyd.

Nagranie „Pay My Dues” to dość udana hard rockowa adaptacja utworu amerykańskiego zespołu Blues Image. Rozpoczyna się od kakofonii oraz brudnego przesterowanego brzmienia gitary i wycia syren alarmowych, co przypomina „War Pigs” zespołu Black Sabbath. Dalsza część nagrania płynie naturalnie i swobodnie oraz urzeka ciężką rockową melodyką i dwugłosowymi partiami wokalnymi.

„I'm A Mover” to najdłuższy, bo ponad dziesięciominutowy, utwór na płycie i jak już wspomniano własna adaptacja klasyka brytyjskiego zespołu Free. Grupa nadała temu nagraniu znacznie cięższe niż w oryginale brzmienie, poprzez sposób śpiewu wokalisty, a także hard rockowe partie instrumentalne. We fragmentach improwizowanych przypomina ono mocno podszyty ciężkim blues rockiem utwór „Warning” zespołu Black Sabbath z pierwszej płyty. Wszystkie instrumenty brzmią klarownie, ale surowo i dostojnie w swej ciężkiej prostocie.

Utwór „Ballad Of Irving Fink” pierwotnie otwierał drugą stronę winylowego albumu. W przeciwieństwie do innych nagrań skomponował go duet: A. Milano i J. Baxter. Utwór opiera się na dobrym hard rockowym riffie ciągnącym całe nagranie. W przeciwieństwie do innych nagrań partie wokalne są w nim bardziej melodyjne, ale trudno się dziwić, skoro jednym z kompozytorów był drugi wokalista grupy. Wokalnie utwór przypomina miejscami styl grupy Spooky Tooth.

Kompozycja „Bean Stew” to najdłuższe, bo ponad siedmiominutowe, nagranie po drugiej stronie płyty winylowej. Podobnie jak poprzednie oparto je na wyraźnym i melodyjnym riffie od razu wpadającym w ucho. Wyróżniają się solówki gitarowe nie odbiegająca kunsztem od ówczesnych mistrzów gatunku np. tych granych przez Tony Iommiego.

„Forest Rain” rozpoczyna się od stonowanej partii gitary, co wraz z wyciszoną wokalizą czyni z niego całkiem przyjemną balladę rockową. Oczywiście hard rockowe oblicze grupy także tutaj się objawia, ale nie dominuje ono brzmienia całości utworu. Ciekawe są odgłosy mew uzyskane na gitarze w końcowej partii nagrania. Taki efekt z kolei przypomina podobne dźwięki uzyskane w tym samym czasie przez grupę Budgie.

Tytułowy „Dead Forever” to powrót do ostrzejszego grania opartego na wyraźnym i melodyjnym riffie – może nawet najbardziej oryginalnym na tej płycie. Sekcja rytmiczna gra wyjątkowo dobrze i tworzy wręcz wymarzoną przestrzeń dla improwizacji gitary – niezwykle zresztą udanych. Partie wokalne są dopracowane i robią dobre wrażenie.

W reedycji kompaktowej jaką nabyłem dodano także kilka nowych nagrań. Przed wszystkim jedynego singla z 1971 r. gdy grupa występowała pod nazwą Head. Zamieszczono tutaj obie jego strony, a więc utwory „Hobo” i Sad Song”. To typowe i dość sztampowe utwory blues rockowe wykonane w manierze charakterystycznej dla końca lat 60.

Znacznie bardziej interesujące są trzy pozostałe nagrania powstałe w okresie debiutu grupy, także opublikowane wówczas na singlu wydanym w 1972 r. To udane przeróbki klasyków rocka and rolla: „No Particular Place To Go” Chucka Berre’go, „Just A Little Rock And Roll (A Shot Of Rhythm And Blues)” Terry Thompsona i własny utwór w tym samym duchu „Barbershop Rock” autorstwa gitarzysty Johna Baxtera.

Niektórym nie podobała się okładka tej płyty przedstawiająca pokiereszowaną twarz jakiegoś człowieka spoglądającą przez oczodołu czaszki człowieka. W przyszłości kontrowersyjna okładka innej płyty tego zespołu stała się przyczyną jego bojkotu w wielu krajach, co oczywiście przyczyniło się do upadku tego zespołu.

Ja wybrałem do zakupu debiutancki album tego zespołu, bo to właśnie dzięki niemu po raz pierwszy usłyszałem o tym zespole na początku lat 90. XX w. Zobaczyłem go u jednego ze znajomych. Było to wydanej tego albumu wydane przez wytwórnię Repertoire w 1991 r. Ponadto to właśnie na tym albumie po raz pierwszy ujawnił się hard rockowy styl zespołu. Płytę tę kupiłem dopiero w 2017 r. w sklepie internetowym w Niemczech.

Nabyłem australijskie wydanie tego albumu z 2006 r. przygotowane przez firmę Aztec Music w formie digipacka. W przeciwieństwie do wielu innych podobnych wydawnictw został ona bardzo starannie przygotowany m.in. jest podwójnie rozkładany, a sama płyta nie ma irytujących przesterowań dźwięku (loudness war) będących plagą współczesnych reedycji kompaktowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...