niedziela, 7 czerwca 2020

Blue Oyster Cult – „Secret Treaties”, Columbia/ Sony/ Legacy, 1974/2001, EU

 
 

 
Amerykański zespół Blue Oyster Cult, a właściwie Blue Öyster Cult w skrócie (BÖC lub BOC), bo w swej nazwie używał niemieckiego umlautu jako ozdobnika, co w pewnych okresach czasu było modą wśród niektórych wykonawców, np. też Motörhead, powstał w drugiej połowie 1971 r. w dzielnicy Stony Brook (w pobliżu tamtejszego uniwersytetu), na Long Island w Nowym Jorku. Grupa ta wyłoniła się z działającego już wcześniej kolektywu muzycznego występującego nieprzerwanie od 1967 r. i z założenia nie mającego stałego składu i nazwy. Założyli go dwaj dziennikarze muzyczni (pracowali w magazynie „Crawdaddyy!”): Sandy Pearlman i Richard Meltzer. Byli oni twórcami muzyki zespołu i przez pierwsze lata pisali dla niego teksty, przy czym ten pierwszy został jej menadżerem, a ten drugi miał w nim zagwarantowaną funkcję wokalisty.

Powstała w takich okolicznościach grupa występowała pod różnymi nazwami: Soft White Underbelly, Oaxaca, Santos Sisters i Stalk-Forrest Group tworząc muzykę w stylu psychodelicznego rocka. Członkowie tego zespołu nie mieli jednak szczęścia i przez kilka kolejnych lat nagrali jedynie jednego singla dla wytwórni Elektra (wszystkie ich wczesne nagrania wydano dopiero po latach w 2001 r.). Radykalna zmiana przyszła gdy muzycy stworzyli wreszcie stały skład i przyjęli nazwę Blue Oyster Cult (pol. Kult Błękitnej Ostrygi). W październiku 1971 r. grupa podpisała kontrakt z koncernem Columbia co umożliwiło jej dotarcie ze swoją twórczością do większej liczby odbiorców. Koncern ten reklamował grupę jako „amerykański Black Sabbath”, co niezupełnie było zgodne z rzeczywistością, bo zespół ten nigdy nie grał typowego ciężkiego rocka w europejskim stylu. Jej hard rock był za to własną wersją tego stylu wypracowaną na bazie tego, czego dokonały wcześniej grupy amerykańskie np. Steppenwolf, MC5, czy Grand Funk.

Według dostępnych danych grupa ta sprzedała ok. 25 mln płyt na całym świecie z czego 7 milionów w samych Stanach Zjednoczonych, co lokuje ją wśród bardziej znanych zespołów rockowych klasycznej ery rocka. Jednak grupa ta nie wszędzie na świecie była jednakowo znana i popularna. O ile w USA i na Zachodzie Europy w latach świetności była znana, to np. w Polsce okresu PRL była raczej mało znana, a tym samym popularna. A i obecnie nie jest w naszym kraju szczególnie rozpoznawalna. Ale nie mówię tutaj o koneserach czy wszelkiego rodzaju internetowych wyszukiwaczach, a o masowym odbiorcy. Gdy takiemu naszemu masowemu odbiorcy się powie Led Zeppelin, to nawet jak nie lubi tego zespołu, to wie o czym była ta grupa, a jak się takiej osobie powie BOC, to w jego oczach będzie można dostrzec jedynie ciemną pustą otchłań zdziwienia.

