Grupa Buffalo to zespół z Australii działający w latach
1971-1977 i grający hard rocka z wpływami bluesowymi czy heavy progresywnymi. W
epoce jego muzykę reklamowano, czy raczej opisywano jako ciężki rock przesiąknięty
okultystycznymi riffami – w sumie dokładnie takimi samymi jakie stosował także
zespół Black Sabbath.
Grupa powstała na bazie blues-rockowego zespołu Head
działającego w okresie 1968-1971. Głównym organizatorem obu tych zespołów był
wokalista Dave Tice. Resztę składu na pierwszym albumie po reorganizacji dopełniali:
Peter Wells (gitara basowa), John Baxter (gitara basowa), Paul Balbi (perkusja)
i Alan Milano (drugi wokalista).
W okresie swego istnienia zespół nagrał i wydał pięć albumów
studyjnych. Wielu krytyków i fanów uważa za najlepszy w jej dorobku drugi z
albumów „Volcanic Rock” (1973). Część fanów uważa jednak że równie dobry,
jeżeli nie lepszy jest jej debiutancki album „Dead Forever” (1972). Obu
wspomnianym niczym nie ustępuje także trzecia z kolei płyta tej grupy „Only
Want You for Your Body” (1974). Pozostałe dwa albumy studyjne nie są już tak
interesujące.
Niestabilność składu i brak promocji w australijskim radiu
na pewno nie pomagały grupie w komercyjnym sukcesie, a w końcu także okładkowy
skandal (o czym dalej). Tym nie mniej zespół dorobił się statusu jednego z
prekursorów australijskiego hard rocka, a obecnie uważa się go za jednego z
prekursorów hard rocka w ogóle.
Album „Dead Forever” do chwili obecnej ukazał się w
osiemnastu wersjach na różnych nośnikach. Po raz pierwszy na winylu wydała go –
podobnie jak wszystkiego inne jego albumy – wytwórnia Vertigo, a dokładniej jej
australijski oddział. Tego samego roku płytę tę wydano także w Niemczech.
Pomimo braku promocji album sprzedał się w 25 tys. egzemplarzy co umożliwiło
grupie dalszą działalność. Przez kolejne kilkanaście lat płyta ta nie była
wznawia, przez co stała się trudno osiągalna – zwłaszcza w USA i Japonii, gdzie
nigdy nie została wydana. Tym co się rzuca najbardziej w oczy już po pierwszym
przesłuchaniu tej płyty, to fakt, że unosi się nad nią duch brzmienia Black
Sabbath.
Po raz pierwszy na płycie kompaktowej wznowiły go wytwórnie
niemieckie: SPM Records w 1988 r. oraz Repertoire Records w 1991 r. Także oba
te wydania były trudno osiągalne, bo niskonakładowe. Bardziej dostępna dla
masowego słuchacza album ten stał się dzięki wznowieniem dokonanym w pierwszej
i drugiej dekadzie XXI w.: włoskim (Akarma), niemieckim (Repertoire) i
australijskim (Aztec Music, Vertigo). Ciekawostką jest wydanie tej płyty w
formie digipacka przez maleńki Lichtenstein w 2003 r.
Oryginalne wydanie tego albumu zawierało osiem nagrań w
większości skomponowanych przez duet: D. Tice i J. Baxter. Ale znalazł się
tutaj także przeróbki utworów innych autorów: Blues Image (Pay My Dues) i grupy
Free (I’m A Mover).
Album rozpoczyna sześciominutowa kompozycja „Leader”. Jej
początek utrzymany jest w stylu heavy psychodelicznego rocka (chórki i ciężkawa
gitara), ale szybko przechodzi do typowego hard rocka opartego na wyraźnym
gitarowym riffie. W brzmieniu przypomina jeszcze nieco surowe nagrania Black
Sabbath z okresu jego debiutu. Stąd słychać tutaj wiele ciężkiego blues rocka,
ale też nagranie to nie jest już bluesem.
Najkrótszy na pierwotnej płycie utwór „Suzie Sunshine” to
dość przebojowa piosenka oparta na melodyjnym, choć dość surowym riffie podobna
w ogólnym brzmieniu do nagrań Cream czy Jimi Hendrix Experience. Jej gitarowy
początek wręcz żywcem przypomina wczesne nagrania Pink Floyd.
Nagranie „Pay My Dues” to dość udana hard rockowa adaptacja
utworu amerykańskiego zespołu Blues Image. Rozpoczyna się od kakofonii oraz brudnego
przesterowanego brzmienia gitary i wycia syren alarmowych, co przypomina „War
Pigs” zespołu Black Sabbath. Dalsza część nagrania płynie naturalnie i
swobodnie oraz urzeka ciężką rockową melodyką i dwugłosowymi partiami
wokalnymi.
„I'm A Mover” to najdłuższy, bo ponad dziesięciominutowy, utwór
na płycie i jak już wspomniano własna adaptacja klasyka brytyjskiego zespołu Free.
Grupa nadała temu nagraniu znacznie cięższe niż w oryginale brzmienie, poprzez
sposób śpiewu wokalisty, a także hard rockowe partie instrumentalne. We
fragmentach improwizowanych przypomina ono mocno podszyty ciężkim blues rockiem
utwór „Warning” zespołu Black Sabbath z pierwszej płyty. Wszystkie instrumenty
brzmią klarownie, ale surowo i dostojnie w swej ciężkiej prostocie.
Utwór „Ballad Of Irving Fink” pierwotnie otwierał drugą
stronę winylowego albumu. W przeciwieństwie do innych nagrań skomponował go
duet: A. Milano i J. Baxter. Utwór opiera się na dobrym hard rockowym riffie
ciągnącym całe nagranie. W przeciwieństwie do innych nagrań partie wokalne są w
nim bardziej melodyjne, ale trudno się dziwić, skoro jednym z kompozytorów był
drugi wokalista grupy. Wokalnie utwór przypomina miejscami styl grupy Spooky Tooth.
Kompozycja „Bean Stew” to najdłuższe, bo ponad
siedmiominutowe, nagranie po drugiej stronie płyty winylowej. Podobnie jak
poprzednie oparto je na wyraźnym i melodyjnym riffie od razu wpadającym w ucho.
Wyróżniają się solówki gitarowe nie odbiegająca kunsztem od ówczesnych mistrzów
gatunku np. tych granych przez Tony Iommiego.
„Forest Rain” rozpoczyna się od stonowanej partii gitary, co
wraz z wyciszoną wokalizą czyni z niego całkiem przyjemną balladę rockową. Oczywiście
hard rockowe oblicze grupy także tutaj się objawia, ale nie dominuje ono
brzmienia całości utworu. Ciekawe są odgłosy mew uzyskane na gitarze w końcowej
partii nagrania. Taki efekt z kolei przypomina podobne dźwięki uzyskane w tym
samym czasie przez grupę Budgie.
Tytułowy „Dead Forever” to powrót do ostrzejszego grania
opartego na wyraźnym i melodyjnym riffie – może nawet najbardziej oryginalnym
na tej płycie. Sekcja rytmiczna gra wyjątkowo dobrze i tworzy wręcz wymarzoną
przestrzeń dla improwizacji gitary – niezwykle zresztą udanych. Partie wokalne
są dopracowane i robią dobre wrażenie.
W reedycji kompaktowej jaką nabyłem dodano także kilka nowych
nagrań. Przed wszystkim jedynego singla z 1971 r. gdy grupa występowała pod
nazwą Head. Zamieszczono tutaj obie jego strony, a więc utwory „Hobo” i Sad
Song”. To typowe i dość sztampowe utwory blues rockowe wykonane w manierze
charakterystycznej dla końca lat 60.
Znacznie bardziej interesujące są trzy pozostałe nagrania
powstałe w okresie debiutu grupy, także opublikowane wówczas na singlu wydanym
w 1972 r. To udane przeróbki klasyków rocka and rolla: „No Particular Place To
Go” Chucka Berre’go, „Just A Little Rock And Roll (A Shot Of Rhythm And Blues)”
Terry Thompsona i własny utwór w tym samym duchu „Barbershop Rock” autorstwa
gitarzysty Johna Baxtera.
Niektórym nie podobała się okładka tej płyty przedstawiająca
pokiereszowaną twarz jakiegoś człowieka spoglądającą przez oczodołu czaszki
człowieka. W przyszłości kontrowersyjna okładka innej płyty tego zespołu stała
się przyczyną jego bojkotu w wielu krajach, co oczywiście przyczyniło się do
upadku tego zespołu.
Ja wybrałem do zakupu debiutancki album tego zespołu, bo to właśnie
dzięki niemu po raz pierwszy usłyszałem o tym zespole na początku lat 90. XX w.
Zobaczyłem go u jednego ze znajomych. Było to wydanej tego albumu wydane przez
wytwórnię Repertoire w 1991 r. Ponadto to właśnie na tym albumie po raz
pierwszy ujawnił się hard rockowy styl zespołu. Płytę tę kupiłem dopiero w 2017
r. w sklepie internetowym w Niemczech.
Nabyłem australijskie wydanie tego albumu z 2006 r.
przygotowane przez firmę Aztec Music w formie digipacka. W przeciwieństwie do
wielu innych podobnych wydawnictw został ona bardzo starannie przygotowany
m.in. jest podwójnie rozkładany, a sama płyta nie ma irytujących przesterowań
dźwięku (loudness war) będących plagą współczesnych reedycji kompaktowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz