Sam Apple Pie to zespół brytyjski grający blues rocka. Pod
wspomnianą nazwą istniał w latach 1969-1975. Później wielokrotnie zmieniał
skład oraz nazwę i tak przetrwał do końca lat 70., ale nie nagrał już żadnej
nowej płyty. W ciągu swej krótkiej kariery nagrał tylko dwa albumy studyjne:
„Sam Apple Pie” (1969) i „East 17”
(1973). Szczególnym uznaniem fanów cieszy zwłaszcza pierwszy z nich.
Grupa grała typowego blues rocka z domieszką jazzu i psychodelii.
W ten sposób uzyskała brzmienie charakterystyczne dla większości najlepszych brytyjskich
zespołów rockowo-bluesowych z przełomu lat 60. i 70. Nie była w niczym gorsza
niż np. takie Fleetwood Mac, Colosseum, Savoy Brown czy wielu grup, ale nie
odniosła takiego sukcesu jak one, gdyż miała po prostu pecha.
Debiutancki album „Sam Apple Pie” do chwili obecnej miał jedynie
14 wydań na różnych nośnikach. Należy więc go raczej uznać za płytę dość rzadką
i trudno dostępną. Pierwotnie na płycie winylowej wydał go brytyjski oddział
wytwórni Decca w 1969. W epoce płyta ta ukazała się także we Francji (Disc'Az),
Niemczech (Decca) i USA (Sire). Później przez wiele lat nie była wznawiana
przez co stała się zapomniana i mało znana. Pamięć o nie odświeżyła dopiero jego
włoska reedycja z 1985 r wydana na winylu przez wytwórnię Lion.
Po raz pierwszy na płycie CD album ten wznowiła wytwórnia
Repertoire Records dopiero w 2003 r. Potem album ten wznowiono także w Wielkiej
Brytanii (Europie) na płycie kompaktowej w 2012 r. (Angel Air) a także w
Japonii (Air Mail Archive). W 2017 r. ukazało się też nieoficjalne rosyjskie
wydanie tego albumu. Ponadto ukazało się kilka wydań tej płyty na winylu i CD
bez daty wznowienia.
Największy udział kompozytorski w postaniu tego albumu miały
trzy osoby: wokalista i harmonijkarz Sam Sampson oraz dwaj gitarzyści: Mick
Tinkerbell Smith (gitara elektryczna zwykła) oraz Andy „Snakehips” Johnson
(gitara slide). Podstawowy skład uzupełniali: Dog Renny (gitara basowa) i Dave
Charles (perkusja). W sesji nagraniowej wzięli też udział dodatkowi muzycy:
Steve Jolly (gitara), Malcolm Morley (klawesyn elektryczny, fortepian), Andy
Clark (fortepian, a także aranżacje), Rex Morris (saksofon tenorowy, flet?).
Za lidera tej grupy należy uznać Sama Sampsona, bo to on
wkładał zawsze najwięcej wysiłku w dalsze trwanie tego zespołu. Inżynierami
odpowiedzialnym za dźwięk na tym albumie byli: David Grinstead i John Punter, a
jego producentami byli: Ian Sippen oaz Peter Shertser.
Na albumie umieszczono dziesięć nagrań, po pięć po każdej
stronie pierwotnej płyty winylowej. Wydanie kompaktowe wiernie odtwarza ten
układ i nie dodaje do niego żanych nowych nagrań.
Całość otwiera nagranie „Hawk” będące klasycznym blues
rockowym utworem w średnim tempie. Widać inspirację muzyków dokonaniami
amerykańskiego czarnego bluesa, co uwypuklają solówki gitarowe zwykłe i te
grane techniką slide. Nagranie ma żwawy rytm, ale jest też nieco schematyczne.
„Winter Of Love” rozpoczyna się niczym jeden z najlepszych
utworów Fleetwood Mac z bluesowego okresu. Utwór napędza piękny i wciągający motyw
melodyczny grany techniką slide, a dobra aranżacja sprawia, że wszystkie
instrumenty, w tym saksofon, znajdują tutaj miejsce na wybrzmienie. To jedno z
tych porywających nagrań, które podoba się od pierwszego przesłuchania i które
sprawia, że od razu lubi się twórczość jakiegoś zespołu. Element nostalgii w
melodyce tego utworu przywołuje wspomnienie o podobnych w charakterze
nagraniach zespołu Steamhammer. Moim zdaniem to najlepsze nagranie na tym
albumie i na pewno jedno z ciekawszych w tamtym czasie.
Kompozycja „Stranger” ma bardziej nostalgiczny i spokojny
charakter. To piękna bluesowa ballada ze świetnymi klasycznymi partiami na
gitarze elektrycznej. Wokalista nie udaje, że jest lepszy niż może śpiewać, ale
jego partie są przekonywujące. Całość pięknie dopełnia subtelne brzmienie
elektrycznego klawesynu. To łagodne brzmienie jest dalekie od schematów
typowego amerykańskiego bluesa i zdecydowanie inspirowane jest także klasyczną
muzyką europejską.
Z kolei „Swan Song” (kompozycja Boby Reeda) od pierwszych
taktów jest wręcz przesiąknięty brzmieniem tradycyjnego bluesa i przywodzi na
myśl nagrania Willie Dixona. Bas jest twardy, gitara ostra, filling czysto
bluesowy, ze słyszalnym w tle saksofonem. Wszystko to powinno radować serce
miłośnikom bluesa i blues-rocka. Szczególnie zachwyca żywiołowa improwizacja w
końcowej części tego utworu.
Pierwszą stronę pierwotnej płyty winylowej kończyło krótkie
nagranie „Tiger Man” utrzymane w stylu żywiołowego szybkiego bluesa z wyrazistą
partią na gitarze graną techniką slide. W tym wypadku możemy mówić o inspiracji
twórczością Elmore’a Jamesa czy innych mistrzów tego stylu gry na gitarze.
Drugą stronę albumu otwierała kompozycja „Something Nation”
utrzymana w średnim tempie o żywym charakterze. Utwór napędza prowadzący motyw
gitarowy o dość surowym charakterze. W tym wypadku mamy do czynienia z
inspiracją typowym rockiem tamtego okresu, a więc blues rockiem i psychodelią.
Ogólnie rzecz biorąc utwór ten jest nieco bardziej toporny niż inne nagrania i
jest jakby proto hard rockiem.
„Znacznie subtelniejszy jest kolejne nagranie „Sometime Girl”
utrzymane w stylistyce bluesowych nagrań zespołu Fleetwood Mac z dominującą
rolę gitarzystów, w tym brzmień granych techniką slide. Utwór ma ładną i
wciągającą melodię. To zdecydowanie jedno z bardziej przyjemnych w odsłuchu
nagrań na tym albumie.
„Uncle Sam's Blues” to typowy niezbyt długi fortepianowy
blues w średnim tempie. Miłośnicy klasycznego bluesa ze znaczącymi partiami
harmonijki ustnej powinni być zachwyceni tą interpretacją, gdyż sprawia ona
wrażenie dosłownie przeniesionej na płytę z jakiegoś baru na Południu USA.
Utwór „Annabelle” od pierwszych sekund ujmuje swym
eterycznym brzmieniem tworzonym przez delikatnie grającą sekcję rytmiczną
uzupełnioną szybko przez fortepian i wyciszony głos. W połowie utwór nabiera
nieco żwawszego tempa dzięki solu gitarowemu i wielogłosowej partii wokalnej. W
moim odczuciu fragment ten wyraźnie inspirowany jest podniosłą duchowością
psychodelicznego rocka. Po nim następuje powrót do bardziej eterycznego
brzmienia. To jedno z ładniejszych nagrań na tej płycie.
Płytę zamyka ponad siedmiominutowa kompozycja „Moonlight
Man” dosłownie kojarząca się z ostrymi rockowymi nagraniami The Doors. Bazą
utworu jest mocny kołyszący rytm wytwarzany przez perkusję i bas na tle którego
ostra gitara improwizuje, harmonijka ustna donośnie gra, a wokalista wyśpiewuje swój tekst. Tutaj dosłownie w każdej sekundzie czuć bluesowy filling
podbity rasowym rockiem. W połowie utwór ulega pewnej modyfikacji i przyjmuje
charakter improwizacji jazzowo-bluesowej z delikatnym klasycyzującym brzmieniem
fletu i saksofonu. Na koniec utwór powraca do swego głównego kołyszącego rockowo-bluesowego
motywu melodycznego.
W młodości nigdy nie słyszałem o tym zespole i nagranej
przez niego płycie. Po raz pierwszy przeczytałem o niej dopiero w latach 90. w magazynie
„Tylko Rock”. Z powodu tego, że w Polsce nie można było kupić tego albumu, stąd
przez wiele lat jej nie miałem. Nabyłem ją dopiero w 2017 r. w niemieckim
sklepie internetowym w wersji wytwórni Angel Air z 2012 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz