Zespół Henry Cow powstał na uniwersytecie Cambridge w
październiku 1968 r. z inicjatywy dwóch muzyków: gitarzysty Freda Fritha i
klawiszowca Tima Hodgkinsona. Obaj byli też kompozytorami i multiinstumentalistami.
W ciągu dekady istnienia grupy skład grupy ulegał zmianie, ale trzema innymi
ważnymi stałymi członkami tego zespołu byli: perkusista Chris Cutler, basista
John Greavesi, oboistka i fagocistka Lindsay Cooper oraz wokalistka Dagmara
Krause. Grupę Henry Cow, choć powstała w Cambridge, zalicza się do tzw. sceny
Canterbury. Jednak w przeciwieństwie do twórców tej sceny zespół ten nie grał
tylko wymyślnego progresywnego rocka, a w swych poszukiwaniach artystycznych
poszedł znacznie dalej i śmiało zanurzył się w niezbadaną wcześniej przez
twórców popularnych otchłań dźwięków. Obecnie Henry Cow to legenda brytyjskiej
i światowej sceny awangardowego rocka. Grupa istniała w latach 1968-1978, ale
wszystkie swoje płyty wydała pomiędzy 1973 a 1978 r.
Według wielu dziennikarzy muzycznych nazwa grupy, Henry Cow,
była nawiązaniem do imienia i nazwiska amerykańskiego kompozytora awangardowego
Henry Cowella (1897-1965). Jednak Tim Hodgkinson stanowczo temu zaprzecza i twierdzi,
że nazwa grupy to przypadkowy, ale celowy, zlepek słów nie mający szczególnego
znaczenia. W dosłownym tłumaczeniu na j. polski to Henryk Krowa.
Członkowie Henry Cow w przededniu założenia do tego zespołu
inspirowali się różną muzyką: Fred Frith fascynował się folkiem i bluesem, Tim
Hodgkinson nowoczesnym jazzem spod znaku Johna Coltrane’a, a Chris Cutler psychodelią
i muzyką elektroniczną. W pierwszej fazie swego istnienia duży wpływ na nich
miała też wczesna twórczość Soft Machine, The Mothers Of Invention i nagrania Jimi
Hendrixa. Jednak tym co chyba w największym stopniu wpłynęło na ukształtowanie
własnego stylu tego zespołu była współczesna muzyka awangardowa, m.in. twórczość
francuskiego kompozytora Oliviera Eugène’a Messiaena (1908-1992), węgierskiego
kompozytora Béli Bartóka (1881-1945) czy austriackiego kompozytora Arnolda
Schönberga (1874-1951). W przeciwieństwie do wielu innych typowo rockowych
muzyków jej członkowie byli znacznie lepiej wykształceni, stąd ich twórczość od
początku znacznie wykraczała poza normy prostych rytmów i melodii typowej
muzyki rockowej. W sumie tworzoną przez Henry Cow muzykę można określić jako
rock eksperymentalny lub awangardowy silnie inspirowany współczesną muzyką
symfoniczną, free jazzem i poszukiwaniami muzycznymi sceny Canterbury.
Zgodnie z przyjętymi założeniami artystycznymi zespół ten
podążał zawsze własną ścieżką muzyczną, której jedynymi drogowskazami były:
wolność twórcza i chęć stworzenia alternatywnej muzyki współczesnej na bazie
szeroko rozumianego idiomu rockowego. Z albumu na album ich muzyka była coraz
bardziej pozbawiona czynnika komercyjnego, a więc łatwo wpadających w ucho
melodii, czy przewidywanej rytmiki na rzecz niczym nieograniczonej
improwizacji. Celem tych działań było podniesienie muzyki rockowej do rangi
sztuki muzycznej. I moim zdaniem grupie się to w pełni udało, ale zapłaciła za
to wysoką cenę, w postaci słabej sprzedaży płyt i małej popularności u masowego
odbiorcy.
Brak sukcesu komercyjnego nie nastrajał do niej przychylnie
przemysłu muzycznego w tym wytwórni Virgin, w której wydawała swe albumy. Pewną
rolę w tej niechęci mogły odgrywać tutaj także czynniki ideologiczne, a
konkretnie fakt, że radykalizmowi twórczemu zespołu towarzyszył radykalizm
polityczny. Konkretnie chodzi o to, że wszyscy członkowie tego zespołu, choć w
różnym stopniu mieli lewicowe poglądy i jednoznacznie opowiadali się za krytyką
wynaturzeń systemu kapitalistycznego. Nie oznacza to jednak ze byli
komunistami, tyle że krytykowali to, co poznały niedługo później na własnej
skórze narody wschodniej Europy po 1989 r. Chodzi o to, do czego doprowadziła
propagowana przez neoliberałów „doktryna szoku”, która wpędziła miliony ludzi na
świecie w biedę, a ostatecznie doprowadziła do obecnego stanu świata: czyli
ogromnych dysproporcji ekonomicznych, które zrodziły populizmu i odrodziły nacjonalizm.
Genezy omawianego tutaj albumu koncertowego należy szukać w
sytuacji artystycznej i finansowej zespołu po nagraniu albumu „In Praise Of
Learning” (1975). Pomimo tworzenia muzyki o najwyższym poziomie artystycznym
jej albumy słabo się sprzedawały przez co muzycy nie mieli dosłownie z czego
żyć, a i wytwórnia Virgin nie była zachwycona perspektywą nagrywaniem kolejnej
płyty przez zespół, co w jej ocenie generowało kolejne koszty bez perspektywy
większych zysków. Od początku zresztą słabo dystrybuowała jej albumy w Wielkiej
Brytanii i za granicą, a także nie przykładała się do organizacji jej
koncertów. Z tego powodu już wcześniej Henry Cow porzucił jej dysfunkcyjną
agencję koncertową sam sobie organizując trasy koncertowe po kontynencie
europejskim.
Nawiasem mówiąc także brytyjska prasa muzyczna tego okresu
nie była grupie przychylna, przykładowo w jednym z artykułów w magazynie
„ZigZag” z 15 VI 1974 r. jego dziennikarz Neil Spencer określił zespół „zdecydowanie
niedostępnym” dla zwykłych słuchaczy. Nawiasem mówiąc w tym samym magazynie swe
graficzne rysunki drzew genealogicznych wykonawców rockowych kreślił słynny
potem Peter Frame.
W takich okolicznościach antykapitalistyczne stanowisko
zespołu Henry Cow zostało niejako wymuszone przez sytuację w branży muzycznej,
stąd grupa ta porzuciła dotychczasowe agencje koncertowe i menedżerów, a także
przestała zabiegać o względy prasy muzycznej i szybko stała się
samowystarczalna, ale na bardzo skromnym poziomie. W takich okolicznościach
Henry Cow stali się wygnańcami we własnym kraju a jednocześnie dzięki licznym
dobrze przyjmowanym koncertom stali się miłymi gośćmi w różnych krajach Europy
kontynentalnej. Gdy więc w 1975 r. niewielka niezależna wytwórnia Compendium z Norwegii
(istniejąca w latach 1974-1977) zaproponowała Henry Cow wydanie albumu
koncertowego muzycy grupy z chęcią na to przystali. Nawiasem mówiąc publikowała
ona także inne mało komercyjne płyty np. free jazzowe albumy Archie Sheppa czy
Hugh Hoppera.
Ku zdziwieniu samych muzyków wytwórnia Virgin bez problemu
się na to zgodziła choć miała ciągle kontrakt z grupą, a wydanie albumu w obcym
wydawnictwie było dla niej teoretyczną stratą potencjalnych zysków. Ale w tym
czasie była tak zniechęcona do muzyków Henry Cow, że na to przystała. Nie bez
wpływu na to był ogromny sukces finansowy tej wytwórni na sprzedaży płyt Mike’a
Oldfielda, co tym bardziej zniechęcało ją do inwestowania w mało dochodową
muzykę. Co więcej Virgin zgodziła się też na opublikowanie tego albumu we
Włoszech w tamtejszej niezależnej wytworni L'Orchestra Cooperativa w Mediolanie
oraz w brytyjskiej niezależnej wytwórni Caroline. Przy tym albumie muzycy Henry Cow po raz
pierwszy w swej karierze zrobili wszystko sami: produkcję, mastering, projekt
okładki, a nawet nadzór nad tłoczeniem albumu.
Bardzo charakterystyczna kolażowa okładka tego albumu
utrzymana w tonacji czarno-białej powstała na bazie części wyciętego plakatu
wykonanego czarnym piórkiem. Z przedniej strony przedstawia ona panoramę dużego
miasta z widokiem nowoczesnych bloków, dzielnic robotniczych, fabryk ale i
bliżej nieokreślonego sztafażu ludzkiego m.in. w pochodach z proporcami
sugerujących jakieś manifestacje polityczne. Z kolei w tylnej części
przedstawiała sielankową panoramę wiejską z polną drogą, drzewami i pasterzem pasącym
krowy i owce. W środku rozkładanej okładki umieszczono duże zdjęcie zespołu
podczas koncertu., także zresztą niezwykłe, bo zaaranżowane na pokój z typowymi
dla niego wolno stojącymi dużymi lampami. Pośród rysunków okładki ukryto tytuły
utworów, nazwiska członków zespołu i dane techniczne osób tworzących album. Nazwę
zespołu i tytuł albumu narysowano w postaci płonącego napisu „Henry Cow
Concerts”. Projektantami tej okładki byli członkowie zespołu i ich objazdowy
reżyser dźwięku Maggie Thomas (a także grafik i fotograf).
W ten sposób album „Concerts” (1976) był jedyną płytą
koncertową i to od razu podwójną wydaną w okresie istnienia zespołu Henry Cow. Nie
jest to jednak zapis jednego koncertu a zlepek nagrań koncertowych i studyjnych
z lat 1973-1975. Album ten miał jak dotąd 15 wydań na różnych nośnikach: z tego
9 winylowych i 6 kompaktowych. Pierwotnie po raz pierwszy na płycie winylowej
wydała go w 1976 r. w Norwegii wytwórnia Compedium Records. Tego samego roku
ukazały się także jego wydania: włoskie (L'Orchestra) i brytyjskie (Caroline
Records) – ta ostatnia była w tym czasie oddziałem Virgin Records. W następnym
okresie album ten nie był zbyt często wznawiany, bo w ciągu 20 lat ponownie
wydano go tylko dwa razy: wydanie brytyjskie (Broadcast Records) z 1984 r. i
amerykańskie (East Side Digital) z 1995 r.
To ostatnie było też pierwszym wydaniem na płycie
kompaktowej tego albumu. Z późniejszych wydań kompaktowych na uwagę zasługują dwie
edycje tej płyty, obie wydane w 2006 r.: japońskie, to tutaj omawiane, oraz
brytyjskie – oba wydane przez wytwórnię ReR Megacorp. Ale też trzeba zwrócić
uwagę na to, że repertuar wersji winylowych tego albumu nieco różni się od jego
edycji kompaktowych. Różnice te wynikają tylko i wyłącznie z przyczyn
technicznych lub dodania do wersji kompaktowych nowych nagrań.
Nawiasem mówiąc aby radykalnie poprawić dystrybucję płyt
Henry Cow były członek tego zespołu, Chris Cutler już w 1978 r. założył
wytwórnię Recommended Record (obecnie pod nazwą ReR Megacorp) która zaczęła
wydawać albumy Henry Cow i innych wykonawców awangardowego rocka, w tym The
Residents. Jednak ze względów prawnych pierwsze wznowienia płyt Henry Cow
ukazywały się w jej oddziale występującym pod nazwą Broadcast Records.
Album „Concerts” nagrano w następującym składzie: Fred Frith
(gitara, fortepian), Tim Hodgkinson (organy, klarnet, saksofon altowy), Chris
Cutler (perkusja), Lindsay Cooper (fagot, flet, obój), John Greaves (bas,
śpiew, czelesta), Dagmar Krause (śpiew). Dodatkowo w niektórych utworach w
zastępstwie Lindsay Cooper na fagocie, flecie i oboju grał Geoff Leigh.
Jak wspominają członkowie zespołu przy improwizacjach
koncertowych, tak istotnych na tym albumie, zespół trzymał się pewnego planu. A
ten plan przedstawiał się następująco, improwizacja miała trwać nieprzerwanie
przez dłuższy czas i odbywać się w ciemności przy świecach lub w innej
aranżacji nawiązującej do zachodniej kultury. Każdy koncert rozpoczął się od instrumentów
perkusyjnych i nimi kończył przy czym najczęściej było to zakończenie o dużej
sile intensyfikacji. W środkowej partii zawsze było miejsce na grę fletu i
innych instrumentów, ale grano na nich w sposób nietypowy przez co uzyskiwano
na nich nowe brzmienia.
Układ nagrań w prezentowanej tutaj wersji płyty jest
następujący:
- płyta CD 1: utwory 1-5 pochodzą ze studyjnej sesji
nagraniowej dla BBC z 5 VIII 1975 r. zostały nagrane i zmiksowane przez Boba
Conduct i Tony'ego Wilsona. Utwory 6 i 7 pochodzą z koncertu w London Theatre w
dniu 21 V 1975 w których uczestniczył Robert Wyatt, a także z udziałem Johna
Gravesa na fortepianie. Nagranie 8 pochodzi z 13 X 1975 r. z koncertu w
Palamostre Auditorium w Udine we Włoszech, utwory 9-10 zarejestrowano 26 IX
1974 r. bez udziału Lindsay Cooper w Vera Club w Groningen w Holandii.
- płyta CD 2: utwory od 1-8 pochodzą z sesji w centrum
sztuki współczesnej w Hovikodden Arts Centre w Oslo w Norwegii (Chris Cutler
gra tutaj na pianinie, a Fred Frith na skrzypcach i ksylofonie), nagrania 9-11
zarejestrowano 4 XI 1973 r. w studio The Manor w Oxfordzie (nagrania przed dołączeniem
do grupy Lindsay Cooper, za to z Geoffem Leigh na saksofonach, flecie i
klarnecie i Timem Hodgkinsonem na fortepianie). Był to materiał, który znalazł
się potem na podwójnej składance pt.: „Greasy Truckers' Live at Dingwalls”
wydanej przez Virgin w 1973 r. Obok Henry Cow opublikowano na niej także
nagrania Camel, Gong i Global Village Trucking Co. Notabene czarno-biała
rysunkowa okładka tej składanki przywodzi na myśl późniejszą okładkę
„Concerts”.
W poszczególnych nagraniach w zależności od okoliczności jako
producenci występują różne osoby, w tym członkowie Henry Cow, a także różni inżynierowie
dźwięku. Prezentowane tutaj remasterowane cyfrowo wydanie tego albumu
przygotowane zostało przez Boba Drake'a w Studio Midi-Pyrenees we Francji.
Pierwszą płytę albumu otwiera nagranie „Beautiful As The
Moon: Terrible As An Army With Banners” pochodzące z nowej wówczas płyty „In
Praise Of Learning” (1975) nagranej wraz z grupą Slapp Happy. To jego skrócona
o minutę w stosunku do oryginału wersja, ale z tą samą wbijającą się w uszy
partią wokalną Dagmary Krause, tym bardziej charakterystyczną, że wyśpiewywaną
z niemieckim akcentem. Całości dopełnia końcowa piękna improwizacja z partiami
na gitarze i oboju.
Utwór „Nirvana For Mice” jest nową wersją klasyka grupy z
jej debiutanckiego albumu „Leg End” (1973) i stanowi przykład zaawansowanego
free rocka inspirowanego free jazzem. Początkowa partia jest melodyjna, ale
utwór szybko przechodzi do grupowej improwizacji w której nie ma miejsca na
kompromisy brzmieniowe. W tej wersji nagranie to jest z kolei o minutę dłuższe
niż oryginalna wersja studyjna.
„Ottawa Song” to pierwszy w tym zestawie nowy utwór nigdy
nie zamieszczony wcześniej na albumach studyjnych grupy. Rozpoczyna się od
partii na fagocie, poczym swym głosem raczy nas Dagmara Krause, ale tym razem
jest wokaliza jest stonowana w stylu współczesnej muzyki klasycznej. Potem
następują improwizacje poszczególnych instrumentów, w tym fletu, fagotu i
innych. W końcowej partii tego utworu wokalnie wspomagają ją także inni
członkowie zespołu przez co utwór nabiera charakteru podniosłej pieśni.
„Gloria Gloom” pochodzi z repertuaru zespołu Matching Mole i
jego albumu „Matching Mole's Little Red Record” (1972). Utwór ten płynnie
wypływa z poprzedniego nagrania i choć nie jest to utwór Henry Cow, to brzmi
jakby nim był. Nagranie to utrzymane jest w powolnej tonacji i ma improwizowany
charakter. Jak poprzednio ważne miejsce przypada tutaj wokalizom Dagmary
Krause. Miejscami, zwłaszcza w partiach gitarowych, przypomina podobne
improwizacje King Crimson.
Po nim następuje powrót do tematu głównego z początku
albumu, czyli nagrania „Beautiful As The Moon” przy czym tym razem nosi ono
nazwę Beautiful As The Moon Reprise”. Wyróżnia się w nim gitara oraz
szczególnie wyraziste partie fortepianowe bliskie awangardowej muzyki
współczesnej.
„Bad Alchemy” nieco
różni się od wcześniejszych utworów, bo jest bardziej piosenkowe. I trudno się
temu dziwić, skoro w roli głównego wokalisty występuje tutaj Robert Wyatt,
któremu towarzyszy na fortepianie John Greaves. Oczywiście to utwór daleki o
komercyjnej piosenki, a bliski art rockowym czy dadaistyczm poszukiwaniom
samego Wyatta z jego solowych płyt.
Nagranie „Little Red Riding Hood Hits The Road” pochodzi z
klasycznego albumu Roberta Wyatta „Rock Bottom” (1974). Utwór ten doskonale
został wpleciony w program tego albumu i jakby wyrasta z poprzedniego nagrania
będąc jego improwizowanym rozwinięciem. W tym wypadku znacząca rola przypadku
już całemu zespołowi Henry Cow i jego niczym nieograniczonym improwizacjom.
Oczywiście kolorytu nadają mu partie wokalne Wyatta, a i sama muzyka bliska
jest temu artyście – główna partia wokalno-instrumentalna przypomina miejscami
niektóre utwory tego artysty z Soft Machine z okresu „Trójki” (i trudno się
dziwić, skoro pochodzi z solowej płyty dawnego perkusisty tego zespołu). Dzięki
swej subtelnej melodyjności, to chyba najbardziej przystępne nagranie na tym
albumie.
Ponad szesnastominutowe „Ruins” z partią Dagmary Krause na
fortepianie pochodzi z albumu „Unrest” (1974), ale w stosunku do oryginału
zostało tutaj wydłużone aż o cztery minuty. To już w pełni oryginalne styl
Henry Cow z atonalnymi liniami melodycznymi,
niekonwencjonalną rytmiką i głębokim intelektualnym przesłaniem
muzycznym. A na czym ono polega, a na tym – popatrzcie stworzyliśmy dzieło
muzyki rockowej, które nie jest tylko piosenką, czy żywym i skocznym utworem
rockowym, a w pełni dojrzałym utworem muzycznym ze swoją skomplikowaną ale w
pełni przemyślaną strukturą. To nagranie w każdej wersji jest jednym z
największych osiągnięć artystycznych tego zespołu, choć muzycznie może być
trochę nieczytelne z powodu zagęszczenia faktury muzycznej. Partie na
skrzypcach (Fritha) przywodzą na myśl najbardziej „odjazdowe: improwizacje z
koncertów King Crimson z okresu „Lark’s Tonques in Aspic”. Jeszcze większe
wrażenie robi wyszukana improwizacja gitarowa Frita w środkowej partii tego
utworu.
Pierwszą płytę zamykają dwie swobodne improwizacje:
„Groningen” (prawie osiem minut) i „Groningen Again” (ponad siedem minut) z
koncertów w Vera Club w Groningen w Holandii z września 1974 r. Fragmenty tych
improwizacji stały się w przyszłości zalążkiem utworu „Living in the Heart of
the Beast” z albumu „In Praise Of Learning” (1975). Pierwszy z tych utworów rozpoczyna
się od złowieszczego pomruku instrumentalnego ale szybko przechodzi do
swobodnej improwizacji, w której obok dźwięków rożnych instrumentów znalazło
się też miejsce dla ciszy. Zgodnie ze starą zasadą „Warszawskiej Jesieni” są w
nim też fragmenty, w których muzycy grają tak jakby nie wiedzieli czy grają czy
stroją. Ale to oczywiście zamierzony efekt i poszukiwanie nowych dźwięków w
dostępnych im instrumentach. W sumie to taki free rock a zarazem dwa wyjątkowo
ciekawe i inspirujące nagrania. Na pewno jednak są one dalekie od
konwencjonalnego postrzegania muzyki rockowej.
Drugą płytę tego wydawnictwa otwiera koncertowe i w pełni
improwizowane nagranie „Oslo” złożone z ośmiu części bez tytułu. W sumie liczy
ono ponad 28 minut czysto improwizowanej muzyki. W tym wypadku grupa muzycy
Henry Cow nieco zamienili się instrumentarium, bo Fred Frith gra tutaj nie
tylko na gitarze ale i na skrzypcach i ksylofonie, Chris Cutler nie tylko na perkusji
ale i na fortepian, a Lindsay Cooper obok instrumentów dętych obsługuje
instrumenty elektroniczne. Te zmiany korzystnie wpłynęły na kreatywność muzyków
przy tworzeniu tej wielowątkowej improwizacji. Dzięki temu członkowie zespołu przekroczyli
kolejne granice znanych dotąd form i stylów muzycznych. Jako całość utwór ma
miejsca dynamiczne i bardziej stonowane, ale zawsze jest intrygujący. W tych
nieokiełznanych improwizacjach, często atonalnych, czy wręcz kakofonicznych, każdy
szmer ma swe znaczenie. Powstała w takich okolicznościach muzyka daleko
wykracza poza schematy progresywnego rocka, a nawet osiągnięcia innych
najbardziej awangardowych twórców rocka. W ten sposób muzycy Henry Cow zbliżyli
się jeszcze bardziej do awangardowej muzyki współczesnej. Notabene w jednej z
partii tego utworu, tej swoistej suity, słychać echa twórczości amerykańskiej
kompozytorki Wendy Carlos.
Ponad ośmiominutowy „Off The Map” ma stonowany początek, ale
od pierwszych chwil wiemy, dzięki atonalnemu fortepianowi i różnymi dziwnym
dźwiękom, że nie jest to typowe nagranie rockowe. Cały ten utwór to jakby
wielkie poszukiwanie nowych dźwięków w znanych już instrumentach dzięki czemu
otrzymaliśmy coś, co by należało nazwać pierwotną dźwiękową wolną improwizacją.
W sumie można by otrzymaną muzykę porównać do dźwięków jakie dziecko uzyskuje
bawiąc się bezwiednie różnymi instrumentami, tyle że w tym wypadku mamy do
czynienia z zamierzonym efektem.
W podobnym duchu utrzymane jest nagranie nieco ponad
trzyminutowe nagranie „Cafe Royal”, a także następne „Keeping Warm In Winter /
Sweet Heart Of Mine” przy czym to drugie liczy prawie dziesięć minut. Pomimo
życzliwości do Henry Cow trzeba powiedzieć, że te dwa ostatnie nagrania już nie
robią tak dobrego wrażenia jak wcześniejszy utwór.
