Album „Days Of Futured Passed” grupy The Moody Blues i The London Festival Orchestra pod batutą Petera Knighta jest jedną z najsłynniejszych płyt w historii muzyki popularnej, a zarazem jedną z najlepszych. Płyta ta ukazała się w sprzedaży prawie 52 lata temu, a wciąż jest popularna i ekscytuje kolejne pokolenia słuchaczy. To także jedna z najczęściej analizowanych i opisywanych płyt w historii muzyki rockowej. Właściwie nie wiadomo, co by można o niej nowego napisać, bo nie ma sprawy z nią związanej, która nie została by już wcześniej podjęta przez kogoś innego.
Jednak dla porządku przypomnę tutaj podstawowe fakty związane z tym albumem. To druga płyta grupy The Moody Blues. Pierwszą był album „The Magnificent Moodies” z 1965 r. nagrany przez zespół ze swym pierwszym liderem i wokalistą Danny Lainem i basistą Clintem Warwickiem. Po ich odejściu dalsza kariera grupy stanęła pod znakiem zapytania. Uratowało ją przyłączenie się do niej dwóch nowych muzyków: kompozytora, wokalisty autora piosenek i gitarzysty Justina Haywarda oraz basisty, wokalisty i kompozytora Johna Lodge'a. Klasyczny skład uzupełniali już wcześniej tworzący zespół muzycy: Mike Pinder (kompozytor, wokalista i pianista), Ray Thomas (kompozytor, flecista i wokalista) oraz Graeme Edge (kompozytor, perkusista).
Genezy albumu „Days Of Future Passed” należy szukać w chęci wytwórni Deram (oddział Decca dla muzyki pop) w przetestowaniu i promocji ich nowego systemu nagrywania w systemie stereo zwanego Deramic Sound System (DSS). W tym celu jej szefowie wpadli na pomysł nagrania albumu łączącego motywy jednej ze symfonii Antoníego Dvořáka z muzyką pop. Jednak obecnie niektórzy podważają tę teorię mówiąc, że wytwórnia od początku dała grupie wolną rękę w stworzeniu albumu łączącego muzykę klasyczną z muzyką pop, a dokładniej psychodelicznym rockiem.
W warstwie tekstowej i ideowej album jest dość prosty, bo przedstawia jeden dzień z życia przeciętnego człowieka: od świtu, po godziny nocne. Muzyka jest dostosowana brzmieniem do pory dnia, którą obrazuje: od porannej żwawości, poprzez południowy zgiełk, przez popołudniową nostalgię do wieczornej zadumy i wyciszenia. Poszczególne piosnki połączone są w większe bloki tematyczne odpowiadające temu podziałowi. W sumie nic wielkiego pod względem muzycznym i tekstowym, bo nie jest to jakaś awangarda. Jego genialność tkwi w prostocie i możliwości utożsamiania się z bohaterem tej opowieści przez wszystkich. Z kolei przystępność zamieszonych tutaj piosenek sprawia, że ciągle cieszą się one dużą popularnością.
W każdym razie w wyniku podjętych prac powstał cykl piosenek napisanych przez członków grupy The Moody Blues, do których później symfoniczne interludia i łączniki skomponował Peter Knight. Ich wykonaniem zajęła się kierowana przez niego Londyńska Orkiestra Festiwalowa. Powstałe w ten sposób partie piosenkowe i symfoniczne zostały następnie umiejętnie połączone w jedną całość, dzięki czemu osiągnięto znane wszystkim brzmienie. W sumie powstało wyjątkowo klarowne, ale zarazem bardzo oryginalne dzieło po raz pierwszy łączące klasyczną muzykę symfoniczną z pop rokiem. W sumie to ta integracja nie była całkiem w pełni udana, bo zespół grał sobie, a orkiestra sobie, ale na pewno było to na tyle dobre, by powstała w ten sposób nowa muzyka została okrzyknięta przez krytyków nowym stylem zwanym symfonicznym rockiem.
Nawiasem mówiąc podobne grzechy, a wiec brak głębszej integracji pomiędzy grą orkiestry symfonicznej i zespołu rockowego, skalane były także inne tym podobne projekty z późniejszych lat np. album grupy Deep Purple „The Concerto for Group and Orchestra” (1969). Tym lepiej na tym tle wypadało ich porównanie dla dzieła The Moody Blues. Jedynie grupie The Grateful Dead udało się stworzyć w pełni zintegrowane brzmienie z orkiestrą symfoniczną na płycie „Terrapin Station” z 1977 r. Do dzisiaj jednak to dzieło stosunkowo mniej znane i wysoce niedocenione – zwłaszcza w Polsce.
Album „Days Of Future Passed” miał jak dotąd ponad 230 wydań na różnych nośnikach i jest najczęściej wznawianą płytą grupy The Moody Blues, a także jedną z najczęściej wydawanych w historii muzyki popularnej. Po raz pierwszy na winylu wydała go wytwórnia Deram w 1967 r. W tymże roku ukazała się ona w następujących krajach (niekiedy miała po kilka wznowień, bo szybko się rozchodziła): Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Australii, Kanadzie, Niemczech Zachodnich, Włoszech i Nowej Zelandii. Kolejne wznowienia tego albumu ukazały się pod koniec lat 60. a także w następnych dekadach. W latach 70. wydano go m.in. w Izraelu (1970), Japonii (1971), Republice Południowej Afryki (1971), Wenezueli (1972), Kolumbii (1972), Brazylii (1972), Tajwanie (1972).
Po raz pierwszy na płycie kompaktowej album ten został wznowiony przez niemiecki i europejski oddział Deram w 1986 r. Pierwsze wydanie japońskie na tym nośniku ukazało się w 1989 r. Szczególnie cenione z powodu jakości dźwięku było amerykańskie wydanie tej płyty z 1989 r. przygotowane na złocie przez wytwórnię Mobile Fidelity Sound Lab (MFSL). Była to jednak bardzo droga płyta, a obecnie jest jeszcze droższa z drugiej reki na zachodnich aukcjach osiąga cenę ok. 500 dolarów. Bardziej dostępne dla masowego odbiorcy było remasterowane brytyjskie wydanie tej płyty zrealizowane w 1997 r.
Niestety wszystkie kompaktowe wydania (co do MFSL nie ma pewności na jakiej wersji się oparto) miały jedną poważną wadę, a mianowicie tę, że oparto je na zmodyfikowanym analogowym miksie tego albumu z 1972 r., a nie na oryginalnej taśmie matce z jakiej przygotowano pierwsze wydania winylowe. Różnice w brzmieniu były subtelne i nie tak rażące jak np. na niektórych płytach Franka Zappy, ale odczuwalne dla fanów tej płyty znających oryginał.
Dopiero na jubileuszowym trzypłytowym wydaniu tego albumu (dwie płyty CD i jedna DVD) przygotowanym w 2017 r. na 50-lecie jego wydania udostępniono po raz pierwszy na nośniku kompaktowym oryginalną pierwotną wersję muzyki z tego albumu. Na pierwszej płycie CD znalazł się oryginalny mix stereo z 1967 r., na drugim dysku opublikowano wersję tego albumu w mixie stereo z 1972 r., a na płycie trzeciej na DVD przygotowano specjalną wersję tego albumu w nagraną w technice 5.1 Sourrond. Na obu płytach CD opublikowano także szereg nagrań dodatkowych, w tym m.in. znane już wcześniej utwory studyjne z sesji z 1967 r. a także nagrania jakich dokonał zespół dla BBC. Ponadto znalazły się tutaj liczne alternatywne wersje znanych już utworów. Szczególnie ciekawa jest interpretacja przez Moody Blues rhythm and bluesowego klasyka Niny Simone „Don't Let Me Be Misunderstood” najbardziej znanego z wykonania grupy The Animals.
Po raz pierwszy w całości album „Days Of Future Passed” usłyszałem w audycji „Katalog Nagrań” nadanej 16 X 1981 r. Nagrałem go wówczas na taśmie szpulowej na magnetofonie „Aria”. W tym czasie była to muzyka uznawana za przestarzałą i niemodną, a moi rówieśnicy zachwycali się muzyką z list przebojów na których królowała nowa fala i miałki synth pop. Dodatkowo pozyskane przez mnie nagrania Moody Blues były monofoniczne, bo w takim systemie nadawano tę audycję. Oczywiście to także było niemodne, gdyż wszyscy moi rówieśnicy i melomani chcieli już mieć w tym czasie nagrania w systemie stereo. Ale mnie brzmienie monofoniczne nie przeszkadzało, bo od pierwszego przesłuchania pokochałem muzykę z tej płyty i tylko jej chciałem słuchać.
Jak tylko zacząłem zbierać płyty CD, to w pierwszej kolejności kupiłem ten album. Nastąpiło to podczas mojego pierwszego wyjazdu do Niemiec w 1991 r. Było to pierwsze jego niemieckie wydanie kompaktowe z 1986 r. przygotowane przez Deram. Płyta ta była wówczas bardzo droga, bo kosztowała 35 marek, gdy ceny innych płyt wynosiły przeważnie po ok. 20 marek. Pomimo tego, że bardzo mało wówczas zarabiałem, a cena tej płyty była znaczącym procentem mojego zarobku, to ją kupiłem, bo chciałem mieć swój ulubiony album na własność. Oczywiście pod koniec lat 90. nabyłem też remasterowane (czytaj zepsute) wydanie tego albumu.
Jednak zawsze jak słuchałem tych tego albumu na CD miałem wrażenie, że coś zostało zmienione w jego brzmieniu. Dopiero po latach dowiedziałem się, że przygotowywano je nie na podstawie oryginalnych taśm matek, a na bazie zmienionego mixu stereo. Dopiero w tym wydaniu udało mi się nabyć ten album w oryginalnej pierwotnej wersji o jaką mi zawsze chodziło. To jedna z 10 moich najbardziej ulubionych płyt, których mogę słuchać ciągle i nigdy mi się nie nudzą, a także takich, które zabrałbym ze sobą wszędzie.
Płytę tę w tej wersji kupiłem stosunkowo niedawno w Niemczech. Wcześniej chciałem ją nabyć w Polsce, ale EMPiK najpierw przyjął zamówienie, a potem poinformował mnie, że ten towar nie jest dostępny. Potem znowu album ten był w tej sieci w sprzedaży, więc mnie oszukano - ale to Polska właśnie, a klient nigdy tu nie ma racji. To też rzadki przykład na to, że dany album w tym samym wydaniu jest tańszy w Polsce niż w Niemczech, bo z reguły jest odwrotnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz