Niemiecki, a ściśle rzecz biorąc zachodnioniemiecki zespół
Grobschnitt istniał w latach 1970-1989. Po reaktywacji w 2006 r. w odnowionym składzie
działa do chwili obecnej, ale lata swej świetności ma już na pewno za sobą.
Wszystkie swe najlepsze, a zarazem klasyczne już dzisiaj albumy nagrał w latach
70. XX w. Tworzył muzykę w nurcie rocka progresywnego zwanego nieco pogardliwe
przez dziennikarzy anglojęzycznych krautrockiem.
Grupa powstała w lutym 1970 r. w mieście Hagen w Nadrenii
Północnej-Westfalii na południowo-zachodnim krańcu Zagłębia Ruhry (blisko granicy z
Francją). Obecnie miasto to liczy ok. 188 tys. mieszkańców i jest największym
ośrodkiem miejskim w Południowej Westfalii. Jednak geneza tego zespołu jest
starsza i sięga 1966 r. i amatorskich grup w jakich grali przyszli muzycy tej
formacji. W szczególności chodzi tutaj o zespoły Crew (1966-1969) i wyłoniony z
niego Charing Cross (1970-1971) oraz Chris Brain Band. Ostateczny skład
uformował się w ciągu 1971 r. (w okresie od wiosny do jesieni).
Nieco dziwna nazwa zespołu powstała z przypadku i
zainspirowana została przez jego późniejszego wokalistę, a wówczas członka
obsługi technicznej i oświetleniowca Toni „Moff” Moilo. W rodzinnym domu
znalazł on starą fotografię z 1916 r. przedstawiającą zespół wojskowy Kapelle
Grobschnitt. Przyszłym członkom zespołu tak się to spodobało, że przyjęli ją
jako nazwę swej nowej grupy. Stąd przez całe lato 1971 r. intensywnie
koncertowali w Hagen i okolicach pod nazwą Kapelle Elias Grobschnitt (Zespół
Eliasa Grobschnitta). Później nazwę skrócili do samego Grobschnitt.
Album „Grobschnitt” wydany w kwietniu 1972 r. był jej
debiutem płytowym. Jego nagranie było możliwe dzięki podpisaniu latem 1971 r.
kontraktu z wytwórnią Metronome z Hamburga, która szukała nowych obiecujących
wykonawców dla swej podwytwórni Brain. Nagrano go w słynnym studio Windrose-Dumont-Time
w Hamburgu w grudniu 1971 r. Wszystkie kompozycje na tym albumie były autorstwa
całego zespołu. Do realizacji nagrań grupa pozyskała cenionego już wówczas
inżyniera dźwięku Conrada (Conny) Planka, a jego producentem był Frank Miller.
Okładkę albumu zaprojektował Günter Blum m.in. autor koperty do drugiego,
kosmicznego, albumu brytyjskiej grupy UFO.
Zespół Grobschnitt swój debiutancki album nagrał w składzie:
Joachim „Eroc” Ehrig (perkusja, instrumenty perkusyjne i elektroniczne),
Gerd-Otto „Lupo” Kühn (gitara prowadząca), Stefan „Wild Boar” Danielak (śpiew, gitara
rytmiczna), Bernhard „Bär” Uhlemann (gitara basowa, flet, instrumenty perkusyjne),
Herrmann „Quecksilber” Quettling (organy, fortepian, spinet – rodzaj fortepianu,
instrumenty perkusyjne), Axel „Flix” Harlos (perkusja, instrumenty perkusyjne).
Jak widać, wszyscy muzycy obok nazwisk i imion używali dodatkowych pseudonimów
scenicznych. Danielak i Ehring wywodzili się z Crew, Kühn, Uhlemann z Charing
Cross, a Quettling z Chris Brain Band (dołączył do grupy jako ostatni).
Muzycy grupy, pomimo młodego wieku, dzięki licznym
wcześniejszym występom byli już wówczas dobrze obeznani z estradą i czuli się
na niej dobrze. W przyszłości znacząco też rozbudowali swoje występy sceniczne
czyniąc z nich parateatralne przedstawienia. Ale w okresie debiutu ograniczali
się nadal do gry świateł. Ponadto byli zdolnymi kompozytorami i sprawnymi
instrumentalistami. Wszystko to razem pozwoliło im na stworzenie jednej z najlepszych
płyt w dziejach niemieckiego rocka. I na pewno jednego z najciekawszych albumów
w dziejach europejskiego progresywnego rocka lat 70.
Ówczesny skład zespołu był sekstetem i podobnie jak Allman
Brothers obejmował dwóch perkusistów i dwóch gitarzystów, co miało duży wpływ
na jego brzmienie. Wyróżniało się ono na
tle innych podobnych zespołów większą gęstością faktury muzycznej, a zwłaszcza
jego sekcji rytmicznej i melodycznej. Jednak zespół ten nie grał blues rocka, a
swoją odmianę progresywnego rocka, biegłą technicznie, ale też fantazyjną
dzięki niczym niezmąconym improwizacjom, a przez to wciągającą słuchacza w wykreowane
przez członków grupy muzyczne pejzaże.
Pod względem stylistycznym jej pierwszy album był
progresywnym rockiem silnie inspirowanym psychodelią (stąd skojarzenia z
wczesnym Pink Floyd), ale bardziej uporządkowanym formalnie oraz z elementami
humorystycznymi (inspiracje Frankiem Zappą). W jego muzyce da się też wychwycić
echa twórczości innych wybitnych przedstawicielami brytyjskiego klasycznego
rocka, np. Hawkwind, Yes, wczesnego Jethro Tull, The Nice, Gong, ale też szkoły
Canterbury. Ale to nie proste zapożyczenia, a co najwyżej subtelne inspiracje. Gdzieś
tam głęboko w tle słychać też motywy zaczerpnięte z dorobku wielkich dawnych europejskich
mistrzów muzyki symfonicznej. Objawiają się one m.in. w rozbudowanej formie
utworów, ale przy bardzo naturalnym i lekkim podejściu do ich melodyki oraz przy
zachowaniu kanonów ich klasycznej budowy. Grupa nigdy nie przestała być jednak świadomym swoich celów zespołem rockowym i nigdy nie popadła w tanie naśladownictwo muzyki klasycznej.
Niestety dość chłodne recenzje prasy niemieckiej np. w
„Musik Express”, gdzie album ten chwalono za ciekawe rozwinięcie klasycznego
rocka, ale jednocześnie lekko krytykowano zawarte na nim rozbudowane formy utworów,
a także problemy personalne doprowadziły ostatecznie do rozpadu tego składu grupy.
Album „Grobschnitt” ukazał się jak dotąd w 24 wersjach na
różnych nośnikach: 16 wersjach na płytach winylowych, 2 wersjach na kasetach
magnetofonowych i 6 wersjach na płytach kompaktowych (z tego dwóch
nieoficjalnych). Pierwotnie na płycie winylowej album ten został wydany ma
początku 1972 r. w Niemczech przez wytwórnie: Brain i Metronome. Tego samego
roku ukazało się też jego kanadyjskie wydanie dodatkowo firmowane przez wytwórnię
Krautrock. W latach 70. album ten musiał cieszyć się dużym uznaniem fanów
progresywnego rocka, stąd ukazało się wówczas aż siedem jego wznowień: trzy
japońskie (1973, 1977) i cztery niemieckie (1975, 1977, 1978). Pięciokrotnie
wznowiono go także w latach 80. Jednak nigdy nie wydano go w tamtym czasie na
dwóch kluczowych rynkach: brytyjskim i amerykańskim, ani też w wielu innych
ważnych dla fonografii krajach europejskich np. we Francji czy Holandii. Z tego
powodu album ten nigdy nie odniósł tak wielkiego sukcesu komercyjnego na jaki liczyła
grupa i jej menadżerowie.
Po raz pierwszy na płycie CD wydała go nieoficjalnie w 1996
r. czesko-luksemburska wytwórnia Germanofon specjalizująca się w kompaktowych
reedycjach krautrocka. Pierwsze oficjalne wydanie tego albumu ukazało się
dopiero w 1998 i przygotowane zostało przez niemiecki Repertoire. Było to
zarazem pierwsze wydanie tej płyty na którym zamieszczono dodatkowe utwory.
Znacznie bardziej dostępne było dopiero kolejne edycje tej płyty na CD przygotowane
przez koncern Universal w 2015 r., ale firmowane także przez Brain i Vertigo.
W oryginalnej wersji album obejmował jedynie cztery utwory:
dwa po stronie pierwszej (liczący ponad 13 minut „Symphony” i sześcio i
półminutowy „Travelling”) i dwa po stronie drugiej (ponad trzyminutowy
„Wonderful Music” i ponad siedemnastominutowa suita „Sun Trip”). W wydaniach
kompaktowych to ostatnie nagranie podzielono na mniejsze części przy zachowaniu
jej integralności, a do repertuaru albumu dodano nowe utwory z epoki. W omawianym
wydaniu dołożono dwa nagrania w wersjach koncertowych: jedenastominutowe „About
My Town” oraz dwudziesto sześciominutowe nagranie „Another Symphony”. Pierwsze
z nich pochodzi z koncertu w THG Aula w Hagen z lipca 1971 r., a drugie z
koncertu w Städt. Gymnasium w Gütersloh z 25 II 1977 r.
Do nagrania otwierającej album suity „Symphony” („Symfonia”)
zatrudniono kwartet smyczkowy Opery Miejskiej z Hamburga, co miało nadać tej
kompozycji prawdziwie klasycystyczny charakter. Utwór rozpoczyna się od nieco
humorystycznego chóralnego śpiewu, ale szybko przechodzi do typowego progresywnego
gitarowo-organowego riffu napędzającego całą tę kompozycję. Uzupełnia go bardzo
wyważona partia wokalna w języku angielskim w wykonaniu Danielaka. Sekcja
rytmiczna gra pewnie i precyzyjnie ale nie narzuca się swoją obecnością. Duże
wrażenie robi podniosła partia organowa około szóstej minuty imitująca
brzmienie orkiestry symfonicznej. Po niej następuje wyciszenie i fragment
balladowy z na czele z fortepianem. Końcówkę utworu zdominowało brzmienie
gitary tworzącej melancholijną ale i bardzo melodyjną solówkę. W sumie utwór
ten ma charakter podobny do bardziej wyciszonych nagrań The Nice czy Procol
Harum, a zwłaszcza Pink Floyd z okresu „Atom Heart Mother”. Tekst utworu mówi o
tęsknocie podmiotu lirycznego za ukochaną i chęcią bycia razem („Próbuję cię
zobaczyć, spróbować złapać cię moimi oczami”, „Próbuję poczuć cię blisko mnie”).
Kompozycja „Travelling” („Podróżując”)
zaczyna się od perkusyjnego wstępu wygrywającego marszową ale przyjemną dla
ucha melodię, po czym przechodzi do pełnej pasji części improwizowanej
napędzanej – jak poprzednio – przez gitarę i instrumenty klawiszowe. Uzupełnia
to pełna pasji, ale także bardzo melodyjna partia wokalna w języku angielskim.
Czuć, że muzycy zadbali o wyszukaną aranżację, bo wszystko jest wręcz
perfekcyjnie dopracowane. Tekst utworu opowiada o chęci o zrealizowaniu swej
wolności przez podmiot liryczny przez podróże („Pójdę odwiedzić odległe
miejsca”) będące jej egzemplifikacją, bo tylko wtedy będzie on „wolny” choć i
„niespokojny”.
Otwierający drugą stronę utwór „Wonderful Music” („Cudowna muzyka”) to wręcz
podręcznikowy przykład zastosowania kanonów muzyki klasycznej do opracowania
współczesnego utworu rockowego. Otwiera go partia fletu jakby żywcem wyjęta z
jakiegoś utworu muzyki symfonicznej z przeszłości, a wrażenie obcowania z
dawnymi mistrzami potęgują także inne elementy: jego klasyczna struktura i
dbałość o rozwój linii melodycznych. W sumie mniej tutaj rocka a więcej muzyki
klasycznej z jej subtelnością. Tekst utworu jest pokłonem podmiotu lirycznego
dla piękna muzyki klasycznej, bo daje mu ona „poczucie pokoju i wolności” na
końcu ze smutkiem ale i nadzieją konstatuje on jednak, że ludzie zamiast
walczyć między sobą „powinni słuchać” muzyki.
Głównym nagraniem na albumie
była rozbudowana suita „Sun Trip” („Słoneczny odlot”). W wydaniu kompaktowym
podzielono ją na cztery części. Ten „słoneczny odlot” rozpoczyna się od dość
głośnego i nieco chaotycznego wejścia przesterowanych instrumentów i
melodeklamacji w języku niemieckim. Dopiero około czwartej minuty (część druga)
wchodzi charakterystyczne dla zespołu gitarowo-organowe brzmienie, a także
wokaliza w języku angielskim. Utwór odtąd płynie według wcześniejszych
klasycznych schematów, a więc jest formalnie uporządkowany a przy tym dość
łagodny i melodyjny. Około szóstej minuty (cześć trzecia) robi się bardziej
melancholijny i wyciszony z ledwo słyszalną partią wokalną i nieliniowym
przebiegiem melodycznym spotęgowanym bardzo delikatną grą instrumentów
perkusyjnych. To jakby szczytowy a zarazem najbardziej dramatyczny moment tego „odlotu”,
kiedy człowiek jest na granicy światów, stąd narastające uczucie zagrożenia i
przełomu uzyskane przez nagłe głośne i dość kakofoniczne wejście instrumentów.
