Amerykański zespół Blue Oyster Cult, a właściwie Blue Öyster
Cult w skrócie (BÖC lub BOC), bo w swej nazwie używał niemieckiego umlautu jako
ozdobnika, co w pewnych okresach czasu było modą wśród niektórych wykonawców,
np. też Motörhead, powstał w drugiej połowie 1971 r. w dzielnicy Stony Brook (w
pobliżu tamtejszego uniwersytetu), na Long Island w Nowym Jorku. Grupa ta
wyłoniła się z działającego już wcześniej kolektywu muzycznego występującego
nieprzerwanie od 1967 r. i z założenia nie mającego stałego składu i nazwy. Założyli
go dwaj dziennikarze muzyczni (pracowali w magazynie „Crawdaddyy!”): Sandy
Pearlman i Richard Meltzer. Byli oni twórcami muzyki zespołu i przez pierwsze
lata pisali dla niego teksty, przy czym ten pierwszy został jej menadżerem, a
ten drugi miał w nim zagwarantowaną funkcję wokalisty.
Powstała w takich okolicznościach grupa występowała pod
różnymi nazwami: Soft White Underbelly, Oaxaca, Santos Sisters i Stalk-Forrest
Group tworząc muzykę w stylu psychodelicznego rocka. Członkowie tego zespołu nie
mieli jednak szczęścia i przez kilka kolejnych lat nagrali jedynie jednego
singla dla wytwórni Elektra (wszystkie ich wczesne nagrania wydano dopiero po latach w
2001 r.). Radykalna zmiana przyszła gdy muzycy stworzyli wreszcie stały skład i
przyjęli nazwę Blue Oyster Cult (pol. Kult Błękitnej Ostrygi). W październiku
1971 r. grupa podpisała kontrakt z koncernem Columbia co umożliwiło jej
dotarcie ze swoją twórczością do większej liczby odbiorców. Koncern ten
reklamował grupę jako „amerykański Black Sabbath”, co niezupełnie było zgodne z
rzeczywistością, bo zespół ten nigdy nie grał typowego ciężkiego rocka w
europejskim stylu. Jej hard rock był za to własną wersją tego stylu wypracowaną
na bazie tego, czego dokonały wcześniej grupy amerykańskie np. Steppenwolf,
MC5, czy Grand Funk.
Według dostępnych danych grupa ta sprzedała ok. 25 mln płyt
na całym świecie z czego 7 milionów w samych Stanach Zjednoczonych, co lokuje
ją wśród bardziej znanych zespołów rockowych klasycznej ery rocka. Jednak grupa
ta nie wszędzie na świecie była jednakowo znana i popularna. O ile w USA i na
Zachodzie Europy w latach świetności była znana, to np. w Polsce okresu PRL
była raczej mało znana, a tym samym popularna. A i obecnie nie jest w naszym
kraju szczególnie rozpoznawalna. Ale nie mówię tutaj o koneserach czy
wszelkiego rodzaju internetowych wyszukiwaczach, a o masowym odbiorcy. Gdy
takiemu naszemu masowemu odbiorcy się powie Led Zeppelin, to nawet jak nie lubi
tego zespołu, to wie o czym była ta grupa, a jak się takiej osobie powie BOC,
to w jego oczach będzie można dostrzec jedynie ciemną pustą otchłań zdziwienia.
Album „Secret Treaties” („Tajne traktaty”) był jej trzecią
płytą studyjną, a zarazem ostatnią częścią tzw. czarno-białej trylogii
tworzonej wraz nim przez dwa wcześniejsze albumy: debiutancki „Blue Öyster Cult”
(1972) i „Tyranny and Mutation” (1973). Wspólna nazwa dla nich „czarno-biała”
trylogia wynika nie tylko z podobnego repertuaru udoskonalanego z płyty na
płytę, ale przede wszystkim z czarno-białych kopert (lub prawie czarno-białych,
bo w Secret Treaties” mamy też trochę koloru) w jakich te albumy zostały
wydane. Okładki dwóch pierwszych płyt były dziełem Billa Gawlika, a trzeciego z
albumów – Rona Lessera. Ta trzecia w subtelny sposób nawiązywała do kultowej
okładki drugiej płyty zespołu Led Zeppelin, tyle że zamiast sterowca
przedstawiała ona samolot i jego załogę złożoną z członków grupy.
Album ten został nagrany w składzie: Eric Bloom (główny
wokalista, instrumenty klawiszowe, gitara), Donald (Buck Dharma) Roeser (gitara
prowadząca, śpiew), Allen Lanier (instrumenty klawiszowe, gitara rytmiczna,
syntezator), Joe Bouchard (gitara basowa, śpiew), Albert Bouchard (perkusja,
śpiew). Producentami albumu byli: Murray Krugman i Sandy Pearlman.
Grupa tworzyła utwory do tego albumu na przełomie 1973/1974
r. w opróżnionym z mebli salonie małego domku w Eaton's Neck, niedaleko
Northport, na Long Island w Nowym Jorku, a potem zarejestrowała stworzone w ten
sposób utwory w studio Columbii. Album ukazał się na rynku muzycznym przypuszczalnie
już wiosną 1974 r. Jak dotąd album ten ukazał się w około 75 wersjach na
różnych nośnikach: 43 na płytach winylowych, 2 w systemie 8-Trk, 8 na kasetach
magnetofonowych i 24 na płytach kompaktowych (w tym kilku pirackich). W 1974 r.
album ten wydano w Stanach Zjednoczonych, Holandii, Kanadzie, Izraelu, Grecji,
Wielkiej Brytanii, Europie, Japonii, Nowej Zelandii, Australii i Hiszpanii. W
zależności od kraju jego label firmowała Columbia lub CBS (w Japonii CBS/Sony).
Dwa z wczesnych wydań amerykańskich z 1974 r. było kwadrofoniczne. Później
wznowiono go jeszcze po dwa razy w latach 70. (w 1975 i 1978) i latach 80.
(1982 i 1985). Ale nie była to już wówczas płyta aż tak popularna jak w chwili
wydania.
Po raz pierwszy na CD wydano go w 1989 r.: w Europie (CBS -
czerwony napisz nazwą grupy), a w Stanach Zjednoczonych (Columbia - zielony
napis z nazwą grupy). W 2001 r. ukazało się w USA i Europie bardziej dostępne remasterowane
wydanie tego albumu firmowane przez Columbia w ramach serii Legacy. Do
ciekawszych wydań na kompaktach na pewno należy to przygotowane przez wytwórnię
Audio Fidelity w 2016 w hybrydowym formacie SACD
odtwarzającym dawne brzmienie wydania kwadrofonicznego.
Oryginalny album składał się z ośmiu średnio długich
utworów, po cztery po każdej stronie płyty winylowej. Aż pięć z nich
skomponował perkusista Albert Buchard, dwa główny gitarzysta Donald Roeser, a
jedno główny wokalista Eric Bloom. Wzorem poprzednich lat wszystkie teksty
piosenek na ten album napisały osoby spoza zespołu, w tym wypadku byli to:
wspomniani już wcześniej S. Pearlman i R. Meltzer (obaj zdolni pisarze i poeci)
oraz Patti Smith (znana później wokalistka i autorka piosenek, a wówczas
dziewczyna Allana Laniera). I choć S. Perlmann nie występował bezpośrednio w
grupie, to był ciągle jej mentorem, a pisane przez niego i Meltzera teksty
wykraczały poza rockową sztampę. Były to dzieła w pełni dojrzałe literacko,
pełne intelektualnych odniesień, zawsze mające jakąś głębszą treść. Z natury
rzeczy byli oni też współkompozytorami nagrań do jakich napisali teksty.
Album otwiera kompozycja „Career
Of Evil” („Kariera zła”) autorstwa A. Boucharda i P. Smith. Utwór ma łatwo
rozpoznawalny i wpadający organowo-gitarowy riff napędzający całe nagranie.
Solówki gitarowe są w nim rzadkie i raczej stonowane, za to głos wokalisty
wyeksponowany. Stylistycznie jest mu bliżej do ciężkiego psychodelicznego rocka
niż typowego hard rocka. Niejednoznaczny tekst utworu opowiada o kimś, kto
postanowił zrobić karierę podążając ścieżką „zła”. Stąd podmiot liryczny z
perspektywy Diabła mówi o tym, że kreśli twoje przeznaczenie, chciałby dobrać
się do twojego mózgu, okraść cię ze snu, zniewolić twoją żonę i córkę, ukraść
to co postanowiłeś pokazać. Ze względów cenzuralnych w ostatecznej wersji
usunięto bardziej drastyczne fragmenty pierwotnego tekstu. To jedne z trzech
najlepszych nagrań na tym albumie. W jego przebojowej rytmice widziano
możliwości komercyjne, dlatego w skróconej wersji wydano go na singlu
promującym album (na jego drugiej stornie był utwór „Dominance And Submission”.
Nagranie „Subhuman” („Podludzki”) E. Blooma i S. Pearlmana
to utwór łączący w sobie beatlesowskie melodie z klasycznym brzmieniem rocka i
mrocznym przesłaniem tekstowym. Jego subtelna ale jakoś tak wewnętrznie
niepokojąca melodyka wyrasta z dawnego psychodelicznego rocka ale jest dość
demoniczna. Gra sekcji rytmicznej ma w tym utworze ma lekko jazzowy odcień.
Jego solówki gitarowe są finezyjne a przy tym wyciszone, a całości bardzo
daleko do typowego łomotu hard rocka. Raczej bliżej mu do brzmienia bardziej
jazzującej psychodelicznej ballady o rockowym rodowodzie. Tekst utworu mówi o
tym, że podmiot liryczny czuje w sobie diabła i o wewnętrznych zmaganiach z
nim, w tym z wewnętrznymi demonami jakie kotłują się w jego głowie próbując go
zwrócić na drogę zła. A także o rozpadającym się świecie, nadchodzących
ludziach i wizji apokalipsy. W końcu stwierdza, że jest ostatnim człowiekiem na
Ziemi, osobnikiem podludzkim, którego nie można zabić.
Kompozycja „Dominance
And Submission” („Dominacja i uległość”) autorstwa A. Boucharda, E. Blooma i S.
Pearlmana to rodzaj prącego do przodu rockowego hymnu o wyraźnym riffie i hard
rockowym podkładzie z powtarzanym niby mantra tytułowym refrenem. Przez swą
rytmiczność nagranie to od razu wpada w ucho każdemu słuchaczowi, tym bardziej,
że wzbogacono je soczystymi solówkami, ale bez przesady indywidualizmu. W
tekście podmiot liryczny uskarża się, że minęło 10 lat a zarazem połowa jego
życia (raczej chodzi o jego dorosłe życie), wspomina początek lat 60. i
słuchanie audycji muzycznych w radio. W tym wypadku dominacja dotyczy radia, a
uległość słuchacza, czyli manipulacji przez to medium ludźmi.
Kończący pierwotnie pierwszą stronę płyty utwór „ME 262” (numer lotu lub samolotu)
autorstwa D. Roesera, E. Blooma i S. Pearlmana to dość tradycjonalny utwór rock
and rollowy, choć nowocześnie zaaranżowany. Nie ma w nim żadnej
pretensjonalności, za to jest prostota i żywiołowość. Jego tekst jest daleki od
banału, bo opowiada o locie alianckich bombowca nad hitlerowskie Niemcy w okresie
II wojny światowej, ale także o tym, że porażka tego lotu oznacza śmierć. Ma
także nieco absurdalne fragmenty o rozmowach nazistów przez telefon, w tym
Hitlera, który mówi że zrobi z ciebie gwiazdę. Całość jest więc daleka od
typowej rockowej piosenki. Jak przystało na tego rodzaju nagranie, kończy się
ono syrenami lotniczymi (stad też okładka albumu).
Utwór „Cagey Cretins” (w sumie nie wiem co Autor miał na
myśli) autorstwa A. Boucharda i R. Meltzera otwierał pierwotnie drugą stronę
oryginalnej płyty winylowej. To najkrótsze nagranie na tym albumie. Stanowi ono
połączenie dwóch wcześniej prezentowanych tutaj konwencji, a więc rocka and
rolla o hard rockowym zacięciu i bardziej subtelnej piosenki – zwłaszcza w
partiach wielogłosowych. Całość ma mocno żwawy charakter i podobnie jak
poprzednia kompozycja pędzi niezmącenie do przodu. Tekst utworu, to rodzaj dadaistycznego
strumienia świadomości o dość dziwnej treści. Podmiot liryczny zwraca się z
pytaniem do manekina, co tam ukrywa, potem omówi o przerażającej pogodzie i
głupich chmurach u jego drzwi. Dalej jest mowa o węgorzu czekającym pod
pociągiem, ale i o matce, które nie ucieka, chyba, że gwałt jest blisko.
Następnym nagranie na płycie jest „Harvester Of Eyes”
(„Zbieracz oczu”) autorstwa D. Roesera, E. Blooma i R. Meltzera to kolejny
miarowy klasyczny utwór rockowy oparty na w dobrym riffie i z dość drapieżną
solówką gitarową. Uwagę zwraca bardzo ciekawa gra sekcji rytmicznej niby
prosta, ale jednak daleka od prostactwa czy wulgarności hard rocka. Jego tekst
opowiada o maniakalnym oglądaczu telewizji zwanym tutaj zbieraczem oczu i
oglądającym wszystko co jest do zobaczenia. Ale też podmiot liryczny patrzy
temu osobnikowi do czaszki i nie widzi tam jedynie siano. Pomiędzy tym a
następnym utworem umieszczono przejście odegrane na pozytywce a pozyskane z
bliżej nieznanego utworu klasycznego.
Utwór „Flaming Telepaths” („Płonący
telepata”) autorstwa A. Boucharda, D. Roesera, E. Blooma i S. Pearlmana jakby
potwierdza starą dewizę, że najlepsze jest to, co powstaje w wyniku pracy
zespołowej. To jedna z trzech najlepszych kompozycji na tym albumie będąca
wspaniałym połączeniem psychodeliczno-hardrokowego stylu grupy, wspaniałej
melodyki i tajemniczych partii wokalnych. Uwagę zwracają partie na
syntezatorze, krótkie ale zwracające uwagę i ujmujące swą czystością solówki
gitarowe. W tekście podmiot lityczny zwierza się, że jest po wielokrotnych próbach
samobójczych, po buncie i zadowoli się obecnie nawet kłamstwami. Dalej zwierza
się, że jego serce i krwioobieg jest pełen trucizny, w końcu - że jego umysł
płonie a on sam jest płonącym telepatą. Zwraca uwagę partia na syntezatorze
Mooga.
Album kończy kompozycja „Astronomy”
(„Astronomia”) autorstwa A. Boucharda, J. Boucharda i S. Pearlmana. To
najdłuższy a zarazem najlepsze nagranie na tym albumie i jedno z najlepszych w
dorobku zespołu. Rozpoczyna się ono od intro na fortepianie, a potem ma powolną
narrację, której ton nadaje głos wokalisty plasujący się gdzieś pomiędzy
bojaźnią a natchnieniem. O jego sile decydują doskonałe proporcje pomiędzy
poszczególnymi instrumentami i stworzenie przez nie szerokiego planu dla partii
wokalnej. Przewijający się przez cały utwór przewodni riff prowadzi harmonijne to
nagranie ku końcowi. Jako całość utwór ma w sobie jakąś tajemniczą moc płynącą
z tej dziwnej chemii jaką udało się wytworzyć muzykom podczas jego tworzenia.
