Zespół Incredible Bongo Band zapisywany też jako Michael
Vinner’s Incredible Bongo Band, to amerykańska efemeryczna grupa muzyczna
istniejąca w latach 1972-1974. Powstała jako projekt studyjny mający na celu
nagranie muzyki na potrzeby ścieżki dźwiękowej niskobudżetowej komedii sci-fi
pt. „The Thing With Two Heads” z 1972 r. Zorganizował go zaledwie 28-letni Michael
Vinner, w tym czasie dyrektor wykonawczy hollywoodzkiej wytwórni filmowej MGM (wcześniej był m.in. asystentem senatora Roberta Kennedy'ego).
Trzonem nowo formowanego zespołu Incredible Bongo Band było
dwóch ludzi: Michael Vinner (kompozytor, producent i basista) oraz Perry
„Bunny” Botkin Jr. (kompozytor, producent i aranżer). Obok nich grupę tę
tworzyło wielu dobrych ale mało znanych wynajętych muzyków sesyjnych, stąd po
latach nawet lider nie mógł sobie przypomnieć składów w jakich nagrano
poszczególne utwory. W każdym razie był to może i nieznany, ale bardzo sprawny
big band. Sam Vinner krytycznie ocenia swoje zdolności jako muzyka, i to na
pewno jest fakt, ale też nie można mu odmówić wizjonerstwa i zorganizowania
zespołu, który choć efemeryczny, zdołał stworzyć dzieło, muzyczne, które
przetrwało próbę czasu.
W jego składzie było wówczas dwóch bardziej znanych muzyków:
grający na perkusji Jim Gordon (ten sam który grał z Erickiem Claptonem, a w
niedługo później zamordował swoją matkę na rozkaz głosów jakie słyszał w
głowie) i King Errison na bongosach (przykład muzyka, który nie odniósł dużego
sukcesu choć na niego na pewno zasługiwał). Wymieniam akurat tych dwóch, bo
muzyka z tej płyty zdominowana jest przez rytmy perkusyjne i to one zdecydowały
o jej oryginalności. Ale było też kilku innych perkusistów, kilku gitarzystów,
saksofonista i pianista. Sekcja rogów została wynajęta i zaaranżowana przez
Steve'a Dou, współpracownika Phila Spectora. Natomiast na klawiszach
przypuszczalnie grał Michael Omartian, późniejszy lider zespołu Rhythm
Heritage.
Dwa utwory ze ścieżki dźwiękowej do filmu „The Thing...”
(„Bongo Rock” i „Bongolia”) cieszyły się tak wielką popularnością, że tego
samego roku zostały wydane też w formie 7" singla. Singiel ten
niespodziewanie sprzedał się w ilości dwóch milionów egzemplarzy. Ten sukces skłonił
szefów wytwórni MGM do zgody na nagranie przez tę na szybko skleconą grupę
pełnej płyty długogrającej, którą nagrano w studio w Kanadzie. Producentami
tego albumu byli: Michael Viner i Perry Botkin Jr. Ikoniczna już dzisiaj
okładka w stalowym kolorze zawierała nazwę zespołu i dwie ręce grające na
bongosach. Jej projektanta nie ustalono, ale przypuszczalnie był to grafik
zatrudniony w wytworni MGM.
Do chwili obecnej płyta ta ukazała się w 41 wersjach: (32
wersjach winylowych, 2 wersjach w formie kaset 8-Trk, 2 wersjach w formie
kasety magnetofonowej i 5 wersjach na płytach CD). Z tej liczby dwa wydania
winylowe miały charakter promocyjny a dwa były nieoficjalne. To jedne z tych
przypadków w historii fonografii, że znana płyta w epoce dominacji płyty
kompaktowej miała wciąż miała znacznie więcej wydań winylowych niż
kompaktowych. wynikało to oczywiście z charakteru zawartej na tej płycie muzyki
i skłonności rożnych DJ-ów do jej przerabiania i miksowania.
Pierwotnie album ten na płycie winylowej wydała równocześnie
w 1973 r. w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych wytwórnia Pride powiązana z MGM
Records. Zainteresowanie tym albumem w epoce było tak duże, że tego samego roku
wydano go także we Włoszech, Francji, Niemczech Zachodnich, Wielkiej Brytanii,
Japonii, a nawet w Izraelu.
Niestety fascynacja tą grupą była równie gwałtowna, co
krótka. Gdyż nie licząc brytyjskiego wydania z 1975 r. jej pierwszy album nie
był potem wznawiany przez następne ćwierć wieku. Natomiast od lat 80. XX w.
płyta ta zaczęła żyć drugim życiem w świecie DJ i samplingu, stąd nie dziwota,
że większość jej wydań ma charakter winylowy.
Jedynie pięć wydań tego albumu przygotowano na płytach
kompaktowych. Większość z nich ukazała się w Japonii. Pierwsze wydanie tej
płyty na CD wydano w 2002 r. z inicjatywy koncernu Toshiba. Kolejne japońskie
wydania kmpaktowe przygotowały wytwórnie: Octave Lab (2017 i w 2019) i
Universal Music (2018). Pierwsze a zarazem jedyne europejskie wydanie tej płyty
na kompakcie wydała w 2006 r. wytwórnia Mr Bongo Records. W Stanach
Zjednoczonych album ten nigdy nie ukazał się na CD (chyba, że o czymś nie
wiem).
Oryginalny repertuar tego albumu wydany przez wytwórnię
Pride w 1973 r. obejmował osiem utworów, po cztery każdej stronie płyty
winylowej. Na stronie A były to następujące nagrania: „Let There Be Drums”,
„Apache”, „Bongolia”, „Last Bongo In Belgium> Na stronie B były to: „Dueling
Bongos”, „In-A-Gadda-Da-Vida”, „Raunchy '73” , „Bongo Rock '73” . Przytoczyłem pełny program
tej płyty, gdyż w niektórych wznowieniach zmieniono kolejność ułożenia tych
utworów na albumie. Posiadana przez mnie kompaktowa wersja tego albumu obejmuje
aż dziewiętnaście utworów, gdyż do oryginalnego repertuaru dodano aż jedenaście
nagrań dodatkowych.
Album otwiera przeróbka „Apache”, klasycznej kompozycji z
repertuaru The Shadows. Nagranie zaczyna się jakby samo było samplingiem, a to
za sprawą grających jak w zapętleniu partii instrumentów perkusyjnych. Dopiero
spod tego ich dominującego brzmienia wyłania się znana wszystkim melodia. Jak wspomina
Vinners nagranie to zawsze mu się podobało, ale jego pragnieniem było
uczynienie go trochę bardziej rytmicznym za sprawą szerszego użycia perkusji,
co też zaproponował w tej wersji.
„Let There Be Drums” to
przeróbka utworu instrumentalnego z 1961 r. autorstwa amerykańskiego perkusisty
Sandy Nelsona i producenta Richarda Podolara. Utwór ten był na tyle dobry by w
epoce dojść do pozycji 7 na liście „Billboard Hot 100” w Stanach Zjednoczonych.
Wersja Vinnera jest mniej jazzowa i bardziej uproszczona, ale za to dopracowana
i porywająca wręcz plemiennym rytmem.
Z kolei „Bongolia” to własna
kompozycja Perry Botkina Junuiora. Zgodnie z tytułem utwór ten zdominowały
rytmy bongosów i innych instrumentów perkusyjnych, a także riffowe partie na
instrumentach dętych.
Prawie siedmiominutowy „Last
Bongo In Belgium” to kompozycja spółki autorskiej Viner i Botkin, a zarazem
najdłuższe nagranie na pierwszej stronie oryginalnego albumu. Utwór jest
bardziej skomplikowany formalnie, zaczyna się balladowo, ale potem szybko
przechodzi do brzmienia zdominowanego przez instrumenty perkusyjne wzbogaconego
melodiami granymi na instrumentach dętych. W przeciwieństwie do poprzednich
nagrań w utworze tym znalazła się też prawie hard rockowo partia gitary.
„Duelling Bongos” to także
kompozycja spółki autorskiej Viner i Botkin. Jej maksymalnie uproszczony i
pozbawiony wszelkich ozdobników hipnotyczny rytm przywodzi na myśl obrzędy
plemienne w Afryce czy Ameryce Południowej.
Utwór ten płynnie przechodzi do rewelacyjnej przeróbki
utworu „In-A-Gadda-Da-Vida” z repertuaru grupy Iron Butterfly (a konkretnie Douge’a
Ingle’a). To jedno z dwóch najlepszych, po „Apache”, nagrań na tym albumie. To
także najdłuższe nagranie z tej płyty, bo ponad siedmio minutowe. Jego brzmienie
napędzają ofensywnie grające instrumenty perkusyjne i dęte, ale nie zabrakło
też porywających solówek na saksofonie, perkusji i gitarze. To swego rodzaju
bongosowa suita pokazująca, że dobra przeróbka nie musi jedynie naśladować
oryginału.
Kolejny utwór „Raunchy 73” to przeróbka utworu spółki
kompozytorskiej Bill Justis - Sid Manker. I choć tak jak poprzednie nagrania
oparta jest na dominującym brzmieniu instrumentów perkusyjnych, to jednak jako
całość jest znacznie bardziej wyluzowana, melodyjna i taneczna.
Jeszcze bardziej przebojowa jest zamykająca oryginalny album
kompozycja tytułowa, czyli „Bongo Rock’73”
oparta na zmuszającym wręcz do tańca partiach melodycznych instrumentów dętych
i towarzyszącym mu rytmie instrumentów perkusyjnych. Podobnie jak powyżej to
także przeróbka nagrania cudzego utworu, tym razem spółki kompozytorskiej
tworzonej przez Athura Egnoiana i Prestona Eppsa.
Nowo dodane utwory nawiązują charakterem do oryginalnego
albumu, ale jednak też znacząco się różnią. Nawiązują, bo są oparte tak jak
oryginały na brzmieniu instrumentów perkusyjnych. Natomiast ich główna różnica
w stosunku do nagrań z oryginalnej części albumu polega na większym stopniu
wyrafinowania przy obróbce studyjnej. Przez to stały się one bardziej wygładzone,
melodyjne, nowocześniejsze w odbiorze, ale też nieco mniej spontaniczne.
Zwłaszcza, że w każdym z nich w większym stopniu dodano więcej instrumentarium
poza perkusyjnego, w tym w jednym wypadku żarliwą partię wokalną, przez co
stały się one bliższe tradycyjnej muzyce soulowej i funkowej. Taki charakter mają
utwory „Kiburi (Part 1)”, czy „Pipeline”.
Umieszczono tutaj równie kolejne przeróbki cudzych utworów,
np. „Sing Sing Sing” z repertuaru Benny Goodamna, czy rockowego hymnu „(I Can't
Get No) Satisfaction” zespołu The Rolling Stones. Obie z nich są ciekawe, ale
na pewno nie są porywające, tak jak niegdyś interpretacja „In-A-Gadda-Da-Vida”.
Natomiast zdominowane przez instrumenty perkusyjne, a
zwłaszcza bongosy, utwory „Wipeout” i „When The Bed Breaks Down, I'll Meet You
In The Spring” i „Hang Down Your head, Tom
Dooley Your Tie's Caught In Your Zipper” zaczynają być nużące z powodu
powielania tych samych schematów brzmieniowych znanych już z repertuaru grupy.
Bardziej wyrazisty charakter mają nagrania: „Okey Dokey” i „Sharp Nine”, ale za
to są niebezpiecznie bliskie soulowo-funkowej instrumentalnej średniej.
Na końcu płyty umieszczono dwa nowe miksy dwóch utworów
znanych z oryginalnej płyty: „Apache (Grand Master Flash Remix)” i „Last Bongo
In Belgium (Breakers Mix)”. Oba są może i ciekawe, ale też nazbyt
elektroniczne, a przez to irytujące.
Pod względem muzycznym oryginalny album „Bongo Rock” zawierał
więc głównie przeróbki cudzych kompozycji w różnych stylach. Wszystkie je
poddano wzmocnieniu rytmicznemu przez mocno rozbudowaną sekcję rytmiczną
tworzoną przez perkusję i zestaw instrumentów perkusyjnych przez co uległy one
ujednoliceniu stylistycznemu, a przy okazji nabrały nowego bardziej tanecznego
charakteru. I taki też był cel tego zabiegu, stworzenie alternatywy dla muzyki
tanecznej pierwszej połowy lat 70., gdzie dominowała muzyka funkowa, z której
niebawem wyrosło disco. Jak się okazało rytmiczne eksperymenty Vinera stały się
w przyszłości prawdziwą kopalnią wszelkiego rodzaju samplingu dla DJ-ów i
twórców rapowych poszukujących odpowiedniego podkładu rytmicznego w celu
urozmaicenia występów czy przy tworzeniu własnej muzyki.
W każdym razie w wyniku zastosowanego instrumentarium i
niczym nieskrępowanego podejścia do materii muzycznej powstała oryginalna
funkowo-rockowo-soulowa mieszkanka muzyczna przyprawiona odrobiną jazzu i
afrobeatu. Muzyka z tego albumu Incredible Bongo Band stała się inspiracją dla
niezliczonej rzeszy DJ-ów i twórców hi-hopowych. A wszystko to za sprawą niczym
nie skrępowanego przerabiania i wykorzystywania fragmentów utworów znajdujących
się na tej płycie na potrzeby innych utworów. Z tego powodu niektóre z nich uważa
się za najczęściej samplowane nagrania w historii fonografii.
W epoce ten instrumentalny album sprzedawał się nieźle, choć
nie rewelacyjnie, ale na tyle dobrze, że następnego roku zespół mógł wydać
swoją kolejną płytę. Ukazała się ona pod tytułem "The Return Of The
Incredible Bongo Band”. Przeważnie uważa się ją za gorszy wariant debiutu, ale
są też tacy, którzy uznają ją za album lepszy. W jej nagraniu wziął udział
ex-Beatles - Ringo Star.
W młodości nigdy nie słyszałem o tym zespole i o tej płycie.
Po raz pierwszy przeczytałem o niej w książce „1001 albumów muzycznych.
Historia muzyki rozrywkowej” z 2005 r. Z tego powodu album ten kupiłem dopiero
stosunkowo niedawno w Niemczech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz