wtorek, 12 sierpnia 2025

Dr. John – „Gris Gris”, Atco, 1968/2014?, EU

 



Dr. John, to pseudonim artystyczny amerykańskiego wokalisty, pianisty i kompozytora Malcolma Johna Rebennacka Juniora (1941-2019). Ale trzeba powiedzieć, że występował on także pode innymi przybranymi tożsamościami jako: Dr. John Creaux i Dr. John the Night Tripper. Urodził się w Nowym Orleanie, gdzie od niepamiętnych czasów mieszały się kultury muzyczne różnych narodowości. Pochodził z muzykalnej rodziny o korzeniach niemiecko-francuskich, ale też hiszpańskich, irlandzkich i angielskich. Nic więc dziwnego, że tworzona przez niego muzyka łączyła muzykę tych wszystkich grup etnicznych w nowej połączonej ze sobą formie jako mieszkanka jazzu, bluesa, rhythm and bluesa, soulu, funku, muzyki afrykańskiej i karaibskiej.

Od najmłodszych lat Rebennack chodził na koncerty muzyczne, najpierw wykonawców jazzowych (Kinga Oliviera i Louisa Armstronga), a potem bluesowych (Guitar Slim). Szczególne wrażenie wywarł na nim jednak inny bluesman Profesor Langhair z którym już jako nastolatek zaczął występować jako profesjonalny muzyk. W 1957 r. w wieku zaledwie 16 lat został członkiem związku zawodowego muzyków i jako drugi gitarzysta rozpoczął występy sceniczne, w tym z bluesmanem Earlem Kingiem. Gdy jednak podczas jednego z koncertów w 1960 r. został zraniony w palec z konieczności zaczął grać na gitarze basowej, a potem na fortepianie.

Niestety, jak wielu innych młodych ludzi w różnych częściach świata, nie ustrzegł się błędów młodości, za co przyszło mu słono zapłacić. W chęci łatwego zarobku zaczął sprzedawać narkotyki i prowadzić dom publiczny w Nowym Orleanie. W końcu policja zatrzymała go za posiadanie narkotyków za co trafił na dwa lata do więzienia. Po zakończeniu odsiadki w 1965 r. wyjechał do Los Angeles, aby rozpocząć nowe życie. Wraz z dawnym znajomym Ronny Barronem zaczął przygotowywać przedstawienie muzyczno-teatralne przedstawiające życie i metody lecznicze tzw. medycyny voodoo. Oparł je na doświadczeniach pochodzącego z Haiti senegalskiego czarownika i uzdrowiciela doktora Johna. Tematyka voodoo nie była obca Rebennackowi, bo jako mieszkaniec Nowego Orleanu miał z nią do czynienia od dzieciństwa. Jak wspominał po latach często bawił się na cmentarzach i wkradał do krypt. Pomimo tego sam chciał jednak zająć się tylko komponowaniem muzyki na planowane przedstawienie i produkcją zrealizowanego przy tej okazji albumu. W chwili tych prac miał jedynie 26 lat, a więc był człowiekiem młodym. Tym bardziej można się więc dziwić jak udało mu się osiągnąć na omawianej tutaj płycie efekty wokalne i muzyczne charakterystyczne dla osoby dużo starszej.

Gdy jednak było już blisko do wystawienia spektaklu i nagrania towarzyszącej mu muzyki na płycie Ronny Barron wycofał się z przedsięwzięcia (zniechęcił go do tego jego menadżer), zmusiło Rebenacka do przejęcia w przedstawieniu i na albumie jego roli jako Dr. Johna. W takich okolicznościach narodziła się też płyta „Gris-Gris”, a jej tytuł nawiązywał do talizmanu voodoo mającego postać małego skórzanego pudełka w którym umieszczano przedmioty lub teksty służącego do chronienia właściciela przed złymi mocami. Był to debiut na płycie długogrającej Rebennacka, a także pierwszy z serii albumów sygnowanych przez niego jako Dr. John. Po latach Rebenack wspominał, że do nagrania tego albumu ostatecznie namówił go perkusista Dr Ditmus (Richard Washington), który powiedział mu, że skoro Sonny i Cher oraz Bob Dylan mogą śpiewać, to i on może to zrobić.

Album „Gris-Gris” został nagrany w jednym z najbardziej znanych wówczas studiów nagraniowych na świecie czyli w Gold Star Studios w Los Angeles, ale zawarta na nim muzyka miała mało wspólnego z tym miastem, za to wiele z kulturą muzyczną Nowego Orleanu. W studiu tym swe albumy nagrywali także m.in. Jimi Hendrix, The Seedes, Leon Russell, Buffalo Springfield, Ritchie Valens, Eddie Cochran i wielu innych. Jego producentem był Harold Battiste, występujący też na płycie jako muzyk grający na gitarze basowej, klarnecie i instrumentach perkusyjnych. Był on znanym aranżerem także pochodzącym z Nowego Orleanu, a także wykładowcą akademickim.

Głównym muzykiem na płycie był oczywiście Dr. John grający na instrumentach klawiszowych i perkusyjnych, a także pełniący rolę głównego wokalisty. Ponadto w nagraniu albumu udział wzięli: Plas John Johnson Jr. (saksofon tenorowy), Lonnie Boulden (flet), Steve Mann (gitara, bandżo), Ernest McLean (gitara, mandolina), Bob West (gitara basowa), John Boudreaux (perkusja), Richard Washington (instrumenty perkusyjne), Mo „Dido” Pedido (kongi), Dave Dixon (instrumenty perkusyjne i wokal wspierający) oraz kilka dodatkowych śpiewaczek. Projekt graficzny okładki przygotował Marvin Israel, w tym czasie dyrektor artystyczny gazety „Mademoiselle Magazine”, a wcześniej dyrektor artystyczny w wytworni Atlantic, m.in. autor okładki płyty „The Shape Of Jazz To Come” Ornette Colemana z 1959 r.

Album nagrano etapami w ciągu 1967 r., ale opublikowano go dopiero 22 I 1968 r. Wydała go wytwórnia Atco (AtlanticCorporation) będąca wytwórnią podległą Atlantic a obie wchodziły w skład koncernu Warner Music Group. Publikowano w niej wykonawców nie pasujących charakterem do głównego nurtu muzycznego wytwórni Atlantic. Album ten nie był zbyt długi, bo liczył zaledwie nieco ponad 33 minuty muzyki i zawierał jedynie 7 utworów, cztery na stronie pierwszej i trzy na stronie drugiej płyty. Sześć z tych kompozycji było autorstwa Dr. Johna przy czym w dwóch wspomogli go Harold Battiste i Jessie Hill, a jedna (Croker Courtbullion) stworzona została przez Harolda Battiste.

Album otwiera kompozycja „Gris-Gris Gumbo Ya Ya” wprowadzająca nas już pierwszymi dźwiękami i wersami w tematykę płyty. Autor albumu swym chrapliwym głosem przedstawia się jako Dr. John a także Nocny Podróżnik (The Night Tripper) i informuje że jest zaopatrzony w pudełko Gris-Gris, chwali się też, że jest znany w promieniu wielu kilometrów i ma w swej ofercie lekarstwa na wiele chorób, a także problemy życiowe, w tym miłosne. To oczywiście oferta nowoorleańskiej medycyny voodoo do zastosowań praktycznych. Muzycznie to powolny rhythm and blues czy raczej bagienny blues czy bagienny rock jak go niekiedy określano z elementami jazzu (instrumenty dęte) przede wszystkim oparty na instrumentach perkusyjnych wytwarzających rodzaj mistycznej atmosfery a także pewnego zagrożenia. Z kolei wspomagające żeńskie wokale mają w sobie pewne elementy psychodeliczne podobnie jak ledwo słyszalne partie gitarowe.

Utwór „Danse Kalinda Ba Doom” także oparto głównie na grze instrumentów perkusyjnych i hipnotycznych wielogłosowych partiach wokalnych z tekstami jedynie o znaczeniu instrumentalnym okraszonych brzmieniem fletu, mandoliny i przywołujących na myśl tajemnicze misteria z Haiti czy Afryki, gdzie czarownicy tańczą a obserwujący ich ludzie ulegają stopniowej ekstazie. To oczywiście muzyka daleka od typowego rocka, a bliższa muzyce świata czy etno-jazzowi. W jego stworzeniu znaczący udział miał Harold Battiste.

„Mama Roux” to utwór oparty na jazzowej melodyce (gitara, mandolina, perkusja) a nawet sposób śpiewania Dr Johna także jest bardziej jazzowy, a mniej mistyczny i tajemniczy. Ale tekst o tytułowej Mamie Roux jest ostrzeżeniem przed śmiercią i zaleceniem pójścia do szamana. W sumie całość brzmi jakby się słuchało jakiegoś nieznanego ale dobrego zespołu jazzowego przygrywającego w jakiejś knajpie w Nowym Orleanie. Wszystko brzmi naturalnie, bo Dr. John garściami czerpie z muzycznych tradycji tego miasta. W sumie muzyka tego utworu to swobodny funk napędzany linią basu i organów Hammonda, co w przyszłości zainspirowało do podobnych rozwiązań brzmieniowych Slya Stone’a.

Kończący pierwszą stronę winylowej wersji albumu utwór „Danse Fambeaux” to powrót do ciężkiego od emocji i magii bagiennego rhythm and bluesa z bogatą instrumentacja, aranżacją i wielogłosowymi partiami wokalnymi. Ciekawa partia przytłumionej gitary przenika się tutaj z partiami wokalnymi Dr. Johna i grupowym śpiewem, a nawet gwizdem. Tekst jest ostrzeżeniem przed tym, aby nie zajmować się voodoo jeżeli nie umie się tego zrobić dobrze, bo można stoczyć się w otchłań.

Bardzo melodyczny i aranżacyjnie rozbudowany utwór „Croker Courtbullion” to kompozycja wyłącznie instrumentalna wspomnianego Harolda Battiste. To taki big bandowy jazz silnie inspirowany muzyką afrykańską a jednocześnie ideowo bliski poszukiwaniom dźwiękowym zespołów psychodelicznych. Obok instrumentów dętych ważna rolę odgrywają w nim partie fletu, który jest w tym utworze jakby instrumentem wiodącym. Całość jest jednak gęsta od afrykańskich chóralnych zaśpiewów a nawet odgłosów dżungli. To drugi pod względem długości utwór na płycie, bo liczący 6 minut. W partiach instrumentów klawiszowych słychać dalekie echa organowego stylu zespołu The Doors czy brytyjskich grup bitowych z lat 60.

„Jump Sturdy” to najkrótszy utwór na albumie a zarazem utwór w stylu barowego jazzu opowiadającego o typowych dla okresu prohibicji w USA a zarazem początków jazzu i bluesa naciągaczach i ich ofiarach. Tytuł tego utworu był wariantem bardziej znanego wyrażenia „jump steady” odnoszącego się do alkoholu określanego tutaj „zdradziecką damą” (ale wyrażenie to odnosiło się też do seksu). W okresie prohibicji w Stanach Zjednoczonych (1920-1933) pojawiło się wiele niepewnych alkoholi np. Panther Whiskey, Red Eye, i innych a jednym z nich był Jump Steady. Ich wypicie niosło z sobą przyjemność ale często też groziło śmiercią. W tym konkretnym wypadku Dr. John śpiewał o domowym likierze o nazwie „Jump Sturdy”, który smakował jak lemoniada, ale pobudzał pijącego, aby miał siłę tańczyć i jamować przy muzyce do woli. Trzeba też wskazać, że w tamtym czasie była to nalewka popularna na wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej. Utwór ten szybko stal się standardem granym przez innych muzyków w tym m.in. przez Manfreda Manna i jego Earth Band.

Album kończy epicki utwór „I Walk on Guilded Splinters” zarazem najdłuższa kompozycja na płycie, bo licząca siedem i pół minuty. To znowu – tak jak na początku płyty – głównie słowno-muzyczna opowieść Dr. Johna w klimacie voodoo. Pod względem muzycznym, można powiedzieć, że utwór ten łączy brzmienia kreolskiego soulu i psychodelicznego rocka. Generalnie jednak podobnie jak w pierwszym utworze to głównie perkusyjna muzyka pełniąca rolę tła dla opowieści o narkotycznej podróży bohatera podążającego nieznaną i tajemniczą drogą po pozłacanych drzazgach w nieznane rejony zamieszkałe przez zombie, przepełnione trucizną i dymem by dotrzeć do miejsca gdzie zobaczy wreszcie swego wroga. Podobnie jak w pierwszym utworze ochrypła barwa głosu Dr. Johna i stosowane przez niego neologizmy same w sobie tworzą mroczny nastrój a zarazem są punktami charakterystycznymi jego muzycznego stylu.

Muzyka Dr Johna wyrastała z psychodelicznego voodoo Nowego Orleanu i trudno bez pełnego kontekstu kulturowego ją zrozumieć, zwłaszcza, że nie ma w niej solowych popisów instrumentalnych, bo w całości podporządkowano ją koncepcji pewnej całości. A tą całością jest stworzenie klimatu muzycznego voodoo, ciężkiego do przełknięcia dla słuchaczy spoza kręgu kulturowego Nowego Orleanu, ale też wciągającego bardziej odważnych i dociekliwych jak silny narkotyk. W sumie powstała płyta w gatunku jaki nie istniał z melodiami mającymi prostotę piosenek dla dzieci, mocno perkusyjna, z oszczędnymi gitarami i zapadającymi w pamięć wokalami w tle. Z kolei celowo wieloznaczne teksty powstały na bazie zasłyszanych przez Dr. Johna opowieści i piosenek, ale zostały gruntownie zmienione, a także celowe zniekształcone. O ile działania muzyczne Dr. Johna prowadzone były bardziej serio, to wkład Harold Battiste polegał na nadaniu płycie bardziej żartobliwego charakteru. W każdym razie do chwili obecnej płyta „Gris-Gris” Dr. Johna, pomimo skromnych form wyrazu, intryguje muzycznie słuchaczy na całym świecie. Nie przypadkowo więc po ukazaniu się tego albumu Dr. Johna nazywano królem Voodoo z Nowego Orleanu. Ale trzeba też wskazać, że w jego muzyce były elementy muzyki kościelnej, brazylijskich, kubańskich i etiopskich rytmów oraz bliżej nieokreślonej mieszanki muzycznej Południa.

Początkowo album nie spotkał się z uznaniem wydawcy, którym był szef Atlantic Records Ahmet Ertegun. Po jej usłyszeniu stwierdził on, że to niesprzedawalne „gówno w stylu boogaloo” (rodzaj latynoskiej muzyki tanecznej popularny w USA w latach 60.). Na szczęście płyta została wydana, a pierwszymi którzy ją docenili byli prezenterzy amerykańskich stacji radiowych Zachodniego Wybrzeża, a także grupy hippisów, którzy masowo zaczęli przychodzić na sceniczne prezentacje spektaklu zespołu Dr. Johna. Jak potem wspominał sam twórca, „Kiedy robiliśmy Gris-Gris, mieliśmy magików, którzy pokazywali nam sztuczki, tak że wyglądało to tak, jakbym wyszedł z kłębu dymu”, a doznania wzmacniał fakt, że zarówno zespół jak i publiczność byli pod wpływem narkotyków (choć każda z tych grup stosowała inne pobudzacze). Dzięki tym zbiegom okoliczności i szczęśliwemu trafowi surrealistyczna i dość trudna w obiorze muzyka Dr. Johna zdołała się przebić do głównego nurtu ówczesnej muzyki popularnej.

Ta lokalna popularność wkrótce przełożyła się na coraz lepszą sprzedaż albumu „Gris-Gris”, w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Pomimo tego wciąż był on stosunkowo mało znany szerszej publiczności, z powodu swojej słowno-muzycznej specyfiki, a przede wszystkim z powodu tego, że nie zawierał typowych przebojów. Do jego popularyzacji przyczyniły się też pochlebne recenzje w magazynie „Rolling Stone”, dzięki którym Dr. John stał się celebrytą Zachodniego Wybrzeża USA, ale na rodzimym Południu wciąż był mało znany. Niestety kolejne pokolenie recenzentów tego magazynu nie uważały go już za dobry, a więc przeciwnie. Na początku lat 90. XX w. recenzenci tego pisma album ten uznali za przeciętny i przyznali mu marne dwie i pół gwiazdki (na pięć możliwych). Ale ci sami recenzenci w tym samym czasie podobnie źle ocenili także wiele innych dobrych i powszechnie uznanych za wybitne w świecie płyt, więc ich opinia jest tyle warta co funt kłaków.

Na szczęście późniejsze i obecne oceny tego albumu uznają go za jedną z najważniejszych płyt lat 60., i trudno się temu dziwić. Można inspirowanej voodoo muzyki Dr. Johna nie lubić, ale nie można odebrać mu jej oryginalności, stąd album ten obecnie jest na wszystkich listach najważniejszych płyt w historii współczesnej muzyki popularnej. Zrehabilitowali go także współcześni recenzenci magazynu „Rolling Stone”, którzy w 2003 r. umieścili go na 143. miejscu swej listy 500 najlepszych albumów wszech czasów. Z kolei autorzy przewodnika „1001 albums you must hear before you die” (1001 płyt jakie musisz posłuchać przed śmiercią”) z 2005 r. umieścili go oczywiście na swojej liście i opisali tak: „Gris-Gris przedstawił Nowy Orlean, jakiego nie było w nagraniach pochodzących z tego miasta. Było to brzmienie orkiestr dętych, kreolskich pieśni, zdziczałych zawodzeń szamanów voodoo i rytmów latynoskich mieszkańców tego miasta. Ale ten dźwiękowy chaos był przepuszczony przez pryzmat czystego, pierwotnego R&B”.

Pochlebnie wypowiadają się o nim także współczesne muzyczne portale internetowe np. w AllMusic napisano, że album „Gris-Gris” „brzmi jak ceremonia nagrana po północy na bagnach” i nazwało go „jednym z najtrwalszych nagrań ery psychodelicznej”, co w sumie podsumowano konkluzja, że drugiej dekadzie XXI w. nadal brzmi on równie tajemniczo i upiornie, jak w 1968 r. Jako najlepszy w jego dyskografii oceniają go też inne serwisy internetowe jak np. Rate Your Music przy czym w jego opisie w tym, portalu podkreślono, że utwory z tego albumu znacząco poszerzyły zakres wykorzystanych na nim stylów muzycznych: obok już wymienionych jak nowoorleański R&B, psychodeliczny soul i rock wskazano też na swamp rock, zydeco, psychedelic soul a także tworzące klimat całości szersze nurty muzyczno-kulturowe w postaci okultyzmu, hipnotycznej atmosfery, narkotycznego ciągu i surrealistycznego przekazu. Zaznaczono też, że był to album koncepcyjny, co w tamtym czasie było wielką nowością.

Dr. John podobnie jak Captain Beefheart był muzycznym geniuszem, a przynajmniej w chwili gdy nagrywał ten album. Późniejsze jego płyty nie były już tak oryginalne i dobre, ale też pomimo tego na pewno był człowiekiem bardzo zdolnym, skoro jako muzyk sesyjny pamiętał na pamięć większość znanych i popularnych piosenek. Dzięki temu mógł grać z wieloma innymi wykonawcami jako muzyk sesyjny.

Do chwili obecnej album „Gris-Gris” ukazał się w ok. 78 wersjach na nośnikach fizycznych z czego w 53 wersjach na winylu, 14 wersjach na CD, 4 wersjach na kasetach kompaktowych i 3 wersjach na kasetach 8-Track Cartridge. Na winylu w epoce ukazał się jednak w wielu wydaniach tylko w USA, Kanadzie (Atco), natomiast w Wielkiej Brytanii, Niemczech Zachodnich i Australii miał tylko po kilka wydań sygnowanych przez Atlantlic. Na CD po raz pierwszy wznowiła go niemiecka wytwórnia Repertoire Records w 1991 r.

W młodości w latach 80. nie słyszałem tej płyty, bo nie była ona prezentowana w Polskim Radio, a przynajmniej ja nie mam informacji potwierdzających, aby to miało miejsce. Po raz pierwszy dowiedziałem się o tej płycie na początku lat 90. przy okazji czytania książeczek reklamowych wytwórni Repertoire dołączanych do wydawanych przez tę wytwórnię płyt CD. Kupiłem ją dopiero w 2018 r. w sklepie internetowym sklep Dodax AG w Szwajcarii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dr. John – „Gris Gris”, Atco, 1968/2014?, EU

  Dr. John, to pseudonim artystyczny amerykańskiego wokalisty, pianisty i kompozytora Malcolma Johna Rebennacka Juniora (1941-2019). Ale trz...