sobota, 4 lipca 2020

Wild Turkey – „Battle Hymn”, Esoteric, 1971/2013, UK & Europe

 
 

Brytyjski zespół Wild Turkey (Dziki indyk) istnieje nieprzerwanie od 1971 r., ale faktycznie swe największe, choć w sumie dość skromne sukcesy, odnosił jedynie na początku lat 70. Nagrał wówczas dwie płyty: „Battle  Hymn” (1971) i „Turkey” (1972). Obie były na dobrym poziomie, ale fani trochę lepiej oceniają pierwszą z nich. Wiele lat później, a dokładniej począwszy od lat 90. na fali nostalgii za dawnym dobrym rokiem grupa reaktywowała się i wydała jeszcze kilka nowych płyt, ale były one dalekie od świeżości jej muzyki z okresu debiutu. Nazwa zespołu pochodziła o nazwy amerykańskiej whiskey na bazie kukurydzy. Grupa tworzyła muzykę rockową bliską głównego nurtu, ale z domieszką folku i brzmień progresywnych.

Założycielem i liderem zespołu Wild Turkey był Glenn Cornik, basista grupy Jethro Tull występujący najczęściej na scenie z charakterystyczną przepaską na czole. Był on dobrym muzykiem i basistą, ale też imprezowiczem i kobieciarzem, co nie podobało się Ianowi Andersownoi. Dodatkowo nie podzielał wizji tego ostatniego, co do tego w jakim kierunku powinna ewoluować muzyka Tull. Z powyższych powodów pod koniec października 1970 r. a więc pod koniec amerykańskiej trasy koncertowej zespołu Jethro Tull został z niego wyrzucony. Tutaj warto przypomnieć że z nagrał z nim trzy pierwsze klasyczne już dzisiaj albumy: „This Was”, „Stand Up” i „Benefit”.

Postawiony w tej dość niezręcznej sytuacji Cornik przy pomocy swego menadżera Terrego Ellisa szybko zorganizował nowy własny zespół pod nazwą Wild Turkey. Problem polegał na tym, że sam lider nie wiedział jaką muzykę powinien on tworzyć. Jedynym pewnikiem było dla niego to, ze nowa muzyka musi mieć wyraźne elementy folkowe (a więc takie jakich nie chciał wówczas Anderson z Tull). Tworzący go muzycy zostali zebrani dość przypadkowo, i część z nich po pewnym czasie odeszła, ale pomimo tych trudności na albumie udało się stworzyć w miarę jednolite brzmienie.

Każdy z muzyków przygotował własne kompozycje na ten album, w tym także Cornik. Przy okazji były to jego pierwsze samodzielne nagrania jako autora piosenek. Producentem albumu został Rodger Bain. I choć znał się dobrze na swoim fachu, bo był także np. producentem Black Sabbath (stąd grupa była ich supportem na koncertach), to jednak nie wierzył w sukces Wild Turkey i lekceważył prace przy tej płycie (tak to przynajmniej widział po latach Glenn Cornik).

Album „Batlle Hymn” ukazał się jak dotąd w dwudziestu wersjach na różnych nośnikach. Większość z nich, bo aż gtrzynascie ukazało się na płytach analogowych. Po raz pierwszy na płycie winylowej wydała go brytyjska wytwórnia Chrysalis w 1971 r. Tego samego roku płytę tę wydano na winylu także we Francji, Włoszech, Niemczech Zachodnich i Holandii. Natomiast w Stanach Zjednoczonych album ten wydano wówczas jedynie na kasecie samochodowej 8-Trak (Reprise). Pewna popularność tej płyty sprawiła, że następnego roku wydano ją na winylu także w USA oraz w kilku innych krajach, w tym Australii, Kandzie i Hiszpanii. Potem przez resztę lat 70. i całe lata 80 album ten nie był wznawiany.

Na płytach kompaktowych album ten ukazał się jedynie w siedmiu wersjach i to aż w dwóch nieoficjalnych. Po raz pierwszy na CD wydała go brytyjska wytwórnia Edsel dopiero w 1991 r. Potem na wiele lat znowu zaprzestano reedycji tego albumu. Jako pierwsza po przerwie wznowiła go wytwórnia Progressive Linde z Australii w 2002 r. Bardziej dostępny na płycie CD album ten stał się dopiero dzięki reedycji wytwórni Esoteric z 2013 r. Co dziwne, album ten nigdy nie został wydany w Japonii, ani w formie płyty winylowej ani kompaktowej.

W chwili ukazania się na ryku album „Battle Hymn” nie odniósł spodziewanego sukcesu artystycznego i komercyjnego i plątał się w rejonie 200 pozycji Billboardu. Jednak obecnie zaliczany jest do klasyki fonografii rockowej.

Wersja tej płyty wydana w 2013 r. na CD przez Esoteric jest reedycją pierwotnej płyty winylowej, a więc bez dodatkowych nagrań, ale poddanych remasterowi. Na szczęście nie zrobiono go nachalnie przez co dźwięk nie jest tak uciążliwy dla ucha jak w wielu innych wypadkach.

Album nie jest zbyt długi, bo liczy nieco ponad czterdzieści minut muzyki i zawiera dziesięć dość krótkich, ale urzekających nastrojem i melodyką utworów. Pod względem muzycznym to dość zachowawczy klasyczny rock z elementami folku, bluesa, hard rocka i rocka progresywnego. Kompozycje, w zależności od autorstwa mają bardziej większe lub mniejsze naleciałości innych stylistyk, ale zachowany materiał świadczy o tym, że zespół był dobrze zgrany, dzięki czemu wszystkie z nich brzmią jednolicie jako całość. W ogólnym rozrachunku utwory są wyciszone, spokojne i refleksyjne. Wszystkie teksty mają silną inspirację filozoficzną czy religijną i są refleksją nad sensem życia człowieka.

Utwory: „Butterfly”, „To The Stars”, Battle Hymn” i „Glentle Rain” to kompozycje lidera Glenna Cornika. Kompozycje: ”Twelve Streets Of Cobbled Black”, „Dulwich Fox”, „Sanctuary” to utwory przygotowane przez gitarzystę Jona Blackmore’a. Utwór „Easter Psalm” skomponował wokalista i gitarzysta Gary Pickford-Hopkins, piosenkę „One Sole Survivor” napisali wspólnie Pickford-Hopkins i gitarzysta Tweke Lewis. Ostatni na płycie utwórf „Sentinel” skomponowali wspólnie gitarzyści: Blackmore i Lewis.

Album otwiera kompozycja „Butterfly”. To nagranie liczy pięć minut i jest najdłuższe na płycie. Utwór ma budową charakterystyczną dla ówczesnych kompozycji progresywnych, a więc ma narracyjny charakter z równorzędnymi partiami instrumentalnymi wszystkich muzyków. Refleksyjności dodaje mu stonowana partia wokalna. W brzmieniu przypomina niektóre kompozycje zespołu Wishbone Ash z klasycznego okresu. Tekst mówi o zawiedzionych nadziejach młodego idealisty utożsamianego z motylem. Wiele wskazuje, że tekst ma charakter autobiograficzny i jest refleksją Cornika po jego wyrzuceniu z Tull.

Utwór „To The Stars” to spokojna ballada z wyraźnym brzmieniem fortepianu, trochę niespójna kompozycyjnie, ale przyjemna w odbiorze. Uwagę zwracają zastosowane w tym utworze wielogłosowe partie wokalne. W końcowej partii przypomina niektóre rozmarzone nagrania zespołu Babe Ruth. Tekst opowiada o planach podroży do gwiazd podmiotu litycznego, przy czym w tym wypadku chodzi raczej o życiowe plany i możliwość ich spełnienia. Przestrzega też, że na końcu i tak zawsze będzie „stos pogrzebowy”.

Tytułowy „Battle Hymn” zbudowany został na wyrazistym i łatwo rozpoznawalnym basowym riffie, napędzającym cały utwór, a jednocześnie łatwo wpadającym w ucho. Z kolei znajdująca się w środku solówka gitarowa jest mocno stonowana i jakby pozostawiona na drugim planie podobnie jak partia wokalna. Tekst utworu przypomina, że bohaterowie płaczą i nie chcą już wojennej chwały, bo jest ona przesiąknięta „krwawymi plamami”.

Nagranie „Gentle Rain” zaczyna się nieco sennie od akustycznej gitary, ale szybko przekształcająca się w rasowy utwór rockowy z ciekawą nieco wyciszoną solówką gitarową. W tekście podmiot liryczny wyznaje komuś, przypuszczalnie dziewczynie, że kocha ją jak „delikatny deszcz” i widzi ją w „świetle świtu”.

„Twelve Streets Of Cobbled Black” ma bardziej hard rockowy charakter, co przejawia się w bardziej głośnej grze całego zespołu, a nawet w bardziej ciężkim wokalu. Utwór ma korzenie bluesowe i zwraca uwagę dobrą solówką gitarową. Tekst nie jest w pełni jasny i przypuszczalnie opowiada o rozterkach moralnych podmiotu lirycznego na widok zmarłego bezdomnego.

Utwór „Dulwich Fox” ma z kolei więcej elementów folkowych w warstwie instrumentalnej i wokalnej. Przypomina nagrania brytyjskich klasyków tego gatunku, np. Fairport Convention. To w sumie przyjemna dla ucha ballada możliwa do przyjęcia dla przeciętnego słuchacza w każdym kraju i czasie. W tekście mowa jest o lisie, ale tutaj raczej w znaczeniu człowieka bardzo chytrego, który poluje na swe ofiary.

„Sanctuary” rozpoczyna się od motorycznego wstępu i wyrazistej partii wokalnej, także przypominającej sposób śpiewania artystów folkowych. W tym nagraniu uwagę zwraca głównie sposób artykulacji tekstu przez wokalistę. Tekst jest bardzo krótki i niejasny. Mówi o przemijaniu dnia i jałowym terenie leżącym pod trawą, ale faktycznie może chodzić o brak energii życiowej podmiotu lirycznego.

Utwór „Easter Psalm” ma od razu wpadaja w ucho przyjemną melodią, której uzupełnieniem jest wręcz wzorcowa ciepła partia wokalna charakterystyczna dla progresywnego rocka. Także tutaj można odnaleźć echa nagrań innych grup działających na styku różnych gatunków, np. Wishbone Ash. Podmiot liryczny zwraca uwagę na to, że niektórzy wciąż poszukują odpowiedzi na trapiące ich pytania egzystencjalne, a powinni cieszyć się swym małym szczęściem i móc się nim podzielić z innymi.

Utwór „One Sole Survivor” ma bardziej bluesowy, czy raczej hard rockowy charakter i świetny fragment z solówką na gitarze, ale nie ma tak ujmującej melodii jak poprzednie nagranie. W partii wokalnej przypomina nieco w jednej z części sposób śpiewu Burka Shelleya z zespołu Budgie. Tekst utworu mówi o przemijaniu, sile miłości, a także o konieczności przebaczenia i podążania raz obraną ścieżką.

Ostatni na płycie utwór „Sentinel” rozpoczyna się jak senna ballada, ale szybko przechodzi do bardziej dynamicznego brzmienia charakterystycznego dla hard rocka. W tekście podmiot liryczny zastanawia się dlaczego „jesteśmy tacy, jacy jesteśmy?”

Wszystkie nagrania charakteryzują się bardzo dobrym jednolitym i czystym brzmieniem i zmianami nastroju i rytmiki typowymi dla rocka progresywnego. Pomimo pewnych słabości, to bardzo dobra płyta, ale trudno tak jednoznacznie powiedzieć, dlaczego tak właśnie jest. Bo przecież muzyka z tego albumu nie ma wyrafinowania i skomplikowania albumów Jethro Tull, i innych wielkich tamtej epoki. Przypuszczalnie wynika to z faktu, że nagrano ją w odpowiednim miejscu i czasie i ten „duch epoki” przeniknął do niej w stopniu większym niż do nie jednego innego dzieła muzycznego tamtego okresu, a było ich przecież wiele.

Liderem zespołu był basista, ale dał pograć, a także wykazać się kreatywnością instrumentalną i kompozycyjną także innym członkom swej grupy. A to w świecie rocka nie jest znowu takie oczywiste.

W młodości czytałem wzmianki o tym zespole publikowane w magazynie "Razem" przy okazji wczesnej historii Jethro Tull. Jednak w latach 80. nigdy nie słyszałem jego płyt, bo w Polskim Radiu nigdy w tej dekadzie ich nie prezentowano, a przynajmniej ja nic o tym nie wiem. W latach 90. pisał o tym zespole, choć też raczej dość oszczędnie, Andrzej Drobek, ale ja nadal nie mogłem posłuchać jego albumów, bo ich nie miałem. Jednak w tym czasie nie tyle z powodu ich niedostępności, co raczej z powodu braku pieniędzy. Album ten kupiłem dopiero stosunkowo niedawno - i nie nie żałuję. To wciąż raczej dość rzadka płyta zwłaszcza w porównaniu z topowymi albumami największych gwiazd rocka..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...