niedziela, 11 października 2020

Arthur Blythe – „Four Arthur Blythe Albums On Two Disc” × 2, BGO, 2016, UK





 Arthur Murray Blythe (1940-2017) był amerykańskim muzykiem jazzowym, kompozytorem i saksofonistą altowym. Karierę rozpoczął już w połowie lat 60. ale pierwszą solową płytę nagrał dopiero pod koniec lat 70. W sumie jego dorobek obejmuje kilkadziesiąt albumów nagranych pod własnym nazwiskiem lub we współpracy z innymi muzykami. Jednak pomimo niewątpliwego talentu i dużych osiągnięć artystycznych jego twórczość pozostaje wciąż mało znana nawet w środowisku jazzowym, a szerszej publiczności jest praktycznie nieznany. Trudno się temu dziwić, skoro jego wczesne albumy, decydujące o jego stylu, ukazały się jak dotąd w niewielkich nakładach i często nie mają do chwili obecnej wznowień na płytach kompaktowych. Stąd tym bardziej cenne jest wydanie jego czterech klasycznych albumów z lat 1979-1981 na podwójnej składance wytwórni BGO Records w 2016 r.

Muzyk ten urodził się w Los Angeles, ale wychowywał w San Diego, czyli na wschodnim wybrzeżu USA. Od najmłodszych lat obcował z muzyką bo jej miłośnikami byli jego rodzice, matka słuchała m.in. Earla Bostica i Louisa Jordana, a także sama śpiewała, a ojciec był rozkoszował się muzyką marszową Johna Philipa Sousy. Po latach Blythe wspominał, że większy wpływ na kształtowanie jego wczesnych gustów muzycznych wywarła matka, bo słuchała bardziej zróżnicowanej muzyki.

W wieku dziewięciu lat Blythe postanowił nauczyć się gry na puzonie. Jednak zamiast niego rodzice kupili mu saksofon altowy. Gry na nim uczył go domowy nauczyciel Junior Foster. Dzięki temu od najmłodszych lat Blythe grał w szkolnej orkiestrze, najpierw w szkole podstawowej, a potem w gimnazjum. Oczywiście wykonywała ona głównie muzykę marszową. Dopiero w szkole średniej zaczął występować w małym zespole tworzonym przez niego, pianistę, gitarzystę i perkusistę. W jego repertuarze były głównie utwory klasyków rythm and bluesa np. Amosa Milburna i Fatsa Domino.

Gdy był nastolatkiem jego nauczycielem muzyki został saksofonista Kirkland Bradford współpracujący na co dzień z zespołem Jimii Lunceforda. Dzięki niemu Blythe zainteresował się jazzem, a zwłaszcza twórczością Theleniousa Monka, a następnie Johna Coltrane’a. Ten ostatni wywarł na niego największy wpływ, co słychać gdzieś tam w tle w jego wielu późniejszych nagraniach. Uświadomienie sobie przez niego, że cała współczesna muzyka popularna pochodzi od wspólnego korzenia, którego trzonem był blues i jazz zmieniło jego optykę na teraźniejszość muzyki, ale także na założenia artystyczne tego co chciał sam grać w przyszłości. I to jest właśnie geneza jego stylu muzycznego, w którym dążył on zawsze do łączenia różnych nurtów muzycznych, i to dodatkowo przy wykorzystaniu nietypowego dla jazu instrumentarium, np. wiolonczela i tuba.

W połowie lat 60. Blythe przystąpił do założonego przez Horace'a Tapscotta The Underground Musicians and Artists Association (Podziemnego Stowarzyszenie Muzyków i Artystów, w skrócie UGMAA) grupującego nowych muzyków jazzowych grających nowe odmiany jazzu. Ruch ten był odpowiednikiem chicagowskiego AACM tworzących w nurcie „jazz art of Chicago” i grupującego muzyków o podobnym statusie i preferencjach. To dzięki współpracy z tym środowiskiem Blythe po raz pierwszy wystąpił jako muzyk na płycie, a konkretnie na albumie Horace'a Tapscotta „Giant Is Awakened” wydanej w 1969 r. Następnego roku Bythe używający też pseudonimu Black Arthur założył swój pierwszy zespół.. W gronie jego współpracowników pojawił się wówczas też nowatorski gitarzysta James „Blood” Ulmer, a nasz bohater flirtował z muzyką rockową.

Po raz pierwszy do Nowego Jorku przybył w 1968 r., ale na stale osiedlił się w nim dopiero w 1974 r. W nowym miejscu zamieszkania początkowo nie był zbyt znanym i cenionym muzykiem, co zmusiło go nawet do podjęcia pracy ochroniarza w sklepie z artykułami erotycznymi, ale w wolnych chwilach chodził do klubów jazzowych w poszukiwaniu pracy muzyka. Dzięki tym staraniom już w 1975 r. otrzymał posadę muzyka sesyjnego w grupie perkusisty Chico Hamiltona, co przywróciło go do czynnej działalności artystycznej. Owocem tej współpracy był jego udział w nagraniu trzech płyt Hamiltona, dwóch dla wytwórni Blue Note („Peregrinations” i „Chico Hamilton & The Players”, obu z 1975 r.) oraz jednej, „Catwalk”, dla wytwórni Mercury w 1977 r. Ta współpraca utorowała Blythowi drogę do dalszej kariery, stąd już w latach 1976-1978 występował w orkiestrze Gila Evansa, a potem występował z innymi wybitnymi muzykami: Lesterem Bowie (1978), Jackiem DeJohnette (1979) i McCoy Tynerem (1979).

Jednak to co go najbardziej interesowało, to wydawanie płyt z autorskim repertuarem pod własnym nazwiskiem. Pierwszym z nich był album „The Grip” nagrany przez niego dla małej niezależnej wytwórni India Navigation wydany w 1977 r. Ten free jazzowy album ma dotąd tylko cztery wydania na płytach winylowych w 1977 i 1980 r. i nadal nie jest dostępny na CD. Bardzo małe nakłady miały też dwa jego kolejne albumy: „Bush Baby” (1978) i „Metamorphosis” (1979), oczywiście oba utrzymane w stylistyce free jazzowej.

Free jazzowy repertuar tych albumów nie był przypadkowy i wpisywał się w szerszy kontekst kręgu muzycznego w jakim działał wówczas Arthur Blythe. A w szczególności chodzi tutaj o tzw. loft jazz („jazz z poddaszy”), co nie tyle było osobnym nurtem jazzowym co raczej charakteryzowało miejsca w jakich organizowano spontaniczne koncerty, a więc tytułowe lofty w dawnych fabrykach, prywatne mieszkania, w tym poddasza i inne tym podobne lokalizacje. Jednocześnie muzycy którzy występowali na takich koncertach także byli dalecy od prezentowania typowej jazzowej sztampy przedstawiając publiczności mieszkankę różnych stylów jazzowych, popu, r&b. rocka, muzyki klasycznej i muzyki światowej.

Dodatkowymi czynnikami wyróżniającymi takie koncerty był brak zdefiniowanych opłat za wstęp, gdyż preferowano wolne wejścia i darowizny, a także interakcję publiczności z wykonawcami. Trudno się więc dziwić, że ukształtowany w takich okolicznościach styl muzyczny był jakby bardziej światową wersją znanego już od końca lat 50 free jazzu tyle że, bardziej eklektycznym, otwartym i nieokiełznanym. I to właśnie w takim stylu nagrane zostały pierwsze płyty Arthura Blythe’a, który był jednym z głównych przedstawicieli tego nurtu. Scena loft jazzu zaczęła zamierać na przełomie lat 70. i 80. z powodu gwałtownego wzrostu czynszów za lokale w których koncertowano.

Coraz większa renoma Blythe’a zainteresowała nim Boba Thiele’a, dawnego producenta Coltrane’a, a za jego pośrednictwem szefów potężnej wytwórni Columbia. Wydawane przez nią płyty miały duże nakłady i umożliwiały dotarcie z muzyką tworzoną przez artystów nagrywających dla tej wytwórni do szerszego grona słuchaczy, a tym samym gwarantowały i większe zyski. To właśnie dla tej wytwórni Blythe nagrał na przełomie lat 70. i 80. cztery swe najlepsze i najbardziej cenione przez koneserów klasyczne płyty: „Lenox Avenue Breakdown” (1979), „In The Tradition” (1979), „Illusions” (1980) i „Blythe Spirit” (1981). Wszystkie cztery z nich zebrano na omawianym tutaj podwójnym albumie kompilacyjnym wytworni BGO.

Repertuar tych albumów ukazuje Arthura Blythe’a jako w pełni ukształtowaną osobowość artystyczną świadomą nie tylko własnej wartości ale i pełną uszanowania dla tradycji. Stąd w jego wykonaniu równie dobrze brzmią free jazzowe utwory z albumów „Lenox Avenue Breakdown” (1979) i „Illusions” (1980), a także bardziej zachowawcze nagrania z dwóch pozostałych płyt: „In The Tradition” (1979) i „Blythe Spirit” (1981). Podobnie do innych wielkich mistrzów jazzu Blythe swobodnie porusza się w przestrzeni pomiędzy tradycją, eksperymentem, mainstreamem i awangardą. Dzięki temu jego muzyka może być atonalna, szalona, nieprzewidywalna jak i klasycznie stonowana, funkowa, swingująca i delikatna. Badacze jego twórczości podkreślają, że udało mu się stworzyć pomost łączący tradycyjne brzmienia wirtuozów bebopu z eksperymentalnym charakterem free jazzu.

Dodatkowo Blythe potrafił stworzyć własne oryginalne brzmienie w grze na saksofonie altowym określane jako „duże i okrągłe, z szybkim, szerokim vibrato i agresywnym, precyzyjnym sposobem frazowania”. Przy tym jego linie melodyczne były zawsze oryginalne i przemyślane ale też niekiedy zbytnio ozdobne, co było przez niektórych krytykowane. W improwizacjach jego gra wyróżniała się niekonwencjonalnymi rozwiązaniami harmonicznymi, ale zawsze prowadzona była z wielką pasją, przy czym miejscami bliska była muzyce gospel.

Album „Lenox Avenue Breakdown” został przygotowany w Mediasound Studios w Nowym Jorku i wydany został przez wytwórnię Columbia w 1979 r. W sesji nagraniowej udział wzięli: Arthur Blythe (saksofon altowy), James Newton (flet), James "Blood" Ulmer (gitara), Bob Stewart (tuba), Cecil McBee (bas), Jack DeJohnette (perkusja), Guilherme Franco (perkusja). Jak dotąd album ten ma tylko siedem wydań z czego aż pięć ukazało się w 1979 r. na płytach winylowych. Album ten ma tylko dwa wydania na płytach kompaktowych: japońskie (Sony z 1995) i amerykańskie (Kocha Jazz z 1998), oba od dawna niedostępne. Trudno więc byłoby powiedzieć, ze jest to album łatwo dostępny.

Na płycie tej znajdują się tylko cztery dłuższe nagrania, po dwa po każdej stronie płyty, wszystkie autorstwa Blythe’a. Reprezentują one styl free jazzowy bliski awangardzie jazzowej, a także soul jazzowi. W ich tle zawsze jednak słychać tradycję jazzową a zwłaszcza wpływ Coltrane’a. Album wyróżnia się przykuwającą uwagę okładką Marka Hessa przedstawiającą saksofon w postaci kamienicy w centrum Harlemu. Notabene Lenox Avenue, to ulica w Harlemie, a sama płyta jest hołdem dla dawnych orkiestr jazzowych jakie w nim grały. Jest to album o wiele bardziej przystępny niż wspomniany poprzednio „Metamorphosis”, ale i tak muzyka z niego była zbyt trudna dla przeciętnego słuchacza, stąd słabo się sprzedawał. Po latach album ten został uznany za zaginione arcydzieło jazzu końca lat 70.

Album „In The Tradition” (1979) został nagrany w tym samym nowojorskim studio, ale jego repertuar reprezentuje zgoła inny styl muzyczny. Zgodnie z tytułem to płyta prezentująca styl post bobowy z ale z wybujałym swingiem jako substancją tej muzyki. To dość szokujące biorąc pod uwagę poprzedni album Blythe’a, ale typowe dla jego twórczości, w której awangarda miesza się z tradycją. Tego rodzaju albumy z autorskimi interpretacjami cudzych utworów (w tym wypadku Ellingtona i Coltrane’a) lub podobnymi własnymi mają w swoim repertuarze wszyscy liczący się muzycy jazzowi. Na taki, a nie inny repertuar tej płyty wskazuje już okładka, na której lider w garniturze i z saksofonem w dłoni wygląda jak jazzowy muzyk dosłownie wyjęty z jakiegoś zdjęcia z lat 30.-40. XX w.

Album ten obejmuje sześć nagrań i został nagrany w następującym składzie: Arthur Blythe (saksofon altowy), Stanley Cowell (fortepian), Fred Hopkins (bas) i Steve McCall (perkusja). Do chwili obecnej album ten ukazał się także jedynie w siedmiu wersjach z czego aż sześć zostało wydane (wszystkie w epoce) na płytach winylowych. Na kompakcie ukazało się jak dotąd tylko jego jedno wydanie w 2010 r. sygnowane przez wytwórnię Columbia.

Album „Illusions” (1980) ma jak dotąd jedenaście wydań. Zawiera sześć utworów będących mieszanką free jazzu i mainstreamu. Wszystkie utwory to oczywiści kompozycje lidera. Nagrano go w CBS Recording Studios w Nowym Jorku w następującym składzie: Arthur Blythe (saksofon altowy), Steve McCall (perkusja), John Hicks (pianino akustyczne), Fred Hopkins (bas akustyczny), James „Blood” Ulmer (gitara elektryczna), Abdul Wadud (wiolonczela), Bob Stewart (tuba), Bobby Battle (perkusja).

Wyjaśniając w epoce tytuł i repertuar płyty Blythe mówił, że na płaszczyźnie muzycznej iluzja i rzeczywistość przestają być sprzecznościami, a muzyka powinna być dla słuchacza jednocześnie rozpoznawalna i zaskakująca oraz unikać powtarzania się. To doskonale tłumaczy taki, a nie inny charakter muzyki tego w sumie bardzo dobrego albumu. Niestety podobnie do poprzednich płyt album ten nie sprzedawał się najlepiej. Na wspomniane jedenaście jego wersji aż dziewięć ukazało się w epoce, czyli w 1980 r., kiedy wydano go w USA, Europie, Japonii i Nowej Zelandii (także na kasecie). Dwa pozostałe wydania to wznowienia na płytach kompaktowych: japońskie (Sony z 1995) i amerykańskie (Koch Jazz z 1999 r.).

Album „Blythe Spirit” (1981) ma jak dotąd jedynie trzy wydania, wszystkie winylowe z epoki. Reprezentuje styl muzyczny będący mieszanką post popu i awangardy. Zawiera cztery kompozycje własne lidera i trzy nagrania będące interpretacjami cudzych nagrań, w tym Gershwina. Podobnie jak poprzednia płyta został nagrany w CBS Recording Studios w Nowym Jorku. W jego sesji nagraniowej udział wzięli: Arthur Blythe (saksofon altowy), Abdul Wadud (wiolonczela), Kelvyn Bell (gitara elektryczna), Bob Stewart (tuba), Bobby Battle (perkusja), John Hicks (pianino akustyczne), Fred Hopkins (bas akustyczny), Steve McCall (perkusja), Amina Claudine Myers (organy) przy czym obsada zmienia się w zależności od nagrania. Dość konserwatywną muzykę z tego albumu można określić jako próbę połączenia tradycji jazzowej z przeszłości, z teraźniejszością, a zarazem próbę wyznaczenia jazzowego brzmienia przyszłości.

W 1979 r. Arthur Blythe był już w pełni dojrzałym mężczyzną, bo liczącym 39 lat, a także w pełni ukształtowanym artystą. Dzięki kontraktowi z koncernem Columbia miał szansę na światową karierę, ale ta jednak nie nastąpiła, bo płyty z jego muzyką słabo się sprzedawały i w końcu wytwórnia ta po pewnym czasie zerwała z nim kontrakt. Blythe nadal nagrywał dobre albumy, np. „Basic Blythe” (1988), „3-Ology” (1993), „Focus: (2002), ale do końca życia pozostał już tylko twórcą niszowym i mało znanym. Paradoksalne w tej opowieści jest to, że na początku lat 80. Columbia podpisała też kontrakt z innym afroamerykańskim muzykiem, Wyntonem Marsalisem, trębaczem i kompozytorem. I to właśnie tego muzyka Columbia wylansowała na jazzową gwiazdę światowego formatu. Arthur Blythe się nią nie stał, bo jego muzyka była jednak trudniejsza w odbiorze dla przeciętnego melomana. W grę wchodzi też coś, co nazywamy pechem, bo przecież wiele utworów Blythe’a także miało komercyjny potencjał i mogło przy odrobinie cierpliwości i dalszej promocji mogło zostać przyswojone przez masowego odbiorcę.

Po raz pierwszy zetknąłem się z nazwiskiem Arthura Blythea w dziale „muzykalia” w magazynie „Razem” z 1979 r., gdzie jego najnowszy wówczas album „Lenox Avenue Breakdown” został wymieniony przez Karola Majewskiego jako jedna z ważniejszych płyt mijającego roku, a nawet reprodukowano jego okładkę. Oczywiście w tamtym czasie nie miałem możliwości posłuchania tej płyty, bo nikt mi znany jej nie miał, a w Polskim Radio także jej nie prezentowano. Nie znałem też oczywiście pozostałych płyt z tego zestawu. Na ich posłuchanie musiałem czekać jedynie 35 lat, aż do chwili ich wydania na wspomnianej składance. Oczywiście od razu ją kupiłem w sklepie w Niemczech, bo w przecudnej Polsce nie było jej w powszechnej dystrybucji, a jak już się pojawiła, to kosztowała wiele drożej. Ale też powiem szczerze, że najbardziej z tego zestawu odpowiadają mi tylko dwa z zawartych na nim albumów: „Lenox Avenue Breakdown” i „Illusions” bo prezentują niekonwencjonalną muzykę daleką od średniej typowego jazzu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...