sobota, 23 listopada 2019

Einstürzende Neubauten – „Kollaps”, Potomak, 1981/2003, Europe


 
 
Niemiecki (zachodnioniemiecki) zespół Einstürzende Neubauten (Walące się Nowe Budynki) powstał w kwietniu 1980 r. w Berlinie Zachodnim. Na przełomie lat 70. i 80. było to miejsce szczególnie inspirujące dla artystów. Na tym niewielkim kawałku terenu ścierały się dwa światy i dwie ideologie, co było dość destrukcyjne ale i twórcze dla tego miejsca. Upodobali je sobie zwłaszcza ludzie o radykalnych poglądach politycznych i artystycznych. Jednymi z nich byli przyszli członkowie grupy EN.

Grupę założyło dwóch muzyków: Blixa Bargeld (właściwie Christian Emmerich), wokalista i gitarzysta grający też na instrumentach elektronicznych oraz N. U. Unruch (właściwie Andrew Chudy), wokalista, gitarzysta i perkusista. Skład uzupełnił F. M. Eiheit (właściwie Frank Martin Straus) grający na instrumentach perkusyjnych i klawiszowych. Tworząc EN dwudziestoletni Bargeld był pełen młodzieńczego zapału i buntu (jego ojciec był maklerem giełdowym) a pod względem muzycznym inspirował się awangardową niemiecką muzyką rockową (Faust, Neu), dorobkiem twórców muzyki konkretnej (Schaeffer, Xenakis, Cage), a także dokonaniami futurystów np. George’a Antheila. Nawiasem mówiąc swój pseudonim – Blixa – Emmerich wziął od nazwy firmy produkującej długopisy.

Z takimi inspiracjami, ten zrodzony w przygnębiającej atmosferze Berlina Zachodniego zespół nie mógł mieć typowego podejścia do materii muzycznej. Zainspirowany niemiecką kulturą techniczną postanowił przenieść jej elementy do muzyki popularnej. Jednak był nie tyle piewcą niemieckich dokonań techniki, co raczej jej oskarżycielem, a szerzej cywilizacji technicznej i alienacji człowieka. Członkowie zespołu nie mieli pieniędzy na zakup potrzebnego instrumentarium, a tym samym na pełną realizację swoich planów. Zdesperowani i wściekli muzycy postanowili zatem stworzyć swoją muzykę na dostępnych im instrumentach, czy raczej przedmiotach zaadoptowanych do tego celu. Z tego powodu ich muzyka powstała głównie w oparciu o narzędzia budowlane m.in. młoty pneumatyczne, młotki, kleszcze, pilniki, a także różnego rodzaju odpady np. stalowe blachy, puszki itp. Oczywiście uzupełniono to dostępnymi muzykom instrumentami, tj. gitarą i perkusją, ale to właśnie te niekonwencjonalne instrumentarium zadecydowało o oryginalności muzyki zespołu.

Dzięki temu tworzona przez grupę muzyka była nie tylko szokująca brzmieniowo, ale także wyjątkowo unikalna, bo członkowie grupy okazali się wyjątkowo twórczy w wykorzystaniu swego nietuzinkowego arsenału dźwiękowego. W takich okolicznościach narodził się styl muzyczny zwany industrialem, a grupa Einstürzende Neubauten stała się jego pierwszym w pełni świadomym i konsekwentnym twórcą. Z biegiem czasu eksperymentowała także z innymi brzmieniami, co było możliwe poprzez włączenie przez nią do składu, na późniejszych płytach, instrumentów elektronicznych.

Już samo instrumentarium czyniło z EN grupę w najwyższym stopniu oryginalną i udowadniało, że duch kroczy przed materią, w tym wypadku pomysłowość i inwencja muzyków przed ich możliwościami materialnymi i technicznymi. Jednak tym, co w ich podejściu do sztuki było najważniejsze, była umiejętność stworzenia z destrukcji i stworzonego prze nią dźwiękowego chaosu oryginalnej muzyki. Wbrew pierwszemu odhumanizowanemu wrażeniu, była ona bardzo ludzka, bo poszukiwała w tym chaosie człowieczeństwa. Ostatecznie tego ostatniego nie było zbyt wiele w jej muzyce, tak samo jak mało go jest w naszym świecie zdominowanym przez technikę, kłamliwych polityków i fałszywych proroków religijnych. Dzięki temu, w przeciwieństwie do wielu innych wykonawców, zwłaszcza brytyjskich, czy amerykańskich członkowie grupy nie musieli się silić na oryginalność, bo w każdym calu ze swą awangardową muzyką znajdowali się na szpicy każdego rodzaju nowatorskich twórców muzyki popularnej.

Swe pierwsze nagrania grupa opublikowała na kasetach magnetofonowych i singlach. Wydany w 1981 r. album „Kollaps” („Upadek” lub „Zapaść”) był jej pierwszym pełnoprawnym albumem wydanym na winylu. Pierwotnie wydała go niewielka niezależna niemiecka wytwórnia Zickzack z Hamburga. Do chwili obecnej album „Kollaps” miał jedynie 16 wydań na różnych nośnikach przez co zawsze był dość trudno dostępny i drogi. Oryginalnie na płycie winylowej album ten wydano jedynie w Niemczech Zachodnich. Jednak pomimo wydania w niewielkim nakładzie album ten od początku wzbudził ogromne zainteresowanie w kręgu eksperymentalnego rocka. Umieszczony na okładce tej płyty znak graficzny w postaci schematycznego rysunku człowieka z głową w postaci koła i wpisaną w nie kropką nawiązywał do techniki (znak koła napędowego) ale i sztuki pierwotnej stąd postrzegany był odtąd jako symbol zespołu i całego nowego stylu zwanego industrialem.

Po raz pierwszy na CD wznowiła go niemiecka wytwórnia Zickzack w 1988 r. Bardziej dostępne stały się dopiero jej późniejsze wydania kompaktowe wydane w Niemczech (Potomak) i we Francji (Spalax) w latach 90. Album ten ma tylko jedno wydanie japońskie z 2008 r. natomiast nigdy nie został wydany w USA, Wielkiej Brytanii, czy innych znaczących rynkach muzycznych, np. w Kanadzie i Australii.

Winylowy oryginał tego albumu nie był zbyt długi, bo zamykał się w niecałych 32 minutach muzyki. Obejmował po sześć utworów po każdej stronie płyty. Przeważnie były one dość krótkie (najkrótszy miał zaledwie osiem sekund), ale tytułowa kompozycja była prawdziwą suitą bo trwała ponad osiem minut. Niezależnie od długości to ciężka w przyswojeniu muzyka, bo kakofoniczna, atonalna, niemelodyjna, drażniącą naturalistycznymi dźwiękami i bliżej niezidentyfikowanymi hałasami. W utworach dominując dźwięki wydobyte ze wspomnianego wcześniej niekonwencjonalnego instrumentarium zespołu, a więc trzaskanie młotkami, wibracje blachy, dźwięki wydobyte z pracującego młota pneumatycznego itp. Nie ma tutaj co liczyć na gitarowe solówki, popisy perkusyjne, czy elektroniczne pasaże. Mało tutaj rytmu i melodii, za to dużo programowego hałasu. Także partie wokalne bardziej przypominają wykrzykiwania szaleńca, niż tradycyjny śpiew. Przy nich nawet wokalizy najbardziej skrajnych punk hardcorowców wydają się dziecinnymi piosenkami. Wszystko to doskonale ilustrowało wszechobecny zgiełk i egzystencjalny niepokój towarzyszący współczesnemu człowiekowi zdominowanemu przez technikę i konsumpcjonizm.

Równie radykalny jest przekaz tekstowy tego albumu. Już same tytuły utworów świadczą, że nie jest to liryka dla wrażliwych i zakochanych. Przykładowo album otwiera kompozycja „Tanz Debil” („Taniec debila”) wzywająca tytułowego debila do odrzucenia chciwości, używek, zwierzęcego mięsa i dominacji nad innym człowiekiem, a w końcu mówiąca o samobójstwie. Tytułowa kompozycja „Kollaps” („Upadek”) opowiada o tym jak współczesna cywilizacja techniczna niszczy człowieka i świat w jakim żyjemy i to bez najazdu Czyngis-chana. Podmiot liryczny ostrzega, że nasz świat jest gorzki i mamy mało czasu aby powstrzymać upadek naszej cywilizacji, bo wszystko niszczymy jak nowa mongolska Złota Orda. Grupie udało się przemycić głębokie przemyślenia nawet w bardzo krótkich utworach takich jak „Sehnsucht” („Tęsknota”) opowiadającym o tym, że jedynie „tęsknota”, tutaj w rozumieniu nadziei, pozwala podmiotowi lirycznemu na wyrwanie się z chaosu otaczającego świata i jest dla niego jedynym źródłem energii.

Kompozytorem wszystkich, poza jednym, utworów na płycie byli członkowie EN. Jedyne nie stworzone przez nich nagranie, to utwór „Jet'm” będący przeróbką znanej piosenki miłosnej „Jet'm” autorstwa Serge’a Gainsbourga. I choć w wersji EN wykorzystało tutaj wiele z pierwotnej melodii tego utworu, to jednak jest ona nieco zniekształcona i czuć w niej pewien niepokój, za to brakuje w niej zmysłowości cechującej oryginał.

W kompaktowej wersji albumu jaką nabyłem do pierwotnego albumu dodano dziesięć nowych utworów utrzymanych w stylistyce muzyki grupy z okresu jej debiutu. Dziewięć z tych nagrań pochodzi z kasety „Stahldubversions” wydanej w 1982 r., a jedno (Schieß Euch Ins Blut) nie było wcześniej wydane. W tej postaci, nawet pomimo tego, że nowe utwory także nie są zbyt długie, to płyta rozrosła się do 56 minut.

Pierwszy raz usłyszałem o tym zespole już na początku lat 90. a nawet przeczytałem recenzję jednej z jego ówczesnych płyt („Haus Der Lüge”), ale wówczas nie miałem nawet najmniejszej możliwości posłuchania jego muzyki. Album „Kollaps” kupiłem dopiero w 2018 r. w Niemczech. W tej wersji to starannie wydany digipack z 2003 r. przygotowany przez własną wytwórnię zespołu Potomak Records. Na zakończenie mogę powiedzieć tylko jedno, że pomimo upływu lat awangardowa muzyka z tego albumu wciąż szokuje swym radykalizmem. To na pewno jedna z najbardziej oryginalnych i nowatorskich płyt jaka powstała w kręgu muzyki popularnej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...