Album kończy bardziej typowe nagranie koncertowe grupy z
włoskiego Udine, stąd jego tytuł, także „Udine” liczące ponad dziewięć minut.
Partię na fortepianie wykonuje tutaj Lindsay Cooper. W tym wypadku powracamy do
pełnego instrumentarium, i bardziej tradycyjnej improwizacji, ale także tutaj
znaczącą rolę odgrywają wydobyte z klasycznych instrumentów różne nietypowe
dźwięki.
Jako całość muzyka z tego albumu, to bardziej radykalna artystycznie
wersja koncertowego wcielenia King Crimson z lat 1973-1974, czy najlepszych i
najbardziej odjazdowych nagrań koncertowych zespołu The Grateful Dead. O ile te
grupy grały tak w szczytowych momentach natchnienia, to dla Henry Cow było to
typowe normalne brzmienie jakie osiągali oni na albumach studyjnych z
dodatkowym elementem improwizacji. Jest to muzyka na poziomie artystycznym,
nieosiągalna dla przeważającej większości innych zespołów rockowych i jazzowych
– w przeszłości i obecnie. Ale też trzeba przyznać, że nie jest to też muzyka
dla nieprzygotowanego słuchacza, który lubi sobie posłuchać rytmicznych i
melodyjnych utworów rockowych, czy to będą trzyminutowe piosenki czy
rozbudowane dwudziestominutowe suity.
Jak już wspomniano pierwszego kompaktowego wznowienia albumu
„Concerts” dokonała amerykańska wytwórnia East Side Digital w 1995 r. Przez
długi czas dostępne było na CD jedynie to jego wydanie. Bardziej osiągalny stał
się on dopiero dzięki wznowieniom z ostatnich lat, a zwłaszcza edycji
brytyjskiej z 2006 r. Było ono dziełem wytwórni ReR Megacorp kierowanej przez
Chrisa Cutlera. To wydanie poszerzono o kilka nowych nagrań na każdej z dwóch
płyt, ale jednocześnie zmodyfikowano jej okładkę, co niestety było dużą wadą
tego wydania.
Po raz pierwszy przeczytałem o tym zespole i tym albumie w
jednym z artykułów w magazynie „Razem” na początku lat 80. XX w. Oczywiście
mogłem jedynie pomarzyć o jego posłuchaniu, bo mało kto w Europie, a co dopiero
w Polsce okresu PRL miał wówczas taką płytę. Nie prezentowano jej też w
audycjach muzycznych Polskiego Radia, bo chyba żaden z ówczesnych redaktorów
nie znał tego zespołu i nie miał jego płyt. Przez lata nie mogłem jej też kupić,
a jak już się ukazała na CD, to była bardzo trudno dostępna i droga. Zresztą te
pierwsze wydania miały te zmodyfikowane okładki, o jakich wcześniej wspomniałem,
co mnie lekko zniechęcało do ich nabycia.
Dlatego zdecydowałem się kupić japońskie wydanie tego albumu
z 2006 r. firmowane także przez ReR Megacorp. Jego zaletą jest to, że nie tylko
zaopatrzono go w oryginalną okładkę ale przy okazji pozostawiono w nim dodatkowe
nagrania dodane w drugim wznowieniu kompaktowym. Dość dziwny jest fakt, że w
tej postaci album ten firmowano jako japoński, choć faktycznie wytworzono go w
USA lub Wielkiej Brytanii. Z tego co wiem w Japonii wykonano na pewno
poligrafię do niego, a więc okładkę, wkładki itp.
Nabyta przez mnie wersja tego albumu to tzw. mini vinyl replica,
czyli płyta kompaktowa wydana w postaci w pełni odtwarzającej oryginalny wygląd
pierwotnego winylowego wydania z 1976 r. Przygotowano go w limitowanym nakładzie,
co na pewno podnosi jego wartość rynkową, ale każde wydanie tej płyty nie jest
tanie i łatwe do kupienia.