niedziela, 6 grudnia 2020

Faust – „Faust”, Polydor / Universal, 1971/2013, Japan

 



Zachodnioniemiecki zespół Faust jest jedną z legend awangardowego rocka. To jedna z tych grup, o której słyszał każdy bardziej rozgarnięty fan rocka, ale której muzyki mało kto faktycznie słucha i ją dobrze zna. Zalicza się go do gatunku zwanego kraut-rockiem, ale to moim zdaniem, nie całkiem właściwe przyporządkowanie stylistyczne. W klasycznym okresie to grupa całkowicie eksperymentalna i raczej nie nazwałbym jej progresywną w rozumieniu takim jak określali ją anglosascy-krytycy z epoki. Oczywiście w ich wersji pisali o jej stylu jako o krautrocku, czyli „kapuścianym rocku” co było przytykiem do typowej nienieckiej kuchni (tak szczerze mówić polskiej też, bo przecież bigos to polskie danie narodowe).

Pierwotnie grupa działała w latach 1971-1975 po czym uległa rozwiązaniu. Reaktywowała się w 1990 r. i faktycznie działa do chwili obecnej. Oczywiście najlepsze i najbardziej twórcze lata swej działalności zespół ten ma już za sobą. Wszystko co najbardziej nowatorskie, oryginalne powstało w pierwszym okresie jego istnienia. W szczególności chodzi tutaj o albumy: „Faust” (1971), „Faust So Far” (1972), „The Faust Tapes” (1973) i „Faust IV” (1973). 

Zespół założyła w 1971 r. w Wümme w kraju związkowym Dolna Saksonia grupa nieznanych szerzej muzyków: Werner „Zappi” Diermaier (perkusista i kompozytor), Hans Joachim Irmler (instrumenty klawiszowe), Arnulf Meifert (perkusja), Jean-Hervé Péron (gitara basowa, trąbka, śpiew), Rudolf Sosna (gitara, instr. klawiszowe, śpiew), Gunther Wüsthoff (saksofon, syntezator). Ważną rolę w ich brzmieniu odegrali także producent nagrań Uwe Nettelbeck oraz inżynier dźwięku Kurt Graupner.

Debiutancki album grupy „Faust” zwany też „Faust Clear” (od przeźroczystego winylu i okładki na jakich został oryginalnie wydany) nie jest zbyt długi, bo liczy zaledwie nieco ponad 34 minuty muzyki. Zawiera tylko trzy utwory, w tym jeden dłuższy zajmujący całą drugą stronę pierwotnego winyla. To jednak jedne z najbardziej twórczych i nowatorskich dzieł jakie stworzono w ramach muzyki rockowej. Choć w istocie należałoby się w pełni zastanowić nad tym, czy to jeszcze w ogóle jest muzyka rockowa? Czy może raczej rodzaj muzyki współczesnej, w której nie ma żadnych ograniczeń formalnych czy stylistycznych? Próba odpowiedzi na te pytania znajduje się nieco dalej. 

Inspiracją do stworzenia tej płyty była muzyka z następujących albumów: eksperymentalne nagrania z „Freak Out” (1966) Franka Zappy i The Mothers of Invention, możliwości studia nagraniowego zastosowane w „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” (1967) The Beatles, eksperymentalne nagrania z części studyjnej „Ummagumma” (1969) Pink Floyd, a także inspiracja płynąca z dokona free jazzu m.in. Cecila Taylora czy Orneta Colemana i współczesnej muzyki kameralnej, m.in. od dzieł Karlaheinza Stockhausena. Z pewnością do tej listy należałoby dopisać jeszcze wielu innych wykonawców np. Captain Beefheart and His Magic Band, Kluster (Conrad Schnitzler, Hans-Joachim Roedelius, and Dieter Moebius, Can (w tym dzieło jego basisty Holgera Czukaya i Rolfa Dammersa – „Canaxis 5”) i wielu innych, ale celem tego wskazania nie jest wyliczenie ich wszystkich.

Płyta zaczyna się od dziewięcio i półminutowego utworu „Why Don’t You Eat Carrots”. Już na początku można się zorientować, że będziemy mieli do czynienia z niekonwencjonalną muzyką, bo utwór ten zaczyna się od dziwnej kakofonii różnych instrumentów przeistaczającej się w fortepianowe interludium przechodzące szybko do niczym nie skrępowanej improwizacji o niebanalnej strukturze i melodyce. Miejscami można odnieść wrażenie że gra szalona orkiestra, której naturalną i harmonijną grę przerywają niekontrolowane partie wokalne i elektroniczne. W pewnym sensie jest to rozwinięcie szalonej gry zaproponowanej przez Syda Barretta w kompozycji „Jugband Blues”, a więc w dosłownie ostatnim utworze z albumu „A Saucerful Of Secrets” (1968).

Niezwykłość tego utworu uwidacznia się już zresztą w jego dziwnym tytule, bo „Why Don't You Eat Carrots” jest retorycznym pytaniem: ”Dlaczego nie zjesz marchewki?”. Można go odczytać dosłownie, ale też w przenośni. W tym drugim rozumieniu współczesna muzyka popularna byłaby tytułową marchewką za pomocą której władza pozyskuje społeczeństwo a potem nim steruje. Nie przypadkowo więc pierwsze słowa tego utworu to cytaty z dwóch bardzo znanych już wówczas piosenek zespołów The Rolling Stones „I Can't Get No Satisfaction” „(Nic nie daje mi satysfakcji” i The Beatles „All You Need is Love” („Wszystko co potrzebujesz, to miłość”). Zresztą w omawianym tutaj utworze Faust zastosował na dużą skalę technikę muzycznego kolażu, stąd w jego strukturę wpleciono też fragmenty obu tych piosenek. Podobnego zabiegu choć w jeszcze bardziej radykalnej wersji dokona dopiero nieco później amerykański awangardowy zespół The Residents na swej debiutanckiej płycie. 

Jeszcze dalej pod względem muzycznym grupa idzie w następnym utworze nieco ponad ośmiominutowej kompozycji „Meadow Meal”, która rozpoczyna się od improwizacji na instrumentach perkusyjnych. W formie i wyrazie jest ona zbliżona do poszukiwań współczesnej awangardowej muzyki symfonicznej. Następnie utwór przeradza się w niepokojącą melodeklamację wywołującą u części nie przywykłych do tego rodzaju muzyki słuchaczy wręcz agresywne zachowania, o czym mogłem się niejednokrotnie osobiście przekonać. Jest to tym bardziej dziwne, że w swej istocie nie jest to utwór muzycznie agresywny, ale widocznie silnie oddziałuje na podświadomość niektórych ludzi jakimś ukrytym przekazem. To zresztą mój ulubiony fragment tej płyty. Po tym niecodziennym fragmencie utwór przechodzi w bardziej typową kompozycję rockową z partiami gitar i wokalizami. Po czym znowu następuje powrót do fragmentu o charakterze melodeklamacji, tym razem wzbogaconego o odgłosy burzy i inne dziwne dźwięki. Kompozycja kończy się partią na organach o charakterze wyciszającym. 

Tekst utworu Meadow Meal” („Posiłek na łące”) ma charakter, podobnie jak muzyka, swobodnego strumienia świadomości, i trudno dopatrywać się w nim jakiś jednoznacznych treści. Jest w nim mowa o bliżej niesprecyzowanej bramie, kolejce, konieczności uszeregowania czegoś, niszczeniu dźwięku i wreszcie zrozumieniu czegoś. Ja go rozumiem tak, że nasze życie jest takie, jak ten tekst, chaotyczne, bezsensowne i destrukcyjne, ale pomimo tego wszystkiego pragniemy je zrozumieć i uszeregować. 

Najdłuższym utworem na albumie jest ponad 16 minutowa kompozycja „Miss Fortune” („Pani Fortuna”). Rozpoczyna się ona od improwizacji instrumentalnej o bardziej tradycyjnie rockowym charakterze i większym udziałem gitar. W formie przypomina to improwizacje psychodeliczne amerykańskich i brytyjskich zespołów z końca lat 60. Pod koniec czwartej minuty gitary ulegają wyciszeniu a prym zaczynają wieść wyciszona improwizacja na instrumentach perkusyjnych i klawiszowych. Tę sielankową atmosferę zakłóca jednak dość nieobliczalna partia wokalna o charakterze melodeklamacji z niczym nie skrępowaną improwizacją instrumentalną w tle. Nie ma ona charakteru typowej melodyki jazzowej czy rockowej, stąd przez swoją nie linearność jest dość trudna w obiorze. Zwłaszcza gdy stopniowo przeradza się w kontrolowaną kakofonię, w której pewien porządek próbują odnaleźć partie na fortepianie. Jednak grupowe wokalizy sprawiające wrażenie pijackiego śpiewu upewniają nas, że nie mamy do czynienia z konwencjonalną muzyką. Pod koniec utwór przyjmuje jeszcze bardziej groteskową formę, czego wyrazem są m.in. dziwne odgłosy jakby zabawek dziecięcych. Utwór kończy się charakterystyczną dla grupy melodeklamacją.

Podobnie jak w wypadku dwóch poprzednich nagrań tekst utworu „Miss Fortune” (w rozumieniu „szczęście w życiu”) jest wysoce niejednoznaczny i ma charakter swobodnej deklamacji bliżej nie powiązanych z sobą słów, ale razem tworzących dość intrygującą całość. W tekście jest mowa o Pani Fortunie, która niesiona jest wraz z rzeką i jest przyjaciółką kogoś samotnego. W pewnym miejscu podmiot liryczny ubolewa, że nigdy się z nią nie spotka, bo ocean życia jest tak szeroki i głęboki. A nawet jak kogoś ta Pani Fortuna spotka, to Podmiot pyta - na jak długo?

Niestety, w epoce muzyka tworzona przez tę grupę nie została należycie zrozumiana, a co zatem idzie i doceniona. Zakwalifikowano ją jako jeszcze jeden przykład niemieckiego, tyle że jeszcze bardziej dziwacznego niż zwykle krautrocka. Faktycznie zaś grupa ta reprezentowała ducha europejskiego podejścia do poszukiwań artystycznych, a nie jedynie do kopiowania już zastanych rozwiązań. Dowodem tego było prawie całkowite porzucenie przez nią coraz bardziej zużytego kanonu blues rockowego, czy jazzowego i próba wypracowania własnego oryginalnego brzmienia bazującego na eksperymencie i poszukiwaniu nowych form muzycznych.

Uważam, że stworzona przez grupę Faust na tym albumie muzyka, to po brzmieniowych eksperymentach Franka Zappy kolejny znaczący krok w emancypacji rocka jako sztuki, a nie tylko zwykła rozrywka. Myślę też, że to pierwsza w pełni udana próba stworzenia na bazie idiomu rockowego własnej formuły muzyki rockowej jako w pełni rozwiniętej formy współczesnej sztuki muzycznej. Jak już wspomniałem wcześniej takich prób dokonał Frank Zappa czy Pink Floyd, ale dopiero w wydaniu Faust muzyka eksperymentalna na łonie rocka stała się czymś w pełni autonomicznym. Później ten rodzaj stylistyki rocka był rozwijany przez brytyjski zespół Henry Cow a także – nadal – przez grupę Faust.

W przeciwieństwie jednak do Henry Cow, muzycy Faust nie mieli takiej biegłości technicznej jako instrumentaliści, dlatego w większym stopniu skupili się na stosowaniu technik studyjnych w chęci uzyskania odpowiedniego brzmienia. To dlatego tak chętnie wykorzystywali do tworzenia swej muzyki możliwości studia nagraniowego i stosowali różne nowatorskie techniki kompozycyjne w tym technikę kolażu dźwiękowego. Stąd tak dużo w ich muzyce różnych świstów, szmerów i innych dziwnych dźwięków. W ten sposób, choć członkowie grupy nie byli wirtuozami instrumentów to dzięki swemu wizjonerstwu i niezachwianej woli byli stanie stworzyć muzykę godną uwagi (notabene podobnie jak Pink Floyd).

W ten sposób grupa Faust stworzyła muzykę w pełni autonomiczną i nowatorską, ale też dość trudno przystępną dla masowego słuchacza. Ogólnie rzecz biorąc  można określić ich styl jako rock eksperymentalny. Z tego powodu miłośnicy liczący na skoczne rytmy rocka, melodyjne progresywne suity, czy też natchnione psychodeliczne piosenki raczej nie znajdą w muzyce Faust niczego przyjemnego dla siebie.

Bezkompromisowa postawa artystyczna grupy Faust z okresu debiutu była charakterystyczna dla typowych nowatorów sztuki, w tym wypadku muzycznej. Z kolei ich muzyka bardziej przypominała dźwiękowe eksperymenty innowatorów współczesnej muzyki symfonicznej niż typowej muzyki popularnej przez co jej twórczość nie spotkała się w epoce ze zrozumieniem przeciętnych słuchaczy. Zresztą więcej uznania mieli dla niej krytycy niż słuchacze a z tych ostatnich raczej słuchacze brytyjscy niż niemieccy. Z drugiej strony od początku garstka krytyków i entuzjastów stworzyła jej legendę, która trwa nieprzerwanie do chwili obecnej. O tym jak bardzo był to niedoceniony zespół świadczy fakt, że w niemieckim leksykonie „Rock in Deutschalnd” wydanym w 1979 r. zabrakło hasła na jej temat, choć znalazło się tutaj miejsce dla całej plejady innych niemieckich wykonawców, z których część jest już obecnie całkowicie zapomniana w masowej świadomości.

Album ten był inspiracją dla wielu wykonawców tworzących w późniejszych latach bardziej awangardowe odmiany muzyki rockowej, m.in. dla wspomnianych już Henry Cow, Slapp Happy, The Residents, Throbbing Gristle, Einstürzende Neubauten, Sonic Youth, a na nawet dla popowego Yellow. 

Do chwili obecnej ukazało się około 27 różnych wersji albumu „Faust” na różnych nośnikach. Pierwotnie na płycie winylowej wydała go w 1971 r. w Niemczech i Wielkiej Brytanii wytwórnia Polydor. W związku ze specyfiką muzyki płyta ta nie cieszyła się masowym uznaniem publiczności, stąd w epoce nie wydano jej w innych krajach. W latach 70. jedynie dwukrotnie (1972, 1979) wznowiono ją na płycie winylowej w Wielkiej Brytanii przy czym to drugie wydanie firmowała wytwórnia Recommendded Records założona przez jednego z członków Henry Cow. Generalnie jednak musiało istnieć zapotrzebowanie na płyty tego zespołu, skoro w 1983 r. album ten wznowiono na winylu w Japonii. 

Po raz pierwszy na CD album ten także wydano go w Japonii w 1991 r. (potem wznowiono go w 1995 r.). Firmował go tamtejszy oddział Polydor. Dopiero w 2000 r. ukazało się europejskie wydanie tego albumu sygnowane przez wytwórnię ReR Megacorp (wcześniej Recommended Records). Z powodu nielicznych wydań od zawsze była to bardzo poszukiwana przez kolekcjonerów płyta, zwłaszcza w wersji na CD. Bardziej dostępna na tym nośniku płyta ta stała się dopiero dzięki wznowieniom z lat ostatnich kilkunastu lat, a zwłaszcza wydaniom europejskim z 2003 i 2010 r. Za wzorcowe pod względem wydania należy uznać wydanie japońskie z 2013 r. stworzone w technice SHM i w pełni odtwarzające nie tylko oryginalny dźwięk płyty winylowej, ale także jej przeźroczystą okładkę. To zarazem ta wersja płyty, która jest tutaj omawiana. 

Odkąd zacząłem zbierać płyty CD, to kupno tego albumu było moim priorytetem. Jednak nigdzie w Polsce nie mogłem jej nabyć po rozsądnej cenie. Z tego powodu dawno temu zdecydowałem się na zakup tego albumu w pirackiej wersji wydanej bazie płyty japońskiej przygotowane przez rosyjską wytwórnię Ars Nova w 2001 r. W przeciwieństwie do innych tzw. nieoficjalnych wydań rosyjskich, to wydanie było wyjątkowo starannie przygotowane i w praktycznie nie odbiegało jakością i wyglądem od wydań oficjalnych.

Jednak ja ciągle chciałem kupić tę płytę w wersji oficjalnej, dlatego dopiero po dziewięciu latach nabyłem oryginale europejskie wznowienie tej płyty z 2010 r. sygnowane przez wytwórnię Polydor, a wydane w postaci tzw. Gatefold Cardboard. Niestety w tym wydaniu album ten wyglądał – jak dla mnie - dość tandetnie, pomimo tego, że dołożono starań, aby i ono było atrakcyjne np. poprzez subtelne wytłoczenie na okładce obrysu prześwietlonej ręki na wszystkich stronach okładki.

Aby mieć możliwe najbardziej zbliżone do oryginału wydanie tej płyty zdecydowałem się na jej ponowne nabycie, tym razem w wersji japońskiej w formie mini vinyl replica, a dodatkowo przygotowanej w technice SHM polepszającej dźwięk. W tej postaci album ten ma nie tylko odzyskał brzmienie oryginalnego winyla, ale także jego wygląd, bo przywrócono w nim oryginalną przeźroczystą okładkę w folii. 

2 komentarze:

  1. Tu chyba nie chodzi o kapustę, lecz o to, że na Niemców mówi się "krauts". Tłumacząc, raczej nie chodzi o kapuściane łby, lecz o szwabów, jak to się u nas mówi.

    OdpowiedzUsuń
  2. W określeniu krautrock bynajmniej nie chodziło o kapustę, gdyż w języku angielskim "kraut" był terminem analogicznym do polskiego "szwaba", więc jest to szwabski rock, a nie kapuściany ;)

    OdpowiedzUsuń

Omega, Élő Omega Kisstadion ’79, Grund Records, 1979 / 2022, Hungary

  Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze  pamiętają swą pierwszą...