Mark Shreeve jest brytyjskim kompozytorem i wykonawcą muzyki elektronicznej. Jest artystą znanym i cenionym wśród miłośników elektroniki spod znaku szkoły berlińskiej (Berlin-School), a także progresywnej elektroniki (Progeressive Electronic) oraz kosmicznego ambient (Space Ambient). Dla mniej wyrobionych słuchaczy może być znany tylko dzięki niegdysiejszej współpracy z piosenkarką Samanthą Fox. Przypuszczam jednak, że faktycznie jest całkowicie nieznany masowemu odbiorcy.
Cechą charakterystyczną biografii Marka Shreeve’a jest to,
że mało co o nim wiadomo. Nie wiadomo nawet tego kiedy i gdzie się urodził, do
jakich szkół chodził, czy ma rodzinę itp. Pierwsze płyty zaczął nagrywać i
wydawać na początku lat 80., stąd można przypuszczać, że obecnie ma ok. 60 lat.
Jednocześnie przez ostatnie 39 lat komponował, nagrywał muzykę (sam, bądź we
współpracy z innymi osobami), wydawał płyty i koncertował. Pozostaje zresztą
bardzo aktywny twórczo do chwili obecnej. Dzięki wielu wybitnym, choć mało
znanym szerszemu gronu słuchaczy albumom, cieszy się kultową pozycją wśród
fanów klasycznej muzyki elektronicznej. W sumie można powiedzieć, że Mark
Shreeve jest twórcą Szkoły Brytyjskiej w Muzyce Elektronicznej (British Scholl
of Electronic Music).
Często się mówi, że jakiś artysta jest kultowy, a jego płyty
są unikatami. Przeważnie to tylko propaganda, ale w wypadku Marka Shreeve’a to
dosłowne stwierdzenie faktu. Jak zapytać pierwszego z brzegu tzw. znawcę rocka o
jego postać, to nie będzie wiedział co to za jeden. Jeszcze gorzej będzie, jak
ktoś zechce kupić jego płytę, bo to prawie dosłownie niemożliwe, albo bardzo
trudne i kosztowne.
Jego solowa dyskografia na chwilę obecną liczy około siedemnastu
albumów studyjnych, z których znaczna część ukazała się niegdyś wyłącznie na
kasetach magnetofonowych (Compact Casette). Przeważnie były to pojedyncze
wydania, stąd już w czasach dominacji kaset były trudno osiągalne. Z kolei
płyty, które ukazały się w formie winylowej czy kompaktowej są bardzo rzadkie,
gdyż przygotowały je najczęściej mało znane i niewielkie wytwórnie w
mikroskopijnych ilościach. Z tego powodu często mówi się o tym, że jest to
artysta, który nagrał wiele świetnych klasycznych albumów, których jednak
prawie nikt nie słuchał.
Miłośnicy Marka w jego dyskografii szczególnie cenią
następujące albumy: „Phantom” (1980), „Thoughts Of War” (1981), „Assasin”
(1983) i „Legion” (1985), „Crash Head” (1988), „Nocturne” (1995). Ja bym do
tego dorzucił jeszcze album „Ursa Major” (1980) wydany jedynie na kasecie
magnetofonowej. Uważam, że to zapomniane arcydzieło klasycznej muzyki
elektronicznej.
W latach 90. XX w. Mark Shreeve wraz z kilkoma innymi
muzykami, m.in. ze swoim bratem Julinem i Jamesem Goddardem stworzył wyjątkowo
twórczy zespół Redshift. Grupa ta zadebiutowała albumem „Redschift” w 1996 r.
Na tej płycie, obecnie także już klasycznej, twórczo rozwinęła styl szkoły
berlińskiej w muzyce elektronicznej.
Dodatkowo wraz z innym wybitnym muzykiem brytyjskim komponującym
muzykę elektroniczną, Ianem Bodym, stworzył duet ARC, z którym także nagrał
kilka udanych płyt studyjnych i koncertowych. Jedną z nich jest rewelacyjny
album „Arcturus” wydany w 2005 r.
Album „Thoughts Of
War” jest jedną klasycznych pozycji w dorobku muzycznym Marka Shreeve’a. Guru
krytymi rockowej, Piero Scaruffi, uważa tę płytę za pierwsze wielkie dzieło
tego artysty. Jak dotąd album ten miał jedynie cztery wydania. Pierwotnie na
płycie winylowej wydala go niewielka norweska wytwórnia Uniton Records w 1981
r. W 1985 r. płytę tę wznowiono w wersji winylowej na Tajwanie. Jedyne
kompaktowe wydanie tego albumu przygotowane zostało przez brytyjską wytwórnię
Champagne Lake Productions (CLP) w 2000 r. To numerowane wydanie liczyło
zaledwie 300 egzemplarzy tego albumu. W późniejszym okresie musiano go chyba
jednak wznowić, skoro jeden z internautów podał, że ma 534 numer tej płyty (ale
równie dobrze mógł nabyć jej piracką wersję).
Album „Thoughts of War” („Myśli o wojnie”) tworzą zaledwie
cztery długie kompozycje, po dwie na każdej stronie oryginalnej płyty
winylowej. To bardzo długa płyta, bo w sumie liczy ponad 59 minut muzyki i w
czasach analogowych, w jakich się pierwotnie ukazała z trudem mieściła się w
całości na płycie winylowej. Inspiracją dla muzyki z tego albumu na pewno była
twórczość klasycznego elektronicznego rocka spod znaku szkoły berlińskiej, a
zwłaszcza Klausa Schulze i zespołu Tangerine Dream. Jednak pomimo tej
inspiracji jest to dzieło w pełni oryginalne i nacechowane tym rodzajem aury, dzięki
której od razu wiadomo, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym.
Głównym nagraniem na albumie jest dwuczęściowa kompozycja
tytułowa licząca w sumie ponad 33 minuty rozdzielona pomiędzy dwie strony
oryginalnej płyty analogowej, przy czym jej część pierwsza jest nieznacznie
krótsza niż druga.
Część pierwsza tej kompozycji nazwana „Thoughts of War -
Part One” rozpoczyna się od miarowego rytmu sekwencera w tle którego pojawia
się główny temat melodyczny tej kompozycji wykreowany przez Marka na
syntezatorze. Wyłania się on z ciszy i stopniowo narasta obejmując także kilka
melodii pobocznych. W środkowej partii utwór robi się coraz bardziej głośny i
gwałtowny, ale nie przekracza granic formy stylistycznej stworzonej przez
Klausa Schulze na której jest wzorowany. Brzmienie syntezatora z jego wyraźną
klasyczną skalą przypomina tutaj fortepian, co może się bardzo podobać jak
wszystko co klasyczne. W jego końcowej partii słychać też fragment wyraźnie
inspirowany twórczością Jean-Michaela Jarre’a, ale bardziej mroczny i
niepokojący. Utwór kończy się pewnym uspokojeniem z leniwie płynącą melodią w
końcowej partii niespiesznie dobiegająca do jej pełnego wyciszenia.
Część druga tej kompozycji nazwana logicznie „Thoughts of
War - Part Two” rozpoczyna się od efektu jakby startu samolotu odrzutowego. To
doskonały efekt uzyskany na syntezatorze. Towarzyszy temu dość duży zgiełk
innych dźwięków i dopiero po pewnym czasie utwór się uspokaja. Pojawiają się
pojedyncze dźwięki i urywane melodie świadczące o poszukiwaniu głównej linii
melodycznej jakby zagubionej na jego początku. To bardziej awangardowy i
niekonwencjonalny fragment tego utworu. Mniej tu miarowego bitu sekwencera, a
więcej syntezatorowych poszukiwań nowych brzmień.
Wykreowane dźwięki doskonale oddają nastrój niepokoju jaki
towarzyszył napięciom wojennym początku lat 80 i katastroficznym myślom ówczesnych
ludzi na Zachodzie bojących się zgłady nuklearnej. Z tego chaosu wyłania się po
pewnym czasie dość spokojna i ładna melodia organizująca jakby na nową tę
kompozycję. Melodia ta narasta i rozwija się by w pewnym momencie, gdzieś w
połowie tej części kompozycji, zostać uzupełnioną przez magiczne brzmienie
sekwencera. W takiej formie utwór robi się coraz bardziej intrygujący, bo pełen
niepokojących szumów, szmerów itp. Jego końcowa partia to charakteryzuje się
uspokojeniem poszczególnych wątków melodycznych, a także wyciszeniem wcześniejszej
nerwowej atmosfery. Pod pewnymi względami ta partia utworu przypomina nagrania
Jean-Michaella Jarre’a, a więc kończy się dokładnie tak samo jak w części
pierwszej.
Całość tej dwuczęściowej kompozycji jest dość mroczna, ale i
refleksyjna, przy czym jest to refleksja dość ponura i zimna. Ten nastrój
oddaje bardzo różnorodna paleta dźwięków, z muzyką pełną kontrastów, ale nadal dość
melodyjną i miejscami rytmiczną. W sumie to takie zorganizowane melodyjne szumy
z rytmem i myślą przewodnią.
Oprócz tego na płycie znalazły się jeszcze dwa inne utwory.
Pierwszy z nich „Nightmare Of Reality” („Koszmar realizmu”) zamykał pierwszą
stronę oryginalnej płyty winylowej. Ta ponad czternastominutowa kompozycja
zaczyna się od dość awangardowych dźwięków ilustrujących chaos panujący w
świecie. Stopniowo wyłania się z niego dość odhumanizowana melodia dobrze
ilustrująca nieprzystępność i wrogość świata w jakim żyjemy. Utwór wyrasta z konwencji
szkoły berlińskiej, a muzycznie nawiązuje do pierwszych płyt Tangerine Dream. Ogólnie
nagranie jest dość spokojne i mniej w nim nerwowości niż w tytułowej
kompozycji, choć niektóre wykreowane w nim dźwięki mogą odstraszać swą nieco
bardziej awangardową formą, zwłaszcza w środkowej części utworu. Ale nie można
się temu dziwić, skoro to muzyka ilustracja koszmar, a więc coś z tego koszmaru
musiało się znaleźć także w tym utworze. W sumie nagranie to mogłoby być ścieżką
dźwiękową do jakiegoś filmu grozy. W jego końcowej partii Shreeve osiągnął te
same efekty dźwiękowe, co zespół The Residents na swych
mechano-katastroficznych płytach z początku lat 80.
Drugą stronę płyty winylowej otwierała jedenastominutowa
kompozycja „Dream Sequence” („Sekwencja snów”) dobrze oddająca tytułem
charakter swej muzycznej zawartości. To najbardziej melodyjna a zarazem
przystępna kompozycja na tym albumie. Pojawiająca się na początku utworu
organowo-syntezatorowa melodia rozwija się powoli i wciąga słuchacza swym
onirycznym nastrojem. W formie przypomina rozmarzone i ciągnące się w nieskończoność
fantazyjne nagrania Klausa Schulze z połowy lat 70.. Pomimo tego jego
poszczególne wątki nie nudzą się i nadal są atrakcyjne dla słuchacza, a to
dzięki niewielkim przetworzeniom i swej swoistej aurze tajemniczości. Nagranie
kończy się stonowanym sekwencyjno-syntezatorowym motywem zamykającym w logiczny
sposób tę kompozycję.
Po raz pierwszy w życiu usłyszałem ten album w dwóch
audycjach z cyklu „Studia Nagrań” nadanych 28 lipca i 4 sierpnia 1988 r. Już
wtedy płyta ta zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ale z powodu różnych
okoliczności życiowych nie miałem jej wówczas możliwości nagrać. Później na
wiele lat o niej zapomniałem. Przypomniałem sobie o niej dopiero wraz z
wejściem do Internetu w 2000 r. Niestety rychło okazało się, że jej kupienie nie
było łatwe.
Płytę „Thoughts Of War” w prezentowanej tutaj wersji
kompaktowej nabyłem dopiero w 2008 r. w jednym ze sklepów internetowych w
Polsce specjalizującym się w sprzedaży muzyki elektronicznej. Miałem ogromne
szczęście, bo album ten wydano jedynie w 300 sztukach, a ja nabyłem egzemplarz
z ręcznie na niesionym numerem „110”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz