sobota, 18 maja 2019

Clear Blue Sky – „Clear Blue Sky”, Repertoire, 1970/2005, UK

 
 
 Brytyjski zespół Clear Blue Sky powstało już w 1968 r. a klasyczny okres jego działalności przypada na przełom lat 60. i 70. XX w. Przez kolejne 20 lat zespół faktycznie nie istniał, choć nigdy się nie rozwiązał. Grupa wznowiła działalność i wydawanie płyt w latach 90. To oczywiście jednak już nie ta muzyka i nie te czasy. To przykład grupy, która w epoce nie odniosła sukcesu, ale którą fani w epoce kompaktowej dawnych brzmień wywindowali do mina legendy w wiele lat po tym jak przestała istnieć.

W związku z tym, że było to trio, to przypominała Cream, ale faktycznie jego muzyka była bliższa progresywnym dokonaniom wczesnego Rush niż klasycznego blues rocka. Jej styl można określić jako heavy psychodeliczny z elementami progresywnego rocka i hard rocka. Całość wyrastała oczywiście z bluesowego korzenia, pobodnie jak całej muzyki końca lat 60.

Najbardziej ceniony w jej dorobku jest jej debiutancki album „Clear Blue Sky”. Do chwili obecnej ukazało się 18 wydań tej płyty na różnych nośnikach. Większość z nich ukazało się na płytach kompaktowych. Pierwotnie wydała go na płycie winylowej w 1970 r. wytwórnia Vertigo (będąca oddziałem wytwórni Philips, a potem wytwórni Mercury).

Ukazał się on wówczas w Wielkiej Brytanii, a także w Niemczech Zachodnich, Francji i Republice Południowej Afryki. Płyta nie odniosła spodziewanego sukcesu rynkowego, stąd nie była wznawiana przez całe lata 70. i 80. XX w. W epoce nigdy nie wydano go w USA czy Japonii.

Po raz pierwszy na CD wznowiła go niemiecka wytwórnia Repertoire w 1990 r. Potem ukazały się wznowienia tego albumu na CD w Japonii, Korei Południowej i Włoszech.

Pierwszą stronę winylowego albumu zajmowała jedna dłuższa kompozycja pt. „Journey To The Inside Of The Sun” podzielona na trzy części: 1) Sweet Leaf, 2) The Rocket Ride, 3) I’m Comin’ Home. W sumie to ponad 18 minut muzyki. Jego pierwsza a zarazem najdłuższa część ma wyłącznie instrumentalny i epicki charakter. Rozpoczyna się od hard rockowego wejścia wszystkich instrumentów i stopniowo się rozwija. To na nadają mu improwizacje gitarowe na bazie miarowo grającej sekcji rytmicznej. Niekiedy uzupełniają to rock and rollowe w formie partie na fortepianie.
Niektóre ich części są bardzo przesterowane. Swego rodzaju przerywnikami są tutaj wolniejsze fragmenty grane w psychodelicznym stylu na tzw. kaczce czyli fuzz box. W konstrukcji solówek miejscami słychać też inspiracje gitarzysty muzyką klasyczną a dokładniej Gustavem Holstem. Druga część tej suity ma bardziej ciężki i riffowy charakter i uzupełniona została dość surową partią wokalną (co jest zresztą charakterystycznym wyróżnikiem tego albumu). Trzecia, najkrótsza i ostatnia część tej suity także ma wokalno-instrumentalny charakter. Tym razem wokalista śpiewa bardziej przystępnie, a wiodący riff także jest bardziej przebojowy.

Drugą stronę oryginalnej płyty winylowej otwierał utwór „You Mystify”. Utwór ten ma ponad siedem minut i jest najdłuższą kompozycją po tej stronie albumu. To typowy hard rockowy kawałek o nieliniowej strukturze i w dużym stopniu oparty na improwizacji. Główny riff jest charakterystyczny, ale też dość monotonny.

Ten nazbyt ciężki repertuar nieco rozładowuje następna kompozycja pt. „Tool Of My Trade”. Ma ona bardziej refleksyjny i balladowy charakter, co podkreśla bardziej spokojna gra instrumentalistów a zwłaszcza partia wokalna. Choć oczywiście także tutaj znalazł się hard rockowy riff nadający ton całości.

Podobny charakter ma następujący po nim utwór „My Heaven”. Jest on jeszcze bardziej wyciszony (wręcz akustyczny) niż poprzednik z bardziej wyeksponowanym brzmieniem perkusji. Album kończy jednoznacznie hard rockowy utwór „Birdcatcher” oparty na wyrazistym riffie. Ciekawostką jest środkowa partia tej kompozycji z mocno improwizowanym fragment, w którym użyto także fletu. To on nadaje temu utworowi psychodelicznego charakteru. To w sumie może nawet najbardziej spójna i najlepsza kompozycja na tej płycie.

Wszystkie utwory na tym albumie to kompozycje jego lidera gitarzysty i wokalisty Johna Simmsa. Ten stan tłumaczy dominację na nim surowej gitary i podobnych w wyrazie partii wokalnych. Skład uzupełniali: Ken White (perkusja) i Mark Sheater (gitara basowa). To oni odpowiedzialni byli za utrzymywanie prawidłowej rytmiki grupy.

Całość brzmienia tej płyty przypomina wczesny bardzo surowy Black Sabbath lub Budgie czy amerykańskie Blue Cher lub Cactus. Z Budgie zespół może się kojarzyć za sprawą swoistego połączenia partii hard rockowych z akustycznymi. Uważam, że wszystkie kompozycje tego albumu mają dość monotonny i mało oryginalny charakter, a same utwory dość nieprzemyślaną konstrukcję. Okoliczności te w połączeniu z niewielką przebojowością sprawiły, że album ten w epoce nie odniósł sukcesu. Także po latach zawodowi krytycy ocenią go raczej słabo. Innego zdania są fani dawnych brzmień, którzy oceniają go co najmniej dobrze.

Przypuszczam, że fanom najbardziej podoba się niekomercyjność i surowość tej płyty, a także unikanie w melodyce zagrań pod publiczkę. Są to pewne zalety i na pewno czynią z Clear Blue Sky zespół w pewnym stopniu prekursorski i wyróżniający się. Z drugiej strony na pewno nie była to nigdy grupa wybitna. Jednak na tle obecnych wykonawców powielających jedynie obce wzorce można uznać ją za prawie wyjątkową, bo przynajmniej próbowała stworzyć własny styl.

Bardzo ciekawa jest też okładka płyty utrzymana w baśniowych charakterze, ale w zbliżeniu ukazująca wielkiego nietoperza-robota (dzieło młodego Rogera Deana – tego od okładek zespołu Yes). To jakby graficzne przedstawienie idei muzycznej tego albumu, a więc stylu określanego dzisiaj jako heavy psychodelia.

Ja dopiero stosunkowo niedawno kupiłem ten album w Niemczech w wersji wytwórni Repertoire z 2005 r. w ramach limitowanej serii (jedna z 2500 sztuk) w formacie imitującym wydanie w tekturze (papersleeve). Uważam, że album w tym wznowieniu został za głośno nagrany, czyli że skalany jest przekleństwem loudness war.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...