Album „Secret Treaties” („Tajne traktaty”) był jej trzecią płytą studyjną, a zarazem ostatnią częścią tzw. czarno-białej trylogii tworzonej wraz nim przez dwa wcześniejsze albumy: debiutancki „Blue Öyster Cult” (1972) i „Tyranny and Mutation” (1973). Wspólna nazwa dla nich „czarno-biała” trylogia wynika nie tylko z podobnego repertuaru udoskonalanego z płyty na płytę, ale przede wszystkim z czarno-białych kopert (lub prawie czarno-białych, bo w Secret Treaties” mamy też trochę koloru) w jakich te albumy zostały wydane. Okładki dwóch pierwszych płyt były dziełem Billa Gawlika, a trzeciego z albumów – Rona Lessera. Ta trzecia w subtelny sposób nawiązywała do kultowej okładki drugiej płyty zespołu Led Zeppelin, tyle że zamiast sterowca przedstawiała ona samolot i jego załogę złożoną z członków grupy.

Album ten został nagrany w składzie: Eric Bloom (główny wokalista, instrumenty klawiszowe, gitara), Donald (Buck Dharma) Roeser (gitara prowadząca, śpiew), Allen Lanier (instrumenty klawiszowe, gitara rytmiczna, syntezator), Joe Bouchard (gitara basowa, śpiew), Albert Bouchard (perkusja, śpiew). Producentami albumu byli: Murray Krugman i Sandy Pearlman.

Grupa tworzyła utwory do tego albumu na przełomie 1973/1974 r. w opróżnionym z mebli salonie małego domku w Eaton's Neck, niedaleko Northport, na Long Island w Nowym Jorku, a potem zarejestrowała stworzone w ten sposób utwory w studio Columbii. Album ukazał się na rynku muzycznym przypuszczalnie już wiosną 1974 r. Jak dotąd album ten ukazał się w około 75 wersjach na różnych nośnikach: 43 na płytach winylowych, 2 w systemie 8-Trk, 8 na kasetach magnetofonowych i 24 na płytach kompaktowych (w tym kilku pirackich). W 1974 r. album ten wydano w Stanach Zjednoczonych, Holandii, Kanadzie, Izraelu, Grecji, Wielkiej Brytanii, Europie, Japonii, Nowej Zelandii, Australii i Hiszpanii. W zależności od kraju jego label firmowała Columbia lub CBS (w Japonii CBS/Sony). Dwa z wczesnych wydań amerykańskich z 1974 r. było kwadrofoniczne. Później wznowiono go jeszcze po dwa razy w latach 70. (w 1975 i 1978) i latach 80. (1982 i 1985). Ale nie była to już wówczas płyta aż tak popularna jak w chwili wydania.

Po raz pierwszy na CD wydano go w 1989 r.: w Europie (CBS - czerwony napisz nazwą grupy), a w Stanach Zjednoczonych (Columbia - zielony napis z nazwą grupy). W 2001 r. ukazało się w USA i Europie bardziej dostępne remasterowane wydanie tego albumu firmowane przez Columbia w ramach serii Legacy. Do ciekawszych wydań na kompaktach na pewno należy to przygotowane przez wytwórnię Audio Fidelity w 2016 w hybrydowym formacie SACD odtwarzającym dawne brzmienie wydania kwadrofonicznego.

Oryginalny album składał się z ośmiu średnio długich utworów, po cztery po każdej stronie płyty winylowej. Aż pięć z nich skomponował perkusista Albert Buchard, dwa główny gitarzysta Donald Roeser, a jedno główny wokalista Eric Bloom. Wzorem poprzednich lat wszystkie teksty piosenek na ten album napisały osoby spoza zespołu, w tym wypadku byli to: wspomniani już wcześniej S. Pearlman i R. Meltzer (obaj zdolni pisarze i poeci) oraz Patti Smith (znana później wokalistka i autorka piosenek, a wówczas dziewczyna Allana Laniera). I choć S. Perlmann nie występował bezpośrednio w grupie, to był ciągle jej mentorem, a pisane przez niego i Meltzera teksty wykraczały poza rockową sztampę. Były to dzieła w pełni dojrzałe literacko, pełne intelektualnych odniesień, zawsze mające jakąś głębszą treść. Z natury rzeczy byli oni też współkompozytorami nagrań do jakich napisali teksty.

Album otwiera kompozycja „Career Of Evil” („Kariera zła”) autorstwa A. Boucharda i P. Smith. Utwór ma łatwo rozpoznawalny i wpadający organowo-gitarowy riff napędzający całe nagranie. Solówki gitarowe są w nim rzadkie i raczej stonowane, za to głos wokalisty wyeksponowany. Stylistycznie jest mu bliżej do ciężkiego psychodelicznego rocka niż typowego hard rocka. Niejednoznaczny tekst utworu opowiada o kimś, kto postanowił zrobić karierę podążając ścieżką „zła”. Stąd podmiot liryczny z perspektywy Diabła mówi o tym, że kreśli twoje przeznaczenie, chciałby dobrać się do twojego mózgu, okraść cię ze snu, zniewolić twoją żonę i córkę, ukraść to co postanowiłeś pokazać. Ze względów cenzuralnych w ostatecznej wersji usunięto bardziej drastyczne fragmenty pierwotnego tekstu. To jedne z trzech najlepszych nagrań na tym albumie. W jego przebojowej rytmice widziano możliwości komercyjne, dlatego w skróconej wersji wydano go na singlu promującym album (na jego drugiej stornie był utwór „Dominance And Submission”.

Nagranie „Subhuman” („Podludzki”) E. Blooma i S. Pearlmana to utwór łączący w sobie beatlesowskie melodie z klasycznym brzmieniem rocka i mrocznym przesłaniem tekstowym. Jego subtelna ale jakoś tak wewnętrznie niepokojąca melodyka wyrasta z dawnego psychodelicznego rocka ale jest dość demoniczna. Gra sekcji rytmicznej ma w tym utworze ma lekko jazzowy odcień. Jego solówki gitarowe są finezyjne a przy tym wyciszone, a całości bardzo daleko do typowego łomotu hard rocka. Raczej bliżej mu do brzmienia bardziej jazzującej psychodelicznej ballady o rockowym rodowodzie. Tekst utworu mówi o tym, że podmiot liryczny czuje w sobie diabła i o wewnętrznych zmaganiach z nim, w tym z wewnętrznymi demonami jakie kotłują się w jego głowie próbując go zwrócić na drogę zła. A także o rozpadającym się świecie, nadchodzących ludziach i wizji apokalipsy. W końcu stwierdza, że jest ostatnim człowiekiem na Ziemi, osobnikiem podludzkim, którego nie można zabić.

Kompozycja „Dominance And Submission” („Dominacja i uległość”) autorstwa A. Boucharda, E. Blooma i S. Pearlmana to rodzaj prącego do przodu rockowego hymnu o wyraźnym riffie i hard rockowym podkładzie z powtarzanym niby mantra tytułowym refrenem. Przez swą rytmiczność nagranie to od razu wpada w ucho każdemu słuchaczowi, tym bardziej, że wzbogacono je soczystymi solówkami, ale bez przesady indywidualizmu. W tekście podmiot liryczny uskarża się, że minęło 10 lat a zarazem połowa jego życia (raczej chodzi o jego dorosłe życie), wspomina początek lat 60. i słuchanie audycji muzycznych w radio. W tym wypadku dominacja dotyczy radia, a uległość słuchacza, czyli manipulacji przez to medium ludźmi.

Kończący pierwotnie pierwszą stronę płyty utwór „ME 262” (numer lotu lub samolotu) autorstwa D. Roesera, E. Blooma i S. Pearlmana to dość tradycjonalny utwór rock and rollowy, choć nowocześnie zaaranżowany. Nie ma w nim żadnej pretensjonalności, za to jest prostota i żywiołowość. Jego tekst jest daleki od banału, bo opowiada o locie alianckich bombowca nad hitlerowskie Niemcy w okresie II wojny światowej, ale także o tym, że porażka tego lotu oznacza śmierć. Ma także nieco absurdalne fragmenty o rozmowach nazistów przez telefon, w tym Hitlera, który mówi że zrobi z ciebie gwiazdę. Całość jest więc daleka od typowej rockowej piosenki. Jak przystało na tego rodzaju nagranie, kończy się ono syrenami lotniczymi (stad też okładka albumu).

Utwór „Cagey Cretins” (w sumie nie wiem co Autor miał na myśli) autorstwa A. Boucharda i R. Meltzera otwierał pierwotnie drugą stronę oryginalnej płyty winylowej. To najkrótsze nagranie na tym albumie. Stanowi ono połączenie dwóch wcześniej prezentowanych tutaj konwencji, a więc rocka and rolla o hard rockowym zacięciu i bardziej subtelnej piosenki – zwłaszcza w partiach wielogłosowych. Całość ma mocno żwawy charakter i podobnie jak poprzednia kompozycja pędzi niezmącenie do przodu. Tekst utworu, to rodzaj dadaistycznego strumienia świadomości o dość dziwnej treści. Podmiot liryczny zwraca się z pytaniem do manekina, co tam ukrywa, potem omówi o przerażającej pogodzie i głupich chmurach u jego drzwi. Dalej jest mowa o węgorzu czekającym pod pociągiem, ale i o matce, które nie ucieka, chyba, że gwałt jest blisko.

Następnym nagranie na płycie jest „Harvester Of Eyes” („Zbieracz oczu”) autorstwa D. Roesera, E. Blooma i R. Meltzera to kolejny miarowy klasyczny utwór rockowy oparty na w dobrym riffie i z dość drapieżną solówką gitarową. Uwagę zwraca bardzo ciekawa gra sekcji rytmicznej niby prosta, ale jednak daleka od prostactwa czy wulgarności hard rocka. Jego tekst opowiada o maniakalnym oglądaczu telewizji zwanym tutaj zbieraczem oczu i oglądającym wszystko co jest do zobaczenia. Ale też podmiot liryczny patrzy temu osobnikowi do czaszki i nie widzi tam jedynie siano. Pomiędzy tym a następnym utworem umieszczono przejście odegrane na pozytywce a pozyskane z bliżej nieznanego utworu klasycznego.

Utwór „Flaming Telepaths” („Płonący telepata”) autorstwa A. Boucharda, D. Roesera, E. Blooma i S. Pearlmana jakby potwierdza starą dewizę, że najlepsze jest to, co powstaje w wyniku pracy zespołowej. To jedna z trzech najlepszych kompozycji na tym albumie będąca wspaniałym połączeniem psychodeliczno-hardrokowego stylu grupy, wspaniałej melodyki i tajemniczych partii wokalnych. Uwagę zwracają partie na syntezatorze, krótkie ale zwracające uwagę i ujmujące swą czystością solówki gitarowe. W tekście podmiot lityczny zwierza się, że jest po wielokrotnych próbach samobójczych, po buncie i zadowoli się obecnie nawet kłamstwami. Dalej zwierza się, że jego serce i krwioobieg jest pełen trucizny, w końcu - że jego umysł płonie a on sam jest płonącym telepatą. Zwraca uwagę partia na syntezatorze Mooga.

Album kończy kompozycja „Astronomy” („Astronomia”) autorstwa A. Boucharda, J. Boucharda i S. Pearlmana. To najdłuższy a zarazem najlepsze nagranie na tym albumie i jedno z najlepszych w dorobku zespołu. Rozpoczyna się ono od intro na fortepianie, a potem ma powolną narrację, której ton nadaje głos wokalisty plasujący się gdzieś pomiędzy bojaźnią a natchnieniem. O jego sile decydują doskonałe proporcje pomiędzy poszczególnymi instrumentami i stworzenie przez nie szerokiego planu dla partii wokalnej. Przewijający się przez cały utwór przewodni riff prowadzi harmonijne to nagranie ku końcowi. Jako całość utwór ma w sobie jakąś tajemniczą moc płynącą z tej dziwnej chemii jaką udało się wytworzyć muzykom podczas jego tworzenia. Wciąga on słuchacza swoją natchnioną, czy wręcz nawiedzoną atmosferą, a jego styl można by nazwać okultystycznym rockiem. Tekst opowiada o tajemniczej nauce zwanej „astronomią” tutaj jednak w rozumieniu czegoś w rodzaju astrologicznej wiedzy o wszechświecie. Mowa jest w nim m.in. o tym, że gdy zegar wybije dwunastą, a księżycowe krople pękają, szaleniec wychodzi na spacer szukając czterech wiatrów. Ale drzwi percepcji są zamknięte, a światło nigdy nie ogrzewa, więc spotkaj się z czasem, bo ta „astronomia” jest jak gwiazda.

W prezentowanym tutaj wydaniu kompaktowym do programu oryginalnego albumu dodano pięć nowych nagrań, trzy wcześniej niepublikowane: „Boorman The Chauffer”, „Mommy” i „Mes Dames Sarat” oraz dwa nagrania pochodzące z singli: „Born To Be Wild” z repertuaru grupy Steppenwolf i singlową wersje utworu „Career Of Evil”. Trzy pierwsze z nich są dość przeciętne, przy czym trzecie z nich jest na pewno najciekawsze. Natomiast nagranie „Born To Be Wild” przypomina fascynację członków BOC repertuarem zespołu Steppenwolf. Nie przypadkowo grała go często na koncertach. To m.in. na tym wzorcu wzbogaconym o elementy psychodeliczne i mistyczne grupa stworzyła własny unikalny styl. Natomiast singlowa wersja „Career Of Evil”, choć krótsza niż na albumie nic nie straciła ze swej tajemniczości i drapieżności.

W sumie powstała płyta bardzo dobra muzycznie i tekstowo, a także bardzo oryginalna. Ta wyjątkowość polegała na bardzo subtelnym połączeniu dawnego psychodelicznego rocka z hard rockiem w amerykańskim stylu progresywnym rockiem i dozą mistycyzmu o zabarwieniu okultystycznym. Ten ostatni wynikał nie tyle z przekonań członków zespołu, co ze specyfiki ich podejścia do materii muzycznej i wokalnej. Dzięki temu oraz nietuzinkowym tekstom jej muzyka wyróżniała się na światowym rynku muzycznym lat 70. Tę atmosferę tajemniczości i czegoś demonicznego pogłębiało wykorzystanie przez grupę jako znaku zmodyfikowanego symbolu astralnego Kronosa - greckiego boga rolnictwa.

Pierwszy raz przeczytałem o zespole Blue Oyster Cult w 1980 r. w artykule prezentującym najlepsze płyty wydane na świecie w 1979r. Jedną z nich był album „Mirrors” (1979 - najlepsze lusterko samochodowe na okładce płyty), z którego pochodził utwór „The Vigil”, który był wtedy niekiedy grany w PR i który bardzo mi się podobał. Ale jeszcze bardziej spodobała mi się tajemnicza nazwa tej grupy, stąd zacząłem poszukiwać jej nagrań, a to nie było łatwe, bo w PR na początku lat 80. nadawano je bardzo rzadko. Praktycznie prezentowali je w swych audycjach jedynie P. Kaczkowski i J. Janiszewski, a pod koniec lat 80. także T. Beksiński.

Album ten w wersji CD, tej tutaj prezentowanej, kupiłem dopiero w 2006 r., a więc dopiero wiele lat później, bo przez zbieg różnych okoliczności nie miałem takiej okazji wcześniej. Uważam, że to jednak z kilku najlepszych płyt tego zespołu, a może nawet i najlepsza. Przedstawione tutaj moje interpretacje jego muzyki i tekstów nie roszczą sobie prawa do nieomylności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...