niedziela, 3 stycznia 2021

Swans – „Children of God / Feel Good Now”, Mute/Young God Records, 1987/2020, EU





Amerykański zespół Swans (Łabędzie) powstał w Nowym Jorku w 1982 i istnieje z przerwami do chwili obecnej. W ciągu tego okresu wydał siedemnaście albumów studyjnych, przy czym kilka razy zmieniał na nich swój styl muzyczny. W początkach swej kariery wychodząc od stylu post punkowego tworzył muzykę w stylu no wave i noise rocka z elementami industrialu np. debiutancki album „Filth” (1983), potem grał własną odmianę alternatywnego i gotyckiego rocka z elementami amerykańskiej wersji art. rocka np. „Children of God” (1987), potem śmiało zanurzył się w świecie muzyki eksperymentalnej np. „Soundrtracks for The Blind” (1996), by po latach powrócić doskonałą trylogią: „The Seer” (2012), „To Be Kind” (2014) i „The Glowing Man” (2016) będącą połączeniem mrocznego psychodelicznego rocka, muzyki eksperymentalnej, post rocka, swobodnej improwizacji i noise rocka. Z powodu tych zmian stylistycznych miłośnicy grupy, a tym bardziej mniej zapoznani z twórczością Swans melomani mogą mieć trudności z tym, w jakim dokładnie stylu grupa tworzyła swe dzieła. Generalnie można by powiedzieć że to alternatywny rock wywodzący się w prostej linii z post punku. Niezależnie jednak od czasu i stylu w jakim powstały jej albumy są godne uwagi, a przynamniej kilka z nich, w tym powyżej wymienione, na pewno należą już kanonu rocka.

W ciągu lat swego istnienia zespół Swans wielokrotnie zmieniał skład, ale jego trzonem było zawsze dwóch muzyków: wokalista i multiinstrumentalista Michael Gira obdarzony też dużą wyobraźnią kompozytor i zdolny, choć kontrowersyjny, autor tekstów oraz gitarzysta Norman Westberg. Trzecim długoletnim członkiem grupy był basista Algis Kizys grający w niej w latach 1986-1996. Na osobną uwagę zasługuje też wokalistka i pianistka Jarboe występująca w nim w latach 1985-1998, o czym więcej poniżej. Gira jest oczywiście liderem tego zespołu, kompozytorem całej muzyki, autorem tekstów i jego dyrektorem artystycznym, ale jak sam podkreśla, nie byłoby Swans bez wkładu pozostałych członków tej grupy. Bo dopiero ich wspólny wysiłek oparty na ich talentach nadawał muzyce grupy pełni kształtu. Doskonałym przykładem tej tezy jest oryginalny sposób gry na gitarze Westberga, bez którego trudno byłoby sobie wyobrazić klasyczne czy współczesne brzmienie Swans. 

Michael Rolfe Gira urodził się 9 II 1954 r. w zamożnej rodzinie na przedmieściach Los Angeles. Jego ojciec Robert Gira pracował w firmie produkującej części lotnicze, a jego matka Alice (z d. Shulte), jak podkreśla Gira, była piękną kobietą i choć zajmowała się domem, to także miała ukończone studia. W 1963 r. jego ojciec, a więc gdy Michael miał zaledwie 9 lat, stracił majątek, co sprowadziło na jego rodzinę wiele nieszczęść. Gdy był nastolatkiem jego rodzice rozwiedli się a on zamieszkał z matką, która trapiona różnymi problemami popadła w alkoholizm. Z tego powodu Michael, choć sam był niepełnoletni, musiał zajmować się młodszym bratem. Następnie młody Gira zamieszkał u ojca, z którym z konieczności wiele podróżował po Stanach Zjednoczonych i Europie, bo ten ciągle poszukiwał pracy. Europa nie była im tak znowu obca, bo byli potomkami emigrantów z Hiszpanii.

Jako nastolatek został aresztowany w Kalifornii za drobne przestępstwa za co groziło mu więzienie dla nieletnich. Aby tego uniknąć wraz z ojcem wyjechał do Niemiec. Jednak w 1969 roku uciekł od niego i przyłączył się do grupy hipisów z którymi przemierzał autostopem Europę ostatecznie docierając aż do Izraela. Jednak i tam popadał w konflikt z prawem i za próbę sprzedaży haszyszu miejscowa policja zamknęła go w więzieniu. I choć był zaledwie 15-latkiem został wówczas zamknięty w więzieniu dla dorosłych w Jerozolimie, bo dodatkowo władze podejrzewały go o terroryzm. Dla wrażliwego młodzieńca było to ogromnie ciężkie przeżycie, stąd pojawiające się w późniejszej twórczości Swans uczucia przymusu, izolacji i klaustrofobii. Notabene były to wrażenia podobne do tych jakie przeżywał gdzieś tam w blokowisku w Wielkiej Brytanii młody Ian Curtis, późniejszy lider Joy Division. Stąd nie jest przypadkiem, że także fragmentami muzyka obu tych zespołów bywa niekiedy bardzo podobna, choć oczywiście nie było to zamierzone.

Po powrocie do Ameryki, a dokładniej do Kalifornii, najpierw pracował w piekarni, ale jego ambicje sięgały dalej, dlatego skończył szkołę średnią i podjął studia malarskie w Otis College of Art and Design w Los Angeles. W tym czasie wiedział już, że chce być artystą, ale swoją przyszłość widział raczej w sztuce performance niż w samym malarstwie czy rysunku. Jego życie zmienia się gdy w wielu około 20 lat po raz pierwszy w radiu słyszy zespół Sex Pistols, co powoduje, że nagle często uczestniczy jako fan w koncertach lokalnych zespołów punk rockowych w Los Angeles. Jest zafascynowany ich surowym brzmieniem, co najpierw skłania go do wydawania lokalnego fanzinu „No Magazine” a następnie do założenia własnego zespołu Little Cripples.

W 1979 r. przenosi się do Nowego Jorku gdzie dorywczo pracuje jako robotnik budowlany, a wieczorami gra ma basie (bo to był jego pierwszy instrument) w lokalnych klubach z nowym zespołem Metal Envelope przemianowanym potem na Circus Mort. Grupa ta grała muzykę punk i choć nie odniosła większego sukcesu, to przetrwała do 1981 r. a nawet wydała jedno EP.

Zafascynowany twórczością Throbbing Gristle i Stooges w 1982 r. Gira zakłada nowy zespół który nazwa Swans. Z biegiem czasu krytycy muzyczni postrzegają go jako nowe wcielenie The Velvet Underground, ale on sam widzi w nim raczej nowy autonomiczny nowojorski styl muzyczny wyrastający z no-wave i post-punku. Jego celem było bowiem stworzenie w pełni oryginalnego stylu nieporównywalnego z niczym innym. W tym wypadku wzorem są dla niego: Captain Beefheart i Frank Zappa, ale także twórcy współczesnej muzyki kameralnej np. Edgar Varese. W skład tego nowego zespołu obok wspomnianego Westberga, który grał potem na prawie wszystkich albumach Swans wszedł też m.in. gitarzysta Thurston Moore. Oczywiście dla takich dwóch samców alfa jak Gira i Moore nie było miejsca w jednym zespole, stąd ten drugi szybko opuścił tę grupę i założył własną formację Sonic Youth. Nie przypadkowo więc oba debiuty, Swans i Sonic Youth, pochodzą z tego samego czasu i prezentują tę samą kakofoniczną gitarową muzykę bliską dźwiękowej anarchii daleko większej niż to co niegdyś prezentował Sex Pistols. Różnica pomiędzy nimi polegała też na tym, że Gira był raczej moralizatorem i cynikiem, a Moore jedynie komentatorem zastanej rzeczywistości.

Jak w wywiadach podkreśla Gira nazwę Swans dla swego zespołu wybrał dlatego, że doskonale ukazuje ona dualizm muzyki zespołu, a zarazem otaczającego nas świata i ludzi, gdyż łabędzie na zewnątrz są pięknymi i majestatycznymi ptakami, a wewnątrz mają wyjątkowo paskudne charaktery. I w dużej części dotyczyło to także samego Giry, którzy otwarcie wówczas mówił, że nienawidzi ludzi, a na koncertach celowo szarpał ich za włosy czy deptał im palce jeżeli kładli je na scenie. Problemy były też z policją, która we wczesnych latach działalności grupy często przerywała jej koncerty z powodu ich zbytniej głośności i skarg okolicznych mieszkańców. Po latach odciął się jednak od postawy niechętnej innym ludziom twierdząc, że była ona niszcząca także dla niego samego. W wywiadach podkreśla też, że gdyby nie został w młodości muzykiem to przypuszczalnie byłby zawodowym mordercą i raczej należy mu wierzyć. Jako zodiakalna ryba Gira jest na pewno człowiekiem wrażliwym, muzycznie wybitnie zdolnym, ale też upartym i trudnym we współżyciu.

Młodzieńczy mizantropizm Giry uległ złagodzeniu po raz pierwszy z chwilą dołączenia do Swans w 1985 r. nowego członka, a dokładniej członkini, dawnej fanki zespołu, a przy okazji pianistki i wokalistki używającej pseudonimu artystycznego Jarboe. Po raz pierwszy wystąpiła ona na albumie „Greed” wydanym w październiku 1986 r. Właściwie nazywała się ona Jarboe La Salle Devereaux, była młodsza od lidera i pochodziła z Nowego Orleanu. Pod naciskiem ojca, oficera FBI a potem policjanta uczyła się śpiewu, ale jej ambicje sięgały dalej niż bycie jedynie zwykłą piosenkarką jazzową czy popową. Podobnie jak Gira okazała się ona bardzo zdolną i oryginalną kompozytorką oraz autorką tekstów. Jej osoba tak bardzo przypadła do gustu Michaelowi, że najpierw została jego kochanką a potem żoną. I choć małżeństwo to nie przetrwało próby czasu, to jednak w latach 80. i 90. znacząco wpłynęło na zmianę stylu muzyki Swans. Stała się ona mniej zgrzytliwa, bardziej melodyjna i bardziej przystępna, choć nie koniecznie aż tak bardzo pogodna. W takich warunkach powstała omawiana tutaj płyta.

Podwójny album „Childern of God” („Dzieci Boga”) był piątą płytą studyjną w karierze grupy. Nagrano go w lutym i marcu 1987 r. w Sawmills Studios in Golant w Kornwalii nad rzeką Fowey. Znajduje się ono w dawnym młynie wodnym przerobionym na studio w 1974 r. przez Tony’ego Coxa. W studiu tym swe albumy nagrywało także wielu innych znanych wykonawców, głównie niezależnych, m.in. Still Little Fingers, New Model Army, Stone Roses, The Verve, ale też Duran Duran i Muse. Jednak to, że grupa musiała wyjechać do dalekiej Wielkiej Brytanii aby nagrać płytę raczej źle świadczyło o kondycji ówczesnego amerykańskiego przemysłu muzycznego zachłyśniętego sukcesem Michaela Jacksona i wszelkiej maści inną muzyką komercyjną i nie mającego serca i chęci do przeznaczenia miejsca i środków dla wykonawcy takiego jak Swans grającego muzykę ambitną, choć mało komercyjną. 

Nagrany materiał wydano po raz pierwszy na podwójnej płycie winylowej 19 X 1987 r. Wydanie amerykańskie sygnowały wspólnie wytwórnie: Caroline Records będąca oddziałem koncernu Virgin/EMI do wydawania mniej komercyjnych wykonawców oraz wytwórnia Product Inc. będąca oddziałem niezależnej wytwórni Mute Records. Z kolei wydanie brytyjskie sygnowała wytwórnia Wire Records. Do chwili obecnej ukazało się w sumie 21 wersji tego albumu na różnych nośnikach. Jak na niby kultowy album to stosunkowo niewiele, bo np. wydany w tym samym roku debiutancki album Guns N’ Roses „Appettite For Destruction” ukazał się w co najmniej 365 edycjach, a więc w aż o 17 razy większej ilości wersji.

Na wspomniane 21 wersji albumu „Children of God” aż 16 ukazało się w 1987 r., kiedy to album ten wydano także w Kanadzie, Hiszpanii, Australii i Nowej Zelandii. Spośród tej liczby wydań osiem wydano na płytach winylowych, pięć na płytach kompaktowych i aż siedem wydań przygotowano na kasetach magnetofonowych. Wydawanie mało komercyjnych albumów na kasetach było w tym czasie czymś dość typowym i gwarantowało zwrot zysków przy niższych kosztach sprzedaży, a jednocześnie pozwalało na zakup tych nośników przez mniej zamożnych klientów. W związku z tym, że większość wydań tej płyty ukazało się w 1987 r., w tym pierwsze dwa wydanie kompaktowe (brytyjskie Product Inc.) i amerykańskie (Caroline), to była ona bardzo trudno dostępna zwłaszcza na tym nośniku. Jedynym bardziej dostępnym wydaniem kompaktowym była piracka wersja tego albumu przygotowana ok. 2000 r. przez Rosjan i sygnowana przez wytwórnię ArsNova na bazie wydania Caroline. Co dość dziwne, album ten nie miał ani jednego wydania japońskiego. Za to posiada wydanie greckie na winylu z 1988 r. i nowe wydanie europejskie z 2020 r.

Praktycznie rzecz biorąc jedynymi kompaktowymi oficjalnymi wydaniami albumu „Children of God” były jego reedycje w postaci składanek z innymi albumami: z albumem „World of Skin” w 1997 r. czy też z albumem „Feel Good Now” z 2020 r. Niestety w pierwszym wypadku zmieniono oryginalną okładkę tej płyty, co było dość irytujące. Ten błąd naprawiono przy tym drugim wydaniu, tym tutaj omawianym. Te wydania tego albumu zostały już przygotowane przez własną wytwórnię Michaela Giry, Young God Records, założonej w 1990 r. 

Album „Children of God” został nagrany w następującym składzie: Michael Gira (śpiew, gitara akustyczna, instrumenty klawiszowe, efekty dźwiękowe), Jarboe (śpiew, śpiew wspomagający, efekty dźwiękowe, fortepian, instrumenty klawiszowe), Norman Westberg (gitara i gitara akustyczna), Algis Kizys (gitara basowa), Theodore Parsons (perkusja). Producentami albumu byli: Michael Gira i Rico Conning. Niepokojącą okładkę albumu opatrzoną licznymi spiralami, kilkoma krzyżami i zamkniętym gdzieś w środku tego konceptu w okrągłym wzierniku przykucniętą i przytłoczoną tym wszystkim postacią ludzką zaprojektowało brytyjskie studio graficzne Me Company należące do Paula White’a.

Album ten obejmuje w sumie trzynaście nagrań o łącznym czasie trwania około 71 minut. W czasach w jakich został przygotowany musiano go wydać na podwójnym albumie winylowym, ale już jego edycja kompaktowa mieściła się na jednej płycie CD. W większości to nagrania o średniej długości liczące nieco powyżej pięć minut. Jedynie trzy nagrania z tej liczyby są dłuższe, dwa mają powyżej sześć minut a jedno z nich liczy ponad siedem minut. Głównym autorem wszystkich nagrań była Michael Gira, trzy stworzył wespół z Kizysem, Westbergiem i Parsonsem, dwa we współpracy z Kizysem i Westbergiem, aż w pięciu przypadkach współkompozytorem utworów była Jarboe, a dwa nagrania powstały dzięki współpracy Giry z Westbergiem. Jedynie w przypadku nagrania „You're Not Real” jego kompozytorem był wyłącznie sam lider. 

Posiadana przez mnie wersja tego albumu przygotowana została w formie składanki wydanej przez wytwórnie Mute i Young God Records w 2020 r. Obejmuje ona dwa albumy: „Children of God” oraz „Feel Good Now”, oba wydane w 1987 r. Opublikowano ją z przodem okładki tego pierwszego albumu. Z kolei ten drugi album to płyta koncertowa (pierwotnie podwójny album winylowy) nagrany podczas europejskiej trasy promującej materiał z płyty „Childern Of God” w 1987 r. Nagrania pochodzą z koncertów w krajach zachodnich m.in. w Niemczech, Francji, Belgii czy Holandii, ale też w państwach ówczesnego bloku wschodniego m.in. w Czechosłowacji i Polsce. Odegrano tutaj repertuar albumu „Children of God”, ale w wersjach znacznie bardziej agresywnych niż w oryginale. 