Tę część kończy pięknie się rozwijająca solówka gitarowa z mocno rozbudowaną w
tle partią perkusyjną. Ostatnia (czwarta) część tej suity zaczyna się od prawie
hard rockowego wejścia gitarowo-organowo-perkusyjnego, ale szybko następuje jej
wyciszenie i formalne uporządkowanie, z którego wyłania się znana już z jej
początku melodia oraz podsumowująca całość partia wokalna w języku angielskim.
Wprowadzenie w języku
niemieckim mówi o objawieniu Anioła Pańskiego Mojżeszowi w dniu 26, miesiąca siódmego.
Nakazuje on mu, aby za trzy dni zebrał swój lud na Górze Oliwnej, bo objawi się
mu Bóg. Ale pomimo dopełnienia tych warunków Bóg im się wówczas nie objawił,
ani za trzy dni, ani do chwili obecnej. Z kolei część angielska tego tekstu
jest jakby hipisowską halucynacją dotyczącą wszystkiego co było ważne dla tego
nurtu. Są tu wzmianki o błękicie nieba, zielonej trawie i kwiatach, czystym
powietrzu, słońcu, wolności umysłu, ale też o bracie (w tym kontekście raczej o
innym człowieku), który zginął w Wietnamie, widoku jego ciepłej czerwonej krwi
i bombowcach. Dlatego podmiot liryczny wzywa do walki przeciwko wojnie i
nienawiści oraz złu tego świata uosabianemu m.in. w bezosobowym bezmyślnym
tłumie.
Oba dodatkowe nagrania („About My
Town” i „Another Symphony”) pochodzące z koncertów liczą łącznie ponad trzydzieści minut i są
świadectwem wyjątkowych zdolności muzycznych i improwizatorskich dwóch różnych
wcieleń tego zespołu, bo przecież pochodzą z różnych lat. W wersjach
koncertowych uwypuklono rockową naturę tych kompozycji, a wiec są bardziej
żwawe i wyraziste. W zasadzie przypominają niekończące się improwizacje
najlepszych brytyjskich czy amerykańskich grup blues rockowych, tyle że
Grobschnitt nie gra blues rocka a progresywny rock. W wykonaniu na żywo
kompozycje grupy i ich wykonanie zyskują jeszcze na wartości przez ten
naturalny improwizowany feeling tak lubiany przez wszystkich miłośników
klasycznego rocka bliskiego fuzji rocka bluesa i jazzu (np. w wydaniu podobnym
do interpretacji Colosseum). W ten sposób uzyskano brzmienie, w którym prowadząca
melodia rozwija się naturalnie w niekończące się wariacje, a wszyscy
instrumentaliści dosłownie dają z siebie wszystko, aby każda część utworu miała
swoje wewnętrzne życie i była jak najlepsza. W tym drugim nagraniu, a zwłaszcza
w jego skrajnych fragmentach, w pełni ujawnił się też muzyczny humor członków
zespołu w zappowskim stylu. Z kolei pod względem ekspresji wokalnej utwory te
wiele zawdzięczały manierze wokalnej Artura Browna.
Jak już wspomniano, po nagraniu tego albumu grupa się
rozpadła, ale szybko się reaktywowała w składzie z nowym klawiszowcem. Ta i
następne zmiany osobowe stały się jej przekleństwem, podobnie jak wielu innych
zespołów tego okresu. Ale nawet pomimo tego, w latach 70. nagrała ona jeszcze
kilka bardzo udanych płyt, a zwłaszcza podwójne albumy: „Ballermann” (1974) na
którym znalazła się słynna dwuczęściowa suita solarna („Solar Music Part 1-2”), a także koncertowy „Solar
Music – Live” (1978). Drugi z tych albumów fani uważają – i moim zdaniem bardzo
słusznie - za jedną z najlepszych płyt koncertowych w dziejach rocka. W krajach
anglojęzycznych wielkim uznaniem cieszył się też album „Rockpommel's Land” z
1976 r.
W młodości w latach 80. nigdy nie słyszałem o tym zespole,
bo nie pisała o nim polska prasa muzyczna, a tym bardziej nie znałem jego
muzyki, bo nigdy nie zaprezentowano jej w Polskim Radiu. O grupie tej
dowiedziałem się dopiero pod koniec lat 90. z katalogów wytwórni Repertoire.
Publikowano w nich spisy wydawanych przez nią płyt, wśród nich były także albumy
Grobschnitt. Jednak w tamtym czasie niemiałem możliwości sprowadzenia żadnego z
nich do Polski, ani też pieniędzy na jego zakup. Album ten kupiłem dopiero
stosunkowo niedawno w sklepie internetowym w Niemczech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz