Blog poświęcony prezentacji mojej kolekcji płyt kompaktowych
piątek, 30 listopada 2018
Isotope – „Illusion”, Esoteric Recordings, 1974/2011, EU
Brytyjski zespół Isotope działał w latach 1973-1977 i tworzył muzykę w stylu jazz-rocka (fusion) z silnymi wpływami sceny Canterbury i progresywnego rocka. W latach 70. nagrał i wydał trzy albumy studyjne, z których jedni najwyżej cenią debiutancki „Illusion” (1974), a inni drugą płytę „Isotope” (1974). Liderem tego zespołu był gitarzysta Gary Boyle, ale najbardziej znanym członkiem tego zespołu był na pewno Hugh Hopper grający na basie i znany m.in. ze współpracy z Soft Machine i grupami kręgu sceny Cartenburry.
Album „Illusion” miał jak dotąd 18 wydań na różnych nośnikach. Pierwotnie na płycie winylowej wydała go w 1974 r. wytwórnia Gull powiązana z Decca Records. Obok rodzinnej Wielkiej Brytanii album ten ukazał się wówczas także w kilku innych krajach europejskich: Francji, Niemczech i państwach skandynawskich. W 1975 r. wznowiono go w USA, Kandzie i we Włoszech. Jednak wraz z upływem lat 70. i przeminięciem mody na styl jazz-fusion album ten popadł w zapomnienie.
Muzyka na tym albumie to typowy jazz rock charakterystyczny dla brytyjskiej odmiany tego stylu, podobny w brzmieniu do nagrań grup Brand X, czy Soft Machine. Utwory są skomplikowane formalnie i brzmieniowo, ale pomimo tego dość melodyjne i przystępne - oczywiście w ramach gatunku.
Po raz pierwszy na płycie CD wznowiła go legendarna niemiecka wytwórnia Line w 1987 r. Dopiero w 2005 r. ukazało się pierwsze japońskie wydanie tej płyty na CD. Ale faktycznie bardziej dostępna płyta ta stała się dopiero dzięki wznowieniu na CD przez Esoteric Recording w 2011 r.
O grupie Isotope po raz pierwszy przeczytałem w polskim magazynie „Razem” na początku lat 80., ale nie miałem wówczas żadnej możliwości aby posłuchać jego muzyki. Taka zaistniała dla mnie dopiero z chwilą upowszechnienia Internetu w Polsce, a faktycznie z chwilą gdy ostatnio kupiłem tę płytę w Niemczech w wersji wytwórni Esoteric Recordings.
Niestety, pudełko tej płyty zostało uszkodzone przy transporcie (pęknięcie). Jestem ciekawy czy to dzieło poczty szwajcarskiej, niemieckiej czy polskiej. Osobiście typuję tę ostatnią.
piątek, 23 listopada 2018
Stomu Yamash’ta & Come To The Egde - "Floating Music", Esoteric Recordings, 1972/2008, EU
Japoński muzyk, kompozytor i perkusista Stomu Yamashta (zapisywany też jako Yamash'ta), faktycznie nazywający się Tsutomu Yamashita to jeden z najbardziej znanych kompozytorów łączących w swej twórczości tradycyjną japońską muzykę perkusyjną z zachodnioeuropejską muzyką rockową i jazzową.
W drugiej połowie lat 70. wraz z supergrupą Go nagrał kilka cenionych do chwili obecnej albumów łączących w swej muzyce stylistykę jazz-rocka, progresywnego rocka, jazz-funku i muzyki eksperymentalnej. W skład wspomnianej supergrupy obok Yamashty wchodzili także: Steve Winwood, Ali Di Meola, Klaus Schulze i Michael Shrieve.
Album „Floating Music” nagrany w stylu jazz-rockowym z efemeryczną grupą Come To The Edge był pierwszą płytą tego artysty, która odniosła większy sukces rynkowy. Do chwili obecnej album ten miał tylko 10 wydań na różnych nośnikach. Bezpośrednio po pierwszym wydaniu przez następne 35 lat płyta ta nie była wznawiana, przez co stała się bardzo trudno dostępna.
Znajdująca się na nim muzyka miejscami jest eteryczna i przypomina twórczość Modern Jazz Quartet lub rytmiczną odmianę rocka reprezentowaną przez grupę Santana, ale w innych miejscach jest bardziej awangardowa i ostra zbliżając się do free jazzu, a winnych przypomina sekcję big bandową jazzowych grup Franka Zappy. Jako całość prezentowany na tym albumie jazz-rock jest o wiele bardziej subtelny niż to co grały wówczas grupy w rodzaju Mahavishnu Orchestra czy Weather Report – mniej techniczny, a bardziej uczuciowy.
Pierwotnie na płycie winylowej album ten ukazał się w 1972 r. W Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i we Włoszech (tutaj w 1973 r.) wydała go wytwórnia Island Records, a w Japonii wytwórnia London Records. Po raz pierwszy na płycie CD wznowiła go wytwórnia Esotering Recordings w 2008 r. Tego samego roku ukazało się też japońskie wznowienie tej albumu na płycie kompaktowej wydane przez Island Records.
Ja kupiłem ten album dopiero stosunkowo niedawno w Niemczech w wersji z 2008 r. przygotowanej przez wytwórnię Esoteric Recordings.
poniedziałek, 19 listopada 2018
Deuter – „D”, Kuckuck, 1971/1998, Germany
Deuter, a właściwie Georg Deuter (ur. 1945 r.) to niemiecki kompozytor, instrumentalista i wykonawca muzyki etnicznej, new age, ambient i awangardowej elektroniki. Przez ponad 46 lat twórczej aktywności nagrał kilkadziesiąt płyt z których przynajmniej kilka zasługuje na szczególne uznanie.
Miłośnicy progresywnego rocka najbardziej cenią album „D” z 1971 r. utrzymany w konwencji instrumentalnego psychodelicznego krautrocka. Do chwili obecnej płyta ta miała jedynie siedem wydań na różnych nośnikach. W latach 70. ukazała się wyłącznie w RFN, stąd w epoce nawet na Zachodzie Europy była mało znana. Także dzisiaj dość rzadkim wydawnictwem.
Pierwotnie, na winylu, wydała go w 1971 r. niemiecka wytwórnia Kuckuck, która także po raz pierwszy wznowiła go na płycie kompaktowej w 1998 r. W 2010 r. ukazało się bardziej popularne wznowienie tego albumu sygnowane przez wytwórnię Esoteric Recordings.
Ja kupiłem ten album stosunkowo n iedawno w Niemczech. To wersja tej płyty wznowiona na CD przez wytwórnię Kuckuck w 1998 r. To muzyka nietuzinkowa, pełna nietypowych melodii, dysonansów i oryginalnych harmonii inspirowanych muzyką świata, choć granych częściowo na instrumentarium elektrycznym. W brzmieniu przypomina trochę muzykę indyjską.
Nie jest to więc muzyka lekka, łatwa i przyjemna – ale to nie problem, bo taka mnie nie interesuje. Więc jeżeli Ktoś poszukuje faktycznie czegoś odkrywczego w muzyce powinien koniecznie posłuchać tego albumu.
piątek, 16 listopada 2018
Jody Grind – „One Step One”, Akarma, 1969/1999, Italy
Jody Grind to brytyjski zespół grający progresywnego rocka.
W latach 1969-1970 wydal dwa albumy studyjne po czym uległ rozwiązaniu i
zapomnieniu. Albumy te są ogólnie oceniane dobrze, a za lepszy z ich uważa się
ten pierwszy. Najbardziej znanym członkiem tej grupy był na pewno basita Luis
Cennamo znany później m.in. ze współpracy z Illusion, Steamhammer,
Rennaissance, Armageddon, Colosseum i The Herd.
Album „One Step On” miał do chwili obecnej 16 wydań: 8
winylowych i 8 kompaktowych. Głównym nagraniem tego albumu jest oczywiście
tytułowa suita. Pierwotnie na winylu wydała go brytyjska wytwórnia
Transatlantic Records w 1969 r. O dużej popularności tego albumu w chwili
wydania świadczy to, że tego samego roku wydano go także w Stanach
Zjednoczonych, Australii i Francji, a w 1970 r. również w Niemczech. Jednak
pech, czy nieco staromodne brzmienie sprawiły, że przez następne 25 lat album
ten nie był wznawiany. Z tego powodu automatycznie dotarcie do niego zostało
bardzo utrudnione.
Do jego renesansu przyczyniło dopiero jego wydanie na płycie
kompaktowej przez niemiecką wytwórnię Repertoire Records w 1995 r. Następnego
roku wznowiła go także inna niemiecka wytwórnia specjalizująca się w wydawaniu
rzadkich płyt - Green Tree Records. Co ciekawe album ten w wersji na CD miał
także dwa wydania nieoficjalne: jakby bardziej oczywiste rosyjskie (2000 r.) i
znacznie mniej oczywiste szwedzkie (2015 r.). Obecnie najbardziej dostępnym i
popularnym wznowieniem tej płyty jest europejskie wydanie Esoteric Recordings z
2016 r.
Mnie udało się odkupić kiedyś z drugiej ręki (ale oczywiście
w idealnym stanie) włoskie wydanie tego albumu przygotowane przez wytwórnię Akarma
w 1999 r. Podobnie jak Repertoire wytwórnia Akarma specjalizuje się w wydawaniu
rzadkich zapomnianych płyt. Przy reedycji tego albumu zastosowano format Mini
Vinyl Replica tak ceniony przez kolekcjonerów płyt.
Jednak pomimo tego że płytę tę wydano w formie tekturowego
albumu wiernie odtwarzającego pierwotne winylowe wydanie, to jednak fanatyczni
miłośnicy formatu Mini Vinyl Replica cenią go znacznie mniej niż podobne
japońskie wydanie tej płyty. Na tę niższą ocenę na pewno wpływu nie ma sama
płyta CD, która jest bardzo dobrze nagrana, a nieco bardziej toporne wykończenie
całości tego wydawnictwa.
czwartek, 15 listopada 2018
Juan De La Cruz Band – „Up In Arms”, Shadoks Music, 1971/2001, Germany
To przykład na to, że nie tylko w USA i krajach Europy
Zachodniej (czy Wschodniej) powstawały w przeszłości dobre grupy muzyczne. Juan
De La Cruz Band to grupa z Filipin działająca w latach 1968-1981 (a po
reaktywacji od 1998 r.). Jej brzmienie łączyło psychodelicznego rocka z hard
rockiem i lokalnymi rytmami.
W latach 70. XX w. grupa wydała cztery albumy studyjne, z
których najwyżej ceniony jest jej debiut „Up in Arms” z 1971 r. Pierwotnie na
winylu wydała go wytwórnia Sunshine jedynie na Filipinach. Potem przez wiele
lat album ten nie był wznawiany, przez co mało kto mógł się zapoznać z zawartą
na nim muzyką. Dopiero w 2000 r. wznowiła go na winylu w niewielkim numerowanym
nakładzie (jedynie 350 kopii) niemiecka wytwórnia Sunshine/Shadoks Music.
Już w latach 70. album ten stał się legendarny z powodu
tego, że nigdzie nie można było go kupić. Teraz zresztą nie jest zbyt bardziej
osiągalny, gdyż faktycznie ma tylko dwa oficjalne winylowe wydania. Trzecie z nich,
kompaktowe, ukazało się w 2001 r. Wydała je niemiecka wytwórnia Shadock Music.
Niestety to tzw. nieoficjalne (Unofficial) wydanie tego albumu. Obok pełnego
repertuaru pierwotnej płyty znalazły się na nim także nagrania dodatkowe
pochodzące z koncertów. Ja posiadam to właśnie wydanie tej płyty na CD.
Odkupiłem je niegdyś od innego kolekcjonera płyt.
środa, 14 listopada 2018
Soft Machine - "Spaced", Cuneiform, 1996, USA
Brytyjski zespół Soft Machine uchodzi za głównego przedstawiciela sceny Canterbury. W końcu lat 60. grupa grała rock progresywny, ale bardzo daleki od stereotypów tego gatunku, za to bliski awangardowym improwizacjom jazzowym i rockowym.
To dość rzadka płyta, gdyż miała niewiele wydań, a dokładnie rzecz biorąc tylko cztery: trzy na płytach CD i jedno (pirackie) na płycie CDr. Album ten nigdy nie został wydany na winylu. Oficjalne wydania na płycie kompaktowej sygnowała amerykańska wytwórnia Cuneiform Records. Pierwsze z nich ukazało się w 1996 r.
Powyższy album dokumentuje muzykę skomponowaną czyli raczej zaimprowizowaną przez Soft Machine na potrzeby multimedialnego przedstawienia „Spaced” (Przestrzeń?) w 1969 r. Pewien udział w tym projekcie miał Keith Albarn, wówczas jeden z menadżerów zespołu, a obecnie znany głównie jako ojciec niejakiego Damona Albarna z grupy Blur. Większość muzyki do tego przedstawienia zespół nagrał w trzyosobowym składzie: Hugh Hopper - bas, Mike Ratledge - fortepian elektryczny i organy oraz Robert Wyatt - perkusja. W niektórych nagraniach grupę wspomógł na saksofonie Brian Hopper.
Powstała wówczas muzyka była tak nieprzystępna, że na wiele lat została zapomniana. Przypomniano sobie o niej na fali przynoszących niebotyczne zyski wznowień kompaktowych klasycznych albumów rockowych w latach 90. Szczególną atrakcją były wówczas wydania prezentujące nieznane nagraniach znanych zespołów. Oczywiście w wypadku Soft Machine nigdy nie mogło być mowy o łatwiźnie i masowym odbiorcy. Nie przypadkowo więc te nagrania wydała w 1996 r. znana z różnych niszowych wydań amerykańska wytwórnia Cuneiform Records (taka rzadsza - przynajmniej w Europie - odmiana niemieckiego Repertoir Records).
Muzyka na albumie „Spaced” to przykład totalnej improwizacji, dość nieprzystępnej i awangardowej nawet mimo upływu prawie 50 lat od jej powstania. Jakby wskazać na gatunki jakie są prezentowane na tym albumie to byłoby to: jazz-rock, rock psychodeliczny, art. rock a zwłaszcza rock eksperymentalny. Na płycie znajduje się w sumie siedem utworów traktowanych jako części suity „Spaced” Najdłuższymi z nich są: „Spaced One” liczący ponad 12 minut i „Spaced Four” liczący ponad 32 minuty. W sumie album zawiera ponad 67 minut muzyki.
Muzyka na tym albumie jest w całości jest instrumentalna. Dominują w niej dźwięki organów elektronowych Ratlege’a, ale pomysłowo wykorzystano także brzmienie gitary basowej, perkusji i saksofonu. Więcej tutaj też eksperymentu, szmerów, nastroju, i słynnego tzw. strojenia, niż klasycznej jazzowej improwizacji. Wytworzone dzięki szczególnej intensywności gry wszystkich muzyków kosmiczne brzmienie jest gęste, ale zarazem dalekie od przyswajalnej melodyjności innych twórców space rocka. W tej muzyce jest coś fascynującego z zarazem niepokojącego zarazem. W sumie powstało dzieło bardzo trudne w odbiorze, nawet jak na standardy Soft Machine. Z tego względu nie znalazło ono w epoce swego wydawcy i fanów. Ale koneserzy powinni być zadowoleni, bo to przykład wyjątkowej kreatywności muzyków dzięki której powstała muzyka wymykająca się schematom.
Płytę tę kupiłem w sklepie muzycznym „Compact Center” w Gliwicach na krótko przed jego zamknięciem w 2000 r. Pamiętam, że płyta ta była dla mnie bardzo droga w zakupie, zwłaszcza jak na moje skromne muzealne zarobki.
To dość rzadka płyta, gdyż miała niewiele wydań, a dokładnie rzecz biorąc tylko cztery: trzy na płytach CD i jedno (pirackie) na płycie CDr. Album ten nigdy nie został wydany na winylu. Oficjalne wydania na płycie kompaktowej sygnowała amerykańska wytwórnia Cuneiform Records. Pierwsze z nich ukazało się w 1996 r.
Powyższy album dokumentuje muzykę skomponowaną czyli raczej zaimprowizowaną przez Soft Machine na potrzeby multimedialnego przedstawienia „Spaced” (Przestrzeń?) w 1969 r. Pewien udział w tym projekcie miał Keith Albarn, wówczas jeden z menadżerów zespołu, a obecnie znany głównie jako ojciec niejakiego Damona Albarna z grupy Blur. Większość muzyki do tego przedstawienia zespół nagrał w trzyosobowym składzie: Hugh Hopper - bas, Mike Ratledge - fortepian elektryczny i organy oraz Robert Wyatt - perkusja. W niektórych nagraniach grupę wspomógł na saksofonie Brian Hopper.
Powstała wówczas muzyka była tak nieprzystępna, że na wiele lat została zapomniana. Przypomniano sobie o niej na fali przynoszących niebotyczne zyski wznowień kompaktowych klasycznych albumów rockowych w latach 90. Szczególną atrakcją były wówczas wydania prezentujące nieznane nagraniach znanych zespołów. Oczywiście w wypadku Soft Machine nigdy nie mogło być mowy o łatwiźnie i masowym odbiorcy. Nie przypadkowo więc te nagrania wydała w 1996 r. znana z różnych niszowych wydań amerykańska wytwórnia Cuneiform Records (taka rzadsza - przynajmniej w Europie - odmiana niemieckiego Repertoir Records).
Muzyka na albumie „Spaced” to przykład totalnej improwizacji, dość nieprzystępnej i awangardowej nawet mimo upływu prawie 50 lat od jej powstania. Jakby wskazać na gatunki jakie są prezentowane na tym albumie to byłoby to: jazz-rock, rock psychodeliczny, art. rock a zwłaszcza rock eksperymentalny. Na płycie znajduje się w sumie siedem utworów traktowanych jako części suity „Spaced” Najdłuższymi z nich są: „Spaced One” liczący ponad 12 minut i „Spaced Four” liczący ponad 32 minuty. W sumie album zawiera ponad 67 minut muzyki.
Muzyka na tym albumie jest w całości jest instrumentalna. Dominują w niej dźwięki organów elektronowych Ratlege’a, ale pomysłowo wykorzystano także brzmienie gitary basowej, perkusji i saksofonu. Więcej tutaj też eksperymentu, szmerów, nastroju, i słynnego tzw. strojenia, niż klasycznej jazzowej improwizacji. Wytworzone dzięki szczególnej intensywności gry wszystkich muzyków kosmiczne brzmienie jest gęste, ale zarazem dalekie od przyswajalnej melodyjności innych twórców space rocka. W tej muzyce jest coś fascynującego z zarazem niepokojącego zarazem. W sumie powstało dzieło bardzo trudne w odbiorze, nawet jak na standardy Soft Machine. Z tego względu nie znalazło ono w epoce swego wydawcy i fanów. Ale koneserzy powinni być zadowoleni, bo to przykład wyjątkowej kreatywności muzyków dzięki której powstała muzyka wymykająca się schematom.
Płytę tę kupiłem w sklepie muzycznym „Compact Center” w Gliwicach na krótko przed jego zamknięciem w 2000 r. Pamiętam, że płyta ta była dla mnie bardzo droga w zakupie, zwłaszcza jak na moje skromne muzealne zarobki.
wtorek, 13 listopada 2018
Univers Zéro – „Univers Zéro ”, Cuneiform, 1977 / 2008, USA
To zespół z Belgii działający w latach 1974-1987 i ponownie od 1999 r. do chwili obecnej. Początki jego kariery związane są z belgijską sceną „Zehul” i progresywnym rockiem. Najbardziej kojarzony jest jednak z artystami z kręgu Rock in Opposition. Grupa tworzyła muzykę w stylu progresywnego rocka z silnym ukierunkowaniem na bardziej instrumentalne i awangardowe brzmienia. Jej płyty są w Polsce raczej dość trudno dostępne, choć osiągalne.
Wszystkie klasyczne albumy tego zespołu mają wysoki i wyrównany poziom artystyczny. Za najlepszy z nich uważa się płytę „Ceux du Dehors” z 1981 r. Z kolei bardo dużym uznaniem fanów cieszy się album "Hérésie" z 1979 r. Tak szczerze mówiąc, podobnie jak w wielu innych tym podobnych przypadkach, a więc grup mniej znanych, ale bardzo dobrych artystycznie, właściwie wszystkie płyty nagrane przez ten zespół do połowy lat 80. XX w. miały bardzo wysoki poziom artystyczny.
Album „Univers Zéro ” to jej debiut płytowy. Do chwili obecnej miał on 13 wydań na różnych nośnikach: 7 na płytach winylowych, 5 na płytach kompaktowych i 1 na płycie CDr (to oczywiście rosyjski pirat). Pierwotnie na winylu wydala go w 1977 r. niezależna belgijska wytwórnia Eric Faes Records. Tego samego roku płyta ta ukazała się także we Francji nakładem wytwórni Atem we współpracy z Eric Faes. I choć w epoce cieszyła się umiarkowaną popularnością, to w latach 80. wielkokrotnie ją wznawiano: we Francji (1982, 1984), Stanach Zjednoczonych (1989). To właśnie w USA ukazało się w 1989 r. pierwsze kompaktowe wydanie tej płyty sygnowane przez Cuneiform Records. W Japonii album ten wydano dwukrotnie: w 2008 i 2013 r.
Ja kupiłem tę płytę stosunkowo niedawno temu w Niemczech. To także płyta sygnowana przez wytwórnię Cuneifom Records, tyle że tym razem to wydanie z 2008 r.
niedziela, 11 listopada 2018
Tomita – „The Bermuda Triangle”, BMG/RCA Red Seal, 1978/2007 Japan
Tomita, a właściwie Isao Tomita (1932-2016), to japoński
kompozytor, multiinstrumentalista i wykonawca muzyki elektronicznej. W ciągu
swej trwającej wiele lat kariery nagrał i wydał kilkadziesiąt płyt z muzyką
określaną dzisiaj jako elektronika progresywna i tzw. nowoczesna klasyka, czyli
współcześnie komponowane utwory nawiązujące w formie, instrumentarium i treści
do muzyki klasycznej. Szczególnie cenione były jego transkrypcje muzyki klasycznej
na instrumenty elektroniczne. Tworzył też muzykę awangardową, New Age, ambient
i ścieżki dźwiękowe do filmów i przedstawień. W okresie od końca lat 60 do
początku lat 80. był też czołowym producentem syntezatorów analogowych.
Pierwsze płyty wydawał już w połowie lat 60, ale jego
światowy sukces nastąpił z chwilą wydania albumu „Snowflakes Are Dancing”
(1974) z transkrypcjami muzyki Clode’a Debusse’go na syntezatory. Wydawane w
kolejnych latach albumy przygotowywał według tego samego schematu. Jednym z
nich była omawiana tutaj płyta. Powstała ona w szczytowym okresie jego
twórczości na przełomie lat 70 i 80. XX w.
Album „The Bermuda Triangle” ukazał się jak dotąd w 24
różnych wersjach. Pierwsze winylowe wydanie tego albumu ukazało się w Japonii w
1978 r. nakładem lokalnego oddziału RCA. W chwili ukazania się płyta ta zdobyła
olbrzymią popularność stąd już następnego roku wznowiono ją także w wielu
innych krajach: Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Stanach Zjednoczonych, Niemczech,
Francji, Brazylii, Włoszech. Tego samego roku ukazało się także jej japońskie
wznowienie. Wszystkie te wznowienia sygnowane były nazwą wytwórni RCA Red Seal.
Lata 80. i 90. nie były czasem łaskawym dla tego albumu, stąd został on
praktycznie zapomniany w masowej świadomości. W tym czasie ukazały się jedynie
dwa jego wznowienia, oba japońskie (1986, 1991) i oba wydane na płytach CD.
Oryginale japońskie wydanie tego albumu miało okładkę
przedstawiającą kolaż reklamy butów, wizerunkiem świętego, kosmosu, grupki
ludzi i piramidy. W tej wersji okładki album ten wznawiano później także w japońskich
wydaniach kompaktowych. W Europie i Stanach Zjednoczonych album ten ukazał się w
innej okładce. Przedstawiała ona głowę diabła połykającego samoloty i statki w
Trójkącie Bermudzkim. W tej okładce album ten nigdy nie ukazał się na CD.
Album „The Bermuda Triangle” oprócz adaptacji kompozycji
Siergieja Prokofiewa: m.in. fragmentu Suity scytyjskiej, I Koncertu
skrzypcowego oraz V i VI Symfonii, zawiera także adaptacje kompozycji Jeana
Sibeliusa (Valse triste), Johna Willimasa (temat przewodni z filmu „Bliskie
spotkania trzeciego stopnia”) a także utwory własne Tomity: The Arrival Of A
UFO, Dororo. Zaproponowany przez Tomitę repertuar okazał się trudniejszy niż
zwykle, stąd album ten, pomimo perfekcyjnego wykonania, nie cieszył się już taką
popularnością, jak kilka jego poprzednich płyt.
Po raz pierwszy przeczytałem o tym albumie w zbiorczym
zestawieniu najnowszych płyt jakie ukazały się na świecie w 1979 r. w magazynie
„Razem”. Szczególnie duże wrażenie wywarła na mnie właśnie okładka tego albumu
z głową diabła. Po raz pierwszy w życiu usłyszałem nagrania z tej płyty w dwóch
audycjach z cyklu „Muzykobranie” nadanych 3 VIII i 16 XI 1981 r. Audycje te
emitowane były późnym popołudniem w Programie Trzecim Polskiego Radia a i ich
twórcą był Jerzy Kordowicz.
Także obecnie słuchając tej płyty przypomina mi się każdy
szczegół tego jesiennego popołudnia, gdy usłyszałem ją po raz pierwszy, a
właściwie jej pierwszą stronę. A było to po moim przyjściu z pracy w kopalni i
bezpośrednio po zjedzeniu obiadu. Był to czas wyczuwalnego wszędzie napięcia
spowodowanego planem rozprawy z opozycją w Polsce ówczesnego komunistycznego
rządu PRL.
Podczas prezentacji tej płyty, szczególne wrażenie zrobiła
na mnie, nie licząc samej muzyki, pewna specyfika tytułów zamieszczonych tutaj
utworów. Chodzi o to, że większość z nich miała bardzo długie i dziwaczne
tytuły, np. otwierający album dwuminutowy utwór nazywał się: „The Round Space
Ship Landing On The Earth While Emitting Silvery Lights” („Statek kosmiczny
ląduje na ziemi i emituje srebrne światło”). Pamiętam, że na te tytuły zwracał
uwagę też Jerzy Kordowicz, a także dokonał ich polskich tłumaczeń.
Przez długie lata nigdzie nie tylko nie mogłem kupić tej
płyty, ale nawet jej posłuchać, bo nikt mi znany nie miał jej kompaktowego
wydania (a te są tylko trzy z lat 1986, 1991, 2007). W Polsce płyta ta w wersji
CD niekiedy pojawiała się na portalach aukcyjnych, ale była bardzo droga.
Dopiero kilka lat temu udało mi się ją kupić w wydaniu z 2007 r. w plastikowym pudełku bezpośrednio w Japonii. Nawet z
przesyłką była tańsza niż to co oferowali polscy sprzedawcy.
niedziela, 4 listopada 2018
Guru Guru – „UFO”, Captain Trip, 1970/2008, Japan
Najwyżej oceniane są jego wczesne albumy, a zwłaszcza: „UFO” (1970), „Hinten” (1971), „Känguru” (1972), „Guru Guru” (1973), „Dance of the Flames” (1974). Z tej grupy płyt jedni cenią najwyżej debiutancki album „UFO”, a inni płytę „Känguru”. Po chudych latach 80. w następnej dekadzie grupa nagrywała jeszcze dobre albumy, ale jej czas przeminął i nie cieszyły się one już takim uznaniem jak jej dzieła z początku kariery.
Album „UFO” miał jak dotąd 23 różne wydania. Pierwotnie na płycie winylowej wydała go niemiecka wytwórnia Ohr w 1970 r. Ukazał się on wówczas jedynie w Niemczech Zachodnich (RFN). Z tego powodu był on trudno dostępny w innych krajach europejskich, a także na innych liczących się rynkach muzycznych, w tym w USA i Japonii. Sytuację tę spotęgowało to, ze przez całe lata 70 i 80. nie wznowiono go ani razu na żadnym nośniku.
Po raz pierwszy na płycie CD wznowiła go niemiecka wytwórnia Ohr we współpracy z ZYX Music w 1993 r. W latach 90. ukazały się także japońskie i francuskie wydanie tego albumu oraz inne wznowienia niemieckie.
W 2008 r. ukazało się trzecie japońskie wydanie tego albumu firmowane przez wytwórnię Captain Trip Records. Przygotowano je jako tzw. Mini Vinyl Replikę bardzo starannie odtwarzającą wygląd oryginalnego pierwszego winylowego wydania. To oczywiście luksusowe i bardzo drogie wydanie tej płyty i nie mógłbym go normalnie kupić, gdyby nie szczęśliwy traf. Polegał on na tym, że okazyjnie odkupiłem ją dużo poniżej wartości od jednego z kolekcjonerów.
sobota, 3 listopada 2018
Adelbert von Deyen – „Atmosphere”, Bureau B, 1980/2016, Germany
Adelbert von Deyen (1953-2018), to niemiecki muzyk,
kompozytor, malarz i grafik. Jego twórczość muzyczna reprezentuje style:
progresywnej elektroniki, szkoły berlińskiej i new age. Zadebiutował albumem
„Sternzeit” w 1978 r. Największe sukcesy odniósł na przełomie lat 70. i 80. XX
w. W latach 90. przerwał nagrywanie płyt. Do nagrywania nowych albumów powrócił
dopiero w połowie następnego stulecia.
Obok wspomnianego szczególnie cenione są także jego trzy
kolejne albumy: „Nordborg” (1979), „Atmosphere” (1980) i „Planetary” (1982).
Mnie najbardziej podoba się druga z tych płyt. Główną część tego albumu zajmuje
bardzo długa tytułowa kompozycja „Atmosphere” podzielona na dwie części. Oprócz
niej na płycie znalazły się także dwa inne krótsze utwory.
Do chwili obecnej album ten wydano jedynie w sześciu różnych
wersjach: trzy z nich ukazały się na winylach, dwie na płytach kompaktowych, a
jedna na płycie CDr. Jest więc to dość rzadka i trudno dostępna płyta.
Pierwotnie, na płycie winylowej, wydała go niemiecka wytwórnia Sky Records w
1980 r. Ona też jako pierwsza wznowiła go na płycie CD w 1993 r.
Ja ostatnio kupiłem ten album w wersji niemieckiej wytwórni Bureau B z 2016 r. Jest to wytwórnia specjalizująca
się we wznawianiu rzadkich płyt z progresywną muzyką elektroniczną.
piątek, 2 listopada 2018
O czym będzie ten blog?
Celem tego bloga będzie prezentacja mojej kolekcji płyt kompaktowych z muzyką. Płyty te zbieram nieustannie od 1991 r. i przez lata zgromadziłem ich pokaźną ilość, choć jest ona daleko mniejsza niż podobne zbiory znanych mi z najbliższej okolicy kolekcjonerów, a wręcz mikroskopijna w porównaniu do niebotycznej kolekcji płyt znanego dziennikarza muzycznego Piotra Metza.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Lou Reed, Berlin, RCA / BMG, 1973 / 1998, EU
Album „Berlin” jest jedną z najlepszych płyt w dyskografii amerykańskiego autora tekstów, kompozytora i gitarzysty Lou Reeda, a zarazem je...
-
Album „Berlin” jest jedną z najlepszych płyt w dyskografii amerykańskiego autora tekstów, kompozytora i gitarzysty Lou Reeda, a zarazem je...
-
Brytyjski zespół Genesis wciąż jest jedną z największych gwiazd muzyki rockowej, choć od wydania jego ostatniej płyty studyjnej minęły już...
-
Najbardziej pamięta się to, co człowieka spotkało po raz pierwszy w życiu. Z tego powodu fani muzyki bardzo dobrze pamiętają swą pierwszą...