Wciąga on słuchacza swoją natchnioną, czy wręcz nawiedzoną atmosferą, a jego
styl można by nazwać okultystycznym rockiem. Tekst opowiada o tajemniczej nauce
zwanej „astronomią” tutaj jednak w rozumieniu czegoś w rodzaju astrologicznej
wiedzy o wszechświecie. Mowa jest w nim m.in. o tym, że gdy zegar wybije
dwunastą, a księżycowe krople pękają, szaleniec wychodzi na spacer szukając
czterech wiatrów. Ale drzwi percepcji są zamknięte, a światło nigdy nie
ogrzewa, więc spotkaj się z czasem, bo ta „astronomia” jest jak gwiazda.
W prezentowanym tutaj wydaniu
kompaktowym do programu oryginalnego albumu dodano pięć nowych nagrań, trzy
wcześniej niepublikowane: „Boorman The Chauffer”, „Mommy” i „Mes Dames Sarat”
oraz dwa nagrania pochodzące z singli: „Born To Be Wild” z repertuaru grupy
Steppenwolf i singlową wersje utworu „Career Of Evil”. Trzy pierwsze z nich są
dość przeciętne, przy czym trzecie z nich jest na pewno najciekawsze. Natomiast
nagranie „Born To Be Wild” przypomina fascynację członków BOC repertuarem
zespołu Steppenwolf. Nie przypadkowo grała go często na koncertach. To m.in. na
tym wzorcu wzbogaconym o elementy psychodeliczne i mistyczne grupa stworzyła
własny unikalny styl. Natomiast singlowa wersja „Career Of Evil”, choć krótsza niż
na albumie nic nie straciła ze swej tajemniczości i drapieżności.
W sumie powstała płyta
bardzo dobra muzycznie i tekstowo, a także bardzo oryginalna. Ta wyjątkowość
polegała na bardzo subtelnym połączeniu dawnego psychodelicznego rocka z hard
rockiem w amerykańskim stylu progresywnym rockiem i dozą mistycyzmu o zabarwieniu
okultystycznym. Ten ostatni wynikał nie tyle z przekonań członków zespołu, co
ze specyfiki ich podejścia do materii muzycznej i wokalnej. Dzięki temu oraz nietuzinkowym
tekstom jej muzyka wyróżniała się na światowym rynku muzycznym lat 70. Tę atmosferę
tajemniczości i czegoś demonicznego pogłębiało wykorzystanie przez grupę jako
znaku zmodyfikowanego symbolu astralnego Kronosa - greckiego boga rolnictwa.
Pierwszy raz przeczytałem o
zespole Blue Oyster Cult w 1980 r. w artykule prezentującym najlepsze płyty
wydane na świecie w 1979r. Jedną z nich był album „Mirrors” (1979 - najlepsze lusterko samochodowe na okładce płyty), z którego
pochodził utwór „The Vigil”, który był wtedy niekiedy grany w PR i który bardzo
mi się podobał. Ale jeszcze bardziej spodobała mi się tajemnicza nazwa tej
grupy, stąd zacząłem poszukiwać jej nagrań, a to nie było łatwe, bo w PR na
początku lat 80. nadawano je bardzo rzadko. Praktycznie prezentowali je w swych
audycjach jedynie P. Kaczkowski i J. Janiszewski, a pod koniec lat 80. także T.
Beksiński.
Album ten w wersji CD, tej
tutaj prezentowanej, kupiłem dopiero w 2006 r., a więc dopiero wiele lat
później, bo przez zbieg różnych okoliczności nie miałem takiej okazji wcześniej.
Uważam, że to jednak z kilku najlepszych płyt tego zespołu, a może nawet i
najlepsza. Przedstawione tutaj moje interpretacje jego muzyki i tekstów nie
roszczą sobie prawa do nieomylności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz