Geronimo Black (Czarny Geronimo) to grupa amerykańska
istniejąca w latach 1970-1972? Podobnie jak w wypadku innych na poły
zapomnianych zespołów z przełomu lat 60. i 70. tak naprawdę pewnie nie wiadomo,
kiedy powstała i kiedy się rozwiązała. Jako datę jej powstania najczęściej
podaje się rok 1970, a
więc datę odejścia jej założycieli z grupy Mothers Of Invention Franka Zappy.
Natomiast za rok jej rozpadu przyjmuje się 1972 r., a więc datę wydania jej
debiutanckiego albumu.
Pomimo wartości artystycznych został on całkowicie
zignorowany przez rynek muzyczny przez co grupa straciła finansową rację bytu.
Data rozwiązania zespołu nie jest jednak pewna, bo mogło to też być rok
później. Grupa tworzyła muzykę w stylu big bandowego jazz rocka i blues rocka. W
Internecie klasyfikuje się ją jako progresywno rockową, ale moim zdaniem to
błąd. Cechą charakterystyczną brzmienia Geronimo Black jest bowiem większe niż
zazwyczaj w grupach rockowych użycie instrumentów dętych i smyczkowych. Muzycy
grają na nich jednak przeważnie raczej w stylu jazzowym niż klasycznym.
Wyczuwalne w muzyce elementy zappowskie wynikają z faktu, że jej dwaj główni członkowie
grali w oryginalnym składzie Mothers Of Invention i mieli pewien udział w
wykształceniu brzmienia tej legendarnej grupy, co przeniknęło także do ich
nowego zespołu.
Geronimo Black założyło dwóch doświadczonych muzyków:
perkusista i wokalista Jimi Carl Black (1938-2008) oraz pianista, saksofonista,
trębacz i flecista Bunk Garndner (ur. 1933 r.). Jak już wspomniałem obaj
wcześniej grali w zespole Mohers of Invention Franka Zappy. Skład uzupełnili:
Tom Leavey (gitara basowa, śpiew), wcześniej członek zespołu Love, Andy Cahan
(perkusja, organy, fortepian, śpiew), Denny Walley (gitara, gitara akustyczna,
organy, śpiew), Tjay Contrelli (saksofonista, wokalista i flecista). Trzej
ostatni współpracowali później z grupami Franka Zappy i Captaina Beefhearta. W
nagraniu debiutanckiego albumu wzięli też udział muzycy studyjni: Nat Gershman
(wiolonczela), Phil Goldsberg (altówka), Arno Neufeld i Samule Cytron
(skrzypce), Scott Page (obój).
Grupa przyjęła nawę Geronimo Black (Czarny Geronimo) na
cześć Geronimo (Goyahkla, Goyathla – „Ten, który ziewa”) jednego z wodzów Indian
Apaczów Chiricahua, a przy okazji na cześć najmłodszego syna Jimmi Carla Blacka
– lidera zespołu. Faktycznie Jimi Carl Black nazywał się James Carl Inkanish,
pochodził z El Paso w Teksasie i miał indiańskie pochodzenie a dokładnie z plemienia Czejenów. Od najmłodszych
lat przyjaźnił się z Frankiem Zappą w którego zespole potem występował. Na
wczesnych albumach i koncertach Mothers Of Invention jego znakiem rozpoznawczym
było hasło: „Cześć chłopcy i
dziewczęta, nazywam się Jimmy Carl Black i jestem Indianinem w tym zespole”.
Takie zdanie można usłyszeć na albumie „We're Only in It for the Money” („Jesteśmy
tu tylko dla pieniędzy”) np. w utworach „Are You Hung Up?” i „Concentration
Moon”).
Album „Geronimo Black” miał jak dotąd jedynie jedenaście
wydań, z tego osiem na płytach winylowych i trzy na płytach kompaktowych. Nagrano
go w studiach Sound City Sudios w Los Angeles, a jego masteringu dokonano w
Crystal Studio w Hollywood. Jego producentem był zespół Geronimo Black
wspomagany przez znanego producenta Keitha Olsena. Pierwotnie na płycie
winylowej wydała go w 1972 r. wytwórnia UNI Records będąca oddziałem koncernu
MCA (oddział ten został zlikwidowany w 1973 r.). W chwili opublikowania album
ten musiał cieszyć się pewnym powodzeniem skoro zdecydowano się go także wydać
w Hiszpanii, Australii, Wielkiej Brytanii, Republice Południowej Afryki i
kontynentalnej Europie. Rok później wznowiono go w Wenezueli. Ale na tym
zakończyła się jego kariera i przez wiele następnych lat płyty tej nie
wznawiano.
Kolejne wydanie tego albumu ukazało się dopiero 22 lata
później i od razu było to wydanie kompaktowe – jedno z trzech istniejących.
Dokonała tego w 1995 r. amerykańska wytwórnia One Way Records specjalizująca
się w reedycjach rzadkich płyt. Na kolejne wydanie kompaktowe trzeba było
poczekać aż do 2006 r. r., kiedy to ukazała się reedycja tego albumu
przygotowana przez brytyjską wytwórnię Acadia. W ostatnich latach ukazało się
też wydanie tego albumu w postaci CDr w kuriozalnie zmienionej okładce. Jedyne
nowe wydanie tej płyty na winylu przygotowała francuska wytwórnia Klimt Records
w 2013 r. Album ten nigdy nie został wydany w Japonii, czy Korei Południowej. Jest
to więc raczej dość rzadka płyta.
Oryginalny album zawierał dziewięć nagrań, pięć po stronie
pierwszej i cztery po stronie drugiej. W wydaniach kompaktowych dodano jedno
nagranie bonusowe. Poszczególne nagrania skomponowali muzycy tworzący grupę
przez co są one miejscami nieco niespójne stylistycznie.
Album otwiera utwór „Low
Ridin' Man” autorstwa spółki Black-Contrelli. To rasowy utwór rockowy z mocno
zaznaczonym rytmem, wyrazistym śpiewem i wpadającą w ucho melodią. W brzmieniu
przypomina utwory Mothers Of Invention, co kojarzy się zwłaszcza przez manierę
wokalną Carla Blacka, ale dano tutaj większe pole do popisu instrumentom dętym.
To jeden z najlepszych utworów na tym albumie – a może nawet najlepszy.
„Siesta” to kompozycja spółki Cahan-Contrelli-Gardner. Utwór
jest całkowicie instrumentalny i utrzymany w bardzo spokojnym tonie jak na
tytułową siestę przystało. Ton nadają mu subtelne brzmienie instrumentów dętych
i smyczkowych bliskie francuskiej kameralistyce okresu impresjonizmu. W tym
wypadku faktycznie możemy więc mówić o brzmieniu progresywnym.
Następny utwór „Other Man”
to dzieło spółki Leavey-Walley. To zdecydowanie rockowy utwór, bazujący na
klasycznych rytmach wywodzących się z tego stylu muzyki z wyeksponowaną gitarą,
fortepianem i typowo rokowym zadziornym śpiewem.
Nagranie „L.A. County Jail
'59 C/S” to kompozycja Contrelliego bezpośrednio nawiązujące do więziennego
rock and rolla Elivsa Presleya z 1959 r. Mocno wyeksponowano w nim brzmieniem
instrumentów dętych w stylistyce zbliżonej do nagrań Blood Sweat and Tears.
Pierwszą stronę oryginalnego albumu kończyło nagranie „Let Us Live” autorstwa Cahana. W tym wypadku większą
rolę odgrywają instrumenty klawiszowe, ale nie brakuje też brzmień dęciaków
podobnych w brzmieniu do klasyków murzyńskiej muzyki funk. Misterna aranżacja i
solówki na poszczególnych instrumentach, a zwłaszcza saksofonach są oryginalne
i dobrze świadczą o wyobraźni i zdolnościach muzycznych całego zespołu.
Otwierający drugą stronę płyty utwór „Bullwhip” autorstwa Contrelliego to kolejne wyraziste
nagranie rockowe na tym albumie. Wyróżnia się ono swoistym dialogiem pomiędzy
głównym wokalistą a instrumentami dętymi. Miejscami brzmienie wokalisty
przypomina eksperymenty brzmieniowe Captaina Beefhearta.
W całkowicie instrumentalnym
utworze „Quaker's Earthquake” autorstwa Cahana większą rolę odgrywają partie instrumentów
klawiszowych (klawesynu), smyczków i oboju. To zarazem najkrótszy utwór na
oryginalnej płycie. Wyraźnie słychać w nim echa muzyki Mothers Of Invention.
„Gone” to kompozycja spółki
Walley-Leavey z główną partią wokalną w wykonaniu tego ostatniego. To dość
tradycyjny i spokojny utwór rockowy z ciekawą partią instrumentalną na
klawiszach.
Pierwotną płytę zamykało nagranie „An American National
Anthem” autorstwa spółki Moreno-Black. To na pewno jedna z najciekawszych kompozycji
na tym albumie, a zarazem najdłuższa, bo prawie siedmiominutowa. Podobnie jak w
innych utworach tej płyty dominuje tu brzmienie instrumentów dętych, a w
partiach śpiewanych głównego wokalistę wsparł Keith Olsen. Uwagę zwraca nieco
tajemniczy i podniosły nastrój tego nagrania miejscami zbliżony do twórczości
typowych zespołów progresywnych.
W wydaniach kompaktowych dodano nagranie „'59 Chevy”
utrzymane w stylistyce całej płyty, a jednocześnie będące kolejnym udanym
pastiszem rock and rollowym. To utwór z drugiej strony singla „Let Us Live” wydanego
w 1972 r. i promującego album.
Pomimo pewnych wad co do spójności jest to ogólnie zaskakująco
dobry album o zróżnicowanym i czasami eksperymentalnym brzmieniu i perfekcyjnym
wykonaniu. Niestety – jak już wspomniano - płyta nie zwróciła na siebie uwagi
masowej publiczności, nie rokowała zysków dla wytworni i zespołu a przez to na cale
dziesięciolecia popadła w zapomnienie.
Grupa Geronimo Black po rozpadzie odnowiła jeszcze potem w
innym składzie na potrzeby nagrania płyty „Welcome Back Geronimo Black” wydanej
w 1980 r. Jednak podobnie jak jej poprzedniczka album ten przepadł na rynku
muzycznym, a grupa została ostatecznie rozwiązana. Jej biogramu nie znajdziemy
w popularnych encyklopediach rockowych, a nawet w elitarnej monografii Ra’Anan
Chelled „W bocznej ulicy…” poświęconej opisowi wartościowych zapomnianych
zespołów.
Faktycznie Geronimo Black nie tak całkiem zniknęło z kart
historii muzyki, bo w latach 80. XX w. przekształciło się w kontrowersyjny
zespół The Grandmothers grupujący dawnych członków różnych grup Zappy i specjalizujący
się w odtwarzaniu na żywo dawnych utworów Mothetrs of Invention, a także nagrywający
nowe utwory studyjne w podobnym stylu. Oczywiście spotkało się to z dezaprobatą
Franka Zappy, ale nie przerwało jej istnienia. Grupa ta istnieje do chwili
obecnej, koncertuje i nadal, choć dość rzadko, wydaje płyty.
W młodości czytałem wzmianki o Geronimo Black przy okazji
opisu dorobku Franka Zappy, ale nigdy nie wiedziałem o nim nic więcej poza tym,
że taka grupa istniała, a tym bardziej nie słyszałem jej nagrań. Prezentowany
tutaj album kupiłem jako używany (ale oczywiście w stanie idealnym) dopiero na
początku 2002 r. w małym sklepie muzycznym w Gliwicach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz