Niemiecki (zachodnioniemiecki) zespół Einstürzende Neubauten
(Walące się Nowe Budynki) powstał w kwietniu 1980 r. w Berlinie Zachodnim. Na
przełomie lat 70. i 80. było to miejsce szczególnie inspirujące dla artystów.
Na tym niewielkim kawałku terenu ścierały się dwa światy i dwie ideologie, co
było dość destrukcyjne ale i twórcze dla tego miejsca. Upodobali je sobie
zwłaszcza ludzie o radykalnych poglądach politycznych i artystycznych. Jednymi z
nich byli przyszli członkowie grupy EN.
Grupę założyło dwóch muzyków: Blixa Bargeld (właściwie
Christian Emmerich), wokalista i gitarzysta grający też na instrumentach
elektronicznych oraz N. U. Unruch (właściwie Andrew Chudy), wokalista,
gitarzysta i perkusista. Skład uzupełnił F. M. Eiheit (właściwie Frank Martin
Straus) grający na instrumentach perkusyjnych i klawiszowych. Tworząc EN
dwudziestoletni Bargeld był pełen młodzieńczego zapału i buntu (jego ojciec był
maklerem giełdowym) a pod względem muzycznym inspirował się awangardową niemiecką
muzyką rockową (Faust, Neu), dorobkiem twórców muzyki konkretnej (Schaeffer,
Xenakis, Cage), a także dokonaniami futurystów np. George’a Antheila. Nawiasem
mówiąc swój pseudonim – Blixa – Emmerich wziął od nazwy firmy produkującej
długopisy.
Z takimi inspiracjami, ten zrodzony w przygnębiającej
atmosferze Berlina Zachodniego zespół nie mógł mieć typowego podejścia do
materii muzycznej. Zainspirowany niemiecką kulturą techniczną postanowił
przenieść jej elementy do muzyki popularnej. Jednak był nie tyle piewcą
niemieckich dokonań techniki, co raczej jej oskarżycielem, a szerzej
cywilizacji technicznej i alienacji człowieka. Członkowie zespołu nie mieli
pieniędzy na zakup potrzebnego instrumentarium, a tym samym na pełną realizację
swoich planów. Zdesperowani i wściekli muzycy postanowili zatem stworzyć swoją
muzykę na dostępnych im instrumentach, czy raczej przedmiotach zaadoptowanych
do tego celu. Z tego powodu ich muzyka powstała głównie w oparciu o narzędzia
budowlane m.in. młoty pneumatyczne, młotki, kleszcze, pilniki, a także różnego
rodzaju odpady np. stalowe blachy, puszki itp. Oczywiście uzupełniono to
dostępnymi muzykom instrumentami, tj. gitarą i perkusją, ale to właśnie te
niekonwencjonalne instrumentarium zadecydowało o oryginalności muzyki zespołu.
Dzięki temu tworzona przez grupę muzyka była nie tylko
szokująca brzmieniowo, ale także wyjątkowo unikalna, bo członkowie grupy
okazali się wyjątkowo twórczy w wykorzystaniu swego nietuzinkowego arsenału dźwiękowego.
W takich okolicznościach narodził się styl muzyczny zwany industrialem, a grupa
Einstürzende Neubauten stała się jego pierwszym w pełni świadomym i
konsekwentnym twórcą. Z biegiem czasu eksperymentowała także z innymi
brzmieniami, co było możliwe poprzez włączenie przez nią do składu, na
późniejszych płytach, instrumentów elektronicznych.
Już samo instrumentarium czyniło z EN grupę w najwyższym
stopniu oryginalną i udowadniało, że duch kroczy przed materią, w tym wypadku
pomysłowość i inwencja muzyków przed ich możliwościami materialnymi i
technicznymi. Jednak tym, co w ich podejściu do sztuki było najważniejsze, była
umiejętność stworzenia z destrukcji i stworzonego prze nią dźwiękowego chaosu
oryginalnej muzyki. Wbrew pierwszemu odhumanizowanemu wrażeniu, była ona bardzo
ludzka, bo poszukiwała w tym chaosie człowieczeństwa. Ostatecznie tego
ostatniego nie było zbyt wiele w jej muzyce, tak samo jak mało go jest w naszym
świecie zdominowanym przez technikę, kłamliwych polityków i fałszywych proroków
religijnych. Dzięki temu, w przeciwieństwie do wielu innych wykonawców,
zwłaszcza brytyjskich, czy amerykańskich członkowie grupy nie musieli się silić
na oryginalność, bo w każdym calu ze swą awangardową muzyką znajdowali się na
szpicy każdego rodzaju nowatorskich twórców muzyki popularnej.
Swe pierwsze nagrania grupa opublikowała na kasetach
magnetofonowych i singlach. Wydany w 1981 r. album „Kollaps” („Upadek” lub
„Zapaść”) był jej pierwszym pełnoprawnym albumem wydanym na winylu. Pierwotnie
wydała go niewielka niezależna niemiecka wytwórnia Zickzack z Hamburga. Do
chwili obecnej album „Kollaps” miał jedynie 16 wydań na różnych nośnikach przez
co zawsze był dość trudno dostępny i drogi. Oryginalnie na płycie winylowej
album ten wydano jedynie w Niemczech Zachodnich. Jednak pomimo wydania w
niewielkim nakładzie album ten od początku wzbudził ogromne zainteresowanie w
kręgu eksperymentalnego rocka. Umieszczony na okładce tej płyty znak graficzny w
postaci schematycznego rysunku człowieka z głową w postaci koła i wpisaną w nie
kropką nawiązywał do techniki (znak koła napędowego) ale i sztuki pierwotnej stąd
postrzegany był odtąd jako symbol zespołu i całego nowego stylu zwanego
industrialem.
Po raz pierwszy na CD wznowiła go niemiecka wytwórnia
Zickzack w 1988 r. Bardziej dostępne stały się dopiero jej późniejsze wydania
kompaktowe wydane w Niemczech (Potomak) i we Francji (Spalax) w latach 90. Album
ten ma tylko jedno wydanie japońskie z 2008 r. natomiast nigdy nie został
wydany w USA, Wielkiej Brytanii, czy innych znaczących rynkach muzycznych, np.
w Kanadzie i Australii.
Winylowy oryginał tego albumu nie był zbyt długi, bo zamykał
się w niecałych 32 minutach muzyki. Obejmował po sześć utworów po każdej
stronie płyty. Przeważnie były one dość krótkie (najkrótszy miał zaledwie osiem
sekund), ale tytułowa kompozycja była prawdziwą suitą bo trwała ponad osiem
minut. Niezależnie od długości to ciężka w przyswojeniu muzyka, bo kakofoniczna,
atonalna, niemelodyjna, drażniącą naturalistycznymi dźwiękami i bliżej
niezidentyfikowanymi hałasami. W utworach dominując dźwięki wydobyte ze
wspomnianego wcześniej niekonwencjonalnego instrumentarium zespołu, a więc trzaskanie
młotkami, wibracje blachy, dźwięki wydobyte z pracującego młota pneumatycznego
itp. Nie ma tutaj co liczyć na gitarowe solówki, popisy perkusyjne, czy
elektroniczne pasaże. Mało tutaj rytmu i melodii, za to dużo programowego
hałasu. Także partie wokalne bardziej przypominają wykrzykiwania szaleńca, niż
tradycyjny śpiew. Przy nich nawet wokalizy najbardziej skrajnych punk hardcorowców
wydają się dziecinnymi piosenkami. Wszystko to doskonale ilustrowało
wszechobecny zgiełk i egzystencjalny niepokój towarzyszący współczesnemu
człowiekowi zdominowanemu przez technikę i konsumpcjonizm.
Równie radykalny jest przekaz tekstowy tego albumu. Już same
tytuły utworów świadczą, że nie jest to liryka dla wrażliwych i zakochanych.
Przykładowo album otwiera kompozycja „Tanz Debil” („Taniec debila”) wzywająca
tytułowego debila do odrzucenia chciwości, używek, zwierzęcego mięsa i
dominacji nad innym człowiekiem, a w końcu mówiąca o samobójstwie. Tytułowa
kompozycja „Kollaps” („Upadek”) opowiada o tym jak współczesna cywilizacja
techniczna niszczy człowieka i świat w jakim żyjemy i to bez najazdu Czyngis-chana.
Podmiot liryczny ostrzega, że nasz świat jest gorzki i mamy mało czasu aby
powstrzymać upadek naszej cywilizacji, bo wszystko niszczymy jak nowa mongolska
Złota Orda. Grupie udało się przemycić głębokie przemyślenia nawet w bardzo krótkich
utworach takich jak „Sehnsucht” („Tęsknota”) opowiadającym o tym, że jedynie
„tęsknota”, tutaj w rozumieniu nadziei, pozwala podmiotowi lirycznemu na
wyrwanie się z chaosu otaczającego świata i jest dla niego jedynym źródłem
energii.
Kompozytorem wszystkich, poza jednym, utworów na płycie byli
członkowie EN. Jedyne nie stworzone przez nich nagranie, to utwór „Jet'm”
będący przeróbką znanej piosenki miłosnej „Jet'm” autorstwa Serge’a Gainsbourga.
I choć w wersji EN wykorzystało tutaj wiele z pierwotnej melodii tego utworu,
to jednak jest ona nieco zniekształcona i czuć w niej pewien niepokój, za to
brakuje w niej zmysłowości cechującej oryginał.
W kompaktowej wersji albumu jaką nabyłem do pierwotnego
albumu dodano dziesięć nowych utworów utrzymanych w stylistyce muzyki grupy z
okresu jej debiutu. Dziewięć z tych nagrań pochodzi z kasety „Stahldubversions”
wydanej w 1982 r., a jedno (Schieß Euch Ins Blut) nie było wcześniej wydane. W
tej postaci, nawet pomimo tego, że nowe utwory także nie są zbyt długie, to
płyta rozrosła się do 56 minut.
Pierwszy raz usłyszałem o tym zespole już na początku lat 90. a nawet przeczytałem
recenzję jednej z jego ówczesnych płyt („Haus Der Lüge”), ale wówczas nie
miałem nawet najmniejszej możliwości posłuchania jego muzyki. Album „Kollaps”
kupiłem dopiero w 2018 r. w Niemczech. W tej wersji to starannie wydany
digipack z 2003 r. przygotowany przez własną wytwórnię zespołu Potomak Records.
Na zakończenie mogę powiedzieć tylko jedno, że pomimo upływu lat awangardowa muzyka
z tego albumu wciąż szokuje swym radykalizmem. To na pewno jedna z najbardziej
oryginalnych i nowatorskich płyt jaka powstała w kręgu muzyki popularnej.