I to właśnie grupa dzieci z Polski wśród których stoi Gira znalazło się na okładce tego albumu. Dzieci te trzymają karteczki z wizerunkiem krzyża, co nawiązywało do religijnej tematyki albumu „Children of God” i miało zdecydowanie ironiczny charakter, ale ani te dzieci, ani przypuszczalnie polska publiczność tych koncertów nie była tego w większości w pełni świadoma. Album ten zresztą jest bardzo rzadki, bo jak dotąd ukazał się jedynie w czterech wersjach: jednej winylowej z 1987 r. i trzech kompaktowych wydanych w latach 1987 i w 2002 r. Dwa utwory z niego: „Blind Love” i „Sex God Sex” przedstawiono na nim w znacznie dłuższych wersjach niż na płycie „Children of God”.

Ja jednak skupię się tylko na omówieniu poszczególnych utworów z albumu „Children of God”. 

Otwierający całość ponad pięciominutowy utwór „New Mind” z wiodącym śpiewem Michaela Giry wprowadza nas w nastrój całości tego podwójnego albumu. To utwór o mocnym hard rockowym brzmieniu utrzymany w marszowym rytmie, a jego ponury charakter charakterystyczny dla rocka gotyckiego potęguje utrzymany w niskich tonacjach wokali lidera. Jego przekaz wzmacniają wielogłosowe wokalizy pozostałych członków zespołu. Nagranie kończy się niepokojącą instrumentalną kakofonią. Tekst utworu jest wielką krytyką doktryn religijnych, które czynią z seksu prostą drogę do Piekła i potępienia. Stąd wezwanie do tytułowego oczyszczenia umysłu., bo grzech i Bóg jest mój.

„In My Garden” to powolny utwór o charakterze balladowym z bardzo smutnym i jakimś takim nostalgicznym głosem Jarboe. To głównie z tego powodu nasuwają się porównania z podobnymi przeraźliwie smutnymi i samotnymi partiami wokalnymi Nico z okresu Velvet Underground czy jej pierwszych solowych płyt. Jego instrumentarium tworzy głównie fortepian, gitara i partie fletu. Na tym ostatnim gra Simon Fraser. Dopiero w końcowej partii utwór ten przybiera bardziej elektryczne, czy wręcz elektroniczne brzmienie. Tekst przyrównuje szczęśliwe życie u boku innego człowieka do ogrodu, w którym on sam nigdy się nie zestarzeje i nie umrze. 

„Our Love Lies” oparty jest na powolnym temacie melodycznym granym na gitarze w rytm majestatycznie grającej sekcji rytmicznej. Niski głos Giry przeciwstawiono tutaj delikatnym wokalizom drugiego planu. Ich charakter przywołuje na myśl jakieś tajemnicze misterium. Nagranie to jest podobne w swym charakterze do dzieł innych twórców gotyckiego rocka, a zwłaszcza Sisters Of Mercy, ale także do nagrań Joy Division. Tekst wzywa Boga do ocalenia ludzi, bo oni wierzą w miłość, choć leżą powykręcani, zniekształceni i śmiertelnie chorzy. 

„Sex, God, Sex” to jeden z najważniejszych utworów na tym albumie, a zarazem jeden z hymnów zespołu. Utrzymany jest w powolnym tempie i zbudowany na molowej skali. Górnym wokalistą jest tutaj Gira, którzy swym barytonem obwieszcza nam swą modlitwę do Boga. A nie jest to miła modlitwa, bo trzeba Boga w niej ciągle błagać o wybaczenie, choć nie zrobiło się niczego złego, trzeba go błagać o to, aby wziął nas w swe okrutne ramiona. To raczej melodeklamacja niż typowy śpiew. Jego sposób artykulacji i brzmienie przypominają dzieła twórców współczesnej muzyki klasycznej, co zresztą uzasadniają podjęte w jego tekście tematy. Zawodzenie w wokalizach drugiego planu dodatkowo utwierdza nas w ironicznym przesłaniu tego nagrania, a więc „Chwalmy Boga”.

„Blood And Honey” to kolejny utwór z ponurą melodią na tym albumie, ale tym razem z Jarboe w roli głównej wokalistki. Nagranie ma nieco senny nastrój, czy raczej jest ilustracją koszmarnego snu, gdzie gitara tworzy ulotny przewodni motyw melodyczny, a sekcja rytmiczna tworzy gęste tło dla niej i zawodzącego głosu przewodniego. Wszystko to wywołuje u słuchacza efekt niepokoju i stan nieprzemijającego napięcia. Muzyka dobrze ilustruje niejednoznaczny tekst opowiadający o martwych kochankach leżących w trawie nad rzeką.

„Like A Drug (Sha La La La)” oparto na hard rockowym riffie, którzy jednak w pełni har rockowym nie jest, bo pozbawiono go bluesowej głębi towarzyszącej mu sekcji rytmicznej. Za to mamy znowu zawodzącego Michaela Girę i przetworzone elektronicznie głosy jego towarzyszy z grupy w tle. W tym nagraniu grupę wspomogła na wiolonczeli Audrey Riley. W sumie nagraniu temu bliżej do industrialu niż do jakiejkolwiek innej znanego stylu rockowego. Tekst porównuje gorące uczucia towarzyszące dwojgu kochanków (lub ekstazę religijną) do przeżyć po spożyciu narkotyków, to samo ciepło w umyśle i brzuchu. 

„You're Not Real, Girl” to kolejna dość smutna ballada, tym razem śpiewana przez Michaela Girę. Główną rolę melodyczną odgrywają w niej instrumenty klawiszowe na tle których lider głosi swe smutne refleksje dotyczące obcowania z ukochaną. A konkretnie chodzi o poczucie braku głębszej więzi i wrażenie jakby nic w tej ukochanej nie było prawdziwe, jakby nie była sobą, gdy są razem, a on bezgranicznie ufa jej ciału. W tym wypadku głos Giry bardzo przypomina tutaj manierę Iana Curtisa z Joy Division, a i samo nagranie przywodzi na myśl styl tej grupy.

„Beautiful Child” rozpoczyna się od wystrzałów, a następnie przechodzi do gitarowego ataku w stylu hard core punk. Ale jednak to nie Black Blag, a zespół Swans, o czym szybko przekonuje nas piekielnie intensywna partia wokalna Michaela Giry spotęgowana jeszcze przez partie śpiewane drugiego planu. Faktura utworu jest gęsta, przesiąknięta szaleństwem i wściekłością, ale zarazem bardzo wciągająca. Niejednoznaczny tekst jest refleksją sensie życia człowieka. Dosłownie opowiada o „pięknym dziecku”, które jest kochane, które chce wziąć na ręce i posłuchać jego płaczu, ale też ma chęć zabić to dziecko, bo to jego wybór i życie. Na koniec Gira ze smutkiem dodaje, że żałuje iż się w ogóle urodził, bo to dziecko to on sam, ale w konkluzji przezornie dodaje do tych myśli - „Won z mojej głowy!”.

„Blackmail” to jedno z dwóch najbardziej lirycznych nagrań na tym albumie, a zarazem najkrótsze, bo liczące tylko trzy i pół minuty. Główną partię wokalną wykonuje w nim Jarboe. W przeciwieństwie do pozostałych nagrań jest ona spokojna i liryczna, podobnie jak sama muzyka stworzona na fortepianie na którym gościnnie gra William Barnhardt i oboju obsługiwanym przez samą Lindsay Cooper, niegdyś członkinię awangardowego zespołu Henry Cow. W tekście podmiot liryczny ofiarowuje swoje ciało kochance, kiedy jej będzie zniszczone, ale żąda też deklaracji, że ta zrobi dla niego wszystko.

„Trust Me” rozpoczyna się lirycznie, od partii fortepianu i oboju na którym znowu gra Lindsay Cooper, ale szybko przechodzi do typowego dla Swans ostrego gotyckiego rocka z wiodącą partią wokalną Michaela Giry. Prosty powtarzalny rytm jest bardziej przystępny, ale i tak z powodu lodowato zimnych i odhumanizowanych solówek na gitarze nagranie to jest raczej dość nieprzystępne. W końcowej partii utwór ulega wyciszeniu, a zamiast instrumentów słyszymy różne szmery i szum wody, ale jednak jako całość jest on daleki od sielankowości. Jego tekst zawiera jasną deklarację podmiotu lirycznego, że kochanka może mu zaufać, bo to nic niezwykłego, a on ją kocha, choć też szczerze przyznaje, że z drugiej strony nie może mu u w pełni wierzyć.

„Real Love” to powolna całkiem melodyjna i przystępna – jak na Swans - ballada zaśpiewana przez Michaela Girę. Ten ponad sześciominutowy utwór wciąga słuchacza swą gotycko-oniryczną atmosferą stworzoną przez brzmienie gitar i perkusji grających w tonacji molowej, a spotęgowaną jeszcze przez zawodzące wokale drugiego planu ze słyszalnym głosem Jarboe i przekonującą, choć smutną partią na harmonijce ustnej. Tekst jest kolejną dyskusją podmiotu lirycznego z Bogiem, a także wspomnieniem o Ojcu. Mówi, że jest dzieckiem Boga będącego prawdziwą miłością, ale też pyta Go: dlaczego ciągnie człowieka w dół, do zimnej martwej ziemi?

„Blind Love” to najdłuższe nagranie na tym albumie, bo trwające siedem minut i czterdzieści sześć sekund. Pierwsza połowa utworu ma dość spokojny mantryczny charakter, a to za sprawą miarowego rytmu perkusji która nadaje ton tej części nagrania. Oczywiście towarzyszy jej równie stonowana partia wokalna Giry. W połowie następuje gitarowy atak, ale po pewnym czasie uspokaja się i utwór powraca do swego mantrycznego nurtu. I tak już będzie do końca tego utworu, którego rytm będzie odtąd przedzierany gitarowo-perkusyjnymi atakami hałasu. I tak będzie już do końca tego nagrania przy czym po każdym z tych przełomów rytm będzie bardziej intensywny. Jakby na to nie patrzeć, w rytmiczności tego utworu widać inspirację muzyką etniczną ludów pierwotnych. Tekst utworu mówi o tym, że podmiot liryczny jest nieprzyjemny, że jest zimnym trupem, ale wciąż odczuwa potrzebę ślepej miłości.

Album kończy cztero i półminutowa kompozycja tytułowa, czyli „Children Of God”. To majestatyczny i dość melodyjny utwór napędzany pełnym instrumentarium włącznie z klawiszami o wielo fakturowej strukturze z wiodącym śpiewem Jarboe. Jego forma muzyczna i tekstowa została stworzona na kształt modlitwy. A sam tekst to swego rodzaju szyderstwo pod adresem dobrego samopoczucia ludzi przekonanych o tym, że są wybrańcami bożymi: „Jesteśmy wyjątkowi / Jesteśmy doskonali / Urodziliśmy się pod okiem Boga / Jesteśmy Dziećmi Boga”. 

Według ocen anglo-saskich krytyków muzycznych muzyka z tego albumu to amerykańska odmiana awangardowego, eksperymentalnego rocka i art rocka. I w zasadzie można się zgodzić z takim przyporządkowaniem stylistycznym tej płyty. Ja bym jednak dodał jeszcze, ze muzyka z tego albumu to taka bardziej mroczna wersja gotyckiego rocka spod znaku Sisters Of Mercy (basowy baryton Giry ma bardzo podobną intonację głosu do lidera tej grupy Andrew Eldritcha). Z drugiej strony istnieją też pewne podobieństwa stylistyki Swans na tym albumie z twórczością zespołu The Bad Seeds, a sam Gira ma podobny głos Nicka Cave’a (podobnie jak do Leonarda Cohena), ale to oczywiście przypadkowe zbieżności. Nagrania z tego albumu prezentują więc mieszankę rockowych pieśni i ballad, ostrych utworów rockowych i neofolku, choć Gira stanowczo zaprzecza jakoby Swans grali muzykę folkową. To raczej, za sprawą wokalnych interpretacji Jarboe, mającej głos zbliżony do brytyjskich wokalistek Elisabeth Frazer, czy Lisa Gerrard,. Można w tym widzieć pewne podobieństwo interpretacyjne z twórczością czołowych gwiazd wytworni 4AD, ale wydaje się, że to tylko przypadkowa zbieżność, gdyż Jarboe doszła do takiego sposoby śpiewu w ramach stylu zwanego southern gothic. To kombinacja kilku stylów a więc tradycyjnego country, folku, bluesa i gospel, ale o znacznie bardziej mrocznym odcieniu, stąd też ten styl muzyczny nazywa się Gothic Americana, czy Dark Country. Jeżeli chodzi o teksty, to połowa nagrań jest krytyką skierowaną wobec Boga za tolerowanie przez Niego zła panującego na świecie, a druga połowa jest zakamuflowaną refleksją lidera nad jego związkiem z Jarboe. Generalnie teksty są bezosobowe, ale raczej na pewno są inspirowane osobistymi przemyśleniami i przeżyciami lidera. W sumie album ten powszechnie uważa się za jedno z największych dzieł muzycznych zespołu Swans. To także jedna z najlepszych płyt lat 80. oraz jeden z najbardziej znaczących albumów w całej historii rocka.

Aż trudno uwierzyć, że muzycy Swans wydobywają na tym albumie swe niepokojące dźwięki z normalnego instrumentarium tworzonego przez gitary, perkusję i klawisze. Ujawniona na tym albumie własna wersja rocka gotyckiego, mrocznego choć pozbawionego patosu oraz zgiełkliwego noise-rocka oraz pieśni w stylu southern gothic jest znacznie bardziej przyswajalna, niż wczesne dokonania zespołu. Nie ma tutaj praktycznie miejsca na ograne schematy rockowe czy powielanie zasady zwrotka refren. To w pełni udana próba stworzenia przez Girrę własnego języka muzycznego opartego na rocku, ogólnie mogącego być określonym jako rock alternatywny. Utwory z tego albumu, to na pewno nie nagrania na prywatki czy granie dla relaksu, a swoiste filozoficzne przemyślenia, o niełatwej tematyce. Bo przecież zarysowane w jednym z tekstów pytanie do Boga: dlaczego wciąga nas w zimną otchłań śmierci, na pewno nie jest czymś banalnym, zwłaszcza w świecie muzyki popularnej. W sumie dźwięki stworzone na tym albumie prezentują wszystko co najlepsze w idiomie muzyki rockowej i mało jest wykonawców, którzy są tak twórczy i oryginalni jak Swans. Ale też cena tej oryginalności była wysoka, bo grupa ta w latach 80. wciąż była wykonawcą niszowym, cenionym przez krytyków i koneserów, a mało znanym masowemu odbiorcy.

W Polsce okresu PRL mało kto znał twórczość zespołu Swans, choćby z tej prostej przyczyny, że jego płyty ukazywały się tylko w niszowych wytwórniach w USA i Wielkiej Brytanii. Nawet w tamtych krajach były one trudno dostępne i drogie. W Polsce tamtych czasów były praktycznie nie do dostania, stąd i prawie nikt ich nie znał. Także ja nie znałem tego zespołu w latach 80., bo nie prezentowano go w audycjach muzycznych Polskiego Radia, a tylko one były dla mnie wówczas źródłem pozyskiwania nowej muzyki. Z tego co się zorientowałem pojedyncze nagrania tego zespołu mogły być prezentowane w Rozgłośni Harcerskiej, ale ja jej nie słuchałem. Po raz pierwszy przeczytałem o tym zespole i tej płycie w czasopiśmie „Magazyn Muzyczny” w 1990 r. przy okazji przedrukowanego w nim zestawieni najlepszych 100 płyt lat 80. według dziennikarzy amerykańskiego pisma The Rolling Stone.

Już wówczas wiedziałem, że to musi być wyjątkowo ciekawa płyta, ale przez kolejnych wiele lat nie mogłem jej posłuchać, bo nikt mi znany jej nie miał w swojej kolekcji. Jak już zacząłem zbierać płyty kompaktowe, to okazało się że bardzo trudno ją kupić, a jak już się pojawiała na aukcjach, to osiągała zazwyczaj wysokie ceny i nie było mnie stać na jej zakup. Potem ukazało się to wydanie w zmienionej okładce, co skutecznie zniechęcało mnie do jej nabycia. Album ten kupiłem dopiero ostatnio, a dokładniej w listopadzie 2020 r.,  przy okazji jego najnowszego wznowienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lou Reed, Berlin, RCA / BMG, 1973 / 1998, EU

  Album „Berlin” jest jedną z najlepszych płyt w dyskografii amerykańskiego autora tekstów, kompozytora i gitarzysty Lou Reeda, a zarazem je...