The Greatest Show On Earth, to zespół brytyjski istniejący w
latach 1968-1971 i tworzący muzykę z pogranicza rhythm and bluesa, jazz rocka i
progresywnego rocka z mocnym akcentem soulowym. Wyłonił się z zespołu Living
Daylight działającego w okresie 1967-1968. To jeden z tych zespołów, które
drugie życie zyskał dzięki kompaktowej reedycji swych płyt z pierwszej połowy
lat 90. XX w.
Grupę założyli w Londynie bracia Watt-Roy: Garth (gitarzysta
i wokalista) i Norman (wokalista i basista). Obok nich jej skład tworzyli:
Ozzie Lane (śpiew), Mick Deacon (instrumenty klawiszowe), Ron Prudence
(perkusja, instrumenty perkusyjne) oraz trzej muzycy grający na instrumentach
dętych: Dick Hanson (trąbka), Tex Phillpotts (saksofon), Ian Aitcheson (saksofon).
Znacząca grupa muzyków grająca na instrumentach dętych nie była przypadkowa i
wynikała z chęci zespołu tworzenia muzyki nawiązującej do brzmienia
big-bandowego jazzu. I faktycznie od początku muzyka grupy brzmiała bardzo po
amerykańsku co, dodatkowo podkreślały pełne soulowej żarliwości partie wokalne
jej murzyńskiego wokalisty. W takim składzie występowała w klubach Wielkiej
Brytanii i w Europie.
W 1969 r. Ossie Layne wrócił jednak do Nowego Orleanu, a
nowym wokalistą zespołu został Colin Horton-Jennings grający też na gitarze,
flecie i instrumentach perkusyjnych. Dopiero wówczas wypracowała własny
oryginalny styl będący mieszkanką rocka, rhythm and bluesa, jazzu i soulu. W
ten sposób uzyskała brzmienie podobne do tego jakie prezentowały: amerykański
zespół Blood Sweat And Tears (odcień jazzowy) czy brytyjska grupa Spooky Tooth
(ocień soulowy).
W tym samym czasie wytwórnia Harvest (wyłoniona z koncernu
EMI do wydawania płyt spoza głównego nurtu, głównie progresywnego rocka) poszukiwała
brytyjskiego wykonawcy grającego big-bandowy jazz-rock będący odpowiednikiem
amerykańskich zespołów: Blood Sweat And Tears lub Chicago. W ten sposób trafiła
na członków The Greatest Show On Earth. Na początek Harvest wydał w lutym 1970
r. singiel „Real Cool World”/”Again And Again” z myślą o zawojowaniu rynku list
przebojów. Nie odniósł on zbyt dużego sukcesu w Wielkiej Brytanii, ale cieszył
się pewnym uznaniem w Europie, gdzie też chętnie organizowano koncerty grupy.
Później oba te utwory znalazły się na debiutanckim albumie grupy „Horizons”
wydanym w marcu 1970 r. z charakterystyczną okładką z okiem zaprojektowaną
przez agencję Hipgnosis.
Głodna sukcesu komercyjnego wytwórnia Harvest wymusiła na
grupie szybkie przygotowanie drugiej płyty. Poprzedziło ją wydanie we wrześniu
1970 r. singla „Tell The Story”/ ”The Mountain Song”, który także nie odniósł
sukcesu na listach przebojów. W takich okolicznościach drugi album grupy „The
Going's Easy” przygotowany pod okiem producenta Jonathana Peela, a wydany w
listopadzie 1970 r., od początku znajdował się na straconych pod względem
komercyjnym pozycjach. Jego okładkę także przygotowała agencja Hipgnosis. Brak
sukcesu rynkowego doprowadził do zerwania z grupą kontraktu przez wytwórnię Harvest,
co latem 1971 r. skłoniło do odejścia z niej części muzyków, co w konsekwencji
doprowadziło do rozpadu zespołu.
Ron Prudence, Ian Aitcheson i Tex Phillpotts całkowicie
porzucili muzykę, natomiast pozostali członkowie tego zespołu nadal pracowali w
show biznesie. Horton-Jennings grał kolejno w grupach: Chaser, Taggett i
Streetwalkers, a w 1974 r. wydał nawet własny album soolowy „Magic Woman
Touch”. Dick Hanson został muzykiem sesyjnym m.in. grając z następującymi
wykonawcami: The Blues Band, Graham Parker, Dave Edmunds, Kirsty McColl i
Shakin' Stevens. Mike Deacon dołączył do grupy Vinegar Joe, a potem był m.in.
członkiem zespołów: Suzi Quatro Band i Darts.
