Amerykański zespół MU na pewno należy do ciekawszych
wykonawców muzyki rockowej z przełomu lat 60. i 70. XX w. Jest to też jedna z ważniejszych
grup tzw. nieznanego, czy zapomnianego kanonu rocka. Niestety jego biogramu nie
umieszczono w popularnej obecnie książce Raanana Chelleda pt. „W bocznej ulicy.
Historia muzyki niegranej 1968-1976”,
co tym bardziej potwierdza tezę o tym jak bardzo to obecnie zapomniany
wykonawca. Próżno też szukać jego szerszych opisów w popularnych encyklopediach
rocka, np. w dziełach W. Weissa, choć znalazło się dla niego dosłownie kilka
zdań w encyklopedii rocka lat 70. wydawnictwa Guinness.
Grupa Mu istniała w latach 1969-1975. Powstała w Kalifornii
na bazie dawnych członków grupy Merrell and The Exiles, której liderem był
Merrell Fankhauser. Jej debiut przypadł na czasy przekształcania klasycznego psychodelicznego
rocka w rock progresywny. Swoją dziwną i nietypową nazwę wzięła od zaginionego kontynentu Mu (taka
amerykańska Atlantyda), którego pozostałością są Hawaje. Zorganizowało ją dwóch
doświadczonych muzyków: Merrell Fankhauser (śpiew, gitara akustyczna i
elektryczna, instrumenty perkusyjne) i Jeff Cotton, a właściwie Jeffrey Ralph
Cotton (śpiew, gitara elektryczna, klarnet basowy i saksofon). Obaj muzycy
jeszcze żyją, ale są już bardzo leciwi, bo mają obecnie po 70 i więcej lat.
Obaj z nich byli już wtedy znani, pierwszy z grupy Merrell
and The Exiles (działającej w latach 1963-1967, w epoce wydał tylko kilka
singli) uważanej za jednego z pierwszych przedstawicieli psychodelicznego rocka.
A drugi z zespołu Captain Beefheart And His Magic Band z którym nagrał m.in.
legendarny album „Trout Mask Replica” (1969). W okresie współpracy z
Beefheartem, Cotton występował pod pseudonimem jako Antennae Jimmy Semens (na
foto z epoki, to widoczny w zespole Kapitana, facet w sukience, w okularach i czapce
bejsbolowej). Wcześniej, a dokładniej w latach 1963-1966 także występował przez
pewien czas z zespołem Merrell and The Exiles.
Skład uzupełniło dwóch innych muzyków Merrell and The Exiles:
Larry Willey (śpiew, gitara basowa i instrumenty perkusyjne) oraz Randy Wimer
(śpiew, perkusja, bębny i instrumenty perkusyjne). W ostatnim okresie
działalności grupy a więc w latach 1973-1975, na basie grał w niej Jeff Parker.
Jeff Cotton odszedł z zespołu Beefhearta w okresie jego
największych sukcesów komercyjnych z powodu terroru psychologicznego jakiemu Don
Van Vliet alias Captain poddawał członków własnej grupy. Polegało to m.in. na dręczeniu
jej członków ograniczaniem snu i głodzeniem, w celu uzyskania lepszych efektów muzycznych.
Jednak tym co ostatecznie przesądziło o jego odejściu od Kapitana, było
połamaniu mu żeber przez perkusistę jego grupy, Johna Stephena Frencha,
występującego w niej pod pseudonimem Drumbo.
Grupa Mu nagrała album pt. „Mu” pod koniec 1971 r. w Wally
Heider Recording Studio w Los Angeles. Było to w tym czasie w renomowane studio
nagraniowe, w którym swe płyty nagrywali znani wykonawcy, m.in. The Eric Bardon
Band, Byrds, Earth Wind & Fire, T. Rex czy Tom Waits. Na albumie znalazło
się w dziewięć utworów z których trzy skomponował Cotton, dwa Frankhauser, a
cztery były autorstwa spółki Cotton/Frankhauser. Aranżacja i produkcja była
dziełem całego zespołu, choć w wypadku produkcji decydujący głos miał
Frankhauser. Ważną rolę w masteringu płyty odegrał też inżynier dźwięku John
Golden.
Album „Mu” ukazał się jak dotąd w siedemnastu wersjach na
różnych nośnikach, przy czym aż osiem z nich ukazało się pod zmienionymi
tytułami (o czym szerzej dalej). Pierwotnie na płycie winylowej wydała go w
Stanach Zjednoczonych niewielka wytwórnia RTV Records w 1971 r. Podobno ta
wersja tej płyty została wytoczona jedynie w nakładzie 300 egzemplarzy, z czego
200 egzemplarzy było przeznaczone do sprzedaży (żółty label) a 100 było egzemplarzami
bezpłatnymi przeznaczonymi do promocji (biały label). To bardzo prawdopodobne,
biorąc pod uwagę fakt, że grupa była nieznana, a muzycy nie mieli środków na
większe inwestycje. To by też tłumaczyło dość brzydką burą okładkę tego albumu przedstawiającą
portrety czterech muzyków w ujęciu do pasa.
Pierwsze szerzej dostępne wydanie tego albumu, ale w
zmienione okładce autorstwa Catherine Andrews i ze zmienionym tytułem wydał 28
X 1974 r. brytyjski oddział wytwórni United Artists (płytę tłoczyła fabryka
EMI). Przedstawiała ona stylizowany kolorowy obraz z postacią starożytnego
Indianina i dawnym miastem typowym dla cywilizacji prekolumbijskich. Jednak w
tym wydaniu album ten wydano pod zmienionym tytułem „Lemurian Music”. Jednak
wznowienie amerykańskie tego albumu z 1974 r. przygotowane przez niewielką
wytwórnię należącą do muzyków CAS Records ponownie ukazało się w okładce z
portretami muzyków. W 1975 r. koncern Unitetd Artists album ten wydał także w
Grecji i Brazylii.
Na kolejne wznowienie tego albumu na winylu trzeba było
czekać aż do 1988 r., kiedy to wydano go w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej
Brytanii (Reckless Records). Po raz pierwszy i jedyny na płycie kompaktowej
wydala go niewielka włoska wytwórnia Appaloosa w 1993 r. W tym wydaniu
zastosowano okładkę z wydania UA ale zmieniono tytuł na „The First Album”.
Ponadto do oryginalnego repertuaru płyty dodano jedno nagranie dodatkowe.
Niestety, nigdy nie ukazało się żadne inne wznowienie tej
płyty w oryginalnej formie na CD przez co jest ona bardzo trudno dostępna.
Pewną alternatywą może być podwójny album składankowy MU wydany na kompakcie
przez Sundanzed Music w 1997 r. Obejmował on wszystkie utwory z oryginalnej
płyty uzupełnione o wszystkie inne znane nagrania tego zespołu. Problem w tym,
że jest on jeszcze trudniej dostępny niż opisywane tutaj wydanie Appaloosa. W ostatnich
kilkunastu latach pierwotny debiutancki album Mu kilkakrotnie wznawiano na
płytach winylowych (2002, 2006, 2018). Najciekawszymi spośród nich są wydanie
włoskie z 2002 r. (Akarma) i nieokreślone wydanie (The Grail Records Production)
z 2018 r.
Jaką muzykę gra grupa MU? Najprościej mówiąc to unikalna
mieszanka psychodelicznego rocka, popu, bluesa, folku, jazzu i muzyki
etnicznej. Dzięki popowej wrażliwości Franhausena poszczególne piosenki są dość
zwiewne i melodyjne, ale nie banalne. Natomiast Cotton wniósł w nie pierwotnego
ducha wiejskiego bluesa, co uwypuklił grą na gitarze techniką ślizgową, ale też
niecodziennymi rozwiązaniami rytmicznymi i brzmieniowymi. Z kolei jego styl gry
na klarnecie basowym ma genezę jazzową i eksperymentalną. W opisanym połączeniu
powstało bardzo oryginalne eklektyczne brzmienie całości płyty.
Wiele ze znajdujących się tutaj utworów kojarzy się z taką
bardziej łagodną i przystępną wersją muzycznego stylu wypracowanego przez grupę
Magic Band Captaine’a Beefhe’arta. Ale trudno się temu dziwić, skoro ważną rolę
w procesie powstania tego albumu miał James Cotton będący członkiem jego zespołu.
Wyczarowany dzięki talentom członków grupy Mu psychodeliczny rock jest
wyjątkowo oryginalny dzięki przyjęciu formy sennego kosmicznego bluesa
uzupełnionej o nutę szaleństwa i chaosu charakterystycznego dla Kapitana. W tym
wypadku to jednak bardzo umiarkowany chaos, któremu ton nadają liderzy i
precyzyjnie grająca sekcja rytmiczna. Niestety, podobnie do wielu innych
wykonawców, który wydali wspaniałe oryginalne płyty, ich muzyka nie została
doceniona prze masową publiczność.
Układ utworów na winylowej i kompaktowej wersji albumu jest
różny. Ja poniżej opisałem tę płytę w układzie z kompaktowej formy tego albumu
wydanej w 1993 r. To płyta o przeciętnej długości, o utworach zamkniętych
przeważnie w czasie około czterominutowej piosenki.
Album otwiera utwór „Ain't No Blues” („To nie jest blues”) autorstwa
Cottona zbudowany na bazie bluesa, ale strukturalnie będący bardzo dziwnym i eksperymentalnym
utworem rockowym. Jego niecodzienna rytmika i brzmienie od razu przywodzą na
myśl podobne udziwnione wokalnie i instrumentalnie kompozycje z albumu „Trout
Mask Replica” Kapitana. Podobnie do nich utwór może sprawiać wrażenie chaosu
zwłaszcza przez sposób tworzenie linii rytmicznych i melodycznych przypominających
grę pijanego zespołu, gdy faktycznie wszystko zostało precyzyjnie zaaranżowane.
Solówki gitarowe są lekko przytłumione, ale na pewno nie są schematyczne.
Sekcja rytmiczna w każdym takcie przypomina o bluesowych korzeniach tego
nagrania.
„Blue Form” to bardzo udany utwór rockowy w o charakterze balladowym
autorstwa spółki Cotton/Frankhauser utrzymany w kosmiczno-sennym nastroju.
Ogólnie nagranie to przypomina w formie twórczość amerykańskich grup w rodzaju
Buffalo Springfield. Z kolei partie klarnetu i saksofonu przywodzą na myśl
brzmienie brytyjskich grup progresywnego rocka z kręgu Canterburry. To w sumie
dość dziwna kompozycja, tradycyjna, ale jednocześnie z powodu nieliniowego
charakteru melodii i rytmu, daleka od schematów contry rocka czy typowego
psychodelicznego rocka. W sumie można by powiedzieć, że to taka bardzo udana
krzyżówka psychodelicznego i progresywnego rocka.
Kompozycja „To Naked For Demetrius” autorstwa Cottona to
utwór całkowicie instrumentalny, niezbyt długi i moim zdaniem trochę
niedopracowany, ale pomimo tego dość ciekawy. Oparto go na kolejnym łamańcu
rytmicznym w stylu Kapitana ciągnącym się niespiesznie z główną partią solową
graną na klarnecie basowym.
Następująca po nim kompozycja „Interlude” (także autorstwa
Cottona) to najkrótszy utwór znajdujący się niegdyś oryginalnej płycie
winylowej, bo liczący zaledwie niecałe dwie minuty. I zgodnie z tytułem ma
formę wprowadzenia do jakiejś większej kompozycji – tyle że ta nigdy nie
następuje. Z tego powodu po jego wysłuchaniu ma się wrażenie pewnego niedosytu,
którego nie są w stanie wypełnić nawet kolejne łamańce rytmiczne zastosowane w
tym utworze.
Nagranie „Mumbella Baye Tu La” to kolejna udana kompozycja
na tym albumie powstała we współpracy Cottona i Frankhausera. Przypomina w
formie transkrypcje bliżej nieokreślonej muzyki etnicznej. W nastroju blisko mu
do muzyki wschodniej, ale przetworzonej rockowo. Cechą charakterystyczną tego
nagrania jest bardziej wyeksponowana partia wokalna wyrastająca z doświadczeń psychodelicznego
rocka.
„Eternal Thirst” (autorstwa spółki Cotton/Frnahauser) to
najdłuższa, bo ponad dziewięciominutowa kompozycja na tym albumie, a zarazem najbardziej
dopracowane nagranie na tej płycie. To taka psychodeliczno-progresywna suita z
licznymi zmianami rytmu, nastroju, modulowanym głosem i ciekawą improwizacją. W
pierwszej części wyróżniają się partie Cottona na gitarze, w tym grane techniką
ślizgową. Natomiast w drugiej jego części uwagę zwraca rozbudowana improwizacja
bazująca na instrumentach perkusyjnych. Z biegiem czasu rytm nabiera w niej
mantrycznego charakteru podkreślonego dodatkowo przez wielogłosową partię
wokalną przywodzącą na myśl zaśpiewy mnich tybetańskich. Tę ciekawą kompozycję
kończy niezbyt długa ale wyjątkowo oryginalna solówka na klarnecie basowym.
Utwór „Ballad Of Brother Lew” (Frankhausera) to zgodnie z
tytułem ballada, ale oczywiście nie tak całkiem typowa w formie. Oparto ją
bowiem na bluesowym podkładzie rytmicznym, ale z wokalistą śpiewającym w
nowofalowym stylu, choć do wynalezienia nowej fali trzeba było jeszcze poczekać
około 10 lat. Jak w innych nagraniach z tego albumu wyróżniają się partie
gitary grane przez Cottona techniką ślizgową. Wokal miejscami przypomina
późnego na grania The Doors, czy głosy zmęczonych życiem śpiewaków bluesowych.
Nagranie „Nobody Wants To Shine” spółki Cotton/Frankhauser to
jedna z bardziej przystępnych i melodyjnych kompozycji na tej płycie. Wokalnie
przypomina utwory klasyków amerykańskiego country rocka, ale już partie klarnetu
basowego po części atonalne wskazują, że grupa nie była jednak typowym
wykonawcą tego stylu muzyki. W tej udanej kompozycji czuje się, że mamy do
czynienia z muzykami o dużej wyobraźni muzycznej i bardzo sprawnych
technicznie, a jednocześnie nie ulegających komercji.
Nagranie „The Clouds Went That Way” to ładna piosenka
psychodeliczna autorstwa Frankhausera z naciskiem na harmonijne partie śpiewane
w stylu psychodelicznego rocka połowy lat 60. głównie na podkładzie gitarowym,
w części akustycznym. Utwór rozwija się leniwie niosąc ukojenie dla uszu, ale
nawet w nim znalazło się miejsce na niewielką część improwizowaną na klarnecie
basowym o bardziej eksperymentalnym charakterze.
Album w tej wersji kończy zaledwie jednominutowa piosenka „Children
Of The Rainbow” autorstwa Frankhausera dołożona na wydaniach kompaktowych i nie
występująca na oryginalnej wersji winylowej. Utwór jest ciekawie się zaczyna
jak typowa ballada rockowa z gitarą akustyczną a następnie partią na gitarze
graną techniką ślizgową, ale też bardzo szybko się kończy sprawiając wrażenie
szkicu do nigdy nie dokończonego dłuższego nagrania.
Wkrótce po wydaniu tego albumu członkowie grupy Mu wyjechali
na Hawaje osiadając na stale na Maui, jednej z dziewiczych wysp tego
archipelagu. Założyli tam komunę hipisowską, a w wolnym czasie studiowali historię Zaginionego Kontynentu Mu, którego częścią
były kiedyś Hawaje, badali UFO, a także nadal komponowali. W oparciu o dochody
z należącej do nich plantacji bananów i papai założyli własną wytwórnię płyt Mu
Records, w której wydali kilka singli. Jednak nagrana przez grupę na Maui w
1974 r. druga płyta pt. „The Last Album” ukazała się dopiero w 1982 r.,
podobnie jak koncert a nagrany w 1974 r. częściowo koncertowy album „Children
Of The Rainbow” ukazał się jeszcze później, bo w 1985 r. Na obu były jeszcze
nieliczne nagrania Cottona. Niestety muzyka z tych albumów mnie miała już magii
z okresu debiutu. Jeff Cotton wycofał się z branży muzycznej, zaczął studiować
mistykę chrześcijańską po czym ślad po nim zaginął.
Na opisywaną tutaj debiutancką płytę Mu natrafiłem
przypadkowo w małym antykwariacie muzycznym w Gliwicach w 2013 r. Oczywiście
natychmiast ją kupiłem. Nigdy wcześniej nie słyszałem o tym zespole, ani też
nie słyszałem jego muzyki. Pamiętam, że w chwili zakupu nawet w Internecie nie
było o tym zespole prawie żadnych informacji – teraz jest już nieco lepiej, ale
nadal na zbyt wiele nie można liczyć. To bardzo rzadka i dość drogą płyta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz