sobota, 13 lipca 2019

Bubble Puppy – „A Gathering Of Promises”, Sunspots, 1969/2002, Italy


 
 

Amerykański zespół Bubble Puppy (zapisywany też jako The Bubble Puppy) powstał w 1966 r. w San Antonio w Teksasie i z przerwami działa do chwili obecnej. Jednak największe sukcesy odnosił w latach 1967-1970.

Jego nazwę zaczerpnięto z fikcyjnej gry dla dzieci opisanej w jednej z książek Adousa Huxleya. Jego założycielami a także kompozytorami większości materiału byli dwaj gitarzyści: Rod Prince (gitara prowadząca, główny śpiew) i Roy Cox (gitara basowa, śpiew). Klasyczny skład uzupełniali: David Fore (perkusja, śpiew) i Todd Potter (gitara, śpiew).

Był to pierwszy zespół, który świadomie wykorzystał przy tworzeniu muzyki i na koncertach współbrzmienie dwóch gitar solowych, co po raz pierwszy miało miejsce podczas koncertów w 1967 r. Jednak fakt ten był przez wiele lat zapomniany i powszechnie uważano, ze taką technikę jako pierwsi wynalazły inne grupy: w USA zespół The Allman Brothers, a w Wielkiej Brytanii grupa Wishbone Ash.

Grała typowego psychodelicznego rocka, acid rocka i wczesną odmianę hard rocka, ale nigdy nie zyskała takiej sławy jak inni klasycy tego stylu np. Jefferrson Airplane.  Szczególne uznanie krytyki i publiczności zyskała dzięki przebojowemu singlowi „Hot Smoke & Sasafrass/LOnely” z 1969 r. W epoce grupa wydała tylko jedną płytę długogrającą „A Gathering of Promises” (1969). Jej kolejna płyta pt. „Demian” (1971) została już wydana pod zmienioną nazwą zespołu na Demian. W 1987 r. ukazał się jeszcze album koncertowy „Wheels Go Round”.

Album „A Gathering Of Promises” do chwili obecnej ukazał się w 20 wydaniach na różnych nośnikach. Pierwotnie na płycie winylowej wydała go w 1969 r. wytwórnia International Artists. Album ten ukazał się wówczas w USA i Kanadzie. Niestety nie wydano go w innych krajach, w tym Europie, przez co płyta ta była dość trudno dostępna nie zyskała takiego uznania na jakie zasługiwała.

Po raz pierwszy na płycie kompaktowej wznowiono ją dopiero w 1993 r.: wydanie amerykańskie przygotowała wytwórnia Collectables a wydanie francuskie wytwórnia Eva Records. Do chwili obecnej na tym nośniku ukazało się siedem wydań tej płyty, w tym jedno nieoficjalne w formacie CDr. (jak można się domyślać rosyjskie).

Wydanie kompaktowe jest repliką wydania winylowego także pod względem ilości utworów i zawiera tak jak oryginał jedynie 10 nagrań. Nie ma tutaj więc jakiś dodatkowych nagrań bonusowych co jest częstą praktyką w reedycjach kompaktowych. Płyta nie jest zbyt długa podobnie jak utwory, choć jeden z nich jest znacznie dłuższy od innych.

Album otwiera przebojowy utwór „Hot Smoke & Sassafras” wydany niegdyś na singlu i notowany na 14 miejscu listy przebojów Billboardu. To ładna psychodeliczna piosenka oparta na żwawych gitarowych riffach i z typowo niejasnym psychodelicznym tekstem zachwalającym szczęście dnia dzisiejszego.

I choć poprzedni utwór uważany jest za szczególne osiągnięcie grupy, bo zyskał rangę przeboju, to osobiście uważam, że równie dobry (jeżeli nie lepszy) jest następny utwór „Todd's Tune” mający bardziej ostre rockowe brzmienie z ciekawą solówką w środkowej partii. Jego tekst mówi o wolności uzyskiwanej dzięki muzyce i wyrażaniu miłości przez melodię.

Utwór „I've Got To Reach You” to najdłuższa kompozycja na tym albumie, bo prawie ośmiominutowy, a jednocześnie najlepsza – przynajmniej moim zdaniem. To piękna psychodeliczna piosenka oparta na zawodzącym brzmieniu gitary, tak rzewnym, że jedynie głuchy mógłby oprzeć się jego urokowi. Nie zabrakło też oczywiście partii solowej na gitarze znacznie bardziej rozbudowanej niż w innych utworach tej płyty. To tutaj słychać dość wyraźnie wspaniałe współbrzmienie dwóch gitar solowych tak, iż można odnieść wrażenie, że słucha się zapomnianej płyty Wishbone Ash. Tekst opowiada o miłości podmiotu lirycznego do dziewczyny i planie jej odejścia, a także o problemach ze wzajemnym porozumieniu.

Utwór „Lonely” ma bardziej surowy charakter i jest typową psychodeliczną piosenką na dobrym średnim poziomie. Jednak nie porywa ani riffami ani melodią. Niejasny tekst mówi o spłacie długu i samotności – przypuszczalnie po rozstaniu z ukochaną.

Tytułowy „A Gathering Of Promises” pierwotnie zamykał pierwszą stronę płyty winylowej. To także typowa piosenka psychodeliczna, bardziej balladowa niż rockowa. Ma powolne tempo i nie zawiera sola gitarowego przez co jest trochę bezbarwna. Tekst mówi o pustych obietnicach składanych przez kochanków.

Kompozycja „Hurry Sundown” otwierała niegdyś drugą stronę winylowego albumu. To znowu bardziej rockowy utwór z wyraźnym ale niezbyt agresywnym riffem i ciekawą rozmową gitar w środkowej partii. Tekst opowiada o zagubieniu w życiu, podziwianiu zachodu słońca ale i o cieszeniu się wolnością.

„Elizabeth” to ładna piosenka o zawiedzionej miłości. Tytułowa „Elizabeth” to dziewczyna, którą odeszła do innego, a przed odejściem napisała pożegnalny list do podmiotu lirycznego. Utwór zaczyna się od ciekawej figury melodycznej i ogólnie ma nietuzinkową melodię, która stopniowo odkrywa przed nami swoje psychodeliczne piękno. Całość kończy się dość ostrym solem gitarowym (oczywiście jak na standardy zespołu).

Utwór „It's Safe To Say” to spokojna i dość krótka ballada opowiadająca o przemijaniu kolejnego dnia, a także o konieczności wyznania miłości do ukochanej. Jej brzmienie jest pastelowe jak temat który porusza.

„Road To St. Stephens” to kolejna psychodeliczna piosenka na tym albumie, bardziej ostra niż poprzednia, ale i tak bardzo łagodna. W brzmieniu przypomina miejscami Grateful Dead, ale ogólnie utwór jest – moim zdaniem – trochę niedopracowany i toporny. Tekst opowiada o leżeniu na wzgórzach i planowaniu wspólnej przyszłości z dziewczyną.

Znacznie ciekawsza jest zamykająca płytę kompozycja „Beginning” o ostrzejszym gitarowym brzmieniu i pociągającą melodią oraz ciekawymi riffami a także tekstem mówiącym o tym, że spokoju nie można znaleźć bez rozpaczy.

We wszystkich utworach uwagę zwracają psychodeliczne melodie i piękne harmonie wokalne. Całość bardziej przypomina wysublimowany pop art. grupy The Moody Blues niż typowe zadziorne nagrania rockowe. Taki styl na pewno nie jest jakimś przełomem w muzyce, ale dobrze oddaje ducha epoki końca lat 60. w amerykańskiej muzyce popularnej.

Oczywiście w młodości nigdy nie słyszałem o tym zespole, ani też tym bardziej jego muzyki. Praktycznie rzecz biorąc z jego twórczością zapoznałem się dopiero z chwilą zakupienia jego debiutanckiej płyty w sklepie “Fono-Shop” w Gliwicach w 2014 r. To włoskie wydanie tego albumu przygotowane przez wytwórnię Sunspots w 2002 r. Ukazało się ono w formacie tzw. mini winyl replica (lub jak kto woli tzw. paper / cardboard sleeve) imitującego wygląd oryginalnego wydania analogowego. To dość rzadkie wydanie, bo w takiej postaci ukazało się jedynie w 1500 egzemplarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...