Norman Watt-Roy założył grupę Glencoe wydając z nią dwa
albumy dla Epic: „Glencoe” i „The Spirit Of Glencoe”. Jego kolejny zespół Loving
Awareness takzę nie odniósł większego sukcesu, choć przygotował z nim album
wydany w 1976 r. Ostatecznie grupa ta przekształciła się w zespół The
Blockheads towarzyszący Ianowi Dury. Później był członkiem zespołu Wilko
Johnson Band. Jako muzyk sesyjny współpracował m.in. z następującymi
wykonawcami: The Clash, Nickiem Lowe’em, Wreckless Erikiem, Frankie Goes To
Hollywood, Madness, Nickiem Cave’em.
Garth Watt-Roy najpierw dołączył do zespołu Fuzzy Duck, a
potem został muzykiem sesyjnym grającym z takimi wykonawcami jak: Steamhammer, East
Of Eden. Limey i Bonnie Tyler, był także członkiem Marmalade, The Q-Tips Paula
Younga i The Barron Knights.
Album „The Going's Easy” grupy The Greatest Show On Earth ma
jak dotąd 22 wydania na różnych nośnikach, z tego tylko 7 wydań kompaktowych.
Po raz pierwszy na płycie winylowej wydała go wytwórnia Harvest w 1970 r. Album
ten ukazał się wówczas w Wielkiej Brytanii, Włoszech, Holandii, Niemczech
Zachodnich, Francji, ale także w tak egzotycznych jak: Republika Południowej
Afryki i Tajwan. Nie najlepsza sprzedaż tego albumu sprawiła, że w latach 70.
wznowiono go tylko raz, w Meksyku (1972), a w latach 80. nie wydano go ani razu.
Taki stan sprawił, że płyta ta szybko stała się zapomniana. Jak widać na tej
liście nie ma wydań amerykańskich czy japońskich przez co płyta ta na
tamtejszych rynkach była mało dostępna i znana.
Po raz pierwszy na płycie kompaktowej wydała ją niemiecka
wytwórnia Repertoire Records w 1994 r. I to jest to, opisywane tutaj wydanie. W
1995 r. album ten wydano w Korei Południowej i na tym kończyły się kompaktowe
reedycje tego albumu w latach 90. Pierwsze wydanie japońskie tego albumu
ukazało się dopiero w 2013 r., a podobnie jak bardziej dostępne wydanie europejskie
w 2013 r. (Esoteric Recordings).
Oryginalny repertuar albumu obejmował sześć nagrań, po trzy
po każdej ze stron. W reedycjach kompaktowych dodano nagrania dodatkowe, w opisywanej
wersji płyty - jedno.
Album otwiera ponad dziewięciominutowa kompozycja
„Borderline” autorstwa całego zespołu. Rozpoczyna się od solówki gitarowej Garth
Watt-Roya, bardzo podobnej do tych jakie serwował na płytach zespołu Focus Jan
Akerman. Szybko przechodzi ona jednak do typowej blues-rockowej improwizacji z
dużą ilością organów i instrumentów perkusyjnych. Brzmieniowo dosłownie słychać
w niej lata 60. i energię charakterystyczną dla ówczesnych blues rockowych grup
brytyjskich grających podobny repertuar ze skłonnościami do jazz-rocka np.
Colosseum. Ale partie wokalne Colina Horton-Jenningsa są w niej bardziej
jazzowe i soulowe niż typowo bluesowe. Utwór jest dobry choć może nie jest
porywający. Całość zdecydowanie kojarzy się ze stylem zespołu Blood, Sweat And
Tears. Tekst utworu opowiada o człowieku, który spłacił dług wobec
społeczeństwa, ale ponownie jest nękany przez władzę. Nadal jednak wierzy w
jutro, bo Bóg go wspomaga w świecie dołujących go ludzi.
„Magic Woman Touch” to ballada autorstwa spółki autorskiej
Watt-Roy/Horton-Jennings. Delikatnej partii wokalnej towarzyszy stonowana
muzyka na gitarze akustycznej ale z silnym akcentem na instrumentach
perkusyjnych. Jego charakterystycznym wyróżnikiem są też wielogłosowe partie
wokalne, a także fragmenty grane na sfuzowanej gitarze, ale bardzo stonowane.
Partia fortepianu przypomina o bluesowych korzeniach tego utworu. Utwór
utrzymany był w stylu twórczości Crosby Stills & Nash. W późniejszym czasie
jego adaptacji dokonał zespół The Hollies. Tekst mówi o prośbie do bliżej niezidentyfikowanej
czarodziejki, przypuszczalnie personifikacji magicznej mocy miłości, którą
podmiot liryczny prosi o ponowne rzucenie czaru, aby odzyskać wewnętrzny spokój
i pewność siebie.
„Story Times And Nursery Rhymes” to kolejna kompozycja
spółki Watt-Roy/Horton-Jennings. To zdecydowanie bardziej rockowe nagranie niż
poprzednie, w stylu rock soulowym wypracowanym już wcześniej przez grupę Spooky
Tooth. Wyróżnia się partia instrumentów dętych bardzo podobna w brzmieniu,
podobnie jak śpiew głównego wokalisty, do dokonań zespołu Blood Sweat And
Tears. Tekst dotyczy tęsknoty za światem dzieciństwa, w którym czułeś się
dobrze a problemy egzystencji polegały jedynie na wyborze dziecięcej zabawy.
Pierwotnie drugą stronę albumu otwierał utwór „The Leader”
autorstwa całego zespołu. Utwór zbudowany jest na zasadzie przeciwieństwa
tworzonego przez fragmenty ciche i głośne. Te pierwsze są balladowe, a te
drugie bardziej jazzowe. Podstawą utworu jest podkład bluesowy grany przez
perkusję, bas i fortepian, który tworzy dogodne pole do niczym nieskrępowanej
improwizacji dla instrumentów dętych. Do tego wszystkiego wplecione są elementy
R&B na fortepianie. Gitara jest tutaj tylko jednym z instrumentów. Tekst
utworu opowiada o ambitnym polityku posyłającym swoich poddanych na śmierć, co
opłakują ich matki, w krainie gdzie liberalna demokracja jest martwa. W końcu ten
dyktator stoi samotny nad krawędzią końca własnej egzystencji czekając na cichą
śmierć.
„Love Magnet” autorstwa spółki Hanson/Watt-Roy/Aitchison to
najdłuższe nagranie na tym albumie bo liczące 9 minut i 28 sekund. W tym
wypadku mamy do czynienia z utworem bardziej progresywno rockowym. Nagranie
zaczyna się od delikatnej partii instrumentalnej i utrzymanym w tej samej
tonacji śpiewem. Charakter utworu jest bardziej blues-rockowy i jazz-rockowy.
Uwagę zwraca piękna improwizacja organowa Micka Deacona i gra instrumentów
perkusyjnych oraz saksofonistów. Utwór pięknie i naturalnie się rozwija i być
może dla niektórych będzie to nawet najlepsza kompozycja na tym albumie. Łączy
on w sobie wulkany energii z subtelnością. Tekst mówi o tytułowym magnesie
miłosnym przyciągającym podmiot liryczny do wybranki z wielką ukrytą siłą.
Oryginalną płytę kończył utwór „Tell The Story” autorstwa
spółki Deacon/ Prudence/ Phillpotts. To bardziej motoryczne i piosenkowe
nagranie. Nie przypadkowo wybrano je na singiel upatrując w nim przeboju.
Oczywiście mówimy o przeboju jazzowo-soulowym. Nagranie ma wyrazistą partię
wokalną wspomaganą przez chórek w tle, ale moim zdaniem trochę brakuje mu
bardziej przebojowej linii melodycznej. Przypuszczalnie z powodu tej
przyciężkawości nie odniósł sukcesu na listach przebojów. Tekst piosenki
opowiada o narkomanie oraz o tym jak z wiekiem uczymy się kłamstwa a także o
tym, że pieniądze rządzą światem.
W prezentowanym tutaj wydaniu kompaktowym dodano nagranie
dodatkowe „Mountain Song” autorstwa Watt-Roya z drugiej strony pierwszego singla
grupy wydanego w 1970 r. To krótka piosenka z ciekawą aranżacją instrumentów
dętych i partią fletu. Niestety jako całość dość mało przebojowa.
Jako całość to niezły album, choć na pewno nie wybitny.
Niektórzy uważają go za lepszy niż debiutancki „Horizons”, choć w sumie trudno
je tak w pełni porównać. Widać że grupę tworzyli dobrzy i zgrani muzycy, co
słychać na całej omawianej tutaj płycie. Moim zdaniem załamanie ich kariery wynikało
z dwóch przyczyn: pecha oraz zmiany trendów w muzyce popularnej jaka dokonała
się na początku lat 70. Grupa tworzyła w stylu big-bandowego jazz-rocka, co w
połączeniu z soulowym śpiewem było chwytliwe w USA, natomiast taki styl nie był
zbyt popularny w Europie. W tym czasie znacznie bardziej podobały się tutaj
zespoły progresywne, a takim w czystym sensie The Greatest Show On Eart na
pewno nie był. Z tych względów pomimo dużej sprawności instrumentalistów i
niewątpliwych talentów kompozytorskich członków zespołu nie odniósł on spodziewanego
sukcesu.
W młodości nie słyszałem o tym zespole, bo nikt mi znany
też go nie znał. Nie prezentowano go też w Polskim Radiu. Po raz pierwszy zetknąłem
się z nim na początku lat 90. XX w. przy okazji studiowania katalogów wytwórni
Repertoire dołączanych do płyt wydawanych przez to wydawnictwo. Album ten
kupiłem jako używano dopiero w ubiegłym roku. Dużo wcześniej kupiłem
debiutancką płytę tego zespołu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz