Fela Ransome Kuti (1938-1997) był jednym z tych afrykańskich
muzyków dzięki którym muzyka Czarnego Lądu stała się nie tylko ciekawostką
etnograficzną, ale też ważnym zjawiskiem na arenie muzyki popularnej. Fela
pochodził z Nigerii, a więc jednego z najludniejszych krajów Zachodniej Afryki.
Był kompozytorem, gitarzystą, saksofonistą i trębaczem. Jego największą zasługą
było stworzenie stylu zwanego afro-beatem, ale udzielał się także jako działacz
w obronie praw człowieka. Ten cały afro-beat w wydaniu tego artysty, to taki
pierwotny afrykański blues i jazz nasycony wyjątkowo inspirującymi fragmentami
improwizowanymi.
Większość swych najlepszych płyt nagrał w latach 70. Wśród
nich na pewno wyróżnia się koncertowy album nagrany przez niego i jego grupę
Africa’70 z Gingerem Bakerem – byłym perkusistą zespołu The Cream. To
ekscytujące połączenie afro-beatu, jazzu, funku, soulu, rocka, rytmów
latynoskich i improwizacji. Jak na swój dość trudny repertuar, to album
niezwykle popularny, gdyż do chwili obecnej ukazało się aż 52 jego wersje na
różnych nośnikach.
Po raz pierwszy na płycie winylowej wydała go w USA wytwórnia
Signpost Records w 1971 r. Tego samego roku album ten wydano także w wielu
innych krajach, m.in. w Nigerii, Niemczech Zachodnich, Australii, Wielkiej
Brytanii, Kanadzie, Francji, Japonii, Republice Południowej Afryki. W dekadzie
lat 70. i 80. album, był jeszcze wiele razy wznawiany w USA i Europie, ale
także w krajach latynoskich.
Album ten był stosunkowo rzadko wydawany na płycie
kompaktowej, bo do chwili obecnej ukazało się tylko 12 jego wydań w tym
formacie. Po raz pierwszy na CD wznowiono go w USA w 1987 r. (wytwórnia
Celluloid). Następne w kolejności było wydanie portugalskie z 1996 r.
(wytwórnia Terrascape). Szerzej dostępny na tym nośniku album ten stał się
dopiero dzięki wydaniom z 2001 r.: amerykańskiemu (MCA/Barclay) i europejskiemu
(Wrasse Records a zwłaszcza Barclay/Universal).
Obok liderów (Fela Kuti, Ginger Baker) w nagraniu płyty
udział wziął cały zastęp nieznanych ale bardzo dobrych muzyków sesyjnych z
Afryki grających na instrumentach perkusyjnych i dętych. Płytę nagrano podczas
kameralnych koncertów aby uwypuklić jej improwizacyjny charakter.
Pierwotny album zawierał jedynie cztery nagrania, po dwa na
każdej ze stron płyty winylowej: „Let's Start” (7:48), „Black Man's Cry”
(11:36), „Ye Ye De Smell” (13:17), „Egbe Mi O (Carry Me I Want To Die) (12:38).
W wydaniach kompaktowych dodano jeszcze jedno nagranie koncertowe „Ginger Baker
& Tony Allen Drum Solo” (16.22). Wszystkie utwory na tym albumie
skomponował Fela Kuti.
Otwierający album utwór „Let's Start” zaczyna się od
zapowiedzi po czym następuje atak rozpędzonej funkowej sekcji rytmicznej
napędzanej bluesowo-jazzowymi frazami instrumentów dętych. Wokalizy pełnią
tutaj jedynie pomocniczą rolę i nakierowane są na stworzenie dodatkowej
dźwiękowej aury. To naturalnie i pięknie rozwijająca się improwizacja z
pięknymi solami saksofonu i organów na których gra lider. W muzyce czuć ducha
wszystkiego co najlepsze w improwizowanym bluesie i rocku, ale też „Ducha
Afryki” i plemiennych rytmów. Ta wciągająca muzyka niczym nie ustępuje
najlepszym utworom The Allman Brothers Band i innym mistrzom improwizowanego
rocka. Jedynie typowo afrykański sposób artykulacji wokalisty przypomina, że to
jednak utwór powstały na Czarnym Lądzie.
Podobny w klimacie jest także następny utwór „Black Man's
Cry”, ale jest w nim znacznie więcej brzmień charakterystycznych dla jazzu a
nawet elementów muzyki latynoskiej – przynajmniej moim zdaniem. Nagranie nie ma
linearnego rytmu przez co nie jest monotonne, ale też może być nieco trudne w
odbiorze dla odbiorców bardziej ugładzonej muzyki. Rozwijająca improwizacja
wciąga słuchacza w prawdziwe kłębowisko ekscytujących rytmów i wzbogaconych
jeszcze solówkami na saksofonie i organach. Miejscami przypomina to owe słynne
pandemonium rytmiczne z uzyskane przez zespół Santany na albumie
„Caravanserai”. Nie jeden zespół z Europy czy USA jedynie może pomarzyć o tak
naturalnym improwizowanym brzmieniu.
Utwór „Ye Ye De Smell” - ma moim zdaniem – bardziej
soulowo-funkowy rytm przypominający brzmienie zespołu Jamesa Browna. Jednak
poprzez pochodzenie muzyków znacznie więcej tutaj korzennego afrykańskiego
rytmu. Bardziej uwypuklono w nim grę sekcji dętej i korespondujące z nią partie
wokalne. Podobnie jak w przypadku dwóch poprzednich nagrań jego część środkową
zajęła bardzo dobra improwizacja z solówkami na organach i saksofonie. Słuchając
jej przypominają się nagraniach orkiestr jazzowych z rozbudowanymi sekcjami
instrumentów dętych. Natomiast sposób artykulacji wokalisty i jego dialog z
instrumentalistami jest zdecydowanie afrykański, bo nawiązujący do bluesowego
call and response (tak nawiasem mówiąc ten sposób prowadzenia wokalizy wywodzi
się właśnie z Aryki). Pod koniec utworu pojawia się dość rozbudowana, ale
jeszcze nie męcząca improwizacja na perkusji.
Oryginalną płytę pierwotnie zamykało nagranie „Egbe Mi O
(Carry Me I Want To Die)” zaczynające się znacznie bardziej ekspresyjne niż
trzy poprzednie. Szybko jednak przechodzi w utwór ze statecznym rytmem będącym
podkładem dla kolejnych znakomitych improwizacji organów i saksofonu. Tak
nawiasem mówiąc brzmienie tych organów we wszystkich tych utworach przypomina
dźwięki jakie wydobywał ze swego instrumentu Ray Manzarek w okresie nagrywania
płyty „L.A., Woman”, a zwłaszcza w utworze „Riders Of The Storm”. Gdyby nie
typowo afrykański, bardzo ekspresyjny i gardłowy sposób śpiewu Feli Kutiego, to
właściwie nie dałoby się stwierdzić skąd pochodzi grająca ten utwór grupa.
Ogólnie rzecz biorąc dokładnie tak samo śpiewa większość amerykańskich czarnych
klasyków bluesa. Wyróżnikiem tego nagrania jest znacznie bardziej rozbudowana
partia wokalna o charakterze improwizowanym i wspomagające ją chóralne zaśpiewy
w jej końcówce.
W wydaniu kompaktowym jakie nabyłem dodano jeszcze jedno
rozbudowane nagranie „Ginger Baker & Tony Allen Drum Solo” będące – jak już
sam tytuł wskazuje – rozbudowaną improwizacją perkusyjną, po części bardzo
udaną, a po części nieco rozwlekłą a przez to nudnawą. O ile początkowy jej fragment
wciąga słuchacza swymi wielowarstwowymi liniami rytmów, to po pewnym czasie można
ulec lekkiemu znudzeniu powtarzalnością perkusyjnych kanonad
charakterystycznych dla rocka tamtych czasów, w tym także dla grupy Cream.
W młodości widziałem film dokumentalny Tony Palmera z
sekwencją przedstawiającą Gingera Bakera podczas jego bytności w Afryce, gdzie
nagrywał jakieś nagrania, ale tak naprawdę nigdy ich nie słyszałem.
Przeczytałem o nich dopiero wiele lat później w polskiej prasie muzycznej, a
posłuchałem dopiero z chwilą kupienia tego albumu w 2018 r. Nabyłem go w
sklepie internetowym w Niemczech. Kupiłem wydane tego albumu przygotowane przez
wytwórnię Knitting Factory Records w 2010 r. To wydanie ma formę card sleeve, a
więc w płyta jest w kartonowym opakowaniu zbliżonym w formie opakowań typu mini
winyl replica.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz